Kiedy w 2016 roku przyszło mi sprawdzić Layers of Fear, nie wiedziałem niemal niczego o grze. Jakie było moje zaskoczenie jakością tytułu!
Layers of Fear okazało się być szalenie wciągającą produkcją. Gra zachwyciła mnie swoją estetyką i warstwą wizualną. Nie bez znaczenia był też klimat, przez który nie chciałem oderwać się od konsoli. Nie był to tytuł bez wad, ale ogólny obraz był zdecydowanie pozytywny. Na tyle, że każdą informację o tworzeniu Layers of Fear 2 chłonąłem z wypiekami na twarzy. Nie powinno więc dziwić, że bardzo się ucieszyłem, gdy Konrad przekazał mi kod na tę produkcję. Jeśli jesteście ciekawi moich wrażeń z obcowania z polskim tytułem, zapraszam Was do lektury niniejszej recenzji. Niżej znajdziecie odnośnik do mojego testu poprzedniej gry studia Bloober Team.
Pierwszym, co przykuwa do ekranu jest fantastyczna strona wizualna Layers of Fear 2. Niemal każde odwiedzane nowe miejsce sprawiało, że miałem ogromną ochotę zrobić zrzut ekranu. Czy to wspaniała roślina na pokładzie okrętu, czy widok z lunety na morze, czy kajuty – wszystko wygląda przepięknie i sprawia, że przemierzanie tajemniczego statku nie nudzi się. Oprawa graficzna jest jedną z największych zalet najnowszego dzieła polskiego studia Bloober Team. Warto też wspomnieć o dość ciekawym i klimatycznym zabiegu artystycznym. Bardzo często będziemy mieć do czynienia z czarno-białym filtrem. Jeśli soczyste barwy znikną, a ekran będzie utrzymany w stylu filmów noir, możemy mieć pewność, że nadejdą chwile grozy. Co najlepsze, nie sprawia to, że straszenie jest mniej zaskakujące i coraz bardziej przewidywalne. Polacy stojący za stworzeniem tytułu bardzo dobrze urozmaicają rozgrywkę i stosują różnorodne sposoby mające przerazić gracza. Może to być zmieniający się nagle korytarz, czy podejrzany dźwięk. Strach w Layers of Fear 2 jest wywoływany nie przez oczywiste jump-scary (których na szczęście brak w tej grze), ale przez to, czego nie jesteśmy pewni, przez zaskakiwanie nas nieznanym.
W parze z bardzo dobrą warstwą wizualną stoi wyśmienita warstwa dźwiękowa. Muzyka jest fantastycznie skomponowana i idealnie pasuje do wydarzeń, jakich doświadczamy. Często słyszymy niepokojące kompozycje, przejmujące i chwytające za serce i gardło. Kompozytor, Arkadiusz Reikowski, wydaje się być idealną osobą do zadbania o atmosferę budowaną dźwiękiem. Wszystko, co słyszymy ma znaczenie. Każdy dźwięk jest potrzebny i w istotny sposób tworzy klimat. Trzeba przyznać, że ten jest naprawdę niesamowity w recenzowanej produkcji. Można poczuć się faktyczną częścią wykreowanego przez Polaków świata. Zanurzenie w nim jest na tyle głębokie, że instynktownie skierowałem się do menu opcji, by poszukać opcji VR. Niestety, nie znalazłem jej. Udało mi się natomiast odnaleźć dwa inne ustawienia – wielkość rozmiarów napisów (i to nie regulowaną skokowo, ale obsługiwaną płynnie suwakiem) i preferencje wyświetlania celownika – Auto, wyłączony i włączony. Co prawda podczas rozgrywki nie prowadzimy długich wymian ognia, ale zauważyłem, że o wiele łatwiej było mi się odnaleźć, ustawiając stale widoczny celownik. Zdecydowanie ułatwił mi on sprawne przeszukiwanie pomieszczeń.
Będzie to zresztą jednym z podstawowych działań, które będziemy podejmować. W czasie przemierzania przez nas pokładów okrętu co chwilę będziemy musieli wchodzić w interakcje z otoczeniem. Dzięki temu odnajdziemy porozrzucane okazjonalnie przeźrocza albo podniesiemy plakaty z dawnych filmów. Nie brakuje też poukrywanych tajemniczych przedmiotów, a w niektórych szufladach schowano fragmenty gazet, dzięki którym poznamy historię okrętu i jego pasażerów. Gdzieniegdzie natkniemy się też na maski i zabawki, które dostarczą nam informacji co do dawnego życia załogi. Muszę przyznać, że uwielbiałem zaglądać w każdy zakamarek w Layers of Fear 2, bo odnajdywane przedmioty i związana z nimi przeszłość były bardzo ciekawe. Niekłamaną przyjemność sprawiało mi dowiadywanie się, co zaszło. Trzeba jednak nastawić się na trudną fabułę. Opowieść nie jest podana na tacy i do końca gry możemy nie być pewni, co się stało. Warto wspomnieć o trzech możliwych zakończeniach. Na to, do jakiego dotrzemy mają wpływ nasze decyzje przy głównych scenach kręconego na pokładzie okrętu filmu. Do ponownego przechodzenia gry zachęca również tryb Nowej Gry Plus, w którym zachowujemy zebrane znajdźki i możemy przejść całą grę, podejmując inne decyzje. W tym trybie możemy swobodnie wybierać akt, który chcemy rozegrać, co z pewnością ułatwi szybsze zdobycie brakujących trofeów. Samo ukończenie gry, zebranie kompletu plakatów i wykonanie kilku opcjonalnych aktywności dało mi zaledwie 1/3 dostępnych pucharków.
