• NEWSY
  • PlayStation
    • PlayStation 5
    • PlayStation 4
    • PSVR
    • PS Vita
    • Poradnik: jak zacząć z PS4?
  • Xbox
    • Xbox Series X|S
    • Xbox One
    • Poradnik: jak zacząć z XOne?
    • Testy klawiatur i myszek
      • Logitech G910 i G502 Hero
      • HyperX Alloy Core i PulseFire Core
  • Nintendo
    • Switch
    • 3DS
    • WiiU
    • Poradnik: jak zacząć z NSwitch?
  • Steam Deck
  • Gry planszowe
  • Recenzje
    • PS Vita
    • PS4
    • Xbox One
    • Nintendo
    • PS5
    • Xbox Series
    • Steam Deck
  • Testy
  • Poradniki
  • Kultura
    • Kino news
    • Recenzje
    • Wszystko
  • Redakcja

Recenzja: Wild Hearts (PS5) – z kamerą wśród Kemono

| 1 miesiąc temu | Autor: Konrad Bosiacki

W EA Originals zapragnęli mieć własnego „Monster Huntera”. W tym celu połączyli siły z Omega Force oraz Koei Tecmo. Efektem ich pracy jest gra Wild Hearts, która jest naprawdę dzika. Zapraszamy na recenzję.

Omega Force regularnie od ponad 20 lat dostarcza gry inspirowane japońską i chińską mitologią. Każdy, kto choć trochę interesuje się slasherami na pewno słyszał o takich seriach jak Samurai Warriors, Dynasty Warriors, czy Toukiden. Po wielu latach przyszedł czas na poszerzenie horyzontów. W związku z tym japoński deweloper postanowił zaatakować gatunek gier łowieckich. I nie ma mam tu na myśli „symulatora myśliwego polującego na jelenie”, tylko stworzenie konkurencji. Tak naprawdę klona popularnej serii Monster Hunter od studia Capcom. Dosłownie niecały miesiąc temu na duże konsole trafił Monster Hunter: Rise, a moją recenzję znajdziecie tutaj. Jednocześnie z całkowitą pewnością stwierdzam, że Wild Hearts jest bliżej do jeszcze wcześniejszej części MH: World, która trafiła na duże konsole w 2018 roku.

Wyraźne wzorce

Napisać, że Omega Force inspirowało się Monster Hunterem to jak nic nie napisać. Wild Hearts jest niemal kopią tego, co znajdziemy w popularnej serii Capcomu. Łatwiej byłoby mi wymienić na palcach jednej ręki czego nie skopiowano, niż wypisać to, co jest własnymi pomysłami studia Omega Force. Pomysł na rozgrywkę jest zupełnie ten sam. Grę zaczynamy więc od stworzenia naszego łowcy lub łowczyni. Następnie trafiamy do świata nękanego przez potwory, które w przypadku Wild Hearts nazywają się Kemono. Kemono to połączenie bestii z naturą i każdy z tych potworów prezentuje się absolutnie fantastycznie. Sama gra bazuje na dużych japońskich regionach opartych na czterech porach roku; nie licząc naszej wypadowej wioski Minato.

Wild Hearts

Fauna Wild Hearts

Możemy spotkać „Drzewokła” – pół-dzika, pół-drzewo, czy „Grzybogona” – pół-szczura, pół-grzyba. Większość z tych potworów wygląda jakby przeszła przez epidemię z serialu The Last of Us. Na premierę gry mamy do upolowania 20 dużych bestii. Kolejne będą jednak dodawane za darmo w ramach kolejnych aktualizacjach. Wspomniane potwory posiadają różnorodne moce, pozwalające im zmieniać swoje środowisko i walczyć z graczem za pomocą sił natury. Niestety w końcowych etapach gry robi się to aż nadto irytujące, gdy bestie nagminnie atakują nas głównie jakimi atakami obszarowymi wydobywającymi się spod podłoża.

Wild Hearts
Wild Hearts

Opowieść

Jednakże należy tu wyraźnie zaznaczyć, że dzieło Omega Force nie jest tablicą ogłoszeniową z Wiedźmina 3, z której podnosimy po prostu kolejne zlecenia jak w Monster Hunterze. Ta gra ma naprawdę rozbudowaną i ciekawą fabułę. Dużo tutaj filmików i dialogów z mieszkańcami wioski nękanej przez Kimono. Nie brakuje także zleceń pobocznych od różnych postaci. I trochę komiczne w tym wszystkim jest to, że nasza postać nie ma głosu. Wobec tego głównie kiwamy głową lub wybieramy na ekranie bardzo krótkie zdania, które nic nie wnoszą do postępów fabularnych.

