Midnight Fight Express, gra opracowana przez jedną osobę, ukazała się niedawno na konsolach i Steam Decku. Czy warto sprawdzić tego polskiego Johna Wicka?
Midnight Fight Express to projekt, który – nie ukrywam – śledziłem jeszcze na etapie produkcji. Animacje, jakie przedstawiał Jakub Dzwinel na swoim Twitterze nierzadko mnie zachwycały i z utęsknieniem czekałem aż MFE zostanie wydane, a ja będę mógł zagrać w tę chodzoną bijatykę. Ten dzień nadszedł pod koniec poprzedniego miesiąca. Wobec tego zachęcam do zapoznania się z moją recenzją tytułu. Na pierwszy ogień idzie oczywiście, jak zawsze, fabuła.
Fabuła Midnight Fight Express
Tak naprawdę, to w tym miejscu nie mam wiele do napisania. Opowieść bowiem z pewnością nie była oczkiem w głowie Jakuba Dzwinela. Wcielamy się w postać określaną jako Babyface. Pewnego razu do jego domu dociera tajemnicza paczka. Od znajdującego się w niej drona dowiadujemy się, że w mieście plenią się gangi, a my jesteśmy jedyną nadzieją na ich zwalczenie. Ruszamy więc przed siebie, aby pozbyć się każdego, kto stanie nam na drodze. Podczas przechodzenia gry dowiemy się jeszcze o przeszłości naszej postaci, która to jest przesłuchiwana przez dwóch funkcjonariuszy. Wydarzenia, które widzimy to bowiem głównie retrospekcje. Nie zmienia to bynajmniej faktu, że fabuła nie wciąga i z pewnością nie dla niej będziemy grali w Midnight Fight Express. Niżej możecie jeszcze zapoznać się z oficjalnym opisem prezentowanej opowieści.
Nieoczekiwany bohater wyłania się w mieście w najciemniejszą noc.
Źródło: Steam
Jako Babyface, były członek kryminalnego podziemia, wracasz do dawnego życia pod wpływem tajemniczego, sterowanego przez sztuczną inteligencję drona. Przed tobą niewykonalna misja: musisz przedrzeć się przez miejskie tereny, zanim nastanie świt, i razem z dronem zapobiec przejęciu miasta przez przestępców.
Rozgrywka
Na szczęście to, co najważniejsze w przypadku recenzowanej gry – rozgrywka – stoi w całkowitym przeciwieństwie do fabuły. Mimo że założenia są proste – mamy zabić wszystko, co się rusza – to wykonanie tego elementu jest iście mistrzowskie. Na przejście czeka 40 poziomów, a ukończenie każdego z nich zajmuje – jeśli nie zginiemy – średnio od 2 do 5 minut. Może się wydawać, że nie jest to długo, ale między innymi w tym tkwi siła recenzowanego tytułu. Jest on bowiem idealny nawet na krótkie posiedzenia ze Steam Deckiem. Ja jednak, ku mojemu zaskoczeniu, chętnie spędzałem z nim kilka godzin z rzędu. Rozgrywka jest niesamowicie wciągająca i warto skupić się teraz na tym, jak wyglądają walki.
Sterowanie
Podstawą przy zmaganiach z oponentami jest oczywiście wyprowadzanie ataków. Naciskając X na wyprowadzamy zwykły, szybki atak. Przytrzymując ten przycisk wyprowadzimy silniejszy cios, który przydaje się do przełamywania bloku przeciwników. Mamy też Y, którym skontrujemy atak oponenta. W tym miejscu warto zaznaczyć, że nie każdy cios możemy skontrować. Jeżeli towarzyszy mu czerwona poświata, należy wykonać unik. Służy do tego przycisk A na Steam Decku. Możemy również chwytać przeciwników – jeśli wykonamy odpowiednią umiejętność – a następnie odpychać ich czy rzucać nimi. Warto też zainwestować w kilka rodzajów wykończeń – służy do nich LB. Natomiast gdy podniesiemy broń palną, to możemy z niej strzelać i celować prawą gałką analogową. Do poruszania się Babyfacem wykorzystujemy lewą gałkę analogową. Widać więc, że sterowanie nie należy do skomplikowanych i opanowanie ruchów nie powinno sprawiać wielu trudności. Niżej możecie zobaczyć mój fragment przykładowego starcia w Midnight Fight Express.
