Kena ukazała się na początku tego tygodnia na konsolach PlayStation. Czy debiutancka gra studia Ember Lab zachwyca?
Kena została zapowiedziana nieco ponad rok temu. Nie ukrywam, że niecierpliwie czekałem na premierę tej gry. Na szczęście nastąpiła ona w ten wtorek. Czy warto było czekać i czy tytuł dorasta do pokładanych w nim nadziei? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji. Nie pozostaje mi więc nic innego jak tylko zaprosić Was do lektury mojego wpisu.
PODŁOŻE FABULARNE
Główną bohaterką jest tytułowa Kena, Dziewczyna jest kimś w rodzaju medium. Pomaga zagubionym duszom odnaleźć spokój. Bohaterka dba również, aby na świecie nie było wypaczenia – tajemniczego bytu niszczącego całe dobro. Głównym zadaniem Keny jest dotarcie do centrum świata oraz oczyszczenie tego obszaru. Brzmi to może łatwo, ale dziewczyna musi najpierw uporać się z jednym poważnym problemem. Nie wie bowiem, jak dotrzeć do celu. Na szczęście szybko natknie się na dwójkę dzieci zamieszkujących las. Ku wielkiej uldze naszej bohaterki, znają oni drogę. Mają jednak pewien warunek. Wskażą ją Kenie jeśli ta pomoże im odnaleźć brata. Tak rozpoczyna się przygoda Keny, podczas której spędzimy z grą – lekko licząc – około 8 godzin. Czas ten można jeszcze wydłużyć, aczkolwiek do tego przejdę później. Najpierw pozwólcie, że przybliżę Wam najbardziej urocze istoty, jakie widziałem w grach.
ROT
Niemal równocześnie z wspomnianym wyżej rodzeństwem Kena zauważy pewne drobne stworzonko – Rot. Szybko okaże się, że twórcy poukrywali w swym dziele aż 100 tych sympatycznych stworków, czekających tylko na ich odnalezienie. Naturalnie możecie się zastanawiać, czy warto ich szukać – do czego je wykorzystamy? Poza oczywistym urokiem, jaki roztaczają Rot są niezbędne do dostania się w nowe miejsca. Możemy więc kazać im podnieść kamienny blok, po czym wskoczyć na niego i wskazać punkt, do którego mają go przetransportować. Otworzą nam zablokowane przez drewniane belki przejścia. Postawią przewalone posągi lub przeniosą odkryte statuetki na odpowiednie postumenty. To bynajmniej nie koniec zastosować Rot – więcej na ten temat w dalszej części recenzji.
WALKA
Kena: Bridge of Spirits to trzecioosobowa gra akcji z elementami platformówki i RPG. Nie może więc w niej zabraknąć starć z przeciwnikami. Różnorodność oponentów jest jak najbardziej wystarczająca. Mamy na przykład stwory chowające się za tarczą – musimy albo zniszczyć te osłony za pomocą szybkich uderzeń, albo znaleźć się za plecami przeciwnika i stamtąd wyprowadzać ciosy. Są też latające potworki przypominające połączenie sowy z nietoperzem czy chociażby małe stwory, które stawiają na liczebność swojej gromady, a nie na siłę ataków. Znajdziemy tez entopodobne potwory, będące w stanie zabrać nam sporo zdrowia jeśli w porę nie uchylimy się przed ciosem. Nie brakuje również bossów – wysoce wskazane w potyczkach z nimi jest korzystanie ze wsparcia Rot. Jeśli zgromadzimy odpowiednią ilość żółtych kulek odwagi, otrzymamy możliwość przyzwania chmary Rot. W ten sposób możemy ogłuszyć przeciwnika, wystawiając go na atak lub odsłaniając punkty krytyczne. Walka jest prosta w założeniach, ale jednocześnie na tyle rozbudowana, abyśmy nie mogli się nudzić. Do naszej dyspozycji oddano nie tylko laskę, ale również łuk czy bomby. Bardzo spodobało mi się to, że część przeciwników jest podatna tylko na określony rodzaj ataków. Wymusza to na nas korzystanie z pełnego wachlarza ofensywnych ruchów Keny. Dzięki temu starcia są też bardzo wciągające.
