Nieco ponad rok temu miałem przyjemność recenzowania NHL 20. Gra zachwyciła mnie i zdobyła prawie maksymalną ocenę. Czy podobnie będzie z tegoroczną odsłoną?
NHL z pewnością nie może się pochwalić w Polsce taką popularnością jak piłka nożna, czy koszykówka. Nie znaczy to bynajmniej, że to sport, który interesuje niewiele osób. Mecze amerykańskiej ligi hokejowej przyciągają na trybuny i przed ekrany miliony kibiców. Dzięki studiu EA Canada kolejny raz możemy przenieść się na wirtualne hale i uczestniczyć w tych rozgrywkach. Kanadyjski producent jest niewątpliwie zaznajomiony z tematem i nie ma się co dziwić – to przecież drużyna z Montrealu najczęściej – ponad 20 razy – zdobyła Puchar Stanleya.
Naszą przygodę z NHL 21 rozpoczynamy, podobnie jak w ubiegłorocznej odsłonie, od wybrania swojej ulubionej drużyny (w moim przypadku Montreal Canadiens) oraz dostosowania pozycji interfejsu i rodzaju sterowania – od prostego zręcznościowego, po profesjonalne. Im wyższy poziom skomplikowania, tym oczywiście sterowanie jest bardziej wymagające, ale jednocześnie bardziej precyzyjne. Dzięki temu możemy mieć pełną kontrolę nad naszym hokeistą i jego kijem, a co za tym idzie – krążkiem. Następnie warto rozegrać misje samouczka, które wprowadzą nas w tajniki tego sportu. Dowiemy się jak się poruszać i wykonywać specjalne ruchy, poznamy też techniki przejmowania krążka i walki o niego podczas wznowień. Szkolenie to także idealny tryb do nauczenia się sposobów bronienia krążka i wymijania zawodników przeciwnej drużyny. Każda lekcja rozpoczyna się od zaprezentowania filmowego wzorca ruchu, a w odpowiednich momentach kadr jest zatrzymywany i możemy przyjrzeć się schematowi działania na wizualizacji kontrolera. Tryb szkoleniowy jest bardzo dobrze poprowadzony i nie minie wiele czasu, a będziecie w stanie wykonać różnego rodzaju ruchy typu deke, starając się zdobyć gola. Oczywiście o ile w emocjach towarzyszących szansie na bramkę będziecie pamiętali jaką sekwencję wychyleń gałek i naciśnięć przycisków należy wykonać.
Muszę przyznać, że mój pierwszy kontakt z właściwą rozgrywką w NHL 21 był zaskakująco nieprzyjemny. Mecze odznaczały się sporym chaosem, moi zawodnicy rzadko robili to, czego chciałem i sami z siebie jeździli się podmieniać. Byłem w szoku, jak bardzo można było zepsuć tak dobrą 20-kę. Na szczęście kilka dni później w menu gry (którego kafelki dostosowujemy tak samo jak w poprzedniej części) pojawiła się możliwość pobrania aktualizacji do rozgrywki. Po ściągnięciu i zainstalowaniu tej łatki okazało się, że moje wrażenia zmieniły się o 180 stopni i z ogromną przyjemnością rozgrywałem kolejne mecze, a tercje mijały nie wiedzieć kiedy. Zdecydowanie pobierzcie tę aktualizację kiedy zobaczycie odpowiedni komunikat w menu. Jeśli chodzi o rozgrywkę, to zmian nie ma dużo względem NHL 20. Bynajmniej nie znaczy to, że brakuje istotnych usprawnień, którym warto się przyjrzeć. Przyjrzymy się z bliska niektórym z trybów.
NHL 21 ponownie zawiera tryb Be a Pro, w którym – jeśli zdecydujemy się na włączenie tej opcji w ustawieniach – możemy decydować o budżecie i finansowaniu określonych elementów naszej drużyny i stadionu. Sam trzon rozgrywki w Be a Pro oraz Franchise jest taki sam, co w dwudziestce, więc pozwolę sobie sparafrazować jego opis z mojej zeszłorocznej recenzji.
