O tak, kiedy ktoś usłyszy, że właśnie gramy w Wormsy, od razu wie, o jaką grę chodzi. Śmieszne robaczki atakujące siebie nawzajem na różnych planszach to to, co każdy z nas zapamiętał ze swoich najmłodszych grach. Dla niejednej osoby była to pierwsza gra na komputerze. Tym razem miałam okazję sprawdzić, jak robaki sprawdzają się na Nintendo Switch w tytule Worms Rumble. Niby Wormsy, ale jakieś takie inne…
Worms Rumble to wyjątkowy, wieloosobowy arena shooter, w którym sterując naszą kolorową i zwariowaną dżdżownicą, bierzemy udział w strzelaninie na śmierć i życie przeciwko 32 graczom. W tym celu wykorzystujemy kultowy dla serii arsenał broni – nie brakuje wybuchającej owcy, banana czy Świętego Granatu Ręcznego. Za grę odpowiada studio Team 17, które stworzyło już poprzednie odsłony części oraz znane jest z wydawania takich tytułów jak Overcooked czy Neon Abyss. Tytuł swoją premierę na konsole Nintendo Switch miał 23 czerwca 2021 roku. Co za tym idzie, by móc uczestniczyć w rozgrywce i efektywnie wygrywać z innymi graczami, potrzebne jest posiadanie subskrypcji NSO.
Robaczku, szykuj się!
Dżdżownica czy nie, dla mnie to zawsze będą świrnięte robaczki. Jako że posiadam konsolę drużyny zielonej, niebieskiej oraz czerwonej, posiadanie abonamentu na każdej z nich jest dla mnie, na ten moment, zbędne. Aby móc dobrze się bawić ze swoim walecznym robaczkiem, musiałam aktywować 7-dniowy okres próbny w NSO i wyruszyłam na bitwę!
Niby rozpoczęłam wszystko od treningu. Ponoć zależało mi na tym, żeby wiedzieć, do czego służą poszczególne przyciski. Niby chciałam być wielkim wymiataczem w krótkim czasie, ale nic z tego. Poddałam się po pierwszym deathmatchu. Na dzień dobry wita nas nieskomplikowane menu, a w trybie treningu poznajemy możliwości naszego kolorowego i zręcznego wojownika. Pamiętajcie, to Wormsy, zatem wszystkie chwyty dozwolone!
Kwestia sterowania
No właśnie. Lewy joystick opowiada za poruszanie się naszego robaczka po planszy, natomiast prawy umożliwia celowanie w przeciwników. Za skok odpowiada przycisk „A”, a przycisk „B” aktywuje wystrzał z posiadanej w danym momencie broni podstawowej. Kiedy wciśniemy „Zr” sprawimy, że nastąpi strzał z broni dodatkowej. Na „R” rzucamy granatami (albo bananami), „Zl” powoduje przetoczenie się robaczka po planszy. Przytrzymując strzałkę w górę odzyskamy nieco straconego życia (bardzo ważna umiejętność). Klikając „Y” zjedziemy po linie oraz otworzymy specjalne skrzynki ukrywające amunicję i broń. Na „X” zmieniamy podstawową broń, z której w danym momencie korzystamy. W tym tkwi cała zabawa. O sterowaniu dowiemy się podczas „sesji treningowej”.
Pierwszy deathmatch
Stwierdziłam, że jestem przygotowana po japońsku (czyli jako-tako) do rozpoczęcia pierwszego starcia na śmierć i życie. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy dotarło do mnie, że gra na przestrzeni lat zmieniła się diametralnie (nie oceniajcie kogoś, kto ostatni raz grał jedynie w Worms: Armageddon). Na samym początku, pomimo przejścia treningu, nie umiałam się odnaleźć i jak już znalazłam się w polu walki, to od razu zostałam zabita. Całe szczęście – przytrzymanie przycisku „B” sprawia, że rodzimy się na nowo.
Przez pierwsze kilka starć byłam biegającym, lecz łatwym celem, dzięki któremu inni użytkownicy mogli skutecznie podnieść sobie statystyki na swoich kontach. W końcu paniczne klikanie przycisku, by strzelać, gdzie popadnie, świadczy o pełnym profesjonalizmie podczas rozgrywki! No ale jakby nie było, każdy jakoś zaczyna. Z każdym starciem jednak stawałam się coraz lepsza, zbierałam punkty doświadczenia (broń również je zbiera) i sama zaczynałam, nieskromnie mówiąc, wymiatać na planszy.