Umiejętności Babyface’a
Za przechodzenie poziomów w MFE dostajemy punkty rozwoju. Przelicznik nie jest tu trudny – jeden ukończony poziom to jeden punkt. Dla fanów maksymalnego ulepszenia postaci mam dobrą wiadomość – wystarczy bowiem przejść całą grę, aby mieć możliwość wykupienia wszystkich zdolności. Znajdziemy wśród nich między innymi dodatkową broń – boczną – z kilkoma rodzajami pocisków. Niektóre zadadzą po prostu obrażenia, inne spętają na chwilę przeciwników, jeszcze następne spowodują natomiast, że oponent chwilowo będzie walczył po naszej stronie. Możemy też odblokować broń wystrzeliwującą linę oraz przyciągającą do nas wroga. Jeśli skojarzyliście to ze Scorpionem z Mortal Kombat, to nie jesteście w błędzie. Mało tego, gra nawet otwarcie odwołuje się do tej produkcji. Zresztą znajdziemy tu sporo odwołań do kultury masowej – na przykład do Matrixa, aczkolwiek nie będę wchodził w szczegóły, aby nie zamieszczać spoilerów.
Dodatkowe wyzwania w Midnight Fight Express
Do jednorazowego ukończenia Midnight Fight Express potrzebowałem około 6 godzin. Przeszedłem przez ten czas oczywiście wszystkie misje główne i powtórzyłem niektóre z nich, aby odblokować dodatkowe nagrody. Warto bowiem zaznaczyć, że dopiero po przejściu poziomu otrzymamy związany z nim zestaw wyzwań. Szkoda, że nie są one widoczne już za pierwszym razem – w związku z tym osoby chcące zdobyć wszystkie nagrody będą musiały przejść grę co najmniej dwa razy. Przy drugim podejściu możemy na szczęście przewijać rozmowy, a nawet włączyć automatyczne ich pomijanie. Pozwoli to nam szybko przejść do samego mięcha – wciągającej walki rodem z filmów o Johnie Wicku. Podobnie jak ten bohater, tak i Babyface jest w stanie wykorzystać nawet opróżnioną broń palną w walce. Po naciśnięciu przycisku odpowiedzialnego za spust w przypadku opróżnionego magazynku Babyface rzuci po prostu bronią w oponenta. Nierzadko jest to ruch, który jest w stanie zabić naszego przeciwnika, a więc nie warto go lekceważyć.
Bronie
Trzeba też zaznaczyć, że na wykorzystanie czeka ponad 100 broni! Co istotne, są one zgodne z miejscem, w którym walczymy ze sługusami tajemniczego Szefa. I tak na placu budowy w ruch pójdą poziomice, szlifierki i piły, w barze rzucimy butelką, a na cmentarzu, niczym Van Helsing, będziemy odpierali ataki zombiaków za pomocą kuszy. Zgadza się – w Midnight Fight Express zmierzymy się zarówno z ludźmi, jak i nieumarłymi. Weźmiemy też udział w walce na poduszki w studiu produkującym gry wideo, a w kościele pozbędziemy się księży z rakietnicami. Powaga zdecydowanie nie jest domeną MFE, ale i nikt chyba się jej nie spodziewał. Tym bardziej, że za zdobywaną w grze walutę możemy kupować nowe stroje i warianty kolorystyczne – również dla towarzyszącego nam drona. Mało tego, po przejściu poziomów możemy przebrać Babyface’a za występującego w ukończonym etapie oponenta. Możliwości personalizacyjne wyglądu z pewnością nie są tak rozbudowane jak w Saints Row, ale niewątpliwie stanowią pozytywny aspekt produkcji Jakuba Dzwinela. Nasze dzieło możemy podziwiać też w prostym trybie fotograficznym. Aktywujemy go, naciskając górny przycisk krzyżaka. Alternatywnie – oczywiście jeśli samemu nie zmienimy ustawień sterowania – służy do tego przesunięcie w górę na lewej płytce dotykowej Steam Decka.