W Be a Pro wcielamy się w szarego zwykłego zawodnika, oglądającego mecze kolegów z zespołu z ławki rezerwowych. Pewnego razu zauważa go trener i postanawia dać szansę ubiegania się o miejsce w ulubionym zespole (w moim przypadku jest nim Montreal Canadiens). Głównym celem w Be a Pro jest naturalnie zdobycie Pucharu Stanleya. Najpierw bierzemy oczywiście udział w meczach kwalifikacyjnych. Jeśli uda się nam zaimponować w nich trenerowi (na co wpływ ma gra zespołowa i trzymanie się zasad oraz, oczywiście, wbijanie goli), przeniesiemy się do ligi, w której mamy szansę piąć się po szczeblach kariery, aby ostatecznie brać udział w międzynarodowych meczach ligowych. Nasze mecze są oceniane w kilku kategoriach przez trenera i niekiedy sprostanie jego wymaganiom może stanowić małe wyzwanie. Be a Pro to bardzo udany, wciągający tryb, który bez wątpienia warto sprawdzić, mając NHL 21. Niekiedy możemy też na pewien czas trafić do szpitala, aby nasze kontuzje miały okazję się wyleczyć. Oznacza to oczywiście, że drużyna będzie dalej grała, zamiast nas wykorzystując na czas leczenia innego zawodnika. Nie mamy wtedy naturalnie wpływu na wynik meczu, ale przyznaję, że w dalszym ciągu zależało mi na jak najlepszej punktacji mojego zespołu.
Be a Pro pozwala tez rozwijać naszego zawodnika. Wygrywając w meczach i wykonując zadania zlecane przez trenera (może to być jak najczęstsze stosowanie bodiczeka, czy dbanie o wysoki wskaźnik gry zespołowej), zdobywamy punkty doświadczenia. Jeśli zgromadzimy ich odpowiednio dużo, nasz hokeista wskoczy na nowy poziom i będziemy mogli odblokować mu nowe umiejętności – traits. Każda z nich wydaje się potrzebna i nierzadko musiałem się zastanowić, co tym razem wolę poprawić – prędkość poruszania się, precyzję strzałów, ich siłę, czy może odległość, na jaką mamy szansę celnie podać krążek? Jednocześnie warto zauważyć, że cechy te faktycznie wpływają na grę i nie czułem, żeby wydawanie punktów było jedynie zbędnym bajerem, który niczego nie zmienia. Rozwijając zawodnika i wskakując na coraz to wyższe poziomy, będziemy zdobywali też torby sportowe. Otwierając je uzyskamy dostęp do nowych elementów stroju i wyposażenia, nagrać, czy brzmień gongu. Fani personalizowania postaci z pewnością będą mieli czego szukać w tych torbach. Oprócz Be a Pro występuje też połączenie tego trybu i menadżera NHL – Franchise Mode. Możemy w nim wpływać na ceny biletów, wynagrodzenie zawodników, stan techniczny infrastruktury i szereg innych czynników oddziałujących na finanse. Nie będę oczywiście opisywał wszystkich dostępnych trybów rozgrywki, ale przyznaję, że Franchise potrafi wciągnąć i jest idealnym trybem dla osób, które w pełni chcą poznać, na czym polega hokej tak od strony gry, jak i bardziej przyziemnej, finansowej.
Oczywiście nie mogło zabraknąć trybu HUT – Hockey Ultimate Team. Tworzymy w nim własny zespół składający się ze znanych hokeistów (przy odrobienie szczęścia do naszej drużyny mogą dołączyć między innymi Shea Weber, czy Alexander Ovechkin). Pomijając jednak pewną losowość tego trybu i nastawienie na wypadające za wykonywanie zadań pakiety kart, przyznaję, że sama rozgrywka podobała mi się najbardziej chyba właśnie tutaj. Co nie powinno nikogo dziwić, lepsze pakiety możemy odblokować wcześniej dzięki mikrotransakcjom, ale nie są one bardzo inwazyjne i nie musimy niczego kupować, aby dobrze bawić się w hokeju od EA. HUT, podobnie jak znane od lat World of CHEL i Ones, zawierają tryby, których część opisałem w mojej recenzji NHL 20, a więc nie będę teraz powtarzał tych zdań. Skupię się zamiast tego na nowości w HUT – HUT Rush. To tryb, który jest wyraźnie najbardziej zręcznościowy spośród wszystkich zawartych w recenzowanej grze. Za niemal wszystkie akcje dostajemy punkty. Premiowane jest między innymi podawanie sobie krążka, bronienie bramki, wygrywanie walk o krążek przy wznowieniach, kradnięcie krążka dobrym ruchem kija, czy oczywiście gole. Do zdobywania bramek dochodzi jednak pewna doza taktyki – in więcej skomplikowanych ruchów połączyliśmy w sekwencję przed golem, tym wyższy będzie mnożnik punktów. Ich suma zwiększa nasz tier, a ten z kolei pozwala na zdobywanie kart zawodników i waluty. Tak samo jak w 2020 roku, dalej możemy zdobywać torby sportowe za odpowiednie radzenie sobie w World of CHEL. Torby te kryją różnego rodzaju nagrody – pieniądze, elementy wyposażenia naszych zawodników, czy koszulki i kaski. Nadal można również tworzyć własny stadion i wpływać na wygląd trybun, lodowiska, czy brzmienie gongów – miłośnicy personalizacji poczują się tu bardzo dobrze i z pewnością spędzą wiele czasu na dostosowywaniu kolorów i stylów różnych elementów areny.
