Łowcy potworów wyruszyli na polowanie na nowej generacji konsol. Sprawdźmy, czy bycie łowcą nadal sprawia dużo frajdy. Zapraszamy na recenzję Monster Hunter Rise.
Trzy i pół roku minęło od ostatniej odsłony Łowców Potworów na dużych konsolach. Moją recenzję Monster Hunter World: Iceborne znajdziesz tutaj. Teraz przyszedł czas na kolejną część. Monster Hunter Rise właśnie debiutuje na stacjonarnych konsolach, choć główną premierę zaliczył już dwa lata temu na przenośnej konsoli Nintendo Switch (recenzja Pawła). Ta wersja doczekała się nawet pierwszego dodatku – Sunbreak.
Podstawowe założenia
Rozgrywka w grach z serii Monster Hunter jest niezmienna od lat. Ma to oczywiście swoje wady, jak i zalety. Niewątpliwie dużym plusem jest sam gameplay, którego jak raz się nauczysz, to poradzisz sobie w każdej nowej odsłonie. Naszym głównym zadaniem jest upolowanie potwora lub potworów w czasie 50 minut. Esencją gry jest poznawanie potworów – zarówno ich mocnych, jak i słabych stron – oraz poyskiwanie z nich materiałów. Ze zdobytych materiałów wykujemy oczywiście bronie, jak i pancerze dla łowcy oraz naszych zwierzęcych kompanów. Naturalnie im wyższy poziom trudności wybierzemy, tym rzadsze składniki z potwora otrzymamy.
Styl ma znaczenie w Monster Hunter: Rise
Duże znaczenie ma też forma upolowania potwora. Możemy z nim walczyć, aż go zabijemy i wtedy wycinamy ze zwierzyny różne materiały. Jednak znacznie lepszym sposobem jest złapanie żywego potwora w pułapkę. W Monster Hunter potwory nie mają paska zdrowia. Zadaniem gracza jest cały czas obserwowanie zwierzyny. Zmęczony potwór będzie coraz częściej wypuszczał parę i ślinę z pyska, a do tego będzie skłaniał się na nogach. To dobry moment, aby rozstawić pułapkę, w którą złapiemy potwora i uzyskamy z niego znacznie lepsze składniki. Złapanie żywego potwora to znacznie krótsza walka niż starcie do ostatniego tchu. Tym bardziej, że mocno zranione zwierzę w ostatnich chwilach swojego życia jest szybsze, dysponuje wieloma mocnymi atakami i naprawdę trudno je powalić.
Współpraca
Monster Hunter Rise to z pewnością gra nastawiona na kooperację od dwóch do czterech graczy. Jednak twórcy przygotowali też krótką kampanię dla pojedynczego gracza. Zmierzymy się w niej z potworami od pierwszego do szóstego poziomu. Kampania jest dość krótka i jej ukończenie zajmie od 10 do 15 godzin. Kampania wzbogacona jest o rozbudowany samouczek. Dosłownie na każdym kroku w pierwszych etapach gry wyskakuje nam okienko z podpowiedziami. Jeżeli jesteś doświadczonym graczem, to możesz podpowiedzi wyłączyć w ustawieniach, jednak nowi powinni się zapoznać z tymi przytłaczającymi informacjami. Tym bardziej że gra będzie dostępna w Game Pass na konsolach Xbox.
Grać z kimś, czy samemu?
Grając w Monster Hunter Rise wiele dni przed premierą, niestety nie miałem możliwości polowania na potwory z nikim w kooperacji. Po premierze natomiast bez problemu będziecie mogli poprosić innych graczy o pomoc, dołączyć do dowolnej rozgrywki lub lobby. Oczywiście polowania w trybie wieloosobowym mają dużo wyższy poziom trudności i rośnie on proporcjonalnie do liczby graczy biorących udział w rozgrywce. Solo także możemy wybrać się na polowanie przeznaczone dla kooperacji, jednak musimy liczyć się z wyższym poziomem trudności. Na moje oko potwory mają dwa razy więcej zdrowia. Mnie udało się dojść do polowań na piątym poziomie, które kończyłem ledwo zamykając się w wyznaczonych 50 minutach. Na dalsze etapy poczekam już, gdy bramy online zostaną otwarte dla graczy. Warto wspomnieć, że do każdego polowania należy się odpowiednio przygotować. Oprócz broni z żywiołem i mocnym pancerzem należy w kantynie spożyć posiłek, który wzmocni nasze ataki, obronę lub odporność.
Mankamenty Monster Hunter: Rise
Niestety sporym ograniczeniem w trybie wieloosobowym jest możliwość skorzystania tylko z jednego towarzysza sterowanego przez SI. Dotychczas wspomagał nas w walce koleżkot. W Monster Hunter Rise natomiast wprowadzono drugiego towarzysza, którym został duży kumpies. Największą zaletą nowego kompana jest możliwość jazdy na jego grzebiecie, co niewątpliwie skraca czas dotarcia do potworów oraz pozwala szybciej ukończyć zadanie polegające na zbieractwie. Koleżkot bez dwóch zdań nadal jest najlepszym kompanem, który umiejętnościami dorównuje naszemu łowcy. Podczas polowania może nas leczyć oraz zastawiać pułapki na potwory. Z drugiej strony jazda na grzbiecie kumpsa jest nieoceniona, gdyż nasz towarzysz nie męczy się w przeciwieństwie do łowcy, który musi odpocząć po krótkim biegu.
