NASCAR 25 zadebiutowało właśnie na konsolach obecnej generacji. Co przygotowali dla nas deweloperzy z iRacing Studios? Sprawdźmy. Oto recenzja gry.
Niektórzy mogą uważać, że konkurencje NASCAR to nuda – i na pierwszy rzut oka rzeczywiście może się tak wydawać. Bo przecież nie ma nic fascynującego w obserwowaniu, jak mnóstwo aut kręci się bez końca po owalnym torze, prawda? Jednak pozory mylą – w rzeczywistości ściganie się w takich zawodach wymaga odpowiedniej taktyki i umiejętnego wykorzystania praw fizyki. A tak poza tym – nie wszystkie tory NASCAR są owalne.
NASCAR 25 – zawody i tryby
Recenzowany tytuł oferuje wszystkie cztery główne serie zawodów: ARCA Menards, NASCAR Xfinity, NASCAR Craftsman Truck i tę najważniejszą, czyli NASCAR Cup. Ścigamy się w ramach kilku trybów rozgrywki: Kariery, Mistrzostw, Multi i Pojedynczego wyścigu.
Jako pierwszy odpaliłam ten ostatni tryb, z nadzieją, że dzięki niemu przejdę od razu do rzeczy. Bez konieczności przekopywania się przez tuzin niepotrzebnych funkcji i opcji. I w sumie się nie zawiodłam – możemy tu z marszu wybrać jednego z wielu istniejących kierowców i od razu ruszyć na tor.
Oczywiście najbogatszy w zawartość pozostaje tryb Kariera. Tworzymy tu swojego zawodnika i prowadzimy go od samego początku. Czyli od niepewnych startów w serii ARCA – po tryumfy w prestiżowym NASCAR Cup. Bierzemy udział w kolejnych wyścigach, zarabiamy pieniądze, zatrudniamy pracowników, negocjujemy stawki za zadania od sponsorów – i budujemy reputację. Gdy osiągnie ona określony poziom, zyskujemy dostęp do kolejnych zmagań w wyższych klasach zawodów.


Jeździec bez twarzy
W przeciwieństwie do masy innych gier z gatunku, NASCAR 25 oferuje nadzwyczaj skąpe opcje dostosowania wyglądu zawodnika. Prawdę mówiąc, nie ma tu takowych w ogóle. Nasza postać widnieje po prostu jako cień męskiej lub żeńskiej sylwetki, bo jedyne, na co w tej kwestii mamy wpływ, to płeć i imię. Później da się też dostosować kolor kombinezonu i kasku (i oczywiście zmienić kolor auta oraz dodać lub usunąć kosmetyczne dodatki). Ale twarzy naszemu zawodnikowi nie wybierzemy.
To akurat detal, na który można przymknąć oko. Co natomiast bardziej denerwuje, to to, że w żaden sposób nie da się tu przewijać nagrań wideo. Jeśli twórcy chcą, byśmy coś obejrzeli, to nie ma zmiłuj się – choćbyśmy rozpoczynali Karierę po raz trzeci czy czwarty, to i tak musimy oglądać początkowy filmik i kolejne materiały. Mam nadzieję, że twórcy szybko to poprawią.


Wrażenia z rozgrywki
Ściganie się w NASCAR 25 to mocno angażujące zajęcie. Model jazdy jest realistyczny i bardzo satysfakcjonujący. Czujemy różnice pomiędzy osiągami poszczególnych wozów: jedne auta prowadzi się lekko, inne suną po powierzchni z wyraźniejszym oporem. Twórcy dopracowali AI przeciwników, dzięki któremu zmagania na torze pozostają wyzwaniem, ale nie frustrują.
Do odtworzenia nawierzchni torów i modeli aut w grze wykorzystano technikę skanowania laserowego – tę samą, której użyto przy tworzeniu iRacing. Ta technologia pozwala przenieść do wirtualnego świata każdą nierówność trasy i każde pęknięcie nawierzchni. Myślę, że wyżłobienie w asfaltowej nawierzchni na siódmym metrze trasy X średnio interesuje zwykłego gracza, ale gameplay i ogólne wrażenia z jazdy już jak najbardziej.


