Studio Supermassive Games stworzyło kolejny horror – Man of Medan. Czy jest szansa, że spodoba się on fanom Until Dawn?
Nieprzypadkowo wspomniałem o poprzedniej produkcji Brytyjczyków. Podobieństwa Man of Medan do Until Dawn są widoczne na niemal każdym kroku. W pierwszej części wchodzącej w skład The Dark Pictures Anthology kontrolujemy działania pięciorga postaci. W Man of Medan są to Fliss – pewna siebie i odważna pani kapitan, zapatrzony w siebie Conrad, bracia Alex i Brad oraz dziewczyna Alexa – Julia. Niestety bohaterowie są dość płascy i właściwie poza Fliss nie byłem w stanie zżyć się z żadnym z nich. Nie twierdzę bynajmniej, że są źle grani – aktorzy spisali się poprawnie. Problem tkwi w wykreowaniu postaci przez scenarzystów. Przyjaciołom brak charyzmy i nie czułem między nimi chemii. W produkcji nastawionej na podejmowanie decyzji mających wpływ na losy naszych postaci kompletna obojętność gracza wobec tego życia bądź śmierci bohaterów to ogromny i rażący minus.
Man of Medan opowiada historię związaną z zatopionym okrętem. Przejmujemy kontrolę nad pięciorgiem nurków i próbujemy znaleźć tajemniczy skarb, który miał pójść na dno ze wspomnianą jednostką. Na miejscu okazuje się jednak, że nie jesteśmy sami – będziemy musieli działać razem z nieproszonymi gośćmi (tak ludźmi, jak i czymś, czego nie można określić tym słowem). Nie będę oczywiście zdradzał fabuły, bo ta – mimo swojej prostoty – potrafiła mnie wciągnąć. Niestety nie brakuje w niej sztampowych chwytów mających przerazić gracza. Będziemy mieć więc do czynienia z okazjonalnymi elementami wyskakującymi nagle tuż przed nami (jump scare), a pewne rozwinięcia historii były dla mnie oczywiste od samego początku. Niemniej jednak nie mogę stwierdzić, żebym źle się bawił, śledząc wydarzenia prezentowane w Man of Medan.
Gra oferuje trzy tryby rozgrywki – jeden dla samotników i dwa dla wielu osób. O ile pierwszy z nich jest raczej oczywisty, o tyle warto wyjaśnić, na czym może polegać tryb rozgrywki wieloosobowej w duchowym spadkobiercy Until Dawn. W menu głównym witają nas dwie najważniejsze opcje – Play Alone i Don’t Play Alone. Po wybraniu tej drugiej przechodzimy do zakładki, w której wybieramy rodzaj „multi”. Mamy do dyspozycji Shared Story oraz Movie Night. Pierwsza opcja pozwala rozegrać fabułę wspólnie z innym graczem przez internet. Sporym minusem jest jednak wymaganie, aby gracz ten był naszym znajomym. Shared Story umożliwia jedną sesję gry jedynie osobom, które się znają. Szkoda, że nie ma żadnego matchmakingu – z pewnością ta funkcjonalność mogłaby ułatwić znalezienie kompana do gry. Warto jeszcze wspomnieć, że zapisy z trybu wieloosobowego i dla jednego gracza są rozdzielne, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby raz grac samemu, a innym razem z kompanem.
Man of Medan pozwala także dotrzeć do napisów końcowych wielu graczom korzystającym z jednego pada. Od dwojga do pięciorga osób wybiera postaci, w jakie chcą się wcielić, a gra przełącza się co jakiś czas na innego bohatera, a więc analogicznie na inną postać. Działa to dobrze i nie mam zastrzeżeń co do poprawności działania wspomnianego trybu. Za pierwszym razem ukończyłem Man of Medan wspólnie z żoną, często liżąc wirtualne ściany i szukając wszelkiego rodzaju sekretów, a mimo to po dotarciu do końca zdobyliśmy zaledwie 7% trofeów! Gra zachęca do wielokrotnego jej przechodzenia.
Wspomniałem już wcześniej, że w Man of Medan decydujemy o losach postaci. Bardzo często będziemy musieli wybrać opcje dialogowe, czy wziąć udział w sekwencji QTE i postanowić, co zrobić z odnalezionym przedmiotem. Jednocześnie muszę pochwalić Supermassive Games za możliwość wyłączenia ograniczenia czasowego dla podejmowanych decyzji (aczkolwiek jedynie w przypadku gry samemu – jeśli gramy w kilka osób musimy wybrać kwestię dialogową w określonym czasie). Na plus zaliczam też opcjonalne włączenie przytrzymania klawisza zamiast ciągłego naciskania go w sekwencjach QTE – z pewnością korzystnie wpłynie to na przyjemność z rozgrywki dla mniej doświadczonych graczy.
