The Dark Pictures dostało w tym tygodniu zwieńczenie pierwszego sezonu. Czy The Devil in Me spełnia pokładane nadzieje?
Nie ukrywam, że jestem fanem dokonań studia Supermassive Games. Bardzo podobało mi się już Until Dawn, które ograłem na PlayStation 4 i które było jedną z pierwszych gier, w których zdobyłem platynę. Nie wspominam o tym bez kozery – nie staram się bowiem zdobywać wszystkich pucharków. Platyna jest dla mnie znakiem jakości danej produkcji, a więc moją przygodę z debiutem Brytyjczyków postanowiłem tak właśnie ukoronować. Z niemałą przyjemnością ograłem również kolejne tytuły wspomnianego producenta. Rush of Blood, dostępne na pierwsze PlayStation VR, po dziś dzień uważam za jedną z najlepszych gier korzystających z dobrodziejstw wirtualnej rzeczywistości.
Co prawda kolejny tytuł w VR mnie zawiódł (chodzi naturalnie o The Inpatient), ale na szczęście nie minęło wiele czasu, a studio zrehabilitowało się w moich oczach. Pierwsza część z antologii The Dark Pictures była całkiem niezła, a moją opinię możecie przeczytać oczywiście w recenzji Man of Medan. Kontynuacja, Little Hope, okazała się w mojej ocenie najlepszą odsłoną z tego cyklu, która zdobyła w mojej recenzji bardzo wysoką ocenę. Trochę gorzej było według mnie z House of Ashes – w tym miejscu wyjaśniłem dlaczego. W tym tygodniu ukazało się zakończenie pierwszego sezonu antologii horrorów, The Devil in Me. Wobec tego miałem wysokie oczekiwania co do finału. Czy nowa odsłona godnie finalizuje pierwszą serię opowieści z Kuratorem? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji. Nie pozostaje mi więc nic innego jak tylko zaprosić Was do lektury. Poddajmy ocenie poszczególne elementy gry. Na pierwszy ogień idzie, jak to u mnie standardowo bywa…
Fabuła The Dark Pictures: The Devil in Me
Jak zapewne doskonale wiecie, jestem przeciwnikiem spoilerów. Z tego względu staram się nie stosować spoilerów w mojej recenzji. Nie inaczej jest w przypadku wpisu, który właśnie czytacie. Pozwolę sobie jednak wprowadzić Was w zarys wydarzeń, których będziemy doświadczali w The Dark Pictures: The Devil in Me. Jak to bywa w tytułach od Supermassive Games, przejmujemy kontrolę nad kilkorgiem postaci. Wśród nich znajdziemy reżysera programów dokumentalnych, technika dźwiękowego, operatora, aktorkę oraz przedstawicielkę ekipy technicznej. Pewnego razu zostają oni zaproszeni do tajemniczej posiadłości ewidentnie inspirowanej Zamkiem Morderstw. Reżyser nie może odmówić skorzystania z takiej okazji. Namawia więc swoją ekipę i wspólnie z nią udaje się do nieznanej lokacji limuzyną, którą wysłał po nich właściciel posiadłości. Po drodze muszą się jeszcze rozstać z urządzeniami elektronicznymi. Dobroczyńca tłumaczy to troską o swoją prywatność. Nie minie wiele czasu, a nasi bohaterowie będą musieli walczyć o przeżycie.
Nie będę się zagłębiał w szczegóły, ale zaznaczam, że opowieść jest prowadzona świetnie i z pewnością jeszcze nie raz będę grał w The Devil in Me. Tym bardziej, że nasze decyzje kształtują fabułę, o czym więcej w następnym akapicie. Niżej możecie natomiast zapoznać się z oficjalnym opisem gry, jaki można znaleźć w PlayStation Store.
Grupa twórców filmów dokumentalnych otrzymuje tajemniczy telefon z zaproszeniem do współczesnej repliki „Zamku Morderstw” seryjnego mordercy H. H. Holmesa. Filmowcy nie mogę oprzeć się okazji na przyciągnięcie widowni.
Hotel jest idealną lokalizacją do nakręcenia nowego odcinka ich serialu dokumentalnego, ale nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Ekipa odkrywa, że ktoś ją obserwuje, a wręcz manipuluje nią. Teraz na szali jest dużo więcej niż oglądalność!
