Soulstice trafiło dziś na konsole. Czy ten slasher powinien znaleźć się w Waszych bibliotekach? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.
Soulstice jest grą, o której istnieniu nie miałem najmniejszego pojęcia. Po tym jak Maximum Games zaoferowało klucz recenzencki, sprawdziłem czym jest ta produkcja. Wyglądała ona na tytuł w stylu serii Devil May Cry, a więc chętnie skorzystałem z danej mi możliwości zagrania w to dzieło. Okazało się, że nie była to z mojej strony do końca dobra decyzja. Dlaczego? Na to pytanie odpowiada oczywiście niniejsza recenzja. Najpierw przyjrzyjmy się, standardowo, fabule.
Nudne frustrującego początki

Wydarzenia poznajemy w pewnym sensie od środka. Nagle jesteśmy bowiem rzuceni do walki z mnóstwem przeciwników. Po ich pokonaniu – w dość surrealistycznej scenerii – trafiamy do bardziej wiarygodnego świata. Nasze zadanie jest nadal oczywiście dość proste. Mamy przeć przed siebie, likwidując właściwie wszystko, co się rusza. Co jakiś czas weźmiemy udział w retrospekcjach, aczkolwiek nie mogę stwierdzić, aby mi na nich zależało. Fabule przedstawianej w Soulstice nie udało się mnie wciągnąć i gdyby nie recenzencki obowiązek, to z przyjemnością korzystałbym z jednego przycisku. Przerywniki filmowe możemy bowiem pominąć, naciskając i przytrzymując odpowiedni przycisk na padzie. Historia jest w moich oczach niesamowicie nudna. Nie będę bynajmniej wchodził w szczegóły, aczkolwiek niżej możecie zapoznać się z oficjalnym jej opisem.
Równowaga Świętego Królestwa Keidas zostaje naruszona za każdym razem, gdy potężne i dzikie kreatury, znane jako Zjawy, przybywają zza Zasłony, zagrażając ludzkości. Zjawy opanowują umysł, a nierzadko nawet ciało swych ofiar, przemieniając je w niepowstrzymane monstra, które polują na zwykłych śmiertelników. Jedynie hybrydowi wojownicy zrodzeni ze wspólnoty dwóch dusz, tak zwane Chimery, są w stanie ochronić ludzkość.
Źródło: Steam
Briar i Lute to siostry, które odrodziły się pod postacią Chimery. Transformacja dała Briar nadludzką siłę, podczas gdy Lute – poświęcona, aby związać jej duszę z duszą siostry – stała się duchem władającym tajemniczymi mocami. Siostry (którym głosu użyczyła znana z Metal Gear Solid 5 Stefanie Joosten) wysłane zostają na misję, której celem jest odbicie zrujnowanego przez Zjawy miasta. Niestety, w jej trakcie okazuje się, że ich Zakon ma zdecydowanie bardziej niejednoznaczne plany.
Rozgrywka w Soulstice

Jako ze recenzowana produkcja to slasher, to ogólne założenia rozgrywki powinny być doskonale znane każdemu fanowi gatunku. Mimo tego pozwolę sobie na krótkie ich zreferowania – tym bardziej, że znajdziemy pewne formy przełamania standardu. Soulstice rzuca na nas sporo zróżnicowanych oponentów – w bestiariuszu możemy odblokować wpisy o 22 kreaturach. Do wielu z nich będziemy musieli zastosować odpowiednie podejście. Na początku spotkamy zwykłych przeciwników – unikanie ich ataków nie powinno stanowić większego problemu, Z czasem natkniemy się jednak na coraz groźniejszych oponentów, dodatkowo chronionego przez specjalne osłony. Dzielą się one na dwa typy – czerwony oraz niebieski. Jeśli będziemy atakowali takich przeciwników bez aktywowania – czasowego – wokół nas sfery o odpowiednim kolorze, nie zadamy nieprzyjacielowi żadnych obrażeń. Niektóre rodzaje przeciwników (chronione przez czerwoną sferę) po ich pokonaniu wypuszczą z siebie niebieskie duchy. Aby uniemożliwić im wskrzeszenie oponenta, musimy je załatwić. Nierzadko jest to niesamowicie trudne – głównie ze względu na to, że my – w przeciwieństwie do nich – nie latamy.