Wild Hearts

Kulminacja Wild Hearts

To nie będzie żaden spoiler, ale muszę napisać, że Wild Hearts ma kapitalny, bardzo wymagający finałowy pojedynek! Nie chcę, aby to zabrzmiało kontrowersyjnie, ale to starcie dało mi więcej emocji i satysfakcji niż finałowa walka Kratosa w God of War Ragnarok. Tak fantastycznie i pomysłowo wykorzystanego pola bitwy jeszcze w żadnej grze nie widziałem.

Rozdziały

Wild Hearts podzielono na pięć rozdziałów, a każdy kolejny oferuje wyższy poziom trudności, natomiast poznane wcześniej Kemono stają się potężniejsze. Po ukończeniu wątku głównego, który zajął mi jakieś 40 godzin, wchodzimy w fazę tzw. „end game’u”. Tutaj polujemy na nadzwyczajnie silne potwory. Oczywiście z mapy gry możemy dowolnie rotować rozdziałami, aby powrócić do konkretnego potwora i zdobyć z niego składniki potrzebne do stworzenia nowej broni lub pancerza.

W drużynie siła

Dla nowicjusza w gatunku każdy rozdział i potwór będzie trudny, aczkolwiek dla osoby dobrze zaznajomionej z Monster Hunterem przynajmniej połowa gry będzie spacerkiem. U mnie schody zaczęły się w czwartym rozdziale. Na szczęście przed premierą w Wild Hearts grało wielu przedstawicieli mediów i udało się połączyć siły we wspólnej rozgrywce. Naszych sojuszników możemy reanimować. Jeżeli nam się to uda w ciągu kilku sekund, to zachowamy jedną z trzech szans na udane polowanie. W trakcie walki musimy bardzo uważać, aby ataki Kemono nas nie ogłuszyły. Ten stan trwa bowiem niezrozumiałe długo, dobre 15 sekund. Trzeba mieć dużo szczęścia, aby w tym czasie nie otrzymać kolejnego uderzenia, które z pewnością wyeliminuje nas z walki.

Proste podejście

Niestety Omega Force nie skopiowało z Monster Huntera systemu pułapek (a szkoda!), więc każdego potwora tłuczemy, aż padnie. Po skończonym pojedynku nie wycinamy wnętrzności, tylko gra sama losuje nam kilka surowców. Jest to nieco dziwne, ponieważ w bestiariuszu mamy pokazane, w którym miejscu konkretna część się znajduje. Jednak jest szansa, że wymagany składnik odpadnie w czasie bitwy, gdy będziemy często atakować wybraną część ciała.

Kamera

Niestety to nie wymagające Kemono będą waszym największym przeciwnikiem w Wild Hearts, a bardzo źle zaprojektowana kamera. Nachalnie zniża ona widok w kierunku stóp naszej postaci. Gra nie oferuje też żadnych ustawień FoV, nie ma możliwości oddalenia widoku, czy poszerzenia kąta widzenia. Kamera tak źle się ustawia, że często nie widzimy przeciwnika, tylko jego nogi. Do tego nie potrafi omijać żadnych przeszkód jak kamienie, gałęzie, czy roślinność i po prostu w nie wpada, całkowicie zaburzając graczowi pole widzenia.

Perypetii z kamerą ciąg dalszy

Kamera nawet nie myśli się unieść, gdy przeciwnik wyskakuje w powietrze. Przez to sami musimy zgadywać gdzie on wyląduje – oczywiście najczęściej trafia po prostu w gracza. Jakby tego było mało, gdy nasz łowca otrzymuje obrażenia, to jest odrzucany na kilka metrów, ląduje twarzą w podłożu, a co robi kamera? Oczywiście wbija się w ziemię, abyśmy nie widzieli przeciwnika i pola bitwy. Ta fatalna kamera potrzebuje szybkiej naprawy, bo przez takie błędy walka z przeciwnikami jest bardzo niesprawiedliwa.

Współpraca w Wild Hearts

Na szczęście aż tak nie jest to odczuwalne, gdy gramy w kooperacji do trzech graczy i przeciwnik nie skupia się tylko na nas. Wtedy możemy do bestii podejść z lepszej strony, uleczyć się lub zbudować coś z Karakuri. To szybkie budowle z drewna, które wspomagają nas w trakcie walki – trochę to przypomina budowanie w Fortnite’cie. Do budowania potrzebujemy nici karakuri. Te zdobywamy, rozłupując wybrane skały lub drzewa. Nici możemy otrzymać też od naszego małego towarzysza oraz same odnawiają się, gdy zadajemy solidne obrażenia potworom.

