Curse of the Sea Rats to kolejna gra, którą sprawdziliśmy na Gamescomie. Oto nasze wrażenia z czasu spędzonego z twórcami.
Curse of the Sea Rats to z pewnością jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie niezależnych gier. Jakiś czas temu sprawdziłem na Steam Decku dostępne demo i zakochałem się w tej produkcji. Dlatego też, kiedy tylko dostałem możliwość sprawdzenia gry na Gamescomie, nie wahałem się ani chwilę. Dziś, w Koelnmesse, spotkałem się z twórcami tego tytułu. Grałem zarówno sam, jak i w trybie współpracy. Zapraszam wobec tego do lektury moich wrażeń po spędzeniu z morskimi szczurami kilkudziesięciu minut.
O czym jest Curse of the Sea Rats?

Curse of the Sea Rats to gra, którą Petoons Studio określa przewrotnie jako ratoidvania. Jest to oczywiste nawiązanie do metroidvanii, a więc gatunku, w którym nierzadko odwiedzamy ponownie znane nam lokacje. Nie inaczej będzie opisywanym tytule. Naszą przygodę rozpoczynamy od wybrania głównego szczurzego bohatera. Jak się dowiedziałem od twórców gry, postaci różnią się nie tylko wyglądem, ale również dostępnymi atakami. Niektóre szczury odznaczają się niemałym zdrowiem, ale za to niewielką prędkością poruszania się. Inne natomiast przeciwnie – to właśnie znalezienie właściwego szczura dla naszego stylu gry będzie jednym z najważniejszych zadań gracza. Warto zaznaczyć, że wybór ten bynajmniej nie będzie nieodwołalny. Będziemy bowiem, w określonych miejscach zapisu, przełączać się między innymi postaciami. Do naszej rozgrywki będzie też mogło dołączyć do 3 graczy, aby lokalnie próbować dotrzeć do wspólnego celu.
Nie zabranie wbijania kolejnych poziomów. Nie omieszkałem zapytać, czy będziemy musieli wbijać te postaci osobno dla każdej postaci. Na szczęście okazało się, że nie. Wszystkie szczury będą zdobywały poziomy jednocześnie, natomiast punkty rozwoju przeznaczymy osobno dla każdego z bohaterów. Jeśli więc po długim czasie grania jako jeden szczur postanowimy przełączyć się na innego, to dostaniemy go na tym samym poziomie. Będziemy jedynie musieli wydać punkty rozwoju, aby osiągnąć jego pełny potencjał. Oczywiście w grze znajdzie się mnóstwo odwołań do piratów w kulturze – między innymi do moich ukochanych Piratów z Karaibów.
Dodatkowe informacje i premiera

Dowiedziałem się również, że nad grą pracuje nieco więcej niż 50 osób i znajdziemy wiele ukrytych ścieżek. Nawet ściany będą mogły być elementami, które możemy zniszczyć, odkrywając tym samym wejście do nowego obszaru. Nie dajmy się wobec tego zwieść. Jeśli coś wygląda podejrzanie, to pewnie takie właśnie jest. Animacje są tworzone ręcznie, klatka po klatce, przez Peetons Studio. Efekt jest oszałamiający. Warto zaznaczyć, że w grze będzie kilka zakończeń. To, które z nich odblokujemy zależy między innymi od ilości odkrytych przez nas obszarów oraz pokonanych bossów. Nie wszyscy będą bowiem obowiązkowi. Dowiedziałem się, że po przejściu gry będziemy mogli spróbować dalej zwiedzać świat i odszukiwać nieodkryte tereny. Nie poznałem jeszcze niestety daty premiery Curse of the Sea Rats, ale możecie być pewni, że niezwłocznie się nią z Wami podzielę. Pamiętajcie wobec tego, aby regularnie do nas zaglądać. Gra zmierza na konsole poprzedniej i nowej generacji PlayStation oraz Xbox i na Nintendo Switch. Demo działa również na Steam Decku i z tego, co się dowiedziałem, nie powinno być problemu z działaniem na nim również pełnej wersji.

Dodaj komentarz