Oczywiście można zablokować kamerę na przeciwniku za pomocą naciśnięcia prawej gałki analogowej. Trochę to ułatwia sprawę, ale nie zmienia faktu, że latający przeciwnicy są niesamowicie trudni do namierzania. Warto zauważyć, że dobrze jest nauczyć się kilku kombosów i łączyć je z blokowaniem ciosów, Odpowiednio działając, będziemy mogli wykonać specjalne ataki synergii. Obie siostry łączą wtedy swoje zdolności, wyprowadzając druzgocące ataki. Często będzie to w stanie ocalić Was przed śmiercią, toteż nie należy lekceważyć tej możliwości. Szkoda jednak, że tak słabo zaznaczona jest opcja skorzystania z niej – nierzadko będziecie to mogli przeoczyć w ferworze walki.
Dodatkowe wyzwania

Przemierzając poziomy – ułożone liniowo, gra nie ma otwartego świata – możemy zaglądać w zakamarki udostępnionych nam obszarów. Mimo że znajdziemy często niewidzialne ściany, to czasem trafimy do interesującego miejsca. Możemy tam znaleźć na przykład niebieski kryształ, zapewniający punkty do ulepszania Lute, czy sfery przenoszące nas do wyzwań. Można również natknąć się na – dość rzadko występujące – znajdźki, których skompletowanie rozwinie nam maksymalny poziom zdrowia czy energii magicznej. Natomiast sfery wyzwań, o których wspomniałem wyżej warto nieco szerzej opisać. Po aktywowaniu takiej sfery – przytrzymując przycisk X na padzie DualSense, wyrazimy chęć załadowania nowego obszaru. Po przeniesieniu się tam będziemy musieli zlikwidować przeciwników w podany sposób.

Może to być na przykład likwidowanie ich wyłącznie w dozwolonym okręgu czy załatwienie wszystkich nieprzyjaciół zanim aktywuje się dowolna z leżących na podłodze pułapek. Po wykonaniu wyzwania – co bynajmniej nie jest łatwe – ulepszy się nasza umiejętność. Jeśli jednak nie idzie nam i czujemy, że to nie nasz moment, to nic straconego. Dowolne odkryte wyzwanie możemy bowiem rozegrać ponownie z menu głównego gry.
Rozwijanie umiejętności

Napomknąłem wyżej o rozwijaniu umiejętności i należy temu elementowi Soulstice poświęcić nieco więcej miejsca. Jak zapewne pamiętacie z zacytowanego przeze mnie wcześniej opisu fabuły, w grze przejmujemy kontrolę nad dwiema postaciami. W związku z tym możemy oczywiście rozwijać umiejętności każdej z nich. Korzystają one z osobnej waluty. Do ulepszenia możliwości Briar wykorzystujemy czerwone kryształy. Dostajemy je za pozbywanie się przeciwników oraz zwiedzenia. Im bardziej różnorodne są nasze atak i kombinacje oraz im rzadziej obrywamy, tym wynik punktowy starcia – a tym samym premia – będą wyższe, a my dostaniemy więcej kryształów.

Możemy je wydać przed rozpoczęciem nowego poziomu oraz u specjalnego handlarza. Notabene przybliża on nam też lore i pozwala nabyć mikstury lecznicze. Briar może wykupić dodatkowe ataki kombinacyjne, czy zwiększyć biegłość broni, a co za tym idzie – zadawane obrażenia. W odróżnieniu od Briar, sporo umiejętności Lute jest pasywnych. Wydając niebieskie kryształy, możemy zwiększyć efektywność bloków, włączyć automatyczne spowolnienie czasu po skontrowaniu ciosu, czy zwiększyć zasięg naszych sfer. Zaręczam Wam, że nie będziecie narzekać na brak zdolności do ulepszania – tym bardziej, że niemal każda z nich jest niesamowicie przydatna w wymagających potyczkach.
Poziom trudności Soulstice

Trzeba zaznaczyć, że recenzowana gra bynajmniej nie jest skierowana do osób, które nie chcą wyzwania. Producenci przygotowali pięć poziomów trudności, z czego dwa odblokowujemy po ukończeniu gry na niższym poziomie. Ja na początku wybrałem trzeci – środowy – i mniej więcej po ukończeniu 1/3 gry okazało się, że nie był to dobry wybór. Odbijałem się bowiem od pewnego bossa raz za razem i szybko zacząłem się irytować sytuacją. Kiedy już prawie go pokonałem, wypuszczał trzy duchy przywracające mu zdrowie. Działały one tak szybko, że nie byłem w stanie się z nim uporać. To niesamowicie frustrujące – walczysz z bossem, starasz się i już go prawie pokonujesz tylko po to, by się właściwie zapętlić przez niepotrzebne leczenie przeciwnika.