Konstrukcje

Na podstawowe karakuri składają się skrzynia, odskocznia, pochodnia i lotnia. Łącząc je ze sobą w konkretny, sposób otrzymamy bardzo przydatne machiny wojenne na polu bitwy. Przykładowo sześć skrzyń tworzy solidny mur chroniący przed rozpędzonymi potworami. Z kolei trzy odskocznie dają… masywny młot, który uderza w przeciwnika, a sześć pochodni tworzy wyrzutnię, z której wylatuje ogromny fajerwerk ogłuszający potwora. W dalszych etapach gry dochodzi więcej machin i kombinacji, a stworzą je tylko wielkie umysły zapamiętujące combosy w Tekkenie. Nie mniej jest to bardzo dobre urozmaicenie rozgrywki, które ratuje gracza oraz zadaje solidne obrażenia.

Wild Hearts

Znajome mechaniki w Wild Hearts

I na tym się kończą nowości w Wild Hearts. Reszta to już czysty Monster Hunter. Zbieramy więc całą masę roślinek, łowimy ryby, z których przyrządzamy wzmacniające posiłki – skłdniki możemy również marynować w beczce lub suszyć. Przez całą rozgrywkę towarzyszy nam mała bambusowa kulka, która wspomaga nas w walce: troszkę leczy, odwraca uwagę przeciwnika, gdy mamy mało zdrowia i rozrzuca wspomniane nici karakuri.

Wild Hearts

Sklepy

W wiosce znajdziemy sklepikarkę, u której kupimy i sprzedamy żywność i materiały. Nie zabrakło również kowalki, która za zebrane z potworów surowce i minerały z dziczy wykuje dla nas pięcioczęściowy pancerz oraz bronie. Miłym dodatkiem do każdego pancerza jest jego modyfikacja (nie tylko wyglądu), która wydobędzie z niego dodatkowe moce. Wszystko zależy od tego, czy wybierzemy ścieżkę ludzi, czy Kemono. Oprócz tego gracz może wyposażyć się w pięć talizmanów dla wzmocnienia statystyk.

Bronie w Wild Hearts

Oręża jest znacznie mniej niż w MH. Możemy walczyć m.in. za pomocą katany, dużego tasaka, łuku, wielkiego młota, działka ręcznego i sztyletu z hakiem. Najwięcej grałem kataną i animacja walki jest taka sama. Co najgorsze, wykonując combo kilku szybkich ciosów, nie możemy ich przerwać, chcąc wykonać unik. Animacja uzdrawiania także jest niemal identyczna. Zdrowie odnawiamy, pijąc wodę leczniczą, a tę zbieramy z gałęzi pradawnych drzew. Tych na naszej drodze nie brakuje. Gorzej jest mieć te kilka sekund, aby stwór nas w tym czasie nie atakował. Niestety Wild Hearts nie oferuje żadnego systemu parowania ciosów, więc za każdym razem, gdy potwór atakuje, musimy uciekać.

Podsumowanie

Wild Hearts ma szansę zostać całkiem dobrą grą łowiecką, ale dopiero za jakiś czas. Priorytetowo studio Omega Force musi naprawić kamerę, tak aby nic nie zasłaniało graczowi widoku na bestie i pole bitwy. Ta fatalna praca kamery zjeżdżająca do stóp i przenikająca przez wszystkie obiekty powoduje zbyt dużo frustracji oraz zabija radość z gry. Zaprojektowany świat jest całkiem ładny, połączenie potworów z naturą wypadło świetnie. Cała rozgrywka „pożyczona” z Monster Huntera wraz z trybem sieciowym także wypada całkiem dobrze. Oczywiście przydałoby się trochę balansu, aby przykładowo ogłuszenie postaci gracza nie trwało aż 15 sekund, reanimacja sojusznika była szybsza, a potężniejsze potwory nie nadużywały ataków siłami natury spod ziemi. Wszystko to jest do zrobienia, więc w górę serca i naprawiamy!

