Thymesia, nowa produkcja dla fanów gier souls-like, niebawem ukaże się na konsolach. Czy warto się nią zainteresować?
Thymesia to najnowsza propozycja zespołu podpisującego się jako OverBorder Studio. Dzięki wydawcy, Team17, mogłem sprawdzić tę grę przed jej czwartkową premierą. Nie ukrywam, że byłem bardzo zainteresowany tytułem. Nieraz pisałem o nim na portalu, a na potwierdzenie moich słów zachęcam do przejścia na odpowiednią stronę. Ten odnośnik zabierze Was do moich newsów poświęconych dziełu Azjatów. Czy jest ono objawieniem na miarę fenomenalnego Elden Ringa (tutaj moja recenzja)? A może bliżej mu do The Surge 2 czy, o zgrozo, Hellpoint? Odpowiedź na to pytanie przyniesie oczywiście niniejsza recenzja. Nie pozostaje mi wobec tego nic innego jak tylko zaprosić Was do jej lektury. Przeanalizujmy więc poszczególne elementy tej gry i zastanówmy się, czy warto mieć ją w swojej bibliotece.
Fabuła
Z pewnością nie jest dla Was tajemnicą moja niechęć do wszelkiego rodzaju spoilerów. Nigdy nie znajdowałem przyjemności – ani sensu – w zdradzaniu komukolwiek fabuły filmu czy gry. Dlatego też nie zamierzam zmieniać tego nastawienia w przypadku opisywanego dziś tytułu. Na szczęście jest to bardzo ładne zadanie. Okazuje się bowiem, że Thymesia zdecydowanie nie stoi fabułą. Niżej możecie oczywiście zapoznać się z jej oficjalnym opisem.
W niegdyś prosperującym królestwie Hermes doszło do katastrofy.
Źródło: Steam
Wszędzie zaczęto stosować postrzeganą jako odpowiedź na wszystkie problemy alchemię. Mieszkańcy używali jej swobodnie w domach do czarowania i leczenia. Gdy cena alchemii okazała się zbyt wysoka, podjęto próby ukrócenia tej praktyki – każda spełzła na niczym i miała katastrofalne, odczuwalne w każdym regionie skutki. W ciągu kilku dni królestwo popadło w chaos, a zbrukane krwią ulice zapełniły się zakażonymi potworami. Na horyzoncie nie było żadnego lekarstwa.
Corvus jest ostatnią nadzieją królestwa – na jego pierzastych barkach spoczywa los całego Hermes. Prawda jest ukryta głęboko we wspomnieniach pogubionych przez Corvusa w pełnym niebezpieczeństw świecie. Aby uratować królestwo, bohater musi pozbierać utracone wspomnienia, ale za każdym razem, gdy wraca w poszukiwaniu prawdy, znajduje tylko więcej tajemnic.
Tak na dobrą sprawę musicie się bardzo postarać, aby dowiedzieć się czegoś więcej o wydarzeniach. Historię poznajemy przez odnajdywane zapiski. Stanowią one jednocześnie sposób, aby nasz bohater przypomniał sobie, co go spotkało. Mało tego, nie doświadczycie wielu przerywników fabularnych, wprowadzających nas w meandry opowieści. Nawet główni bossowie, których musimy pokonać nie zapewniają dodatkowych informacji. To wszystko sprawia, że muszę przyznać, że bardzo trudno jest mi nie tylko przypomnieć sobie opowieść, co nawet zżyć się z naszą postacią.