Odwołując się do tytułu gry, celowo nie używam słów takich jak „kontynuacja”, „dwójka” albo „druga część”, pisząc o Layers of Fear 2. Powód jest prosty: ta gra nie kontynuuje wątków z wcześniejszej produkcji i nie rozwija przedstawionej tam historii. W nowe Layers of Fear bez najmniejszych przeszkód można grać, nie ukończywszy wcześniej poprzedniego dzieła Bloober Team. Mimo braku wspólnego łącznika w postaci historii Layers of Fear 2 bynajmniej nie jest zupełnie inne od poprzedniej odsłony. Nadal mamy do czynienie z symulatorem chodzenia, w którym wcielamy się w artystę, pragnącego stworzyć dzieło życia. W grze sprzed kilku lat bohaterem był malarz, obsesyjnie dążący do namalowania obrazu będącego sensem jego istnienia. Podobnie jest w przypadku tegorocznej propozycji krakowskiego studia. Naszym bohaterem jest w niej w aktor, pragnący zagrać w filmie wybitnego reżysera. Twórcy spróbowali nieco zmienić rozgrywkę względem poprzedniej odsłony. W Layers of Fear 2 niestety będziemy dość często zmuszeni do uciekania przed tajemniczym potworem. Najmniejszy kontakt ze stworem oznacza naszą śmierć i konieczność resetowania punktu kontrolnego. Nie jest to w żadnym stopniu ekscytujące i w moim odczuciu negatywnie wpływa na zanurzenie się w świecie. Wybija nas z rytmu i niesamowicie frustruje.
Naszym narratorem jest (znany z filmów Candyman) Tony Todd i trzeba przyznać, że zna się na swojej robocie. Swoim tembrem głosu i jego wysokością odpowiednio motywuje do działań i sprawia, że mamy wrażenie oglądania dawnego horroru. Złudzenia tego dopełnia wspomniane wcześniej częste stosowanie biało-czarnych lokacji.
Nie brakuje oczywiście (znanych z poprzedniej części cyklu) nagłych zmian korytarzy i tego, co się w nich znajduje gdy tylko odwrócimy wzrok. Sprawia to, że chodzimy w ciągłym napięciu, nie wiedząc co może na nas czekać za zakrętem. A przygotowano dla nas całkiem sporo interesujących miejsc. Trafimy do studia nagrań, rekwizytorni wypełnionej zniszczonymi manekinami, na plan z obracaną sceną, do sali kinowej, oryginalnego białego pomieszczenia oszczędnie wypełnionego meblami, do labiryntu, na pokład statku pirackiego – możliwości są niezliczone. W tym miejscu studiu Bloober Team należą się słowa uznania. Mimo naprawdę szerokiego spektrum lokacji, jedna przechodzi w drugą w dość logiczny sposób (mimo surrealizmu uderzającego w nas co chwilę) i rzadko kiedy mamy do czynienia z kompletnie absurdalnymi wymysłami twórców.
Na rozgrywkę w Layers of Fear 2 składa się też rozwiązywanie zagadek, jednak ich poziom nie powinien nikomu sprawić problemu. Przykładowo, musimy otworzyć sejf. Poprawna kombinacja wydaje się być niewiadomą. Wystarczy jednak podejść do niego, by zobaczyć, że od razu na nim została przyczepiona kartka z właściwym szyfrem. W innym przypadku musimy otworzyć kłódkę. Musimy się jedynie dobrze rozejrzeć po najbliższym otoczeniu, by zauważyć zapisany na desce na suficie kod albo obrócić kilka razy pobliską tablicę, by zobaczyć na niej kod. Są nieco bardziej wymyślne zadania, jak chociażby szukanie odpowiedniego ustawienia wskazówki na tarczy zegara, ale i tak w recenzowanej produkcji nie ma miejsc, w których można zaciąć się na dłużej. Zdaję sobie sprawę, że Layers of Fear 2 to głównie symulator chodzenia, ale jednak chłopaki z Krakowa mogli postawić przed nami chociaż minimalnie trudniejsze zadania.
Ukończenie gry zajęło mi około 7 godzin, co jest dobrym wynikiem, zwłaszcza w zestawieniu z krótką poprzednią odsłoną. Najważniejsze, że twórcom udało się utrzymać atmosferę grozy aż do końca. I to bez ciągliwych potworów typu „jump scare”. Layers of Fear 2 przeraża w bardziej subtelny, osobisty sposób. Na całą historię składa się 5 aktów, ale nie są one równorzędne pod względem jakości. W moim odczuciu ostatni akt jest zbyt krótki i nieco za bardzo przyspieszony, natomiast drugi akt posiada za dużo sekwencji polegających na uciekaniu. Jednak ogólnie nie mogę stwierdzić, żebym zmuszał się do spędzania czasu z tą produkcją. Mimo jej wad zdołała mnie wciągnąć i aż żałowałem, kiedy zobaczyłem napisy końcowe.
Layers of Fear 2 z pewnością nie jest idealną grą. Niektóre z nowości – jak sekwencje pościgów – ani trochę nie pasują do rozgrywki i wydają się być wciśnięte na siłę. Jednak ogólnie produkcja broni się mocnym, świetnie budowanym klimatem i bardzo dobrą warstwą audiowizualną. Tytuł to dla Bloober Team krok w dobrą stronę. Jeśli Polacy zrezygnują z niepotrzebnego dodawania do rozgrywki fragmentów nastawionych na akcję, to Layers of Fear 3, oczywiście o ile powstanie, może być jednym z najlepszych horrorów.
Dziękujemy Bloober Team za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz