Dziś na konsole nowej generacji trafia Layers of Fear. Czy horror polskiego studia Bloober Team ponownie zachwyca? Przekonajmy się.
Layers of Fear pierwotnie ukazało się na konsolach poprzedniej generacji. Już wtedy bardzo spodobała mi się historia malarza, choć dodatek – Inheritance – był według mnie dużo gorszy. Sprawdziłem też edycję dedykowaną goglom wirtualnej rzeczywistości oraz pełnoprawną dwójkę. Kiedy dowiedziałem się o trwających pracach nad dziś opisywaną grą, od razu wiedziałem, że po prostu będę musiał w nią zagrać. Na portalu znajdziecie także moje wrażenia po przejściu Steamowego dema, natomiast dziś skupiam się na sprawdzeniu jakości nowej wersji. Nie przedłużając więc niepotrzebnie, zapraszam do lektury recenzji.
Remake? Reboot? Czy jest nowe Layers of Fear?
Biorąc się za opisywanie tegorocznego wydania Layers of Fear, dobrze jest wiedzieć z czym mamy do czynienia. Jak na pewno wiecie, to nie jedyna gra studia Bloober Team o takim tytule. Nie bez kozery na początku niniejszego artykułu wspomniałem o poprzednich produkcjach z danego cyklu. Już tłumaczę, o co chodzi. Layers of Fear z 2023 roku jest odświeżoną, unowocześnioną wersją znanych wcześniej części. Występują tu nowe mechaniki rozgrywki, czy silnik graficzny (ale nie tylko).
Na prawo – Layers of Fear [2023]
Co więcej, Krakowiacy postanowili dodać też nowe rozdziały, w których pokierujemy żoną pisarza z „jedynki” i postacią z zewnątrz – pisarką. Można więc stwierdzić, że tegoroczna gra jest pełnym doświadczeniem historii. Mogą po nie sięgać zarówno fani Warstw Strachu, jak i osoby, które niczego o tym cyklu nie wiedzą. Czy warto to zrobić? Zobaczmy.
Layers of Fear okiem malarza i rodziny
Pierwsze Layers of Fear koncentrowało się na malarzu. Jego celem było namalowanie perfekcyjnego obrazu. Wiedziony swoim pragnieniem, często rzucał się w wir pracy, zatracając się całkowicie w swym marzeniu. Miało ono ogromny wpływ na relację z jego rodziną – żoną i młodą córką. Bynajmniej nie będę wdawał się w szczegóły – uważam bowiem, że zdecydowanie warto samodzielnie poznać tę opowieść.
Nowe Layers of Fear zawiera też – krótki, bo trwający niecałą godzinę – dodatek, Inheritance. Zobaczymy w nim świat oczami dziecka powracającego do swojego domu, z którym wiąże różne – zarówno te przyjemne, jak i bolesne – wspomnienia. W wielu retrospekcjach będziemy rozwiązywali proste zagadki i obserwowali świat z perspektywy dziecka. Z łatwością wejdziemy więc pod stół, czy w inne pozornie niedostępne (grając jako osoba dorosła) miejsca. Zobaczymy też, jak kłótnie rozumie dziecko, co jest interesującym przeżyciem. Niemniej jednak, dodatek ten nie porwał mnie już w momencie premiery i nie inaczej jest teraz. Rozgrywka przedstawia się w nim tak samo jak przed laty.
Nieporównywalnie lepiej moim zdaniem wypada tu nowa historia, której nie przedstawiono wcześniej. Chodzi o opowieść koncentrującą się na żonie pisarza, borykającą się z powrotem do „normalnego” życia po wypadku, jaki ją spotkał. Ogromnie przypadło mi do gustu poszukiwanie łańcuchów, symbolizujących więzy przeszkadzające w funkcjonowaniu wspomnianej kobiecie. Dodatek ten jest nieco dłuższy niż Inheritance, aczkolwiek nadal nie powala godzinami trwania. Niemniej jednak podobało mi się to, co dla kobiety przewidziało studio Bloober Team. To bardzo dobry, udany dodatek. Razem z „podstawką” i Inheritance pozwala nam poznać całą historię artystycznej rodziny.
Layers of Fear według aktorki
„Dwójka” koncentrowała się na losach aktorki, a moje zdanie na temat tylko tej odsłony możecie oczywiście przeczytać w odpowiedniej recenzji. Zabierze Was do niej ten odnośnik, ale i tak warto opisać tę część serii w dzisiejszym artykule. Jak już bowiem wspominałem, tegoroczne Layers of Fear nie jest wyłącznie pakietem poprzednich odsłon i zmienia w pewnym stopniu to, co już widzieliśmy. Oczywiście lokacje pozostają te same i nadal to właśnie „dwójka” odznacza się, w mojej ocenie, najlepiej zaprojektowanymi miejscówkami. Rozgrywka nie różni się znacząco od poprzednich odsłon, choć należy przyznać, że tym razem możemy też atakować stwora, który nas czasem ściga. Wykorzystujemy do tego latarkę i jest to według mnie bardzo potrzebna zmiana. W oryginalnej „dwójce” etapy polegające na uciekaniu przed potworem były irytujące. Teraz możemy natomiast nieco sobie je ułatwić. Szkoda jednocześnie, że nie pokuszono się o zamienienie latarki na latarnię.
Nowa postać i lokacja w serii
Jak pisałem już w moich wrażeniach z dema tegorocznej gry, Layers of Fear pozwala nam wcielić się również w pisarkę. Terenem, który zwiedzimy jako ta postać będzie latarnia morska i muszę przyznać, że prezentuje się ona naprawdę świetnie. Sama argumentacja stojąca za uczynieniem latarni morskiej miejscem akcji jest bardzo sensowna. Kobieta wygrała bowiem konkurs pisarski, w którym nagrodą był pobyt we wspomnianym miejscu. Z dala od ludzi i cywilizacji, z rzadkimi dostawami jedzenia nie powinna rozkojarzyć się przez zewnętrzne bodźce. Zamiast tego ma się skupiać na pisaniu swojej książki, dokończeniu jej. Wiem z autopsji, że jest to bardzo zachęcające. Moja żona też pisze i sama już dawno temu mówiła mi, że chciałaby pojechać do latarni morskiej.
Wróćmy teraz jednak do samej gry. Podstawowym miejscem, które będziemy nieraz odwiedzać będzie pokój naszej pisarki. Znajdziemy w nim nie tylko maszynę do pisania, służącą do popychania gry do przodu, ale i książki, za pomocą których przeżyjemy rozdziały poświęcone konkretnym postaciom. Co ważne, możemy również powtarzać nasze ulubione rozdziały – moim zdaniem jest to świetna opcja. Bloober Team jeszcze przed premierą zapowiadało, że pisarka będzie swoistą klamrą, spajającą wszystkie odsłony Layers of Fear. I tak właśnie jest w istocie – klamrę zrealizowano sensownie i jestem pod wrażeniem tego zabiegu. Brawo!
Rozgrywka
Teoretycznie po Layers of Fear, jako po produkcji Bloober Team, nie należałoby się spodziewać walk z przeciwnikami. Gry takie jak chociażby Blair Witch czy The Medium pokazały, że starcia z oponentami nie są priorytetami tego studia. Trend ten utrzymuje się w opisywanym dziś tytule. Nie znaczy to bynajmniej, że nie natkniemy się czasem na oponentów. Występują oni w większości odsłon danego pakietu, aczkolwiek najwięcej jest ich w „dwójce” oraz „jedynce”. Co pewien czas będziemy musieli przejść w miejsce, w którym krąży pewna manifestacja obaw. Możemy – i musimy – z nią walczyć, kierując na nią światło latarki lub skupiając na nim światło naszej latarni. Głównie chodzimy jednak po korytarzach domostwa, okrętu lub latarni morskiej i szukamy miejsc, z którymi możemy wejść w interakcję.
Najczęściej będzie się to przejawiało odnalezieniem znajdźki, pogłębiającej naszą wiedzę na temat historii. Sporadycznie weźmiemy udział w przerywniku animacyjnym na silniku gry czy rozwiążemy zagadkę przestrzenno-logiczną. Nie są one nigdy przesadnie trudne i na pewno nie minie wiele czasu, a każdy znajdzie rozwiązanie. Polskie studio tworzy głównie symulatory chodzenia z domieszką horroru i to właśnie w takiej kategorii należy rozpatrywać twórczość Bloober Team. Mnie bardzo podoba się taka rozgrywka, bo pozwala naprawdę doceniać stronę wizualną. Więcej na jej temat dowiecie się z kolejnego akapitu.
