Far Cry 6 otrzymał niedawno pierwszy fabularny dodatek. Sprawdźmy więc, jak to jest wcielić się w Vaasa – dobrze?
Far Cry 6 ukazał się na konsolach poprzedniej i nowej generacji już w październiku. Okazał się on być, z mojego punktu widzenia, bardzo dobrą odsłoną serii. Co tak bardzo mi się podobało? Na to pytanie odpowiada recenzja, do której możecie przejść za pomocą niniejszego odnośnika. Mając w pamięci tak pozytywne wrażenia po przejściu „szóstki”, bardzo chętnie sprawdziłem najnowszy dodatek – Vaas: Szaleństwo. Sprawdźmy więc, czy nowa formuła rozgrywki dobrze wyszła studiu Ubisoft.
Fabuła
Głównym bohaterem opisywanego dodatku jest oczywiście Vaas. Fani serii Far Cry z pewnością doskonale kojarzą tę postać. Przeciwnik, jakiego poznaliśmy już niemal dekadę temu – w 2012 roku – w „trójce” momentalnie zapadł w pamięci graczom. Jeśli graliście w tę odsłonę, to na, pewno pamiętacie jak potoczyły się losy Vaasa. Nie wchodząc w szczegóły, chyba nikt się nie spodziewał, że będziemy mogli się w niego wcielić w kolejnej odsłonie. Studio Ubisoft zdołało jednak obejść ten problem dość sensownie. Mianowicie wydarzenia, których doświadczamy w Szaleństwie dzieją się w umyśle Vaasa. Dzięki temu nic nie stoi na przeszkodzie, by grać jako ten bohater. Naszym głównym zadaniem jest zdobycie 3 fragmentów pewnego sztyletu, a następnie przekazanie go Citrze. Również tę kobietę bez wątpienia znają Ci z Was, którzy ukończyli Far Cry 3.
Przed zabraniem się za dodatek zdecydowanie warto przejść wspomnianą część serii. W DLC występuje bowiem mnóstwo odwołań do sytuacji z „trójki”. Przedstawiane wydarzenia i wspomnienia pozwalają też szerzej spojrzeć na Vaasa, jakiego mamy w pamięci po FC3. Znajdziemy też odwołanie do „piątki”, aczkolwiek jest ono na tyle subtelne, że akurat tej odsłony nie trzeba przejść przed uruchomieniem Szaleństwa.
Nowe założenia rozgrywki
Wydawać by się mogło, że w recenzowanym DLC będziemy mieć do czynienia z powtórką tego samego, co w podstawce Far Cry 6. Otóż nic bardziej mylnego – Ubisoft postanowił tym razem oddać nam grę z gatunku roguelite. Vaas: Szaleństwo pokazuje, jak wyglądałby Far Cry połączony z Deathloopem. Musimy się przygotować na karanie nas za śmierć. O ile Deathloop do pewnego stopnia zachęcał nawet do ginięcia (przed śmiercią mogliśmy dowiedzieć się czegoś nowego o możliwych drogach do celu, a następnie wykorzystać tę wiedzę), o tyle w przypadku recenzowanego DLC raczej będzie Wam zależało na jak najczęstszym pozostaniu przy życiu. Z każdym zgonem utracimy bowiem gromadzoną walutę.
Nie można bynajmniej stwierdzić podobieństwa z innymi grami wypełnionymi umieraniem – serią Dark Souls. W odróżnieniu bowiem od tytułów From Software, Szaleństwo nie pozwala dotrzeć do swojego ciała i odzyskać pozyskanych pieniędzy. W żadnym razie nie uważam tego za wadę dodatku – to inny typ gry i nie oczekiwałem umieszczenia tej funkcjonalności.
Mniejsza mapa
Far Cry 6, jak zresztą każda odsłona tego cyklu, mógł się pochwalić sporym obszarem, który mogliśmy eksplorować. Wysoce wskazane było korzystanie z dodatkowych środków lokomocji. Samochody, konie, quady, samoloty, wingsuit – to tylko niektóre z możliwości przemierzania Yary. Miejscem akcji Vaas: Szaleństwo jest oczywiście wyspa Rook, obszar debiutujący w „trójce”. Nie mamy jednak dostępu do całego terenu znanego z wspomnianej odsłony. W dodatku do „szóstki” stanowi on zaledwie niewielki fragment tej wyspy. Paradoksalnie jest to jednak jedna z zalet opisywanego dodatku. Dzięki temu nie musimy daleko biegać, by natknąć się na interesujące miejsce. Najczęściej okazuje się nim być skrzynka, w której znajdują się istotne elementy, o których więcej będzie w następnym akapicie. Oczywiście nie brakuje przeciwników, patrolujących mapę.