Na szczęście z pomocą przyszła mi możliwość obniżenia poziomu trudności. Dokonujemy tego z menu głównego w podmenu wyboru rozdziału. Musiałem więc rozegrać rozdział od nowa, ale to nieporównywalnie lepiej niż to, czego się obawiałem – rozpoczęcie nowej gry, aby móc przygotować recenzję po ukończeniu produkcji.
Na szczęście mogłem kontynuować rozdział od niższego poziomu bez konieczności całkowitego resetowania postępu – dzięki czemu czytacie dziś niniejszy artykuł. Pamiętajcie jednak, że Soulstice nie jest łatwą grą i nawet na najniższym poziomie trzeba mieć oczy dookoła głowy. Można co prawda włączyć tryb asysty, a w nim zadecydować czy automatycznie mają być aktywowane odpowiednie strefy, a nawet włączyć tryb automatycznego atakowania przeciwników czy wykonywania uników. Mimo tego jednak trzeba uważać i czasem przejść kontrolę. To zdecydowanie nie jest tytuł dla niedzielnych graczy. Na plus muszę zaliczyć natomiast możliwość dostosowania sterowania. Możemy bowiem całkowicie zmienić przypisanie funkcji do przycisków pada, co nie jest częste w grach konsolowych.
Grafika i udźwiękowienie

Ta część recenzji dotyczy jednego z najtrudniejszych dla mnie aspektów Soulstice do ocenienia. Z jednej strony mamy bowiem często widoczny brak wygładzania krawędzi połączony z nierzadko stosunkowo niskiej jakości teksturami. Jednocześnie nie mogę nie docenić pomysłów na lokacje. Mimo że miejscówki są dość typowe dla slashera (miejskie zaułki, dachy, kanały czy zamek), to jednak prezentują się całkiem przyjemnie dla oka.

Każda z lokacji ma coś w sobie i projektanci poziomów mogą być zadowoleni ze swojego dzieła. Nie mogę się natomiast zachwycić udźwiękowieniem. Jest ono zaledwie przyzwoite, ale nie wybija się na tle gatunku. O ile z przyjemnością słuchałem mocnego brzmienia włączającego się podczas walk, o tyle wystarczyło, aby sekwencja akcji się skończyła, a momentalnie zapominałem o tym, co mi przed chwilą włączono. Soulstice jest też pozbawione polskiej wersji językowej. Na liście dostępnych języków głosów postaci znajdziemy na szczęście między innymi język angielski. Wypowiadane kwestie brzmią dobrze, choć z pewnością żaden z aktorów nie zapadnie Wam w pamięci.
Nowa generacja slasherów?

Cóż, nie ma sensu owijać w bawełnę – widać, że tytuł ten odstaje od standardów gier z nowej generacji. Jest to tym dziwniejsze, że ten artkuł powstał na podstawie wersji dedykowanej konsolom PlayStation 5. Na dobrą sprawę, oprócz 60 klatek na sekundę, nie widzę tu nowo-generacyjności gry. Mało tego, nie ma nawet obsługi efektów dotykowych czy adaptacyjnych spustów. Owszem, znajdziemy tu wsparcie dla kart aktywności oraz procentowego pokazywania postępu w zdobywaniu określonych trofeów. To jednak za mało, aby – w moim odczuciu – tytuł ten można było nazwać doświadczeniem na miarę nowej generacji. Czas wczytywania również nie powala – poziomy wczytują się bowiem około 7 sekund. Jak na grę, która wygląda jak na znajdujących się w tej recenzji zrzutach ekranu, nie jest to bynajmniej odpowiedni wynik. Przypomnijcie sobie tylko, jak szybko ładowały się takie gry jak Ghost of Tsushima, czy odświeżona wersja Spider-Mana.
Podsumowanie – czy warto sprawdzić Soulstice?

Soulstice to tytuł, w którym nie wszystko do końca wyszło. Z jednej strony mamy tutaj niemało, bo 7, broni. Znajdziemy wśród nich między innymi miecz, bicz, sztylety, czy ciężką rękawicę. Z drugiej natomiast przeciwnicy często zabijają nas nie przez przyjęta taktykę, a jedynie przez ich liczebność i opisane wcześniej osłony. Projekt lokacji może się podobać, ale nie maskuje dość niskiej jakości tekstur. Fabuła nie wciąga, a rozgrywka szybko zaczyna się niepotrzebnie rozwlekać. Kilkanaście godzin, jakie są potrzebne na ukończenie gry można by bezproblemowo skondensować w połowę tego czasu. Plusem tytułu jest niewątpliwie jego stosunkowo niska cena – dostaniemy go bowiem za mniej niż 190 złotych. Jeśli jesteście spragnieni wymagającego slashera, to możecie dać szansę Soulstice. Nie jest to bynajmniej ścisła czołówka gatunku, ale odpowiednio ważąc swoje oczekiwania, możecie się przy nim dobrze bawić.
Kod recenzencki zapewnił wydawca – Maximum Games.

Dodaj komentarz