Źródło: PS Store
Decyzje i ich znaczenie
Cykl The Dark Pictures – oraz Until Dawn i The Quarry – nie pozostawiały złudzeń. To od naszych decyzji zależy być lub nie być naszych postaci. Nie inaczej jest oczywiście w odsłonie wieńczącej pierwszy sezon Mrocznych Obrazów. Jednocześnie muszę przyznać, że mam wrażenie, iż ta część jest bardziej liniowa niż poprzednie. Nie jest to dla mnie jednak wadą – to przecież interaktywny film, a więc fabuła powinna grać pierwsze skrzypce. Nierzadko będziemy mogli również zwiedzać oddany nam do dyspozycji obszar. Zaznaczam też, że w The Devil in Me najłatwiej pozbyć się swoich bohaterów – trzeba więc zawsze uważnie obserwować akcję.
Dzięki temu będziemy mogli natknąć się na nowe przedmioty, czy obrazy zawierające kilkusekundowe wizje przyszłości. Pozwolą nam one często uniknąć zagrożenia, jeśli odpowiednio skojarzymy fakty. Ich odnalezienie nie jest niezbędne do ukończenia gry, aczkolwiek ułatwia osiągnięcie wybranego celu. Możemy bowiem zabić część postaci, ocalić wszystkie lub pozbyć się wszystkich – wybór należy do nas. Muszę też zaznaczyć, że relacje między bohaterami są bardzo wiarygodne i nie sprawiają wrażenia wrzuconych na siłę. Nie brakuje też wątku homoseksualnego, aczkolwiek jego istnienie i rozwój zależy od nas.
Eksploracja popłaca
Wspomniałem wyżej, że możemy zwiedzać obszary, jakie przygotowało studio Supermassive Games. Wobec tego z ogromną przyjemnością powitałem powrót charakterystycznego znacznika wskazującego na obszar bez powrotu. Pozwala ta podjąć odpowiednią decyzję – zostać i szukać oboli lub obrazów, czy może lecieć dalej z fabułą?
Zatrzymajmy się jeszcze przy wspomnianych obolach. To jedna z nowości w The Devil in Me. Eksplorując poziomy, możemy natknąć się na obole. To charakterystyczne monety, o wartości od 1 do 10. Posłużą nam one do odblokowania dioram w menu dodatków. Znajdziemy także, oczywiście, różnego rodzaju notatki i obrazy. Nie tylko pozwalają nam one pogłębić naszą wiedzę o hotelu, ale nierzadko stanowią ostrzeżenie czy przestrogę przed jakimś rodzajem działania. Zdecydowanie zalecam zwiedzanie poziomów – wydarzenia sprzed przyjazdu naszego zespołu są często dobrze napisane i czytanie nagłówków oraz artykułów w gazetach wciąga. Podobnie jak oglądanie archiwalnych nagrań poświęconych pierwszemu seryjnemu zabójcy – H.H. Holmesowi.
Nowości w rozgrywce w The Dark Pictures: The Devil in Me
Już w moich wrażeniach na podstawie godzinnego fragmentu gry wspominałem o nowościach występujących w The Devil in Me. Do odpowiedniego artykułu zabierze Was oczywiście ten odnośnik, natomiast dziś mam pełny obraz sytuacji. Wobec tego mogę napisać więcej na ten temat. Pierwszą nowością w serii The Dark Pictures jest niewątpliwie podręczny ekwipunek. Brytyjczycy postanowi umożliwić naszym postaciom podnoszenie niektórych przedmiotów i dodawanie ich do swoich kieszeni. Każde z bohaterów ma także coś, co rozświetli okolicę. W przypadku niektórych osób będzie to latarka, aczkolwiek nie brakuje chwilowego podświetlania światłem flesza.
Wszystkie przedmioty logicznie pasują do postaci, co tylko wpływa oczywiście korzystnie na immersję. Możemy również przechodzić po belkach czy deskach, uważając na balansowanie ciałem za pomocą prawej gałki analogowej. Przeciągniemy obiekty, otwierając sobie dalszą drogę, czy przeskoczymy dalej lub wespniemy się wyżej lub opadniemy. Nierzadko w The Dark Pictures: The Devil in Me zwiedzamy okolicę nie tylko poziomo, ale również pionowo. Oczywiście są to kontekstowe akcje, ale na pewno studio Supermassive Games spokojnie, aczkolwiek sukcesywnie rozwija swoją serię. Tylko tak dalej. Powraca także wstrzymywanie oddechu, które występowało już w poprzednich odsłonach.
