Asterix i Obelix, nierozłączni kompani, dostali nową produkcję. Sprawdźmy wobec tego, czy Slap them all jest udanym tytułem.
Asterix i Obelix to postaci które debiutowały na kartach francuskich komiksów już kilka dekad temu. Pierwszy zeszyt poświęcony perypetiom walecznych Galów ukazał się w 1959 roku. Od tego czasu oczywiście wiele się zmieniło w kulturze masowej. Jednak przez wszystkie te lata mogliśmy często widzieć wąsatych wojowników w różnych formach. Były więc filmy (animowane i pełnometrażowe aktorskie), komiksy, czy właśnie gry. Stosunkowo niedawno ukazał się The Crystal Menhir. Moją opinię na temat tej odsłony mogliście naturalnie przeczytać na portalu. Niniejszy odnośnik zabierze Was do odpowiedniego wpisu. Pod koniec 2021 roku dostajemy jeszcze jedną produkcją wychodzącą na konsole. Przyjrzyjmy się więc Slap them all!
Fabuła
Tak naprawdę w Asterix & Obelix: Slap them all nie znajdziemy jednego głównego wątku. Na opowieść składa się bowiem 6 drobniejszych tematów, odwołujących się do najbardziej znanych przygód Galów. Odwiedzimy więc Brytanię i spotkamy się z Nordami szukającymi czegoś, co może ich przestraszyć. Weźmiemy udział w walkach z gladiatorami na arenie i zwiedzimy Hiszpanię. Udamy się do lasu po dziki na ucztę i weźmiemy udział w wyścigu z ćwiczącym Rzymianinem. Zmierzymy się również oczywiście z piratami oraz ich hersztem, Czerwonobrodym. Natomiast w garnizonie staniemy naprzeciwko Centuriona, któremu naturalnie będziemy musieli spuścić łomot. Zróżnicowanie lokacji jest jedną z niezaprzeczalnych zalet recenzowanej gry. Z pewnością nie będziecie narzekali na nudne lokacje, przechodząc wszystkie 6 dostępnych rozdziałów.
Rozgrywka i podstawowe sterowanie
Założenia rozgrywki są niesamowicie proste. Można je skrócić do jednego zdania. Idziemy przed siebie, oczekując na pojawienie się na ekranie przeciwników, po czym pozbywamy się ich i idziemy dalej. Warto jednak trochę napisać o mechanice walk, bowiem to właśnie ten element będzie się nam bardzo rzucał w oczy podczas rozgrywki. Mamy do dyspozycji atak szybki, wykonywany za pomocą kwadratu na padzie oraz mocniejszy – ten aktywujemy, naciskając trójkąt. Nie możemy jednak wykonywać tego ataku kiedy tylko chcemy – niezbędny jest chociaż jedna błyskawica widoczna pod ikoną aktywnej postaci. Nie zapomniano oczywiście o skoku, wykonywanym za pomocą przycisku X. Jest też możliwość wykonania szarży na przeciwnika – do tego służy nam podwójne naciśnięcie przycisku kierunkowego na d-padzie lub dwukrotne wychylenie lewej gałki analogowej w odpowiednią stronę. To jedynie podstawowe opcje działania.
Asterix czy Obelix? A może obaj?
Kolejnym istotnym plusem recenzowanego tytułu jest opcjonalny lokalny tryb współpracy. Jeśli zdecydujemy się na grę razem ze znajomym (czy małżonką w moim przypadku), jedno z nas wcieli się oczywiście w Asterixa, natomiast drugie w Obelixa. Należy zaznaczyć, że różnica nie jest bynajmniej wyłącznie wizualna. Przejawia się ona bowiem również odmiennymi ruchami. Mi najbardziej spodobały się te, którymi dysonuje Obelix. Grając jako większy z przyjaciół możemy pochwycić przeciwnika – wystarczy nacisnąć kółko. Następnie możemy wykonać trzy ataki. Pierwszym z nich jest rzut (po naciśnięciu kółka). W ten sposób możemy ogłuszyć dalszych przeciwników. Jeśli natomiast trzymając oponenta będziemy naciskać kwadrat, nasz Gal będzie wymierzał serię uderzeń otwartą dłonią. Jeżeli oglądaliście film Asterix i Obelix: Misja Kleopatra (szczerze polecam), to atak ten z pewnością skojarzy się Wam z pamiętną sceną z „Utszebe”. Gdy jednak będziemy naciskać trójkąt, Obelix będzie uderzał trzymanym przeciwnikiem w podłogę na prawo i lewo. Oczywiście jeśli w obszarze tego ataku znajdą się nieprzyjaciele, zostaną oni ogłuszeni.
Asterix nie posiada tak wielu ruchów i właściwie jedynym przydatnym manewrem jest młynek z mieczem. Swój brak ciosów nadrabia jednak większą mobilnością i szybszym poruszaniem się niż jego kolega. Koniecznie należy wspomnieć, że możemy grać we dwoje na jednym ekranie – wystarczy nacisnąć odpowiedni przycisk na ekranie wyboru misji lub nawet w jej trakcie. Tak samo możemy przełączyć się do trybu samotnego. To proste rozwiązanie pozwala bardzo łatwo dostosować się do preferencji towarzysza. Jeśli będzie miał ochotę do nas dołączyć, nie ma problemu. Podobnie zresztą kiedy będzie on już miał dość gry, a my będziemy chcieli walczyć nadal. Należy jednocześnie zaznaczyć, że zmiana rozkładu sił wiąże się ze zrestartowaniem misji.