Grafika i strona techniczna
Studio Bloober Team już w swoich pierwotnych wersjach Layers of Fear stworzyło mnóstwo bardzo dobrze wyglądających lokacji. Zapomnijcie jednak o tamtej jakości, zabierając się za tegoroczną kompilację. Layers of Fear (2023) prezentuje się naprawdę oszałamiająco. Autorski system oświetlenia polskiego zespołu robi fenomenalną robotę. Gra światłem i cieniem niezwykle sugestywnie buduje klimat i sprawia, że aż chce się przystanąć na chwilę i rozejrzeć po pomieszczeniu. Często tak też robiłem, podziwiając mnóstwo detali, jakie wypływają z niemal każdego miejsca.
Na prawo – Layers of Fear [2023]
Ogromne znaczenie ma także obsługa śledzenia promieni w czasie rzeczywistym. Ray-tracing bardzo umiejętnie tworzy złudzenie przechodzenia się po realnych lokacjach. Nieraz łapałem się na tym, że zapominałem, że mam przed sobą po prostu wymyślone miejsca – prezentują się one niesłychanie wiarygodnie. Przy tym nie mogę powiedzieć złego słowa w kontekście jakości działania gry. Bynajmniej nie jestem w stanie podać dokładnej liczby klatek na sekundę – jak Wam na pewno wiadomo, konsole nie mierzą tych danych. Mogę Was natomiast zapewnić, że rozgrywka jest nieprzerwanie płynna i nie doświadczamy żadnych spadków klatek. Miłym akcentem, o którym warto wspomnieć jest też obsługa funkcji pada DualSense. Kiedy potwór będzie się zbliżał, pasek świetlny kontrolera zacznie mrugać na czerwono. Nierzadko stanowiło to niemałą pomoc.
Udźwiękowienie i muzyka
Jako że Layers of Fear to horrory, niemały wpływ na odbiór ma oczywiście udźwiękowienie. Od razu zaznaczam, że w tę produkcję po prostu trzeba grać w dobrych słuchawkach. Każdy nasz krok w latarni morskiej wiąże się z naturalnie brzmiącym jęknięciem desek. Przemierzając zapomniany dom, często popchniemy drzwi, czemu będzie towarzyszyło skrzypienie zawiasów. Natomiast pozbywanie się łańcuchów spowoduje odpowiednio głośny hałas wydawany przez opadający metal. Nawet rozlegający się co jakiś czas płacz jest w stanie współtworzyć przejmującą atmosferę niepewności i zagubienia.
Nie sposób oczywiście nie docenić ogromu pracy, jaką włożył również Arkadiusz Reikowski. Jego kompozycje są jednymi z najlepszych, jakie słyszałem w grach. Ba, lubię do nich wrócić nawet nie grając w Layers of Fear. Oczywiście tę recenzję piszę przy dźwiękach utworów Arka Reikowskiego i zauważyłem, że czasem przestawałem pisać. Zamiast tego po prostu słuchałem wspaniałych dźwięków, składających się na muzykę w tej grze. Czy potrzebne jest lepsze zapewnienie o jakości kompozycji?
Podsumowanie
Nie ukrywam, że z Layers of Fear wiązałem ogromne nadzieje. Z podstawowymi grami miałem bowiem bardzo przyjemne wspomnienia. Miałem też nadzieję, że przeniesienie się na nową generację zapewni imponującą oprawę wizualną. Na szczęście nie zawiodłem się. Bloober Team stworzyło świetny zestaw poprzednich gier z tej serii, ale nie poprzestało na tym. Dodane rozdziały wciągają, a pisarka stanowi sensowne, logiczne spięcie wszystkich wątków w jedną całość. Dodajmy do tego wspaniałą muzykę Arkadiusza Reikowskiego, bardzo dobre udźwiękowienie i kilkanaście godzin rozgrywki, a otrzymamy pakiet, po który powinni sięgnąć wszyscy. Nie tylko nowi gracze, ale również – a może nawet przede wszystkim – fani poprzednich Warstw Strachu. Gdyby nie odczuwalnie gorszej jakości Inheritance, bez wahania wystawiłbym maksymalną ocenę. Zamiast tego muszę jednak ocenić całokształt minimalnie gorzej. Nadal jest to jednak wysoka nota i uważam, że ta kompilacja na nią zasługuje. To pełne doświadczenie historii rodziny z problemami pragnącej podążać za swoimi, nie zawsze zbieżnymi, celami. Bez wahania polecam sprawdzenie tej gry i czekam na kolejne dokonania Bloober Team. Z tego dzieła mogą być dumni!
Kod recenzencki udostępnił producent, studio Bloober Team.
Dodaj komentarz