A faktem pozostaje, że w nowej produkcji od iRacing Studios można się naprawdę nieźle bawić. A przecież o to w growych wyścigach chodzi. Oczywiście nie znaczy to jednak, że jest idealnie.
Na przykład szkoda, że nie zadbano o bardziej zaawansowany model zniszczeń. Żeby nie było – takowy istnieje w NASCAR 25, jednak trochę daleko mu do realizmu. Jest po prostu taki sobie. Jeśli stukniecie w tył auta rywala, to owszem, blacha ulegnie odgnieceniu, ale nie zawsze w tym miejscu, w którym powinna. Oczywiście rozumiem, że to nie Wreckfest, żeby latające maski odgrywały tu pierwsze skrzypce, ale prawdę mówiąc, spodziewałam się więcej po grze, w której tak bardzo zachwalano fizykę.
Gra dla każdego
Przed premierą przedstawiciele iRacing Studios zapewniali, że ich najnowszy tytuł sprosta wymaganiom różnych grup odbiorców – zarówno początkujących fanów wyścigów, jak i osób, które zjadły zęby na wymagających symulatorach. I istotnie, NASCAR 25 oferuje mnóstwo asyst i opcji dostosowania poziomu trudności, dzięki czemu nawet osoby o refleksie szachisty mogą się tu świetnie bawić.


Nie ma znaczenia, czy masz kierownicę, czy tylko pada – i tak ogarniesz tę grę bez problemu, jeśli tylko poświęcisz odrobinę czasu na pogrzebanie w ustawieniach. Inna rzecz, że gra niestety nie oferuje żadnego samouczka czy chociażby prostej encyklopedii, która wprowadziłaby w tajniki NASCAR osoby niezaznajomione z dyscypliną. Oczywiście, obiegowe opinie mówią, że skręcać w lewo potrafi każdy (he, he) – ale tak naprawdę dojechanie na metę na przyzwoitym miejscu nie jest takie proste. O zwycięstwie decydują ułamki sekund i to o nie walczą kierowcy na prawdziwych trasach. Szkoda, że gra nie wyjaśnia, w jaki sposób można to robić.
Grafika i wydajność
Produkcja powstała na podstawie silnik Unreal Engine 5. Tory wyglądają nieźle, ale jeszcze lepiej prezentują się modele aut. Odbicia słońca na karoserii to czysta poezja. Niestety nowe wyścigi od iRacing Studios mają problemy z wydajnością. Nie ma tu póki co opcji wyboru trybu graficznego. Gdy po raz pierwszy uruchomiłam tytuł, wydawało mi się, że działa w jakichś 30 klatkach. Po aktualizacji sprzed kilku dni całość wydaje się działać odrobinę lepiej, jednak wciąż nie jest to taka płynność, jaką powinny mieć tego typu gry.
Złego słowa natomiast nie można powiedzieć o warstwie dźwiękowej w NASCAR 25. Składają się na nią głównie odgłosy silników aut, a te brzmią niezwykle realistycznie. Przyzwoicie wypadają też instrukcje od pilota. A i muzykę także dobrano niemal idealnie – w tle wybrzmiewają ciężkie, rockowe kawałki. Za pierwszym razem nie chciałam wychodzić z menu, bo zasłuchałam się w głosie wokalisty System of a Down. Twórcy naprawdę mocno się postarali, by ich gra brzmiała perfekcyjnie.


NASCAR 25 – czy warto kupić?
Najnowsza produkcja o NASCAR oferuje satysfakcjonującą rozgrywkę, ładną grafikę i bardzo przyzwoitą oprawę dźwiękową. Nie jest to tytuł, który sprawi, że osoba nastawiona neutralnie do amerykańskich zawodów nagle stanie się ich wielkim fanem. Niemniej daje nam możliwość zetknięcia się z tą totalnie niepopularną w Polsce dyscypliną, a to już dużo.
Z drugiej strony, ogromna szkoda, że nie zadbano o jakieś encyklopedie czy samouczki, które pomogłyby nam poszerzyć wiedzę o tego rodzaju zawodach. Walory edukacyjne na pewno zwiększyłyby ogólną wartość produkcji. Ale to i tak nie jest główne czy najbardziej uciążliwe niedociągnięcie. Myślę, że warto dać temu tytułowi szansę, ale dopiero wtedy, gdy twórcy rozwiążą problem płynności rozgrywki.
Grę do recenzji dostarczyło Sandbox Strategies

Dodaj komentarz