Gra z myślą o jednym graczu, czy współpracy?
Możecie się zastanawiać, czy twórcy – Mr. Nutz Studio – tworzyli swoją produkcję, myśląc o jednym, czy wielu graczach. Przyznam się, że nie jestem w stanie tego stwierdzić. Podczas rozgrywki otrzymujemy bowiem sporo dość kuriozalnych sygnałów. Z jednej strony mamy bowiem osobne punktacje dla każdego z Galów (grając we dwoje). Punkty dostajemy za zróżnicowaną walkę z przeciwnikami, ale też za niszczenie beczek i podnoszenie jabłek oraz dziczyzny, będąc w pełni zdrowia. Jeśli nasze zdrowie zostało nadszarpnięte, podnosząc wspomniane przedmioty od razu je zjemy, przywracając sobie nieco zdrowia. Wydawałoby się więc, że gromadzenie punktów i zwiedzenie dwuwymiarowych plansz powinno być bardzo istotne, prawda? Otóż nie. Punktacja ciągnie za sobą jedynie ustalenie, kto z graczy znalazł się na pierwszym, a kto na drugim miejscu rankingu. To ogromnie niewykorzystany potencjał. Przydałaby się chociażby możliwość wykupowania nowych umiejętności dla naszych Galów za zgromadzone punkty lub skorzystania z alternatywnych skórek. Niestety, w obecnej formie ten element jest wyraźnie nieprzemyślany i sprawia wrażenie zbędnego.
Grając samotnie, możemy nacisnąć L1 na kontrolerze – pozwoli to nam przełączyć się na drugą postać. Może się to okazać bardzo przydatne, gdy zobaczymy, że jeden z naszych Galów ledwo już żyje. Szkoda jednak, że grając we dwoje nie możemy wskrzesić kompana – gdy zginie, przegrywamy. Wskrzeszenie byłoby dobrym sposobem na zainwestowanie części zdobytych punktów i stanowiło motywację dla osiągania jak najlepszych wyników. Niestety, nie znajdziemy tego w Asterix & Obelix: Slap them All!
Grafika i udźwiękowienie
O ile optymalna liczba graczy jest dla mnie zagadką, o tyle nie mogę tego na szczęście stwierdzić w przypadku grafiki. Asterix & Obelix: Slap them all wygląda rewelacyjnie. Ręcznie rysowane tła i plansze, po których chodzimy zachwycają zastosowaną kolorystyką i wyraźną kreską. Naprawdę można poczuć się, jakbyśmy oglądali animowany film – zwłaszcza jeśli przechodzimy obok i widzimy tylko to, co się dzieje, nie mając samemu pada w rękach. Animacje również są fantastyczne. Wybijanie przeciwników z sandałów w powietrze (jeden ze specjalnych mocnych ataków) wygląda obłędnie, podobnie jak wszystkie inne ruchy przeniesione do gry wprost z komiksów Renee i Goscinnego oraz z filmów animowanych. Wszystko jest ujęte w charakterystycznym, nieco karykaturalnym stylu i zachwyca przez cały czas, jaki spędzimy z grą.
Szkoda jednocześnie, że gry nie wydano z polskim dubbingiem. Tytuł trafi przez to do zdecydowanie mniejszej grupy odbiorców (choć nie tylko dlatego, ale o tym później). Gra nie zawiera nawet kinowego spolszczenia, wobec czego musimy niestety grać po angielsku. Dla najmłodszych graczy może to być poważna przeszkoda. Trzeba też zaznaczyć, że przygoda nie jest długa – dotarcie do napisów końcowych nie powinno zająć więcej niż zaledwie 5 godzin. To bardzo mało i nie usprawiedliwia wysokiej ceny, wynoszącej niemal 200 złotych.
Podsumowanie
Asterix & Obelix: Slap them All to dość dobra produkcja, która może się podobać fanom duetu Galów. Nie jest to bynajmniej najlepsza gra poświęcona wspomnianym postaciom, aczkolwiek styl wizualny i animacje skutecznie bronią tę produkcję. Nie warto jej jednak kupować od razu w dniu premiery – cena jest stanowczo za wysoka. Najlepiej dodać tę grę do swojej listy obserwowanych tytułów i czekać na około 50% przecenę. Z pewnością dobrze jest sprawdzić ten tytuł – jednak tylko w niższej cenie i wyłącznie jeśli jesteście miłośnikami nadmienionego duetu. Po przejściu gry odblokowujemy możliwość rozegrania dowolnej misji – służy do tego nowo dostępny tryb Freeplay. O ile jest to oczywiście plusem, o tyle nie neguje to dość sporej monotonności rozgrywki. Ze wszystkich ruchów możemy korzystać już od pierwszego poziomu i nie nauczymy się niczego nowego w trakcie 5-godzinnej podróży. Co jakiś czas poziomy będą polegały na pokonaniu pewnego dystansu w określonym czasie, czy zniszczeniu wszystkich przedmiotów w zadanym czasie. Możemy też nieco schodzić z głównej trasy, poszukując dodatkowych beczek i przeciwników. Jednak brak tabel rankingowych czy jakiegokolwiek zastosowania dla punktacji z poziomów skutecznie potrafi zniechęcić do takich eskapad. To tytuł na raz, do którego raczej nie warto wracać po jednokrotnym ukończeniu.
Grę do recenzji dostarczyło Koch Media Poland.
Dodaj komentarz