Poziom trudności
Warto wspomnieć, że w MFE możemy zadecydować o poziomie trudności etapów. Mamy dostęp do trzech z góry definiowanych stopni, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, aby je zmodyfikować. Ustawimy tu chociażby stopień agresji przeciwników, czy nasz maksymalny poziom zdrowia. Bronie niezmiennie będą się niszczyły i nie mam o to pretensji. Wpływa to bowiem na dynamikę starć. Zmagania na ogół są niesamowicie wciągające i świetnie bawiłem się przez większość czasu spędzonego z grą. Niestety, nie mogę nie wspomnieć o pewnych mankamentach. W Midnight Fight Express znajdują się bowiem etapy wymagające od nas nie tyle mistrzowskiego opanowania sterowania, co szczęścia.
Na przykład na cmentarzu nie możemy dotykać zombiaków – odpada więc okładanie ich pięściami. Musimy znaleźć broń dystansową, taką jak wspomniana wcześniej kusza, karabin snajperski czy pistolet. Na mapie sporo jest takiej broni, ale musimy do niej dotrzeć klucząc między nieumarłymi. Każde dotknięcie ich oznacza bowiem naszą natychmiastową śmierć. W innym miejscu musimy prowadzić ostrzał, jadąc na motocyklu i unikając mknących w naszą stronę pojazdów. Wymaga to naprawdę małpiej zręczności i nie zdziwię się, jeśli przez takie poziomy nie wszyscy ukończą grę. Poziom trudności jest w nich bowiem stanowczo za wysoki względem ogółu poziomów.
Strona techniczna Midnight Fight Express
Midnight Fight Express na Steam Decku działa idealnie i nie mam do tego żadnych zastrzeżeń. Gra bez problemu utrzymywała ustawione przeze mnie 45 klatek na sekundę i nie musicie się obawiać o żadne spadki płynności animacji. Wyżej możecie zerknąć na ustawienia, z jakimi grałem na Decku. Warto jeszcze wspomnieć, że tytuł posiada świetną opcję zapisania najlepszej akcji – widocznej po przejściu misji, na ekranie podsumowania – jako kilkusekundowy plik GIF. Gra ani razu mi się nie zacięła, a czas pracy na baterii jest zadowalający. Wynosi on bowiem 4,5 godziny. Jeśli szukacie prostej, acz wciągającej bijatyki na przenośny komputer Valve, to możecie już przestać. Recenzowana produkcja powinna się Wam spodobać. Nawet pomimo dyskusyjnej jakości oprawy graficznej.
Podsumowanie
Midnight Fight Express z pewnością nie jest produkcją bez wad. Miałka fabuła i niekiedy stanowczo za wysoki skok poziomu trudności są mankamentami, których nie sposób nie zauważyć. Jednak mimo nich zdecydowanie warto zainteresować się tym tytułem. Należy zaznaczyć, że jest on dostępny po polsku. Dla mnie MFE okazało się świetną grą i z pewnością jeszcze nie raz wrócę do tego, jak lubię go określać, polskiego Johna Wicka. Trzymam kciuki za dalsze dokonania Jakuba Dzwinela. Mam wrażenie, że może on sporo namieszać na światowym rynku gier wideo. Czego oczywiście życzę zarówno nam, jak i Jakubowi.
Kod recenzencki dostarczyło fortyseven.
Dodaj komentarz