Z początkiem marca na konsolach PlayStation ukazało się Maquette. Czy warto zainteresować się tą grą, poświęcając jej kilka godzin?
Maquette to debiutancka gra małego niezależnego zespołu z San Francisco. Za jej wydaniem stoi Annapurna Interactive. Od pierwszych chwil, jakie spędzimy z recenzowanym tytułem można zauważyć podobieństwa z poprzednimi produkcjami wydawanymi przez wspomniane studio. W jego portfolio znajdziemy takie gry jak Flower, Podróż czy Sky. Nie ukrywam, że zdawałem sobie sprawę z dorobku tego wydawcy i tym chętniej podszedłem do dzieła Graceful Decay. Jeśli zastanawiacie się, czy warto pobrać tę grę, dostępną w ramach tego miesięcznej oferty PS Plus, zapraszam do zapoznania się z moją opinią na ten temat.
Amerykanie odpowiedzialni za opisywaną grę postanowili stworzyć tytuł reprezentujący połączenie dwóch gatunków –symulatora chodzenia oraz gry logicznej. Niestety, pokuszono się także o dodanie warstwy fabularnej. Jest ona jedną z największych wad produkcji z bardzo prostego powodu. Prezentowana opowieść jest niesamowicie nudna i męcząca. Poznajemy bowiem historię związku dwojga postaci. Za pomocą niemożliwych do pominięcia scenek i dialogów ukazywany jest początek znajomości, tworzenie się uczucia między parą i dalszy rozwój tej relacji. Problem w tym, że – mimo dobrze dobranych aktorów głosowych, którzy odpowiednio intonują kwestie – ich teksty są niesamowicie oklepane. Zamiast korzystnie wpływać na nasze przywiązanie do tych postaci, dialogi sprawiają, że ciągle czekamy tylko aż się skończą. Nie jest to tylko moje odczucie – grałem w Maquette razem z żoną i oboje stwierdziliśmy, że tej produkcji na lepsze wyszedłby brak fabuły. Za przykład dobrych gier nastawionych wyłącznie na rozwiązywanie zagadek niech posłużą takie tytuły jak Open Me, Superliminal czy seria The Room. Nie mogę do tej listy dopisać debiutu Graceful Decay, a szkoda. Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze – struktury gry i rozgrywki.
Recenzowana produkcja oddaje nam 6 rozdziałów, których ukończenie nie powinno zająć więcej niż 3-4 godziny, w zależności oczywiście od tego, jak dobrze poradzimy sobie z wyzwaniami. Na pewno nie jest to długi czas. Gra jest wyceniona w PlayStation Store aż na 75 złotych i muszę przyznać, że to stanowczo za wysoka kwota jak na oferowaną zawartość. Co prawda można próbować wydłużyć nasze chwile z Maquette, starając się przejść każdy z rozdziałów w zadanym limicie czasowym, ale szczerze wątpię, by wiele osób się na to zdecydowało. Powody są dwa: po pierwsze stawiane przed nami zagadki zawsze mają wyłącznie jedno możliwe rozwiązanie. Po drugie zaś tytuł jest bardzo liniowy i nie ma opcji, aby wybrać dowolny z ukończonych rozdziałów w odpowiadającym nam momencie. Mało tego – po naciśnięciu Nowej gry w menu głównym od razu rozpoczniemy naszą podróż od nowa – bez żadnego komunikatu wymagającego potwierdzenia! Uważajcie na to, włączając grę po raz kolejny i chcąc kontynuować rozgrywkę od swojego ostatniego zapisu.
Rozgrywkę obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Mamy możliwość swobodnego poruszania się i rozglądania, a więc to standard dla reprezentowanego gatunku. Nie znaczy to bynajmniej, że nie znajdziemy tu elementów oryginalnych i wyjątkowych. Wzorem Superliminal nasze akcje wpływają na otaczający nas świat. Programiści z San Francisco postanowili w centralnym punkcie większości poziomów umieścić tytułową makietę. Na samym jej środku znajduje się kopuła, która bardzo często będzie stanowiła dla nas punkt odniesienia. Otaczają ją różnego rodzaju budynki i tereny zewnętrzne. Wystarczy się rozejrzeć, a zauważymy, że wokół miniaturowej makiety znajdują się analogiczne obszary, co przy małej kopule. Naszym zadaniem jest otwieranie drzwi i przejść prowadzących do kolejnych miejsc. Wykorzystujemy do tego często znajdywane w świecie gry miniaturowe elementy – jak na przykład schody, puzzle, klucze czy wieże. Odpowiednio umieszczając je na makiecie, zobaczymy często tożsame przeniesienie tego elementu do głównego, większego świata. Przyznaję, że bardzo spodobało mi się to podejście. Nasze działania w skali mikro znajdowały swoje pokrycie w pełnowymiarowym terenie i może to zachwycić. Nierzadko musimy też dostosować rozmiar przedmiotu, z którym działamy.