Jeżeli chodzi o rozmowy, to możemy wybrać w nich jedną z 3 opcji – dwie tekstowe, ale również milczenie. Sposób, w jaki prowadzimy konwersacje teoretycznie wpływa na nasz poziom zażyłości z inną osobą, ale praktycznie nie odczułem konieczności obecności tego wskaźnika. Wydal mi się on całkowicie zbędny. O wiele przydatniejsze okazało się szukanie zawieszonych na ścianach zdjęć/obrazów – każde takie odkrycie wiąże się z wyświetleniem kilkusekundowej wizji dotyczącej przyszłych wydarzeń. Często pozwala ona ukierunkować nas na określone działania, mogące uchronić bohaterów przed śmiercią. Albo wręcz przeciwnie, bo źle odczytaliśmy wizję. Nie są one nigdy do końca jasne, co tylko zachęca do rozważnego podejmowania decyzji.
Mocnym plusem Man of Medan jest też postać określana jako The Curator. Mężczyzna ten każdorazowo burzy czwartą ścianę i wychodzi mu to naprawdę dobrze. Przyznam, ze nie spodziewałem się, że aż tak polubię Kuratora. Jest nieraz uszczypliwy, ale jednocześnie ciągle trzyma fason i jego przytyki potrafiły nierzadko wywołać uśmiech na mojej twarzy. Aktor, który wcielił się w Kuratora – Pip Torrens – zdecydowanie stanął na wysokości zadania, stając się jednym z najjaśniejszych punktów recenzowanej produkcji.
Pochwała należy się też stronie wizualnej Man of Medan. Grafika zachwyca, podobnie jak w przypadku wspominanego już w tej recenzji Until Dawn. Emocje są wyraźnie widoczne na twarzach bohaterów i skutecznie pozwalają one wprowadzić złudzenia oglądania interaktywnego filmu. Głosy postaci również są dobrze dobrane. Udźwiękowienie jest co prawda oszczędne, ale jednocześnie pasuje to do atmosfery. W końcu nikt by się chyba nie spodziewał, że na opuszczonym statku-widmo grałaby muzyka? Jakość udźwiękowienia jest odpowiednio podbijana przez właśnie oszczędne stosowanie dźwięków. Kiedy coś słyszymy, jest to niezbędny odgłos do przekazania pewnej treści. Nie licząc oczywiście podstawowych dźwięków – kroków, otwierania drzwi i tak dalej. Skutecznie budują one świat i zwiększają jego realizm.
Man of Medan nie jest oczywiście produkcją bez wad. Największym zastrzeżeniem, jakie mam do dzieła Supermassive Games jest brak polskiej wersji językowej. Jeśli nie znacie języka angielskiego, przygoda na pokładzie okrętu może być dla Was bardzo męcząca. W grze występuje mnóstwo dialogów, ale i dokumentów do poczytania (pełniących rolę znajdziek). Nie przeszkadzałby mi brak polskiego dubbingu, ale nieobecność choćby polskich napisów jest ogromnym minusem tytułu. Nie mogę też nie wspomnieć o braku możliwości pominięcia przerywników filmowych. Za pierwszym przechodzeniem są one czymś nowym, co śledzimy z przyjemnością. Jednak kolejne przejścia tytułu, motywowane ciekawością (myśli takie jak „a co by było, jakbym tu zrobił to” albo „a jakbym nie podniósł noża, to co by się stało?” są bardzo częste, grając w Man of Medan) niepotrzebnie się dłużą przez to, że musimy oglądać raz jeszcze to, co już dobrze znamy. Co prawda możemy wybrać konkretne sceny po przejściu gry, ale mimo tego w tych właśnie scenach mamy oczywiście wciąż przerywniki, które już oglądaliśmy.
The Dark Pictures Anthology: Man of Medan to w ogólnym rozrachunku udany tytuł. Nie mogę nie dostrzec wspomnianych wcześniej błędów i niedoróbek, na czele z brakiem polskiego języka, ale mimo wszystko dobre strony przeważają. Jeśli lubiliście Until Dawn, to jest spora szansa, że i Man of Medan trafi w Wasz gust. Sam Kurator jest na tyle ciekawą postacią, że bardzo podnosi jakość produkcji. Gra teoretycznie nie jest długa – jedno przejście zajmuje około 5 godzin – ale po jednym ukończeniu produkcji mamy jeszcze wiele do odkrycia. Możemy zabić każdą postać, ocalić tylko kobiety, pozostawić przy życiu jedynie mężczyzn i poznać wiele innych zakończeń. Produkcja kosztuje nieco ponad 100 złotych i za taką kwotę dostajemy co najmniej kilkanaście godzin rozgrywki. Moim zdaniem zdecydowanie warto się zainteresować tą grą. Ja na pewno już teraz czekam na drugą część Antologii – Little Hope – której premiera jest planowana na przyszły rok. Mam nadzieję, że będzie ona dostępna po polsku.
Dziękujemy za dostarczenie kopii recenzenckiej polskiemu wydawcy, firmie Cenega.
Dodaj komentarz