Thymesia – model walki
Przystępując do starcia z przeciwnikiem, pierwszym co powinniśmy zrobić jest niewątpliwie zablokowanie na nim celu. Dokonujemy tego, naciskając prawą gałkę analogową – jest to więc klasyka gatunku. Wychylenia tej gałki pozwalają przełączać się między oponentami, aczkolwiek nie to jest najważniejsze. Kluczem do osiągnięcia sukcesu w zmaganiach z nieprzyjaciółmi jest opanowanie czterech technik. Są to:
- Walka bronią białą
- Parowanie ciosów przeciwnika
- Przerywanie/unikanie jego ataków specjalnych/krytycznych
- Atak pazurem
W odróżnieniu od wielu gier z gatunku souls-like, Thymesia posiada interesującą mechanikę starć, którą warto wyjaśnić. Mianowicie, atakując przeciwników nie zadamy im od razu obrażeń. Zamiast tego w nałożone zostaną na nich rany. Jeśli nie skorzystamy teraz z ataku rękawicą (prawy spust), to zdrowie przeciwnika powoli będzie się regenerowało. Alternatywnie możemy ustawicznie atakować, przebijając się ostatecznie przez ochronną warstwę ran. Nasz wróg bynajmniej nie będzie stał bezczynnie. Nieustannie musimy uważać, czy wyprowadza swoje ciosy – możemy ich uniknąć odpowiednim uskokiem, czy skontrować własnym uderzeniem za pomocą lewego bumpera. Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że okno czasowe na kontrę jest bardzo krótkie. Niekiedy oponent może wyprowadzić też atak specjalny lub krytyczny. Tego (domyślnie) nie zablokujemy, ale możemy go przerwać. Kiedy zobaczymy zielony błysk, naciskamy lewy spust, a Corvus rzuci nóż, uniemożliwiając wyprowadzenie wspomnianego ataku. Margines czasowy również tu jest bardzo krótki, przez co podczas walk musimy mieć się nieustannie na baczności. Przyznaję, że po początkowej niechęci do takiego systemu zmagań, nie minęło wiele czasu, a polubiłem tę mechanikę. Dzięki niej starcia są wymagające i tym bardziej zależy nam na uważnym zwiedzaniu lokacji.
Eksploracja
Mimo że Thymesia nie oferuje otwartego świata, to bynajmniej nie oznacza to, że mamy do czynienia z rozgrywką, w której nie warto zwiedzać. Każdy z trzech głównych poziomów zapewnia nam dość sporo okazji do schodzenia z głównej ścieżki. Warto to robić, bowiem nierzadko natkniemy się wtedy na dodatkowe zwoje pamięci. Stanowią one źródło wiedzy o lore i dodają nam punktów doświadczenia po przeczytaniu tych wspomnień. Poza tym możemy znaleźć klucze otwierające tajemne przejścia czy składniki służące do ulepszania specyfików leczniczych. Oczywiście ze zwiedzaniem wiąże się ryzyko wdania się w niepotrzebne starcia, a z nimi z kolei widmo śmierci. Należy zaznaczyć, że recenzowanej grze – zgodnie z regułami gatunku – po śmierci tracimy wszystkie zebrane punkty doświadczenia i mamy tylko jedną próbę na ich odzyskanie. Nierzadko warto więc się zastanowić. Chcemy teraz przeć do celu? A może jednak pozwiedzamy i zdobędziemy interesujące nagrody?
Rozwój
Jak przystało na grę souls-like, nie może w niej zabraknąć rozwoju. Twórcy Thymesia zdają sobie z tego sprawę. W związku z tym nasze umiejętności i parametry możemy rozwijać w kilku kierunkach. Oczywiście, standardowo dla reprezentowanego gatunku, wzmacniać możemy się wyłącznie przy ognis… to znaczy, przy specjalnych tronach z zieloną poświatą. Wciskając w ich pobliżu trójkąt, wejdziemy w interakcję, po czym będziemy mogli wybrać jedną z kilku opcji. Jedną z nich jest ulepszenie eliksiru czy strzykawki – to bynajmniej nie wszystkie specyfiki lecznicze, aczkolwiek nie będę Wam zdradzał ich wszystkich. Zebrawszy wymaganą ilość specjalnych znajdziek, możemy zwiększyć ilość odnawianego zdrowia, liczbę tych specyfików czy niezbędne do ich ulepszania składniki.