Dodatek jednak jasno stawia na otwartą walkę i o ile mamy możliwość skradania się, o tyle raczej nie będziecie z niej często korzystali. Z jednej strony jest tak dlatego, że nawet telefon (służący do oznaczania oponentów) trzeba wykupić w menu ulepszeń. Z drugiej strony natomiast otwarta struktura świata i rozmieszczenie przeciwników ani trochę nie zachęcały do przekradania się za ich plecami. Słowa uznania należą się twórcom za projekt lokacji – mnóstwo czerwieni i często występujące, w różnych formach, głowy Vaasa współgrają z przechadzaniem się po umyśle tej postaci. Nie brakuje też dość oryginalnych sytuacji – na przykład pływających po niebie rekinów. Szalone? Być może, ale na pewno pasujące do kontekstu.
Rozwój Vaasa
Jak przystało na roguelite’a, nie może zabraknąć rozwijania ulepszeń i odblokowywania broni. W Vaas: Szaleństwo korzystamy z jednego rodzaju waluty zarówno do wykupowania broni, jak i ulepszeń. W początkowej kryjówce Vaasa możemy zdecydować się na pozyskania wielu rozwinięć personalnych, co zdecydowanie ułatwi nam przetrwanie na wyspie. I tak możemy na przykład zdecydować się na odblokowanie zachowywania przy sobie określonej sumy gotówki po śmierci, ale znajdziemy również takie ulepszenia jak zwiększenie maksymalnego poziomu zdrowia, możliwość posiadania przy sobie większej ilości strzykawek (odpowiednik apteczek), a nawet odblokowania linki z hakiem i pojazdów.
W mojej ocenie te ostatnie ulepszenia są jednak zbędne – jak wspomniałem wcześniej, Rook nie jest na tyle dużą wyspą, by dodatkowe środki transportu były niezbędne. Zamiast tego nieporównywalnie lepiej kupić bronie (które wcześniej musimy odblokować w wyzwaniach walki znajdowanych w świecie gry). O ile początkowy pistolet jest darmowy, o tyle za wiele z nim nie zdziałamy (zwłaszcza w starciach z kilkoma bossami fabularnymi). Warto więc zwiedzać świat i szukać miejsc, w których zdobędziemy snajperkę, strzelbę, pistolet maszynowy czy granatnik. Bronie możemy dodatkowo ulepszać w kryjówce, dodając na przykład celownik lub obrażenia od trucizny. Warto zaznaczyć, że po odblokowaniu jakiegoś poziomu broni, bez problemu możemy przełączać się między rangami spluwy w menu wyposażenia – nie każde ulepszenie jest bowiem lepsze niż to, z którego aktualnie korzystamy.
Wyspa Rook ma też losowo umiejscawiane skrzynie – wyciągniemy z nich pieniądze (które wypadają również z oponentów, podobnie jak amunicja) lub ulepszenia Vaasa. Zdecydowanie warto się nimi zainteresować – dzięki tym perkom zdobędziemy na przykład automatyczne wskrzeszenie, szybsze poruszanie się czy większe obrażenia od konkretnego rodzaju broni. Jednocześnie możemy aktywować maksymalnie 10 takich perków – zakładając, że oczywiście wykupiliśmy odpowiednią ilość wolnych gniazd na ulepszenia.
Podsumowanie
Vaas: Szaleństwo to bardzo dobry dodatek do i tak świetnej gry, który jednocześnie w odczuwalnym stopniu zmienia rozgrywkę. Nie mamy teraz do czynienia z grą akcji w sporym otwartym świecie. Zamiast tego otrzymujemy roguelite’a, w którym możemy przyjrzeć się umysłowi Vaasa oraz dowiedzieć się, jaka była przeszłość tej postaci. Po tym dodatku nie sądzę, byście tak samo spojrzeli na przeciwnika znanego z „trójki”. Jednorazowe ukończenie DLC nie powinno zająć więcej niż 2-3 godziny, aczkolwiek osoby pragnące wycisnąć z niego maksimum z pewnością spędzą jeszcze co najmniej dwa razy tyle. Tym bardziej, że po przejściu dodatku możemy do niego wrócić na wyższym poziomie umysłu, a tym samym z oponentami stanowiącymi większe zagrożenie. To DLC pokazało, że Ubisoft potrafi na znanych fundamentach stworzyć inny rodzaj rozgrywki. Czekam na pełnowymiarową grę roguelite od tego studia. Vaas: Szaleństwo pokazuje, że producent ten jest w stanie odpowiednio podejść do gatunku.
Warto jeszcze zaznaczyć, że recenzowane DLC umożliwia jedynie rozgrywkę jednoosobową. W przeciwieństwie do „podstawki”, nie zagramy wspólnie ze znajomymi. Odpowiednio umiejętne granie w dodatek odblokuje jednak kilka elementów personalizacyjnych, które następnie możemy przypisać do Dani(-ego).
Dodaj komentarz