Aby tego dokonać, chwytamy za przykładowy kamienny blok lub kryształ i umieszczamy go w odpowiednim miejscu. Następnie, pociągamy za dźwignię na makiecie, a przedmiot zostanie przeniesiony niżej, zwiększając swój rozmiar lub wyląduje w windzie makiety, zmniejszając się. Potrzebna jest chwila, by zrozumieć zasady powiększania i pomniejszania elementów, ale na pewno zdołacie opanować tę mechanikę. Niekiedy staniemy przed barierami, które możemy przejść jedynie trzymając odpowiedni kryształ, a z wnętrza budynku będziemy musieli wynieść inny. Oczywiście nie jest to tak łatwe, jak może się wydawać – bariery są tak przemyślane, że musimy wpaść na pomysł, jak i gdzie zostawić określony kryształ, by nie odciąć sobie drogi wyjścia, a jednocześnie móc wydostać drugi kolor kryształu. Sprawne operowanie działaniami w głównym świecie i na makiecie są kluczowe do przejścia dalej. Same zagadki potrafią (zwłaszcza w późniejszych rozdziałach) sprawiać trudności – rozwiązania sprawiają wrażenie, ze twórcy zachęcają nas do szukania błędów gry, a nie logicznego rozumowania. Jednak nie to jest naszym największym przeciwnikiem. Tym okazuje się być sterowanie.
Poruszamy się za pomocą lewej gałki analogowej, natomiast rozglądamy dzięki odpowiedniemu wychylaniu prawej gałki – tu nie ma zaskoczenia. Naciskając kwadrat, pochwycimy przedmiot, natomiast kółko pozwala nam wejść w tryb obracania obiektu. Lewy i prawy bumper służą zmianie położenia przedmiotu, a lewy i prawy spust pozwalają oddalać i przybliżać do siebie trzymany element. Mamy jeszcze skok – przycisk X. Ogromna jednak szkoda, że nie pomyślano o możliwości dodania sprintu. Przez to miejsca, w których jesteśmy mniejsi niż normalnie sprawiają, że strasznie się wleczemy. Na dłuższą metę jest to bardzo męczące – tym bardziej, że takich sekwencji występuje dość sporo w Maquette. Jednak wszystko to byłoby jeszcze do przełknięcia, gdyby nie problem z wykrywaniem kolizji przez grę. Nierzadko będziemy musieli się ogromnie nagimnastykować, by właściwie obrócić niesforny przedmiot i wydostać go z jakiegoś miejsca. Sytuacji nie ułatwia sporadyczny spadek klatek na sekundę! Bardzo się zdziwiłem, widząc jak w końcowych rozdziałach produkcja gubiła płynność! To przecież tytuł o dość hermetycznej konstrukcji o grafice, która nie wyciska siódmych potów z PS5. Niestety, optymalizacja przerosła Graceful Decay i jest to pierwszy tytuł na PlayStation 5, w którym uświadczyłem klatkowania.
Maquette wygląda dość przyjemnie, aczkolwiek nie mogę się oprzeć wrażeniu, że projektanci gry nie mogli się zdecydować, w którą stronę pójść. Wynikiem tego jest nierówna oprawa graficzna. Mamy więc szkice z notatnika, przedstawiające opowieść, które prezentują się bardzo przyjemnie dla oka i bardzo ładną kryształową kulę, wskazującą nam drogę w jednym z końcowych rozdziałów. Z drugiej strony natomiast występują nieciekawe tekstury elementów otoczenia i budynków oraz trawa, która wydaje się być wyjęta co najmniej sprzed dwóch generacji konsol. Plusem niewątpliwie jest muzyka – każda lokacja, którą odwiedzamy odznacza się niesamowicie przyjemnymi nagraniami, pozytywnie wpływającymi na klimat i sposób, w jaki postrzegamy lokacje. Szkoda jednocześnie, że po odegraniu kawałka nie leci od nowa – zamiast tego towarzyszy nam cisza. Możemy ją naturalnie przerwać, oddziałując z elementami interaktywnymi. Łoskot opadającego kamiennego bloku czy spadający klucz brzmią bardzo wiarygodnie. To jednak nie wszystko. Dzięki zaimplementowaniu obsługi funkcji pada DualSense możemy poczuć pod naszymi dłońmi przesuwający się przedmiot. Efekty dotykowe nie są tak dobre, jak na przykład w Astro’s Playroom, ale mimo wszystko stanowią miłe urozmaicenie rozgrywki. Na immersję korzystnie wpływa także wsparcie dla adaptacyjnych spustów – z im cięższym przedmiotem działamy, tym większy opór spustów czujemy. Niektóre osoby na pewno ucieszy również obsługa kart aktywności.
Maquette mimo wad jest tytułem godnym sprawdzenia. Na pewno nie polecam kupna go w pełnej cenie, ale jeśli subskrybujecie PlayStation Plus, warto dać szansę tej grze. Produkcja jest dostępna w polskiej kinowej wersji językowej, dzięki czemu zrozumienie fabuły może być łatwiejsze dla osób, które mimo wszystko są ciekawi relacji pary postaci. Szkoda jednak, że polskie litery wyraźnie odstają wizualnie w napisach, a w opcjach grafiki widzimy angielskie nazwy ustawień wizualnych. Bez wątpienia nie mamy do czynienia z wybitnym dziełem, ale Maquette może stanowić dobry punkt wyjścia i wskaźnik kierunku rozwoju dla przyszłych dokonań studia Graceful Decay.
Kod recenzencki dostarczyło fortyseven communications.