Curse of the Sea Rats już 6 kwietnia trafi na konsole i komputery. Czy warto mieć tę grę w swojej bibliotece?
Po raz pierwszy o Curse of the Sea Rats usłyszałem w okolicy ubiegłorocznego Gamescomu. Kolońskie targi gier pozwoliły mi zagrać w ten tytuł wspólnie z jego twórcami. Już wtedy rozgrywka ogromnie przypadła mi do gustu. W związku z tym wyczekiwałem na premierę tej gry. Atmosferę oczekiwania dodatkowo podgrzało demo, które było udostępnione podczas Steam Game Fest. Okazało się, że działało ono bezproblemowo na Steam Decku i już wtedy wiedziałem, że będzie to platforma, na której z przyjemnością przejdę pełną wersję tytułu. Pod koniec marca dostałem dostęp do gry, wobec czego ochoczo zabrałem się za jej ogrywanie. Po jej przejściu mogę przedstawić Wam moją opinię na jej temat. Czy hiszpańska produkcja powinna znaleźć się w Waszej kolekcji? Dowiecie się tego z dalszej części dzisiejszego wpisu. Zapraszam do lektury.
Morskie opowieści
Fabuła przedstawiana w Klątwie Szczurów Morskich bynajmniej nie jest najjaśniejszym punktem gry. Co więcej, jestem w stanie zaryzykować twierdzenie, że bardzo szybko zapomnicie o wydarzeniach, jakie rysują przed nami twórcy. Oto bowiem mamy przed sobą grupę czworga tytułowych szczurów, w których możemy się wcielić. Naszym zadaniem jest pozbycie się klątwy, która zamieniła nas w gryzonie. Do tego niezbędne będzie pokonanie wielu przeciwników oraz bossów, jacy staną na naszej drodze. W moim przypadku fabuła bardzo szybko zeszła na dalszy plan, pozwalając przejąć scenę rozgrywce. Niżej możecie jeszcze oczywiście zapoznać się z oficjalnym opisem gry, jaki znajdziemy chociażby w PlayStation Store.
Grafika
Styl wizualny Curse of the Sea Rats – i to stwierdzam bez wahania – jest jedną z największych zalet recenzowanej gry. Ręcznie rysowane tła i bogactwo kolorystyczne skutecznie zachęcają do spędzenia z tą produkcją długich godzin. Szczerze polecam granie na laptopie z wyświetlaczem OLED lub stacją dokującą Decka podłączoną do OLED-owego monitora (jak na przykład Philips Evnia (test niedługo na portalu)) albo telewizora. OLED najlepiej oddaje tak wyraziste i zróżnicowane barwy. Oczywiście nawet nie mając takiego wyświetlacza, można się świetnie bawić w tej grze. Animacje wydają się przeniesione 1:1 z klasycznych filmów animowanych, co również zaliczam na plus. Największym pozytywem okazała się jednak rozgrywka, o której możecie dowiedzieć się więcej z poniższej części recenzji.
Sterowanie w Curse of the Sea Rats
Wydawać by się mogło, że rozgrywka jest zbyt prosta, by zdołała nas wciągnąć na dłużej. Nie neguję prostoty mechaniki. Mamy bowiem możliwość skakania (nawet podwójnego, po pokonaniu pewnego bossa), wykonywania szybkiego ataku, parowania ciosów, wykorzystywania ataku specjalnego oraz, oczywiście, poruszania się. Sterowanie jest bardzo nieskomplikowane. Lewą gałkę analogową wykorzystujemy do przemieszczenia się naszym szczurem, natomiast A służy do skakania. X to atak, a B parowanie – margines czasowy na wykonanie tego ruchu jest dość niski, a więc trzeba właściwie idealnie wyczuć moment. Oczywiście nadal można pokonać przeciwnika, nie parując ciosów – to nie Sekiro: Shadows Die Twice ani Elden Ring. Wracając do sterowania, Y wykorzystamy do wykonania ataku specjalnego (uzależnionego od wybranej postaci), a za pomocą L1 wyświetlimy mapę.