Kumpsa możemy wezwać w każdej chwili, przytrzymując kółko na padzie DualSense. Pozwoli nam to szybko oddalić się od potwora, aby zregenerować zdrowie, zmyć toksyny lub naostrzyć broń. Do tego, podróżując na kompanie, możemy wyskoczyć i zaatakować potwora z góry. Kumpsy niestety nie mogą używać przedmiotów podczas zadań. Mają jednak dostęp go gadżetów, które pozwalają dokonywać różnych ataków, wzmocnień czy rozmaitych zdolności.
Co nowego?
Monster Hunter Rise względem poprzedniej części oferuje sporo zmian w rozgrywce. Sprawiają, że gra może wydać się nieco łatwiejsza względem choćby Iceborna z 2019 roku. Mnie najbardziej spodobała się „jazda na wiwernie”, która polega po prostu na wskoczeniu na osłabionego potwora i sterowaniu nim. Możemy kilka razy uderzyć o przeszkodę lub walczyć z innym potworem. Atakowanie potworów w trakcie jazdy ładuje nam pasek. Gdy go zapełnimy, to możemy odpalić niszczący atak jeźdzcy-pogromcy. Ataki dostępne podczas jazdy na wiwernie różnią się w zależności od potwora. Niemniej każdy z nich ma swój unikatowy atak lekki, mocny oraz unik. Jazda na wiwernie zadaje nie tylko ogromne obrażenia, ale także pozwala w łatwy sposób pozyskać materiały, które po prostu odrywają się w trakcie walki.
Kablobaki
Spore zmiany zaszły także w kwestii poruszania, szczególnie dzięki dodaniu kablobaków. Dzięki nim nasza postać porusza się niczym Spider-Man. To takie owady latające nad naszą głową, do których możemy się przyciągnąć dzięki jedwabnej nici wystrzeliwanej z rękawa. Umiejętność jest nie tylko bardzo przydatna, gdy chcemy dostać się na wyżej położone tereny. Jest użyteczna także w trakcie walki, aby wskoczyć na potwora. Za pomocą kablobaków możemy także potwora przymocować do podłoża. O tym, jak będzie to efektowne, decyduje broń, która aktualnie mamy na wyposażeniu. Każdy z 14-tu oręży ma swoje unikatowe formy wiązania potwora. Miłym zaskoczeniem jest także chwilowe bieganie po ścianach, które trwa, dopóki nie wyczerpie się nasz pasek wytrzymałości.
Obrona wież w Monster Hunter: Rise
Capcom w Monster Hunter Rise oprócz polowania na potwory postanowił wprowadzić dodatkowo własną wariację tower defense. Tryb ten nazwano Furia, a naszym zadaniem jest odpieranie trzech fal potworów. Wykorzystujemy do tego machiny łowieckie, aby bronić bramy, która prowadzi do Twierdzy. Za sukces tej misji uznaje się przetrwanie ostatniej fali lub zabicie finałowego zagrożenia. Przegramy, jeśli zginiemy lub potwory całkowicie zniszczą bramę. Co ciekawe, mniejszych bestii biorących udział w falach nie da się zabić. Zamiast tego same uciekną, gdy poziom ich zdrowia spadnie. Jednak po walce będziemy mogli podnieść zniszczone części ich ciał. Zabić możemy tylko główne zagrożenie, czyli ostatniego, najpotężniejszego potwora.
Ulepszenia i rozwój
Każda pomyślnie ukończona fala, odparty potwór lub wykonane zadanie poboczne podnoszą nam poziom twierdzy oraz dają dostęp do nowych machin łowieckich. Te mogą być automatyczne lub do obsadzenia przez mieszkańców wioski oraz bezpośrednio przez naszego łowcę. W końcowym etapie walki otrzymamy dostęp do limitowanych machin, którymi są potężni wojownicy z Kamury. Przez jakiś czas będą walczyć u naszego boku, zadając bezpośrednio obrażenia lub wzmacniając pozostałe machiny. Machiny dzielą się na balisty, działka maszynowe, bomby bambusowe (miny) oraz działa obronne. Do tego oferują zazwyczaj kilka trybów ostrzału, wybór jest więc całkiem spory.
Jaki jest ten tower defence – dobry?
Ogólnie sam tryb jest dosyć przyjemny. Nawet grając solo przy odpowiednim rozstawieniu machin łowieckich można odnieść sukces. Może nie zawsze zabiłem potwora oprawcę, ale udało mi się przetrwać bez większego problemu. Tym bardziej, że do dyspozycji w tym trybie mamy jednego z naszych towarzyszy, wiec leczenia raczej nie brakuje. Problem mam tylko z nie do końca uczciwym atakiem potworów. Sporą część machin możemy rozstawić na dość wysokich podestach, które znajdują się po bokach areny oraz w jej środkowej części. Problem jest taki, że potwory na te podesty nie mogą wejść, ale stojąc przed nimi i tak zadają obrażenia graczowi bez znaczenia w jak dużej odległości od potwora się znajduje.
