All In! Games idzie za ciosem Red Wings i przedstawia samodzielny dodatek do tej gry, czyli American Aces. Ruszajmy więc w przestworza!
Nasze rodzime All In! Games zdążyło już zaistnieć i sporo namieszać na rynku gier. Znani są nie tylko z dewelopmentu, ale i wydawania gier na wiele platform. A są to takie tytuły jak recenzowane przez nas wcześniej Chernobylite, czy też dostępne na przenośnej platformie Ghostrunner, Paradise Lost, Tools Up!, czy w końcu Red Wings. To właśnie kontynuacją ostatniej produkcji jest opisywany tutaj tytuł. Pora odpalić silnik i sprawdzić te pierwszowojenne maszyny!
Fabuła
W grze poznamy historię amerykańskich pilotów, którzy zaciągnęli się do ochotniczego skrzydła myśliwskiego podczas Wielkiej Wojny. Zrobili to jeszcze przed rokiem 1917, kiedy to wojska Stanów Zjednoczonych oficjalnie weszły do tego konfliktu. Historię poznajemy w bardzo przyjemnej formie komiksu. Na początku kampanii, jak również co jakiś czas pomiędzy jej misjami zobaczymy fragmenty historii obrazkowej, która przedstawia fabułę gry. Komiks jest ruchomy i bardzo atrakcyjnie wykonany, z dobrym anglojęzycznym narratorem. Jak na polską grę przystało, możemy wybrać napisy w rodzimym języku. Na ekranie ładowania misji również możemy zobaczyć bardzo atrakcyjnie wyglądające grafiki, chociaż już nie w komiksowym stylu. Sama linia fabularna to tylko tło gry. Jako arkadowa produkcja nie aspiruje do miana gry z głęboką historią i nie musi zresztą tego robić.
Kwestie audiowizualne
Produkcji trzeba zaliczyć na ogromny plus za to, jaki kierunek artystyczny obrała. Już chwaliłem klimatyczne komiksowe wstawki fabularne, ale ważne, żeby powiedzieć, jak gra wygląda już w powietrzu. Oczywiście ciężko na Nintendo Switch stworzyć coś na miarę Microsoft Flight Simulator. Red Wings: American Aces w grafice obiera również trochę „komiksowy”, rysowany styl. Modele samolotów mają gruby kontur kreski, są tym samym uproszczone, ale wyglądają nieźle. Z doświadczenia wiem, że taki wygląd potrafi się po latach obronić. Najbardziej znamienitym przykładem może tu być wydana w 2003 roku gra na podstawie komiksu XIII, która według mnie, przynajmniej pod względem graficznym, do dzisiaj prezentuje się całkiem nieźle.
Przy pierwszym poznaniu muzyka też zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Nuta wyraźnie zahacza o country i rock. Pasuje to do arkadowego charakteru rozgrywki w American Aces. Po dłuższym posiedzeniu przy grze muszę jednak zaznaczyć, że zdecydowanie brakuje tu większej liczby utworów. Wciąż zapętlony motyw zaczyna bowiem później działać na nerwy.
Sterowanie
No ale przejdźmy wreszcie do meritum, czyli rozgrywki. Całe szczęście w opcjach bez problemu odwróciłem oś Y, która w ten sposób wydała mi się bardziej naturalna w sterowaniu. Po chwili gry chciałem również zmodyfikować czułość joysticka… jednak próżno tej opcji w American Aces szukać. Wydaje mi się to standardem w większości gier, a tym bardziej powinno znaleźć się w symulatorze lotu, również tym arkadowym.
Nie możemy też zmienić układu klawiszy na padzie, choć trzeba przyznać, że nie należy on do najgorszych. Lewa gałka służy do zmiany kierunku lotu, prawa jest przepustnicą, na triggerach mamy zbliżenie i strzał, zaś na klawiszach X, Y, A, B specjalne umiejętności pilota. Z tego co sprawdziłem, są one takie same jak w Red Wings. Mamy więc do dyspozycji wezwanie eskadry na namierzone cele, zrobienie błyskawicznego obrotu, beczki (traktowanej jako unik i tymczasowa niezniszczalność) oraz egzekucji. Ta ostatnia umiejętność polega na dobiciu przeciwnika, którego samolot jest już mocno zniszczony. Jednak możemy to zrobić dopiero kiedy mamy na koncie już parę zestrzeleń. Wymienione umiejętności oraz perki możemy rozwijać za zdobyte podczas misji „gwiazdki”. Tak jak w przypadku umiejętności, całe drzewko rozwojowe jest dokładnie takie samo jak w poprzedniej grze.
Rozgrywka
Tak jak to już nie raz podkreślałem Red Wings: American Aces nie próbuje być symulatorem lotu, a grą arkadową z samolotami. I robi to dobrze! Zdziwiłem się, że nie należy też do najłatwiejszych gier. Chociaż po pewnym czasie zdobywamy po prostu potrzebne umiejętności i nasze podniebne pojedynki wyglądają o wiele lepiej. Co do samych misji to nie ma w nich niczego odkrywczego. Albo musimy zlikwidować parę fal przeciwników, zniszczyć balony, obronić balony i tym podobne. Czasem trafi się misja, w której musimy przelecieć przez wszystkie okręgi na pewnej trasie, albo przy lekko zmienionych zasadach gry, staranować przeciwników, co o dziwo jest miłym urozmaiceniem.
Tryb wieloosobowy
Warto zaznaczyć, że w recenzowany tytuł możemy zagrać z drugą osobą w kanapowym trybie współpracy. To nie koniec, ponieważ możemy też wskoczyć w internet i tam zmierzyć się z innymi asami. Maksymalnie w grze może znaleźć się 10 osób w trybie online. Jest to tym samym bardzo uniwersalny tytuł, choć jest też w trybie współpracy jedna rzecz, której nie rozumiem. Mianowicie, trochę szkoda, że druga osoba nie może dołączyć do nas w każdym momencie. Będziemy musieli zacząć kampanię na dwie osoby od początku, nawet jeśli zaliczyliśmy już bardzo dużo misji w pojedynkę.
Werdykt
Red Wings: American Aces to bardzo solidna arkadówka. Możemy w nią zagrać sami, w parze na kanapie, bądź też przez internet w trybach do 10 graczy. Sam model lotu jest oczywiście uproszczony, ale zaskakująco przyjemny. Zaskoczeniem jest z kolei poziom trudności, który wymaga dużego skupienia na rozgrywce. Być może na zdrowie wyszłoby wprowadzenie różnych poziomów tak, aby zadowolić wszystkich graczy. Co trochę smuci to bardzo zbliżone statystyki samolotów, które możemy odkryć, oraz niewprowadzenie opcji dotyczącej czułości joysticka. Z tego co udało mi się ustalić, to w porównaniu do pierwowzoru, czyli Red Wings zmianie nie uległy specjalne umiejętności pilota oraz drzewko ich rozwoju. Pozostaje nam więc zapewne czekać na pełnoprawny sequel gry, czego polskiemu studiu serdecznie życzę. Dlaczego? Ponieważ czuję, że ich gra ma potencjał.
Kod do recenzji dostarczył Better.gaming
Dodaj komentarz