Fate to marka znana, głównie wielbicielom mangi i anime. Jednak growe wersje wojny o spełniającego życzenia Graala są z nami już od roku 2004. Czy zatem Fate/Samurai Remnant jest w stanie nas czymś, poza feudalnym klimatem zaskoczyć? Jak się okazuje zmiana studia może korzystnie wpłynąć na serię.
Zacznijmy zatem od faktów. Fate/Samurai Remnant to pierwsza odsłona serii, za którą stoi studio Omega Force. Te znane jest najbardziej z tak docenionych, zarówno przez krytyków i graczy tytułów jak Persona 5 Strikers czy Hyrule Warriors: Age of Calamity. Przyznaję, że w natłoku premier nie zwróciłem wcześniej na to uwagi i logo studia, po włączeniu gry było dla mnie niespodziewaną, choć miłą niespodzianką.
Podobnie jak w wyżej wymienionych tytułach tak i tu główny filar rozgrywki stanowią widowiskowe starcia z falami wrogów. Te są jak najbardziej satysfakcjonujące. Jakby nie patrzeć Omega Force można śmiało określić jako weteranów gatunku. Jednak w przypadku Fate miałem wrażenie, że twórcy czerpali garściami także z innych tytułów.
Fabuła w Fate/Samurai Remnant
Ale o co w zasadzie chodzi? Założenia Fate są wręcz banalne. Ot całość rozbija się o odwieczną wojnę wybranych magów, którzy otrzymują do pomocy legendarnych herosów. Nagroda jest nie byle jaka, bowiem w ręce zwycięzcy wpada magiczny Grall, który według przepowiedni może spełnić każde życzenie. Proste? Błąd. Jak to często w japońskich tworach bywa nic nie jest tak proste jak początkowo się wydaje. Pod tą przykrywką naparzanki skrywają się często dorosłe i bardzo mroczne historie. Nie inaczej jest w Samurai Remnant. To opowieść, która niejednokrotnie zaskoczy was swoim dojrzałym podejściem, a nawet często wzruszy.
Wcielicie się w młodego samuraja Miyamoto Iori, który w niefortunnym splocie wydarzeń zostaje naznaczony znakiem przyzwania. Co za tym idzie chcąc nie chcąc staje się jednym z „magów” biorących udział w nowej wojnie o Graala. Mag jednak na nic by się zdał bez swojego sługi i tak partnerką Ioriego staje się waleczna Saber. W tym miejscu pozwolę sobie nieco nakreślić sprawę imion postaci, bo jest to jedna z najważniejszych kwestii w całej serii.




Znaczenie imion
Otóż Saber nie jest prawdziwym imieniem bohaterki. Dopiero z biegiem fabuły poznajemy jej historię oraz imię. A imiona w świecie Fate mają w sobie potężną moc. Każdy sługa bowiem jest reinkarnacją znanego z historii lub mitów bohatera i charakteryzuje się zarówno jego przywarami jak i zdolnościami. Co za tym idzie odkrycie imienia danego sługi pozwala w pewien sposób poznać także jego słabości i w teorii go pokonać. Ujawnienie imion niesie ze sobą więc wielkie konsekwencje i z tego powodu najczęściej postacie posługują się swoimi klasami postaci, które z kolei często nawiązują do używanych przez sługi broni.
Saber nie ujawnia zatem imienia. Nawet swojemu mistrzowi bo ich stosunki, delikatnie mówiąc nie należą na początku do zbyt ciepłych. Zresztą, schemat takich par znany jest bardzo z anime. To właśnie na pogłębianiu relacji niefortunnie dobranej pary skupia się większą część fabuły gry.
Ogólnie jednak Iori ma to szczęście w nieszczęściu, że często jego kroki krzyżują się z tak zwanymi „zbuntowanymi sługami”. Czyli w skrócie, z takimi pozbawionymi swojego mistrza i niebiorącymi udziału z walce o Graala. Choć nadal mogącymi opowiedzieć się po czyjejś stronie i brać bezpośredni udział w potyczkach. Z czasem protagonista nawiązuje więź z wieloma sługami i poznaje ich historie oraz imiona. Ta część gry niewątpliwie sprawia, że aż chce się wykonywać misje poboczne, bo pomimo przypuszczeń, prawdziwa tożsamość poszczególnych herosów może zaskoczyć. Zwłaszcza, że te pomniejsze opowieści same w sobie nie są jedynie zapychaczami. Realnie wpływają na przebieg rozgrywki i często wywołują emocje.




Nowy rozdział znanej serii
Na początku wspomniałem, że w grze widać wyraźne „zapożyczenia” z innych tytułów. Przemierzając lokacje w poszukiwaniu nowych zadań i znajdek nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jakiś czas temu już to robiłem. Skojarzenie w Like a Dragon: Ishin jest tu jak najbardziej na miejscu i nie chodzi jedynie o wykorzystane realia. Jeśli twórcy chociaż trochę faktycznie wzorowali się na tym właśnie tytule to należą im się wielkie brawa. Bo i doskonale podobne motywy ubrali w swoje własne szaty, dzięki czemu zachowali tożsamość, ale uczynili tytuł bardziej atrakcyjnym.
Oczywiście próżno szukać tutaj tak wielu pobocznych aktywności jak w Ishin, ale nadal jest co robić. Każda odwiedzana lokacja zawiera w sobie szereg wymogów, które należy spełnić by odhaczyć ją jako „zaliczoną”. Czasem jest to po prostu znalezienie unikalnych przedmiotów, czasem zabicie wrogów danego rodzaju, a innym razem pogłaskanie kilku piesków i… kotków! Tak, dobrze słyszycie. Twórcy nie są stronniczy i pozwalają głaskać oba futrzaki. Spełnienie wszystkich wytycznych danego obszaru przekłada się oczywiście na pieniądze i nagrody. Poza nimi, kilka osób oferuje także wynagrodzenie za wykonanie ogólnych wymogów w grze. Tak więc każda, nawet najmniejsza czynność, którą wykonuje gracz jest tu nagradzana.