Personalizacja „robaczka”
Każda rozegrana walka sprawia, że zbieramy punkty, dzięki czemu nasz robaczek i bronie wskakują na wyższy level. Oprócz tego otrzymujemy również monety, które umożliwiają personalizację zarówno robaczka, jak i broni. Możemy zmieniać kolory, uzębienie, oczy, nałożyć okulary, naszyjnik, czapkę. Co do broni – również możemy zmienić jej kolor w zależności od tego, co uda nam się odblokować. Możliwości personalizacji jest sporo, więc stworzenie robaczka idealnego jest wyjątkowo proste. W końcu musimy się jakoś godnie prezentować podczas pojedynków na śmierć i życie. To nie przelewki, to poważna sprawa!
Ranking w Worms Rumble !
Każdy deathmatch, w którym weźmiemy udział, przedstawia ranking wszystkich graczy, którzy wzięli udział w pojedynku. Zobaczymy na nim ilość zabitych przeciwników, ilość swoich śmierci (na to wolałabym czasem nie patrzeć) oraz ilość punktów, jakie wylądują na naszym koncie. Nie udało mi się nigdy dobić do szczęśliwej trójki, moim najlepszym wynikiem okazała się pozycja siódma. Uważam, że jak na moje możliwości związane z szybkim irytowaniem się, kiedy mi nie wychodzi, wynik ten jest bardzo dobry. Jednak na podium stanęłam dzięki Last Squad Standing, dołączając do przypadkowych graczy.
Ranking ten może wzbudzać jeszcze większą chęć powtórzenia rozgrywki. Plansze, po których się poruszamy, są bardzo duże. Ukrywanie się nic nie da. Worms Rumble to tytuł, w którym bardzo dobrze sprawdzi się obranie pewnej taktyki. Znajdujesz miejsce, w którym czaisz się na innych, mogąc się schować za jakąś przeszkodą. W międzyczasie zbierasz najlepszą broń (wiadomo, najlepiej banany, owce lub granaty) i atakujesz zbliżających się przeciwników. Tobie nic nie grozi, a na dodatek pniesz się ku zwycięstwu!
Atakuj czym chcesz
Chociaż Worms Rumble nie ma zbyt wiele wspólnego z planszami, które otoczone były rozpikselowaną wodą, to mają w sobie kilka elementów, dzięki którym można się uśmiechnąć pod nosem. Podczas rozgrywki robaczek wydaje z siebie charakterystyczne dźwięki, które cofają nas w przeszłości. No i broń, z której możemy skorzystać. Święty Granat, bazooka, kij baseballowy, wybuchowe banany i owieczka to te najbardziej charakterystyczne dla tej serii. Może i nie zmiotą nas z planszy za pierwszym razem, jednak nadal zadają efektywne obrażenia. I nawet fakt, że będziemy uciekać windą może się okazać zgubny.
Chodź do mnie robaczku!
Opcji gry w Worms Rumble jest kilka. Ja zagrałam z włączonym trybem międzyplatformowym, a lobby do rozgrywki wypełniało się błyskawicznie. Co za tym idzie, wielu graczy nadal lata tymi robaczkami po planszach. Do wyboru mamy standardowy deathmatch jako tryb domyślny i najczęściej przeze mnie odwiedzany. Dodatkowo możemy zagrać w battle royale w wariancie solo lub z drużyną. Wybór jest wystarczający do tego, by dobrze się bawić i próbować swoich sił jako najlepszy robak na planszy.
Chcemy takie Wormsy?
Oto jest pytanie… Worms Rumble to zupełnie coś innego od formy, którą pamiętam z czasów Windowsa 98. Jest kilka smaczków, które sprawiają, że mile przypomina się stare dobre czasy i można to zaliczyć na ogromny plus. Nie sądziłam, że na konsoli rozgrywka w taki tytuł może być aż tak efektywna i wciągająca. Brakuje mi troszkę standardowych plansz, jednak muszę przyznać, że w tej wersji również nie można narzekać na nudę i brak akcji. Nie wiem, jak będzie wyglądała przyszłość tego tytułu, jednak jednego jestem pewna. Robaczki nigdy się nie znudzą!
Kod recenzencki dostarczyło Team 17.
Dodaj komentarz