Asterix wspólnie ze swoim kompanem ponownie zachęcają do uczestniczenia w ich przygodach. Czy warto skorzystać z tego zaproszenia? Odpowiedź przyniesie niniejsza recenzja.
Asterix to postać, którą na pewno kojarzy wiele osób. Ten wojowniczy Gal od kilku dekad sprzeciwia się nadmiernej ekspansji Imperium Rzymskiego. Niejednokrotnie, wspólnie ze swoim przyjacielem, Obelixem, niweczył plany Juliusza Cezara. Galowie występowali pierwotnie oczywiście w komiksach. Ich działalność nie ogranicza się bynajmniej do stron kreowanych przez Renee Goscinnego oraz Alberta Uderzo. Wąsaci wojacy działają również w ogromnej ilości filmów animowanych oraz fabularyzowanych. Na przyszły rok zapowiedziana jest premiera kolejnego filmu o dzielnym duecie. Na przestrzeni lat mogliśmy również zagrać w wiele gier, a na portalu znajdziecie recenzje niektórych z nich. Chodzi tu przede wszystkim o serię XXL, a recenzje odsłon z tego cyklu znajdziecie pod tym adresem. Pod koniec tego miesiąca ukazała się kolejna część perypetii Galów, ponownie tworzona przez OSome Studio. Zobaczmy więc, czy warto się nią zainteresować. Najpierw dowiedzmy się co nieco o fabule – oczywiście poniższy akapit będzie tak wolny od spoilerów, jak to możliwe.
Historia w Asterix & Obelix XXXL: Baran z Hibernii




Jak można się domyślać, centralnym punktem opowieści jest ograniczenie zasięgu wpływów Juliusza Cezara. Jednak tym razem to nie Galia stanowi miejsce, które Julek sobie upatrzył. Tym jest bowiem Hibernia – a więc dawny teren dzisiejszej Irlandii. Okazuje się, że mieszka tam kuzynka naszych znajomych Galów, Keratyna. Mężczyźnie bynajmniej nie są głusi na wołanie o pomoc i ochoczo ruszają prać napotykanych Rzymian. Nie będę wchodził w szczegóły, ale opowieść jest sensownie prowadzona i miłośnicy oryginalnych komiksów oraz animacji nie powinni mieć powodu do narzekania na ten aspekt produkcji. Niżej możecie jeszcze oczywiście zapoznać się z jej oficjalnym opisem fabularnym.
Jest rok 50 p.n.e. Cała Galia jest zajęta przez Rzymian. Cóż, nie cała… Jedna mała wioska niepokonanych Galów wciąż stawia czoła najeźdźcom
Źródło: PS Store
Tymczasem w Hibernii (dziś znanej jako Irlandia) Keratine, córka wodza Irishcoffiksa, wzywa na ratunek Asteriksa i Obeliksa, ponieważ potrzebuje pomocy w pokonaniu rzymskiej inwazji i odzyskaniu ukochanego złotego barana jej ojca. Podczas tej misji będziesz kontrolować swoich ulubionych bohaterów i używać pięści oraz wszelkich otaczających obiektów, prąc przed siebie i wyrzucając Rzymian w powietrze!
Żeby pokonać tę grę przygodową będziesz podróżować po 6 nowych światach i korzystać z otaczających Cię obiektów, odblokowując dostęp do ukrytych ścieżek i, jak zwykle, pokonując Rzymian, którzy staną Ci na drodze.
Rozgrywka