Poboczne aktywności w Fate/Samurai Remnant
Poza tym w czasie wolnej od walki możemy wystrugać z drewna posążek Buddy, co przekłada się na zdobywane doświadczenie. Naostrzyć miecz, dzięki czemu zadajemy przez pewien czas zwiększone obrażenia. Czy powtórzyć walki z bossami by poprawić wyniki. W naszej „kwaterze” znajdziemy również magiczny stół, dzięki któremu wykupimy szereg pasywnych zdolności, które czynią grę jeszcze bardziej atrakcyjną. Nie mogą narzekać także wielbiciele zbieractwa, bo i co rusza znajdujemy coś ciekawego pod nogami. Nie tylko są to przedmioty do sprzedania, ale także nowe części naszych mieczy czy części rzemieślnicze, potrzebne do późniejszych usprawnień stołu. Czy też tworzenia „amuletów”, które ułatwią nam życie w strategicznej minigrze na mapie świata.
A skoro już przy usprawnieniach jesteśmy. Każdego bohatera, łącznie ze „zbuntowanymi sługami” możemy rozwijać na bazie prostego drzewka umiejętności. Jak już wspomniałem walki są bardzo widowiskowe. Niektóre potężne ataki zostały wręcz wyrwane z anime i powodują opad szczęki swoim wykonaniem. Należy jednak pamiętać, że choć gra dość szybko pozwala przyzywać nam inne, poza Saber sługi. Tak by poznać ich ostateczne formy ataku musimy wpierw dowiedzieć się kim są naprawdę. I tu koło rozgrywki się zamyka. Jak więc widzicie Fate/Samurai Remnant to dobrze naoliwiona maszyna, w której istotne są każde elementy.




Wykonanie
Dobrze naoliwiona i przy tym pięknie wykonana maszyna. Choć gra nie jest może szczytem dzisiejszych osiągnięć graficznych nie da odmówić się jej uroku. Całość wzorowana jest oczywiście na anime z serii Fate i przez to w tytuł gra się naprawdę świetnie. Można czasem pokręcić noskiem na wykonanie poszczególnych mieszkańców świata czy przeciwników. Ale prawda jest taka, że stanowią oni jedynie tło dla świetnie przedstawionych mistrzów i sług. To oni grają w historii pierwsze skrzypce i ich wygląd wręcz zachwyca.
Także poszczególne lokacje wykonane są z należytą pieczołowitością. Aczkolwiek w ich przypadku często miałem wrażenie, że są po prostu puste i jakoś tak… mało w nich życia. Niestety i stety miejscówki przygotowano z myślą o wielkich starciach i z tego powodu nawet w wielu częściach miast spotykamy po prostu wielkie, „puste” place. No ale jest to też pewne założenie takich gier i biorąc pod uwagę, że przeciwnicy co jakiś czas się odnawiają nie doskwiera to aż tak mocno.
Chciałbym mocniej rozpisać się o muzyce ale… Zwyczajnie zachowuje ona standardy serii. Ścieżka dźwiękowa wykonana przez Keite Huga jest poprawna i idealnie pasuje do klimatu opowiadanej historii. Powiedziałbym nawet, że kilka utworów jak zwykle wyszło kompozytorowi naprawdę nieźle. Jednak nawet po wielu godzinach rozgrywki żadna melodia nie pozostała ze mną na dłużej. Ot dobrze wykonana, wręcz rzemieślnicza robota, która na pewno przypadnie do gustu wielbicielom serii.




Błędy, a raczej brak błędów
Jeśli zaś chodzi o techniczne wykonanie… napiszę tak. japońskie gry od lat przyzwyczajają nas do dobrej optymalizacji i wykonania. Można się kłócić i oczywiście są wyjątki od reguły – jak we wszystkim. Jednak prawda jest taka, że wiele zachodnich tytułów może brać przykład od wschodnich, bo te często pozbawione są większych wad technicznych czy błędów. Podobnie sprawa wygląda z Fate/Samurai Remnant. Tytuł może i nie jest najpiękniejszym w jaki grałem, ale nie mam mu nic do zarzucenia jeśli chodzi o wykonanie. Przez kilkadziesiąt godzin grania nie uświadczyłem żadnych błędów. A te które miałem najczęściej były spowodowane moim nieudolnym graniem, bo przykładowo zahamowałem się na danym obiekcie. To naprawdę świetnie zoptymalizowany tytuł, który nie powinien sprawić wam żadnych problemów. Ale uczciwie zaznaczam, że miałem jedynie styczność z wersją na PlayStation 5. Być może na czwórce gra działa nieco inaczej.
Podsumowanie
To solidnie wykonana gra na bazie znanej marki. Wielbiciele tytułów opartych na anime powinni już teraz biec do sklepu bo Samurai Remnant przez wiele godzin potrafi dostarczyć rozrywki na wysokim poziomie. Owszem, czasem nie jest najładniej. Tytuł też długo się rozkręca i dla niektórych może być to problem. Niektóre rozdziały też przeciągane są na siłę, a inne potrafią wiać nudą. Natomiast zwroty akcji, kluczowe momenty fabuły oraz widowiskowe starcia wynagradzają z nawiązką te i inne problemy. Fate/Samurai Remnant to po prostu dobry tytuł, któremu warto poświęcić swój czas. Czego zażyczylibyście sobie po zdobyciu Graala? Ja zdecydowanie więcej takich growych zaskoczeń.
Za grę do recenzji dziękujemy PLAION

Dodaj komentarz