Nie wszystko jest idealne
Monster Hunter Rise oferuję tę samą świetną rozgrywkę i niesamowity crafting, których doświadczyłem w Iceborn. Jednocześnie tez funduje te same ograniczenia, które liczyłem, że na nowej generacji konsol Capcom zniweluje. Największy problem mam z poruszaniem naszej postaci, a właściwie z brakiem poruszania w trakcie walki. Wyobraźcie sobie, że gry z serii Monster Hunter są takim Residentem Evil 4 z 2005 roku, gdzie gracz nie mógł się poruszać, gdy celował i strzelał. Dziś jest to już nie do pomyślenia.
Monster Hunter Iceborn, czy teraz najnowszy Rise wyznają podobną zasadę. W trakcie zadawania ciosów nie możesz się poruszać i co gorsze nie możesz przerwać animacji ataków, gdy widzisz zagrożenie. Podchodząc do potwora wiele razy zdarzyło mi się atakować powietrze, ponieważ źle oceniłem odległość. Wcisnąłem kilka razy przycisk odpowiedzialny za atak, nie zadając obrażeń. Oczywiście w tym czasie potwór odpali szarżę na mnie, a ja nie mogłem uciec, dopóki nie skończyła się animacja ciosów. Podobnie jest, gdy potwór dysponuje atakami obszarowymi, jak np. elektryczność, czy chmura gazu. Wyprowadzając wiele ataków i widząc, że potwór zaczyna szykować się do ataku nie mogę anulować animacji ciosów. Wciskanie uniku nie zadziała, więc otrzymam obrażenia. Ratunkiem na tę niegodziwość może być korzystanie z łuku, jednak odniosłem wrażenie, że nie jest on tak efektywny jak w Monster Hunter Iceborn. Do tego jesteśmy ograniczeni co do liczby specjalnych strzał.
Sterowanie w Monster Hunter: Rise
Z jednej strony staram się zrozumieć, że Capcom chce być wierny swojej idei oraz być może wychować graczy na doświadczonych łowców, którzy nie będą tylko wciskać bezmyślnie ataków. Jednak z drugiej strony każde polowanie jest na czas, a potwory leżą tylko kilka sekund. Wobec tego chcesz zadać w tym czasie jak najwięcej ciosów. Mam nadzieję, że deweloper zmieni kiedyś swoje nastawienie i da graczom więcej swobody w sterowaniu naszą postacią. Ponieważ sama rozgrywka jest niewątpliwie świetna, walka z każdym potworem jest zupełnie inna i ten tytuł zasługuje na to, aby zagrało w niego jak najwięcej graczy. Póki co mogą szybko odbić się od tej staroszkolnej mechaniki.
Strona techniczna
W kwestii technicznej trudno mi określić, w jakim stopniu producent wykorzystał moc drzemiącą w konsoli PS5. Mimo wykorzystania RE Engine można powiedzieć, że grafika w grze po prostu jest, ale dzięki temu w trybie wydajności udało się osiągnąć 120 klatek na sekundę przy rozdzielczości 1080p. W tak dynamicznej grze oczywiście liczba klatek ma znaczenie, więc tryb wydajności jest idealny, aby osiągnąć jak najlepszy wynik. Natomiast w trybie 4K klatkarz zablokowano na 60 FPS-ach, co również jest dobrym wynikiem i oferuje komfortową rozgrywkę.
Co ważne, śmiało mogę stwierdzić, że recenzowany tytuł nie jest portem z Nintendo Switch. Gra na dużych konsolach z pewnością nie ma problemu z wydajnością. Z unikalnych funkcji PS5 Monster Hunter Rise wspiera dźwięk 3D, który niewątpliwie dodaje głębi polowaniom. Gra jest naprawdę świetnie udźwiękowiona, w słuchawkach bardzo dobrze słychać nie tylko wszystkie potwory, ale całe środowisko żyjące wokół nas. Nie zabrakło wsparcia dla kontrolera DualSense, wykorzystując m.in. sprężenie zwrotne na spustach.
Podsumowanie
Mimo kilku ograniczeń Monster Hunter Rise to przyjemna gra, która oferuje jeden z najlepszych systemów tworzenia broni, pancerza oraz posiłków wzmacniających. Polowanie na potwory, poznawanie ich słabych oraz mocnych stron, wykorzystanie przeciw nim flory, innych potworów oraz pułapek daje dużo satysfakcji. Do pełni szczęścia brakuje tylko możliwości szybkiego anulowania ciosów w celu wykonaniu uniku. Oraz tego, że nie było mi dane zagrać w kooperacji przed premierą.
Grę do recenzji dostarczyła Cenega.
Dodaj komentarz