Szykujcie swoje kciuki do dynamicznych kombosów i efektownych super ciosów. The King of Fighters XV pojawiło się już na konsolach i dało fanom serii nowy zastrzyk emocji, jakie wiąże ze sobą cała seria. Wiele grywalnych postaci i ciekawe areny, a to wszystko na PlayStation 5. Jak się mają moje palce? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
The King of Fighters XV to już piętnasta odsłona tego kultowego cyklu bijatyk. Pierwsza część zadebiutowała w 1994 roku na konsoli Neo Geo oraz automatach arcade. Tytuł ten wykorzystuje silnik Unreal Engine 4, a za samo opracowanie gry odpowiada od lat opiekująca się tytułem firma SNK Playmore (wcześniej SNK). Gracze otrzymali obszerną listę zawodników, którzy biorą udział w brutalnych pojedynkach na arenach. Każdy z nich dysponuje odmiennym stylem walki i efektownymi ciosami.
Oczywiście kluczem do odnoszenia sukcesów w bijatyce jest dynamiczne łączenie ataków w widowiskowe kombinacje, szybkie unikanie ciosów oraz wyprowadzanie skutecznych kontrataków. Tym razem tryb multiplayer został mocno rozbudowany. KoF XV pojawiło się na konsolach PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One oraz Xbox Series X 17 lutego 2022.
Dobrze Was widzieć
Fani serii z pewnością nie mogli się doczekać kolejnej odsłony ze swoimi ulubionymi wojownikami na czele. W grze otrzymujemy aż 39 wojowników i wojowniczek, z których będziemy tworzyć drużyny. Dedykowane ekipy, ustalone na podstawie ich umiejętności i teamy są już gotowe – przechodząc nimi story mode, możemy odblokować trofea. Informacja zatem doskonała dla wszystkich, którzy lubią grać na 100%. Wśród znanych i lubianych postaci, które regularnie przewijały się przez poprzednie odsłony cyklu, są i takie, których w kilku częściach nie było. Najważniejszym jednak elementem jest fakt, że w The King of Fighters XV otrzymaliśmy zupełnie nowe postacie. Więc: jeszcze większa frajda gwarantowana.
Czy walka jest przyjemna?
Dla moich palców, które dostosowały się do kombosów w Mortal Kombat 11 i sekwencjach przycisków wykutych na pamięć, było mi… Krótko mówiąc, nieco ciężko. Jeszcze w połączeniu z robieniem screnów… Swoją przygodę z najnowszą odsłoną tytułu warto rozpocząć od samouczka, który też dał mi w kość i w sumie nadal mnie szkoli w kilku ruchach, których nie opanowałam. Jeżeli nigdy wcześniej nie mieliście okazji ogrywać tytułu, bez kwestii zawartych w samouczku ani rusz. Twórcy oddali do dyspozycji (poza podstawowymi ruchami) oryginalne mechanizmy z MAX Mode na czele (podzielonego na Raw MAX i Quick MAX). Uruchamiają one coś na kształt Fatal Blow w MK11, zadając przeciwnikowi niezły damage, przy ciekawej animacji. Jak już opanuje się podstawy (ekhmn), można przejść dalej.
Story mode?
O fabule nie ma co się rozpisywać, bo najzwyczajniej w świecie jej nie ma. Po prostu mamy dwie minuty o tym, że wystartował turniej, do którego zaproszeni są wszyscy wojownicy. Wybieramy drużynę składającą się z trzech postaci i rozpoczynamy walki. Jeżeli przegramy, możemy zmienić drużynę i ponownie walczyć na tym samym etapie rozgrywek. Co ciekawe, po przegranej możemy sobie nieco ułatwić kolejne starcie, np. ustalić, by przeciwnik zaczynał z 50% paskiem życia, a sobie uzupełnić MAX Mode na dzień dobry. W ten sposób przechodzimy walki eliminacyjne, ćwierćfinał, półfinał, finał i… Kłaniamy się nisko bossowi.
To spotkanie zapamiętam na długo. Mój lewy kciuki też. Kiedy już myślałam, że rozprawiłam się z bossem, okazało się, że pojawia się po raz drugi, w jeszcze gorszej postaci. W tym momencie szybko możemy sobie uświadomić, że przypadkowe klikanie przycisków nie pomoże nam wygrać walki. Chwała za to, że w ramach większej przystępności dla zupełnie nowych graczy, powróciły rush combos. Są to ataki polegające na wciskaniu lekkiej ręki trzy razy z rzędu i tego samego lub jednego z pozostałych na zakończenie. W połączeniu z Angel tylko w ten sposób udało mi się pokonać bossa. Dlatego wydaje mi się, że bez opanowania ruchów nie ma co się pchać w fabułę, bo tylko się zirytujemy.