NHL 21 również posiada opcję edytowania naszego zawodnika, ale tu także nie pokuszono się o istotne zmiany względem poprzedniej odsłony. Nadal mamy więc do wyboru kilkadziesiąt głów hokeisty, wiele stylów zarostu, koszulek i kijów czy butów. Wciąż jest to niestety dość ograniczona personalizacja. Nie doczekałem się możliwości płynnego zadecydowania o długości zarostu, czy włosów, nadal nie można też dowolnie wymodelować twarzy i jesteśmy zmuszeni do korzystania z gotowych zestawów. Szkoda – tym bardziej, że to gra kończąca generację, a więc oczekiwania były wysokie. Zawodzi także grafika. Nie jest ona najgorsza, ale nie jestem w stanie wskazać różnic między dwiema ostatnio wydanymi częściami NHL. Boli to tym bardziej, że gra nie otrzyma dedykowanej konsolom nowej generacji wersji.
Bardzo dobre jest natomiast udźwiękowienie. W roli komentatorów usłyszymy Ray’a Ferraro i Jamesa Cybulskiego, którzy spisali się fenomenalnie, sprawiając, że możemy poczuć się jakbyśmy rzeczywiście rozgrywali mecz. Złudzenie to pogłębia również reszta udźwiękowienia. Rycie tafli lodu ostrzami naszych butów, posyłanie krążka przed siebie, bodiczeki, uderzanie w osłonę stadionu – wszystko to brzmi szalenie wiarygodnie i w NHL 21 absolutnie trzeba grać w dobrych słuchawkach lub soundbarem. Inaczej wrażenia z rozgrywki będą nieporównywalnie gorsze. Natomiast samej muzyki nie mogę niestety uznać za plus tegorocznej odsłony. Nie znalazłem dla siebie żadnego kawałka – mamy do czynienia z mieszanką utworów należącą do gatunku pop. Brakowało mi rockowej muzyki, zagrzewającej do akcji, a więc ostatecznie stanęło na tym, że wyłączyłem utwory w grze – można to ustawić dla różnych sytuacji, co na pewno jest zaletą – i korzystałem z własnej listy odtwarzania w aplikacji Spotify na PS4.
NHL 21 to w ogólnym rozrachunku bardzo dobra produkcja przeznaczona dla miłośników hokeja. Jeśli nie macie dwudziestki, to śmiało możecie kupować najnowszą część – to najpełniejsze i najbardziej dopracowane przeniesienie hokeja do świata gier. Jeśli jednak macie poprzednią odsłonę, to tegoroczna może być zbędnym zakupem. Nowości nie ma na tyle dużo, aby usprawiedliwiały ponowne wydanie ponad 200 złotych – tym bardziej, że nie będzie to nawet inwestycja w nową generację. Gra nie otrzyma niestety do niej ulepszenia i jedyne, co będzie ją łączyło z konsolami PlayStation 5 i Xbox Series X/S to wsteczna kompatybilność. Nie zmienia to jednak jednego: NHL 21 to bardzo dobra gra, która z pewnością nakłoni wiele osób do rozgrywania niezliczonej ilości meczów i nie znajdziecie lepszego tytułu poświęconego hokejowi.
Grę do recenzji dostarczyło EA Polska.
Dodaj komentarz