Lucky Luke wraca w niezależnej historii, oddalonej od głównego wątku. Czy to dalej historia dla dzieci? Przekonajmy się!
Nieustraszony kowboj jest już z nami od 1946 roku, kiedy to stworzył go rysownik i scenarzysta Morris (czyli Maurice de Bevere). Lata świetności postaci przypadły na okres jego współpracy z Rene Goscinnym, słynnym twórcą Asterixa. Wszyscy pamiętamy wypełnione akcją i bardzo dowcipne perypetie Luke’a i jego przyjaciół. Często na swojej drodze napotykali przecież groteskowych złoczyńców w postaci braci Dalton, co zawsze generowało sporo ciekawych sytuacji, które sam z zaciekawieniem śledziłem jako dziecko. Nie ukrywam, że wracam do przygód na dzikim zachodzie po dłuższej przerwie. Jestem więc ciekaw, jak najnowszy album prezentuje się na tle tych, które czytałem już wiele lat temu.
Scenariusz
To drugie podejście Matthieu Bonhomme do serii Lucky Luke’a, z czego obie historie osadzone są poza głównym wątkiem serii. Scenarzysta zajął się również rysunkami, które opiszę w dalszej części recenzji. Tym razem to główny bohater staje się celem polowania, ponieważ za jego schwytanie wyznaczono niemałą nagrodę. Co tu dużo mówić, komiks wciąga już od pierwszych plansz. Nie zabraknie Indian, złoczyńców, ale również pięknych kobiet. Zanim przejdę do kwestii, która najbardziej rzuciła mi się w oczy podczas czytania Wanted Lucky Luke, przedstawiam poniżej oficjalny opis fabularny:
Oto opis fabuły ze strony Egmont:
Drugi (po „Człowieku, który zabił Lucky Luke’a”) z umieszczonych poza główną serią albumów o Samotnym Kowboju autorstwa Matthieu Bonhomme’a. Lucky Luke dowiaduje się, że jest poszukiwany listem gończym! Nie wie, za co miałoby go ścigać ramię sprawiedliwości, ale podobnych wątpliwości nie mają bezwzględni bandyci i groźni Apacze, którzy chcą zgarnąć ogromną nagrodę. A to nie koniec kłopotów naszego bohatera, bo ten zwykle stroniący od kobiet samotnik wpada w oko trzem pięknym siostrom… Czy wyjaśni się sprawa zagadkowego wystawienia listu gończego za na wskroś uczciwym rewolwerowcem i czy Luke ulegnie czarowi miłości?
Cykl o Lucky Luke’u był przez wiele lat tworzony przez mistrzów komiksu Morrisa i Goscinnego, a po ich śmierci jest kontynuowany przez uznanych francuskich artystów. Co pewien czas pojawiają się także albumy specjalne, w których przedstawiane są autorskie wizje przygód Samotnego Kowboja. Tak właśnie jest z opowieściami Matthieu Bonhomme’a, francuskiego scenarzysty i rysownika znanego z takich serii jak „Esteban” czy „Le Petit Prince”.
Cóż to za kwestia, poza wciągającą, dobrze rozłożoną na strony fabułą zwróciła tak moją uwagę? Jest nią dojrzałość historii. Lucky Luke nie stoi naprzeciw nieudolnych bandytów, jakimi są Bracia Dalton. Podejmuje się niełatwego zadania pomocy trzem osamotnionym na bezdrożach dzikiego zachodu kobietom. Musi przy tym odpierać próby pojmania jego osoby przez groźnych przestępców, którzy nagle zdają się stawać po stronie prawa, podejmując zlecenie z listu gończego. Sprawy nie ułatwiają Indianie, którzy również nie żartują i polują na dobytek wspomnianych kobiet w postaci stada bawołów. W komiksie nierzadko robi się „gorąco”, a znanego z dawnych przygód humoru sytuacyjnego jest tu jak na lekarstwo. O dziwo, nowego Lucky Luke’a czyta się jak dobry, dojrzały western, a nie jak komedię.
Czy jest to lektura dla dzieci? Tekst przetłumaczono z języka francuskiego, pozostawiając angielskie wstawki, choć nie zawsze są one właściwe dla najmłodszego czytelnika. Pojawiają się zwroty jak shit, dickhead. Przytoczone w tekście piosenki napisane są również po angielsku. Pasują do fabuły i warto choć trochę znać ten język, aby zrozumieć co oznaczają dla historii i postawionych pytań o naturę protagonisty. Czy to więc komiks dla dorosłych? Również nie, ponieważ historii dalej bardzo daleko do choćby takiego Django.
Ilustracje
Jak już wspomniałem, tak za scenariusz, jak i rysunki odpowiada Matthieu Bonhomme. W subtelny sposób różnią się w porównaniu z klasycznymi historiami, jednak zajęło mi chwilę dostrzeżenie tego szczegółu. Na pierwszy rzut oka mamy więc znany grubym kontur i intensywne, czarne cienie. Kolorów użyto w trochę inny sposób niż dawniej. Często, przy zachodzie bądź wschodzie słońca, mamy do czynienia z dominującymi barwami pomarańczy. Poza tym wydaje się, że kolorów na kadrach jest po prostu mniej niż kiedyś. Całość wygląda więc zdecydowanie mniej bajkowo niż pamiętane przeze mnie historie. Nadaje to jednak o wiele poważniejszego klimatu prezentowanej historii. Dopełniają go sceny próby ucięcia palca, czy ślady krwi, które możecie zobaczyć na prezentowanych w recenzji planszach. Wszystko to skłania mnie do myśli, że tom Wanted Lucky Luke kierowany jest raczej do nastolatków i starych fanów serii i nie jest klasycznym komiksem dziecięcym, jakim go pamiętałem.
Wydanie
Do jakości wydania nie można się przyczepić, co jest już pewnym standardem Egmontu. Elegancka, wytrzymała twarda okładka, kredowy papier są jak zawsze bez zarzutu. Trochę szkoda, że nie znalazło się miejsca na materiały dodatkowe.
Wydanie | 2022 |
Seria/cykl | LUCKY LUKE |
Scenarzysta | Matthieu Bonhomme |
Ilustrator | Matthieu Bonhomme |
Tłumacz | Maria Mosiewicz |
Typ oprawy | twarda |
Data premiery | 23.03.2022 |
Liczba stron | 64 |
Werdykt
Dobrze jest wrócić po pewnym czasie do bohatera z dzieciństwa i zobaczyć to, że on również trochę dojrzał. Może być to spowodowane umieszczeniem historii poza głównym wątkiem i stąd luźniejszym podejściem do oryginału. Komiks bowiem czyta się jak naprawdę dobry western, a nie jego komediowy pastisz. Uważam więc, że nie jest to lektura dla najmłodszego czytelnika, na co wskazują niektóre brutalne sceny, choć nie przekraczają one granicy dobrego smaku i nie można również powiedzieć, aby Wanted Lucky Luke był komiksem bardzo brutalnym. Osobiście bawiłem się przy nim świetnie. Polecam go fanom dzikiego zachodu i samotnych wędrowców.
Egzemplarz recenzencki dostarczył Egmont
Dodaj komentarz