Za nami premiera pierwszego epizodu mini-serii studia Telltale Games. Czy opowieści o „Walkersach” nadal mają to coś czy są już passe?
Większość graczy, którzy choć trochę interesują się branżą gier wideo doskonale wiedzą z czym kojarzy się nazwa studia: Telltale Games. Pierwsze, co przychodzi na myśl, to interaktywny film. Przyznam szczerze, że każdorazowo, gdy słyszę o produkcjach, które mają wyjść spod skrzydeł tego studia, cieszę się jak małe dziecko. Dlatego też skakałam z radości, gdy doszła do mnie wiadomość, że jeszcze przed trzecim sezonem sztandarowej serii The Walking Dead ukaże się coś jeszcze. Tym „czymś” okazało się The Walking Dead: Michonne. Tym razem wcielamy się w rolę tytułowej Michonne, kobiety wojowniczki znakomicie władającej maczetą. To właśnie z jej perspektywy poznajemy fabułę niedopowiedzianą przez Roberta Kirkmana, autora komiksu na bazie, którego powstała seria o trupach.
Mechanika gry pozostaje oczywiście niezmieniona, nie ma żadnych bombowych wyskoków, niczego czego nie widzielibyśmy już we wcześniejszych odsłonach The Walking Dead. Zadanie w TWD: Michonne wydaje się nawet jeszcze łatwiejsze do wypełnienia. Twórcy tym razem nie pokusili się o zbyt wiele fragmentów, w których kierujemy tytułową bohaterką. Wszystko jest bardzo proste, a pchnięcie fabuły do przodu wymaga wyłącznie wejścia w interakcje ze wszystkimi dostępnymi przedmiotami, których również jest niewiele. Jasna sprawa, że nie powinniśmy oczekiwać tutaj nie wiadomo czego, ale jakieś zadania typu „weź, przełóż, połącz” mocno urozmaiciłyby rozgrywkę. Należę do osób, które raczej stronią od logicznych zagadek i utrudniania sobie życia, ale tutaj muszę przyznać, że brakowało mi tego. Do dzisiaj pamiętam szaleńcze poszukiwania śrubokręta na farmie w pierwszym sezonie The Walking Dead.
To, co zyskuje w moich oczach, to liczba sekwencji Quick Time Event. Jest ich stosunkowo więcej niż w TWD 1 i TWD 2, The Wolf Among Us czy Tales from the Borderlands. Nie są one skomplikowane, ograniczają się do naciskania jednego z czterech przycisków geometrycznych, a szczytem największej trudności okazało się wciśnięcie trzech z nich podczas jednej z walk. Jeśli już o nich mowa, to tych także jest całe mnóstwo. Michonne to prawdziwa fighterka, silna kobieta, której chyba nic nie jest już stanie zdziwić i przestraszyć. Nie boi się niczego… prawie niczego. Wspomnienia, które ją prześladują pojawiają się w każdej nowej sytuacji i w najmniej oczekiwanych momentach. O jakie wspomnienia chodzi dowiecie się, gdy już sami sięgniecie po ten tytuł.
Elementem, który może nie denerwował mnie, ale o którym warto nadmienić, to okazyjne spadki fpsów. Zdarzyło się to kilka razy, ale na szczęście nie miały one wpływu na rozgrywkę, gdyż występowały podczas „filmu”. Ukończenie pierwszego epizodu The Walking Dead: Michonne zajęło mi nieco ponad godzinę, czyli standard. Mam wrażenie, że pomimo tegoż „standardu” czasowego, twórcy nie włożyli tutaj zbyt wiele treści. Fabułę odcinka można streścić w raptem kilku zdaniach. Może to dlatego, że sporo czasu zajmują walki z trupami. Jeśli chodzi o kwestie dialogowe, których jest zdecydowanie mniej niż w innych odsłonach, to brakowało mi zdecydowanie mocnych fragmentów. Były sytuacje, w których chciałoby się, żeby Michonne była bardziej agresywna, a nawet i obrzydliwie wulgarna, żeby wstała, tupnęła nogą, trzasnęła ręką o stół czy o czyjąś twarz. Kurczę! Przecież obracamy się w uniwersum opanowanym przez zombie, w którym ciężko o przetrwanie, a co najgorsze ludzie, ci prawdziwi ludzie walczą między sobą i wzajemnie się wyniszczają.
Od strony wizualnej The Walking Dead: Michonne prezentuje nieco większą szczegółowość w porównaniu do pierwszego czy też drugiego sezonu zombie. Animacje są dużo delikatniejsze i subtelniejsze, zdecydowanie ograniczono karkołomne ruchy bohaterów. Mamy do czynienia z dużo większym nasyceniem kolorów, nie jest już tak ciemno i ponuro, choć nie ujmuje to podtrzymywaniu nieco mrocznego klimatu.
Podsumowując pierwszy epizod The Walking Dead: Michonne stanowi dobre rozpoczęcie mini-serii. Z jednej strony czuć spory niedosyt i delikatny zawód, ale z drugiej myśl i uczucie, co wydarzy się później jest bardzo silne. Fani studia Telltale Games i ich gier na pewno będą zadowoleni. Jednak ci, którzy nie są przekonani do takich tytułów, to Michonne chyba nie będzie odpowiednim wyborem, aby zacząć swoją przygodę z tego typu produkcjami.
Grę do recenzji dostarczył: Telltale Games.
Dodaj komentarz