Jak wygląda sama walka
The King of Fighters XV jest znacznie mniej dynamiczną grą w porównaniu do innych bijatyk. Okazuje się, że fakt ten ma ogromne znaczenie, zwłaszcza w momencie, w którym chcemy wykorzystać pełny potencjał ciosów. Lubię się bić bezpośrednio blisko przeciwnika. Przytrzymując strzałkę/joystick/cokolwiek, co pozwalałoby zrobić krok w przód, postać stała jeszcze w miejscu. Wręcz czułam, że z lekkim opóźnieniem reaguje na to, co ja przyciskam. Całe szczęście wszystkie pady przeżyły, a ucierpiał jedynie kciuk, ostatecznie obłożony lodem.
Warto też zwrócić uwagę na to, że często tyłek może uratować nam unikanie ciosów za pomocą turlania. Oczywiście, nie zawsze zakończy się to całkowitym sukcesem, jednak wiele wnosi do samej rozgrywki. To zupełnie coś innego, do czego się przyzwyczaiłam, dlatego chyba jedynie kilkugodzinne rozgrywki pozwolą mi w pełni wyczuć mechanizm walki. W żadnym wypadku nie skreśla to tego tytułu! Po prostu ja jestem kiepska w te klocki.
Niektóre postacie bardzo mnie denerwowały. Miałam wrażenie, że ich ruchy są mocno spowolnione, przez co ciągle mi się obrywało (i w efekcie przegrywałam). Odnalezienie u takich postaci odpowiednich kombinacji również zajmuje nieco czasu, więc tym bardziej można się lekko zdenerwować. Starzy wyjadacze doskonale znający tytuły KoF nie będą mieli z tego tytułu żadnych problemów.
Czasami The King of Fighter XV może wydawać się mocno skomplikowaną bijatyką, w której nie każdy gracz się odnajdzie. Sytuacja wygląda jednak tak, że są postacie przeznaczone dla początkujących, ale i takie, które doskonale już znamy i pozwalają czerpać z rozgrywki to, co było prezentowane we wcześniejszych tytułach.
Rozgrywka online
Tryb ten jest mocno rozbudowany. By z niego skorzystać, potrzebna jest oczywiście subskrypcja. Gra wykorzystuje kod sieciowy RollBack i działa na licencjonowanej wersji GGPO. Walki przebiegają bezproblemowo, nie odczuwa się zakłóceń podczas wykonywania kombosów. No chyba, że mamy słabą jakość Internetu – wtedy zaczyna się robić pod górkę (jak w każdym tytule).
Tryb walk online oferuje start w meczach rankingowych, naprawdę sporą liczbę ustawień, a nawet możliwość oglądania walk innych graczy. Sprawia to, że rozgrywka może graczy pochłonąć na wiele godzin rozgrywki. O ile palce są sprawne i wytrzymają taki wysiłek związany z refleksem.
The King of Fighters XV prezentuje się godnie
Od strony graficznej jest całkiem przyjemnie. Znalazłoby się kilka szczegółów, do których można się przyczepić, ale w sumie po co. Niektóre z postaci prezentują się lepiej niż w poprzednich częściach gry. Jednak czasem można zauważyć, że inne nie różnią się niczym, jedynie gładszą, nowszą teksturą. W animacjach wojownicy prezentują się dobrze, jednak na samą walkę nie ma to większego wpływu. Areny, na których toczymy rozgrywki, pełne są żywych kolorów, a ciosy specjalnie wręcz wylewają się z ekranu pod wpływem intensywności barw.
Kończąc poszczególne walki, w tym story mode, odblokowujemy nowe utwory. Trochę ich jest i pod względem muzycznym jest równie dynamicznie co w trakcie tworzenia kombosów. Nawet fajnie czasem zostawić na moment grę w samym menu startowym, bo soundtrack jest naprawdę dobry.
Podejmujesz wyzwanie?
Łącząc wszystkie elementy walki, postaci, muzykę, wykonanie, grafikę i rozbudowany system walk online, otrzymujemy tytuł, który zajmie nam niejeden wieczór. W The King of Fighters XV postaci jest cała masa, a poznanie ich ciosów zajmie Wam więcej niż dwa wieczory. Chęć pokonywania kolejnych drużyn i skuteczniejszej walki z bossem wzrasta wraz z łomotem, jaki dostajemy (przynajmniej ja tak miałam). Bez poznania dobrze ciosów choćby trzech postaci, może być ciężko, zatem macie co robić. Gra wizualnie prezentuje się lepiej niż poprzedniczki, więc pora się nieco rozciągnąć i rozpocząć zabawę.
Kod recenzencki dostarczyło Koch Media Poland.
Dodaj komentarz