Miałem okazję zagrać we fragment tego tytułu już w sierpniu – na targach Gamescom. Wiedziałem więc, czego należy się spodziewać po tej grze. Moje wrażenia znajdują się oczywiście na portalu. Do odpowiedniego artykułu zabierze Was ten odnośnik. Należy zaznaczyć, że Asterix & Obelix XXXL: Baran z Hibernii wprowadza nieco świeżości do utartych zasad serii. Podstawową nowością są walające się po poziomach przedmioty, które możemy podnieść. Koło ratunkowe, taczka, menhiry, patyki, młoty, ryby czy chociażby chochle to zaledwie część z elementów, jakie możemy wykorzystać w roli broni.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobne zastosowanie znaleźć dla ogłuszonego Rzymianina. Wystarczy nacisnąć kółko, a nasz bohater pochwyci odpowiedni przedmiot i będzie zadawał nim zwiększone obrażenia. Kwadrat odpowiada za szybki i słabszy atak, natomiast trójkąt służy do wyprowadzania mocniejszych uderzeń. Zadając obrażenia przeciwnikom ładujemy też paski. Po ich zapełnieniu możemy nacisnąć L2, a nasz wojak wyprowadzi druzgocący atak specjalny. Istotnym urozmaiceniem jest fakt, że jego wygląd zależy od trzymanego oręża – każde odznacza się innym działaniem.
Możemy też rzucić trzymanym przeciwnikiem lub oponentem po naciśnięciu prawego spustu. Będzie to niezwykle przydatne do rozwiązywania zagadek środowiskowych (na przykład polegających na przełączeniu dźwigni). Pozbędziemy się w ten sposób również oddalonych oponentów, a rzucając mięsem – dosłownie – w kompana, przywrócimy mu nieco zdrowia. To całkiem przyjemne rozwinięcie mechaniki, które uprzyjemnia nasz czas spędzany z grą. Szkoda niestety, że sama rozgrywka jest niesamowicie powtarzalna. Każdy z zaledwie 6 poziomów kończy się czymś na kształt areny. Standardowo musimy się tu pozbyć wszystkich przeciwników – najlepiej w zadanym przedziale czasowym – oraz zniszczyć namioty, z których wychodzą Rzymianie. Warto również dodać, że można zbierać złote hełmy Rzymian ukryte na poziomach. Nie pytajcie mnie jednak po co (nie licząc oczywiście trofeum na PlayStation). Nie widzę dla nich żadnego zastosowania. Można też grać w czteroosobowym lokalnym trybie współpracy, aczkolwiek nie znajdziemy opcji opuszczenia gry bez wyjścia do menu głównego.
Problemy techniczne współpracy
Raz moja żona utknęła też w teksturze, a jedynym sposobem na jej powrót do rozgrywki było wczytanie zapisu z menu głównego. Na szczęście są one dokonywane dość często. Szkoda natomiast, że można wcielić się wyłącznie w Asterixa i Obelixa. To wyraźnie niewykorzystany potencjał. Uważam, że dobrym pomysłem byłoby odblokowywanie dodatkowych grywalnych postaci za zdobywane złote hełmy. Niestety, nie zdecydowano się na takie rozwiązanie.
Grafika i udźwiękowienie




Strona graficzna w Asterix & Obelix XXXL: Baran z Hibernii jest oczywiście, jak to bywa w tym cyklu, na bardzo wysokim poziomie. Ponownie możemy mieć wrażenia oglądania filmu animowanego, ale to my pociągamy w nim za sznurki. Animacje są świetnie zaprojektowane i od samego nawet uderzenia przeciwnikiem o podłogę można się uśmiechnąć. Poziomy są też dość zróżnicowane i nie ma na szczęście tak monotonnych etapów, jak w przypadku Slap them All. Jednocześnie nie ma się co dziwić – tegoroczna odsłona jest zdecydowanie krótszą produkcją. Mojej żonie i mnie dotarcie do napisów końcowych zajęło zaledwie nieco ponad 4 godziny. To stanowczo za mało jak na grę, która kosztuje około 170 złotych. Ponad 40 złotych za godzinę zabawy to zdecydowanie zbyt wysoki koszt. Tym bardziej, że w moim przekonaniu jest to gra na raz, do której raczej nie będziecie wracali po jej ukończeniu.




Co do udźwiękowienia, to jest na szczęście bardzo przyzwoicie. Podoba mi się to, że muzyka zmienia się w zależności od poziomu, który przemierzamy. I tak Galia wiąże się z celtyckim brzmieniem, natomiast w Hibernii usłyszymy skoczniejsze, typowo irlandzkie, utwory. Również uderzenia bronią brzmią odpowiednio. Uderzenie patelnią wiąże się z charakterystycznym metalicznym pogłosem, natomiast cios rybą wywoła lekko śliskie plasknięcie. Warto wspomnieć, że wszystkie postaci mówią swoimi, angielskimi głosami. Na szczęście jednak zdecydowano się na chociaż kinowe spolszczenie. Jego jakość jest bardzo dobra – i tak na przykład fryzjer to Niesfornykosmykus, dowódca Rzymian to Ryzykus, natomiast niedoszła gwiazda nosi imię Prawiesłynnus. Nierzadko imiona doprowadzają do śmiechu, co jest jak najbardziej zgodne z oryginałem. Humor to ogromna zaleta recenzowanej produkcji.
Podsumowanie




Moja przygoda z grą Asterix & Obelix: Baran z Hibernii bynajmniej nie należała do najdłuższych. Jak wyżej wspomniałem, do ukończenia opowieści wystarczyło mi około 4 godzin. Nie uważam jednocześnie, aby był to czas stracony. Fani duetu Galów niewątpliwie z przyjemnością sprawdzą tę produkcję i nie powinni być zawiedzeni. Humor, grafika i możliwość grania w trybie współpracy to z pewnością największa zalety tego tytułu. Szkoda jednak, że rozgrywka jest dość monotonna, a cena jest skandalicznie wysoka. Czy warto wydać na tę grę niemal 200 złotych? Moje zdanie znacie, aczkolwiek ostateczna decyzja należy do Was. Jakby nie było, mam nadzieję, że kolejne gry o Galach również będą miały polski język. Może nawet doczekamy się rodzimego dubbingu? Mam na to wielką nadzieję.
Kod recenzencki zapewnił polski wydawca, Plaion.
Dodaj komentarz