Nowe umiejętności w Thymesia
Nie może bynajmniej brakować ulepszania możliwości, jakimi odznacza się Corvus. Zaręczam, że będziecie czekali na okazję do każdego kolejnego podniesienia poziomu naszego bohatera. Nie tylko będziemy mogli wtedy zwiększyć jeden z jego trzech parametrów – siłę, witalność i obrażenia zadawane pazurem. Odblokujemy też talenty, co przekłada się po prostu na umiejętności. Dzięki temu zwiększymy na przykład obrażenia od naszego ostrza, zapewnimy sobie możliwość wyprowadzania 5 ataków w kombinacji, połączymy kilka ciosów pazurem w serii czy zwiększymy nieco okienko czasowe na sparowanie ciosu. Możemy również zwiększyć częstotliwość wypadania wartościowych przedmiotów, zyskamy drugi unik, części zdrowia po wykończeniu przeciwnika czy na przykład zapewnimy sobie możliwość blokowania ataków krytycznych. Drzewka umiejętności są nieźle rozbudowane i zdecydowanie warto z nimi eksperymentować. Tym bardziej, że przy dowolnym tronie możemy bezpłatnie zresetować wszystkie rozdysponowane punkty umiejętności. Następnie wydajemy je ponownie, szukając optymalnego kierunku rozwoju.
Bronie plagi
Nie mogę nie wspomnieć o elemencie, który był dość silnie promowany przed premierą gry. Chodzi oczywiście o tak zwane bronie plagi. Na odblokowanie czeka ponad dwadzieścia rodzajów tego oręża. Trzeba zaznaczyć, że nie różnią się one od sobą wyłącznie animacją. Odznaczają się bowiem różną wartością oraz rodzajem obrażeń i, oczywiście, kosztem w energii. Bronie plagi nierzadko pozwalają zwycięsko wyjść ze starcia z bossem – zadają bowiem godną uwagi ilość ran. Dodajmy jeszcze do tego nakładanie krwawienia na oponenta – umiejętność do wykupienia – a otrzymamy bardzo przystępny poziom trudności jak na ten gatunek. Dodatkowo możemy wzmacniać te bronie, przeznaczając na to odpowiednie fragmenty, wypadające losowo z przeciwników.
Thymesia – grafika i udźwiękowienie
Mam spory problem z ocenieniem kwestii technicznych tej produkcji. Nie ma niestety róży bez kolców i trzeba przyznać, że Thymesia bynajmniej nie jest wolna od wad. O ile same pomysły na lokacje są całkiem niezłe, o tyle ich wykonanie na pewno nie zapadnie w pamięci wielu osobom. Nierzadko natkniemy się na niewidzialne ściany, przez co pozornie otwarte poziomy szybko okazują się być niespodziewanie małymi obszarami. Zapomnijcie też o otwartym świecie, jaki można znać między innymi z Elden Ring. Thymesia to dość skondensowane przeżycie i na pewno nie odznacza się takim rozmachem, jak wiele innych gier z tego gatunku. Nie mogę też, niestety pochwalić udźwiękowienia. Postaci często są nieme, a muzyka w najmniejszym stopniu nie wpada w ucho. Sprawia to, że można odnieść wrażenie obcowania z tytułem bez warstwy dźwiękowej – a szkoda.
Podsumowanie
W ogólnym rozrachunku nie mogę stwierdzić, abym źle bawił się z tą produkcją. To całkiem niezły souls-like z bardzo interesującą mechaniką obrażeń. Oczywiście znajdziemy w niej pewne ograniczenia zdradzające budżetowy charakter oraz ograniczenia projektu. Na szczęście idzie to w parze z ceną. Pudełkową Thymesię już teraz – dwa dni przed premierą – można znaleźć w internetowych sklepach za niecałe 130 złotych. Jak na grę z kilkoma zakończeniami to bardzo dobra kwota. Jeśli lubicie ten gatunek, to śmiało dajcie szansę Thymesii. Powinna ona stanowić pretekst dla spędzenia przed konsolą wielu interesujących godzin.
Klucz do recenzji zapewnił wydawca, Team17.
Dodaj komentarz