Rozgrywka
To właśnie z mapy dowiemy się, gdzie już byliśmy, a co czeka jeszcze na odkrycie. Na mapie widzimy również bezpieczne miejsca, w których możemy ulepszyć naszą postać oraz odblokować punkty szybkiej podróży. Do obu tych akcji wykorzystujemy specjalne monety zdobywane w starciach z przeciwnikami. Muszę tu jeszcze wrócić na chwilę do serii gier souls-like. Podobnie jak w takich grach, w Curse of the Sea Rats po naszej śmierci tracimy część zgromadzonych monet. Możemy je odzyskać, udając się w miejsce naszego zgonu – standard. Zachęcam do zaglądania w każdy zakamarek mapy – dzięki temu możemy natknąć się nie tylko na skrzynie, zawierające nierzadko jedzenie (leczące naszą postać), ale i zamkniętego w skrzyni oponenta, czy okazje do podjęcia się misji dodatkowych. Zgadza się, w Curse of the Sea Rars znalazły się zadania poboczne, które aktywujemy, rozmawiając z napotykanymi szczurami. Możemy też dokonywać zakupów w sklepie szczura Roberta. Tu walutą są zwykłe monety, których najwięcej znajdziemy w skrzyniach. Lokacje możemy często przemierzać w górę i w boki, odkrywając kolejne miejsca. Na pewno sporo czasu minie zanim odkryjecie wszystko, co gra ma do zaoferowania.
Udźwiękowienie
Curse of the Sea Rats może się, o dziwo, pochwalić pełnym angielskim udźwiękowieniem. Przyznaję, że nie spodziewałem się tego po tytule tworzonym przez zaledwie 20 osób. Tymczasem jednak zostałem miło zaskoczony. Oprócz tego bardzo spodobała mi się świetna, klimatyczna muzyka. W pajęczej jaskini słyszymy nieco przytłumione, nieśmiałe odgłosy, natomiast w lesie i okolicach do naszych ust docierają radosne kompozycje. Nie znaczy to bynajmniej, że możemy przestać uważać. Zagrożenie tylko czeka na naszą nieuwagę i o śmierć – zwłaszcza w początkowych etapach, gdy nasza postać jeszcze nie jest rozwinięta – jest tu bardzo łatwo. Cóż, nie bez powodu twórcy nazywają swoją grę mianem ratoidvania. Na szczęście wczytywanie zapisu trwa maksymalnie około 2 sekund, a więc szybko możemy wrócić do akcji. Muszę też docenić bardzo małą bateriożerność gry – pełne naładowanie Steam Decka (z włączoną komunikacją bezprzewodową i odświeżaniem na poziomie 40 Hz) zapewnia około 6 godzin rozgrywki. Tym samym wystarczy dwa razy naładować Decka do pełna, aby móc przejść grę.
Podsumowanie – jakie jest Curse of the Sea Rats?
Na Curse of the Sea Rats czekałem już od dawna. Na szczęście mogę oznajmić, że tytuł ten ani trochę nie zawiódł. Oferuje rozgrywkę na kilkanaście godzin i czas upływa niesamowicie przyjemnie. Nie bez znaczenia jest też fakt, że można grać lokalnie z maksymalnie trójką znajomych w trybie współpracy. Dla mnie to jedna z najlepszych gier, w jakie grałem na Steam Decku i polecam ją każdemu fanowi prostych produkcji z bardzo dobrą oprawą audio-wizualną. Mam nadzieję, że powstanie kiedyś serial animowany albo film na podstawie tego tytułu. Przerywniki filmowe i animacje są tak świetnie zrealizowane, że gra zdecydowanie zasługuje na jej rozwijanie. Ja bawiłem się fantastycznie i na pewno jeszcze nieraz wrócę do Klątwy Szczurów Morskich. Tym bardziej, że znajduje się tu niemało odwołań do znanych dzieł o piratach.
Kod recenzencki zapewnił producent, Petoons Studio.
Dodaj komentarz