Grę do recenzji dostarczyło EA Polska

Share this:

  • Click to share on Twitter (Opens in new window)
  • Click to share on Facebook (Opens in new window)
  • Click to share on Telegram (Opens in new window)
  • Click to share on WhatsApp (Opens in new window)
Konsolowe.info
Follow @KONSOLOWEinfo
EA Originals KOEI TECMO Omega force recenzja WILD HEARTS
+

+ Świetny projekt potworów
+ Kapitalny pomysł z szybkim budowaniem
+ Przyzwoita fabuła i fantastyczne finałowe starcie
+ Świetne i czytelne drzewko rozwoju broni
+ Proste i szybkie dołączenie do innych łowów
+ Odpowiednio rosnący poziom trudności.
+ Można tworzyć punkty szybkiej podróży w dowolnym miejscu

-

- Kamera, absolutnie tragiczna praca kamery w trakcie polowań i przy ścianach.
- Kamera zbyt blisko naszej postaci, przez co często znajdujemy się "w ciele potwora" i nic nie widzimy
- Brak ustawień pola widzenia
- Absurdalnie długi czas ogłuszenia
- Brak pułapek na zmęczone bestie
- Brak walk między potworami
- Tylko jedna broń potrafi parować ataki (parasol wagasa)
- Nudny mały towarzysz, choć przydatny
- Monster Hunter w nowym opakowaniu

6
Wild Hearts ma szansę zostać całkiem dobrą grą łowiecką, ale dopiero za jakiś czas.

Konrad Bosiacki

Redaktor Prowadzący oraz właściciel portalu konsolowe.info. Gram na PS5 oraz Xbox Series X. Fan Destiny 2. Kibic Pogoń Szczecin i Liverpool FC

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Grimstalker – nowe Kemono w Wild Hearts już dostępne

Marcowa aktualizacja do Wild Hearts wprowadza nowe, darmowe Kemono - Grimstalkera.

Recenzja komiksu: Assassin’s Creed: Valhalla – Pieśń Chwały

Assassin’s Creed: Valhalla dostało polskie wydanie przygód Eivor. Czy warto przeczytać ten zeszyt?

Recenzja: The Walking Dead: Saints & Sinners: Chapter 2 – Retribution [PS VR2]

The Walking Dead dostało nową odsłonę dedykowaną goglom wirtualnej rzeczywistości. Sprawdźmy wobec tego drugi rozdział Saints & Sinners.

Recenzja: Unplugged: Air Guitar [PS VR2]

Unplugged: Air Guitar ukazało się na PS VR2 równo z premierą gogli PlayStation. Chwyćmy więc powietrzne wiosło i zacznijmy szarpać wirtualne struny.

Recenzja: The Outer Worlds: Spacer’s Choice Edition [PS5]

The Outer Worlds dostaje świeżą edycję, dostosowaną do konsol nowej generacji. Czy warto sprawdzić tę grę na PS5? Dowiecie się tego z niniejszego artykułu.

Recenzja: Ród Smoka (Blu-ray)

Ród Smoka, historia rodu Targaryenów rozgrywająca się 200 lat przed wydarzeniami z „Gry o Tron”, jest już dostępna na Blu-ray. Przekonajmy się, czy warto sięgnąć po to bogate wydanie.

HOT

3 godziny temu / Konrad Bosiacki

Recenzja: Resident Evil 4 Remake (PS5)

Resident Evil 4 to dla wielu fanów serii jedna z najlepszych części. Sprawdźmy, czy warto wrócić do hiszpańskiej wioski po 18 latach, które minęły od wydania oryginału.

4 godziny temu / Bartosz Kwidziński

Ubisoft z własnym pokazem zamiast E3

Ubisoft ogłosił, że jednak nie pojawi się za kilka miesięcy na E3. Zamiast tego studio zorganizuje prezentację we własnym zakresie.

18 godzin temu / Harry Raszczak

Jak wygląda The Legend of Zelda: Tears of The Kingdom?

Na filmie z rozgrywki podejrzeliśmy, jak wygląda sequel do The Legend of Zelda: Tears of The Kingdom. Zobaczcie opis nowości i nagranie.

2 dni temu / Harry Raszczak

W co warto zagrać na Nintendo Switch w kwietniu 2023?

Na Nintendo Switch niebawem pojawią się kolejne gry. Czym warto zainteresować się w kwietniu? Oto nasze zestawienie!

2 dni temu / Bartosz Kwidziński

W co warto zagrać na Steam Decku w kwietniu 2023?

Nadchodzi nowy miesiąc, a więc warto przyjrzeć się grom na Steam Decka. Oto nasze zestawienie kwietniowych premier.

6 dni temu / Bartosz Kwidziński

Wojownicze Żółwie Ninja powracają! The Last Ronin dostanie grę

Wojownicze Żółwie Ninja dostaną obiecująco zapowiadającą się grę akcji. Twórcy wzorują się bowiem na serii God of War. Szczegóły w rozwinięciu newsa.

  • Redakcja KONSOLOWEinfo
  • Kontakt
  • Polityka Cookies
Copyright 2012 - 2023 © Konsolowe.info
Strona wykorzystuje pliki cookie.