ULEPSZANIE ZDOLNOŚCI KENY
Wspomniałem wcześniej, że Kena zawiera elementy RPG, a więc warto teraz wyjaśnić, o co mi chodziło. Przemierzając świat i walcząc z przeciwnikami, będziemy zdobywać punkty Karmy. Te natomiast posłużą nam do odblokowania nowych zdolności i ulepszenia już zdobytych umiejętności naszych podopiecznych. Możemy w ten sposób sprawić, że tarcza energetyczna (przywoływana po przytrzymaniu L1) zapewni nam większą odsłonę. Odblokujemy też możliwość wyprowadzenia ataku z obrotem po sparowaniu ciosu przeciwnika – do tego musimy oczywiście nacisnąć L1 tuż przed tym jak dosięgnąłby nas wspomniany cios. Karma pozwoli nam również spowalniać upływ czasu podczas celowania z łuku, czy zapewni zwiększenie maksymalnej pojemności kołczanu. Będziemy też mogli zainwestować w atak, dzięki któremu stworzymy pole zatrzymujące czas. Jeśli znajdą się w nim przeciwnicy, uporanie się z nimi będzie zdecydowanie łatwiejsze. Umiejętności nie jest bardzo dużo, ale każda jest przydatna i jestem pewny, że będziecie chcieli zdobyć je wszystkie.
EKSPLORACJA
Naturalnie, pragnąć pozyskać odpowiednią ilość Karmy do odblokowania zdolności, będziemy musieli zwiedzać świat. Eksploracja jest nieodłączoną częścią Kena: Bridge of Spirits. Warto jednocześnie zaznaczyć, że pod przyciskiem panelu dotykowego znajdziemy mapę regionu. Po jej otwarciu zobaczymy podsumowanie znajdziek (oprócz miejsc służących do medytacji). Wiemy więc, na czym musimy się skupić, aczkolwiek samo rozmieszczenie znajdziek nie jest zaznaczone na wymienionej mapie. Bynajmniej nie oznacza to, że nie uświadczymy żadnych podpowiedzi co do sekretów. O ile skrzynie – również zaklęte, które do odklęcia wymagają pokonania fali przeciwników – i wazony mieszczące niebieskie kryształy nie są wskazywane w żaden sposób, o tyle odmiennie jest w przypadku poukrywanych stworków Rot. O ich bliskości informuje nas… podwójne wibrowania pada DualSense. Mało tego – z której strony jest kryjówka Rot, z tej załączają się efekty dotykowe. To świetne rozwiązanie, które w nieinwazyjny sposób ułatwia nam odnalezienie wszystkich stworków.
Dobrze jest też przeczesywać wszystkie skrzynie i pojemniki. Nigdy bowiem nie wiadomo, gdzie kryje się alternatywna osłona głowy. Zdobyte czapki możemy wykupić i wyekwipować naszym sympatycznym pomocnikom w jednym z wielu straganów z czapkami. Wśród nich znajdziemy między innymi koniczynę, biedronki, miskę czy nawet poroże. Pozwala to stworzyć swoją własną, indywidualną grupę biegających za nami Rot. Osoby pragnące odkryć wszystkie znajdźki z pewnością spędzą z Keną jeszcze kilka godzin po ukończeniu gry. Warto zaznaczyć, że po przejściu fabuły możemy wrócić do świata i swobodnie go zwiedzać.