Grafika i udźwiękowienie
Skupiając się na stronie wizualnej The Devil in Me, muszę wspomnieć o pewnej kwestii. Mianowicie, gra oferuje nam możliwość wybrania jednego z dwóch trybów – jakości lub wydajności. Pierwszy z nich ogranicza maksymalną liczbę klatek do 30, ale oferuje wyższej jakości tekstury. W drugim natomiast obniżamy ich rozdzielczość, ale zyskujemy górny limit 60 klatek na sekundę. Ja postanowiłem grać w trybie jakości. To przecież w zasadzie interaktywny film, toteż nie widziałem sensu w większej liczbie FPS niż 30. Jak widać na zrzutach ekranu, The Dark Pictures: The Devil in Me prezentuje się naprawdę dobrze przez przeważającą część czasu. Niestety zdarzają się też niekiedy trochę rozmazane tekstury, a animacje potrafią się sporadycznie urwać, powodując, że postaci się teleportują na niewielką odległość. Bynajmniej nie jest to coś, co uniemożliwia komfortową rozgrywkę. Nie sposób jednak tego nie dostrzec i widać, że prace musiały być podzielone na wersje na dwie generacje konsol. Mam nadzieję, że drugi sezon będzie tworzony wyłącznie na nową generację.
Udźwiękowienie natomiast jest bardzo porządne i słychać najmniejsze szczegóły. Dlatego też zachęcam do grania w słuchawkach. Nie tylko ponownie dacie się dzięki temu porwać fenomenalnemu A Conversation with Death zespołu Khemmis – towarzyszącemu oczywiście Kuratorowi podczas intra. Usłyszycie również najmniejsze emocje i zmiany tembru głosu, czy przesuwające się ściany hotelu. Holmes zdecydowanie był inspiracją dla filmów takich jak Cube i Piła – fani tych serii zdecydowanie dobrze poczują się podczas tej 7-godzinnej podróży.
Podsumowanie – jak to jest grać w The Devil in Me? Dobrze?
The Dark Pictures: The Devil in Me bynajmniej nie jest wolne od wad. Uważam jednak, że to zdecydowanie najlepsza odsłona z antologii. Być może zawdzięcza to faktowi, iż mamy do czynienia z wykorzystaniem realnie działającej postaci, która naprawdę napawa respektem. Tego nie wiem. Pewne jest jednak, że scenariusz wciąga i zachęca do wielokrotnego przechodzenia tytułu. Zwłaszcza, że naturalnie mamy możliwość grania samemu oraz ze znajomymi – tak samo, jak było w poprzednich częściach. I tak samo, jak było we wcześniejszych odsłonach, nie doświadczymy niestety języka polskiego. Jeżeli jednak nie przeszkadza Wam brak spolszczenia, to bez wahania sięgajcie po tę odsłonę. Moim zdaniem jest ona lepsza nawet niż świetne Little Hope. Interesująco kończy sezon, otwierając pewną furtkę do drugiej serii.
Jednocześnie brakowało mi jakichś odniesień do pierwszych trzech części. Może zepnie je wszystkie Switchback, zmierzające w lutym na PlayStation VR2? Tego dowiemy się za kilka miesięcy. Dziś wiem, że The Devil in Me jest kolejną udaną pozycją studia Supermassive Games. Nowe mechaniki rozgrywki stanowią krok w dobrą stronę i nikt, kto cenie dobre thrillery nie powinien być zadowolony. To dowód na to, że brytyjskie producent idealnie odnajduje się w swoim gatunku. To bardzo dobre zakończenie przyzwoitego sezonu, niewymagające jednocześnie znajomości poprzednich rozdziałów. Szczerze polecam – zarówno samotnikom, jak i miłośnikom grania w ekipie.
Kod recenzencki dostarczył polski wydawca, firma Cenega.
Dodaj komentarz