GRAFIKA I UDŹWIĘKOWIENIE
O tych elementach recenzowanej gry mogę pisać niemal wyłącznie w superlatywach. Aby mieć to za sobą, przejdźmy najpierw do opisania tego, co złego znajdziemy w udźwiękowieniu. Muzykę tworzą zarówno spokojne, plemienne utwory grane między innymi na okarynie, jak i mocniejsze kompozycje. Podczas walki nierzadko usłyszymy ciężkie bębny i poczujemy powagę sytuacji. Niestety, Kena ukazała się w angielskiej wersji językowej i próżno szukać polskiego dubbingu. To wielka szkoda – mam wrażenie, że polskie głosy mogłyby bardzo dobrze wpłynąć na sprzedaż tego tytułu w naszym kraju. Ułatwiłyby one wielu osobom przeniesienia się do świata wykreowanego przez Pixar… to znaczy przez Ember Lab! Nie mogę się powstrzymać przed nazywaniem Keny w myślach Pixar: The Game. Oprawa wizualna jest fenomenalna i zajmuje w moim prywatnym rankingu gier zaszczytne pierwsze miejsce. Kena: Bridge of Spirits to jak dla mnie najpiękniejsza gra na świecie!
Pozytywnego wrażenia wizualnego dopełnia świetny angielski dubbing oraz, oczywiście, rewelacyjne animacje. Samo oglądanie tej gry w ruchu jest wciągające, nie wspominając o samodzielnym graniu. To prawdziwa perełka, którą zdecydowanie warto się zainteresować. Dawno nie byłem tak zachwycony stylem artystycznym jakiejś gry. Lasy, jaskinie, rwące potoki i zapomniane przez czas miasta – znajdziemy wszystko. Oczywiście zachęca to – zwłaszcza w zestawieniu z wysokiej jakości teksturami – do spędzania z Keną każdej wolnej chwili.
DUALSENSE I TRYB FOTOGRAFICZNY
Opisując Kenę, nie można pominąć dwóch bardzo miłych drobnostek, wpływających jednak na odbiór całości. O efektach dotykowych napomknąłem już przy okazji eksploracji. Warto jeszcze zaznaczyć, że rozchodzą się one odpowiednio również podczas pływania – naturalnie korzystnie wpływa to na immersję. Podobnie zresztą jak adaptacyjne spusty, których doświadczymy podczas strzelania z łuku. Przytrzymując lewy spust, naciągamy cięciwę, natomiast przytrzymując prawy, po czym zwalniając go decydujemy, jak silną strzałę wypuścimy. Oczywiście spusty odpowiednio reaguję na nasze działanie. Nie mogę też nie pochwalić trybu fotograficznego. Pozwala on naturalnie wybrać filtry obrazu, ale nie to jest jego największą zaletą. Tą jest przycisk Action, po którego aktywowaniu osoby w kadrze wracają do wykonywania swoich zwyczajowych czynności. Jest też Cheese! Aktywując go, ujęte w kadrze postaci zwrócą się w stronę obiektywu i zapozują, przybierając reprezentacyjną pozycję. To bardzo fajna funkcja, która pogłębia wrażenie bycia częścią żyjącego świata.
PODSUMOWANIE
Kena: Bridge of Spirits to produkcja, która mnie zachwyciła. Przez niemal cały czas rozgrywki uśmiech nie schodził mi z twarzy. Rot sprawiły, że na nowo obudziło się we mnie dziecko, cieszące się wszystkim, co widzi. Należy jeszcze zaznaczyć, że produkcja oferuje kilka poziomów trudności. O ile Store Mode jest proste, łatwe i przyjemne, o tyle nie mogę tego napisać o wyższych poziomach. Decydując się na najwyższy – dostępny po przejściu gry na dowolnym poziomie – z łatwością uczynimy z Keny grę souls-like. Nie dajcie się więc zwieść kolorowej oprawie – jeśli zależy Wam na uczciwej platynie, będziecie często ginąć. Niemniej jednak szczerze polecam ten tytuł. To w moich oczach najpiękniejsza gra na świecie i pozycja, którą trzeba sprawdzić. Tym bardziej, że jest dość niedroga. W PlayStation Store znajdziecie ją za 160 złotych. Pamiętajcie też, że w listopadzie wyjdzie wersja pudełkowa.
Kod recenzencki dostarczyło studio Ember Lab.
Dodaj komentarz