Ratowanie Stanów Zjednoczonych jeszcze nigdy nie było tak przerysowane i amerykańskie
Każdy kto interesuje się grami nie od wczoraj wie, że From Software jest znane nie tylko z tytułów takich jak Demon Souls, Drak Souls oraz Bloodborne. W czasach piątej i szóstej generacji konsol firma ta specjalizowała się w grach, w których pierwsze skrzypce grały wielkie mechy. Najbardziej rozpoznawalną marką studia było oczywiście Armored Core, jednak pod koniec 2004 roku Japończycy zaatakowali znienacka z nową franczyzą. Problemem w popularyzacji była dostępność ponieważ produkcja pojawiła się tylko na pierwszym Xboxie, ekskluzywnie dla Kraju Kwitnącej Wiśni. Jednak po 15 latach na pomoc przybyło Devoler Digital i również my, śmiertelnicy z Zachodu możemy wcielić się w zmechanizowanego 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Wyobraźcie sobie co by było, gdyby Japończycy wzięli na warsztat swoje dobro narodowe czyli ogromne roboty i połączyli je z bardzo stereotypowym myśleniem na temat Amerykanów. Na szczęście nie trzeba się nad tym dłużej głowić, ponieważ z odpowiedzią przybywa Metal Wolf Chaos XD, czyli remaster tytułu, który od 2004 roku był niedostępny poza granicami Kraju Samurajów. Patrząc na dopisek, którym uraczyli nas twórcy tegorocznej inkarnacji Metal Wolfa, można być stuprocentowo pewnym, że są oni w pełni świadomi tego, jaki pastisz stworzyli.
Wrażenie to towarzyszy nam przez cały czas obcowania z omawianą produkcją. Mowa w końcu o tytule, gdzie główną osią fabuły jest konflikt na linii: 47 prezydent Stanów Zjednoczonych kontra vice prezydent tegoż kraju, który postanowił do porannej kawy pozbawić wolności wszystkich obywateli i wprowadzić rządy terroru. Oczywiście nasz bohater, Micheal Wilson nie może od tak wyzbyć się swoich idei, więc rusza na szeroko zakrojone tourne po Stanach, żeby w glorii i chwale amerykańskiej wolności ratować obywateli i przeprowadzać pracę renowacyjne terenów zielonych i zurbanizowanych. Tak, fabuła w Metal Wolf Chaos jest bezdennie głupia, postaci to papierowe makiety, które mają udawać bohaterów, a zwroty fabularne zaskakują finezją, jak Electronic Arts broniące mikrotransakcji. Nie można jednak odjąć From Software, że stworzyli historię idealnie pasującą do frazy 'tak głupie, że aż dobre”.
Co do rozgrywki, tutaj czeka nas przysłowiowy powrót do przeszłości. Otrzymujemy bowiem sterowanie, przez które niektóre elementy rozgrywki stają się szalenie niepraktyczne, oraz mechanikę gdzie zgon oznacza powrót na początek misji. Wszystko więc działa tak jak 15 lat temu podczas debiutu na platformie Microsoftu, co pokazuje nam, że produkcja miała być niczym więcej jak prostym remasterem. Zresztą sami twórcy w materiałach promocyjnych nie kryją tego faktu, dając nam do zrozumienia, że jedyną ingerencją w kod źródłowy było podbicie rozdzielczości i zmiana systemu zapisu naszych postępów podczas zabawy.
Sterowanie, podczas przemierzania kolejnych lokacji jest jak najbardziej poprawne, a model strzelania potrafi dać sporo radości, zwłaszcza gdy wyposażymy się w podwójne wyrzutnie rakiet. Ogólnie jeśli ograniczamy się do walki i poruszania się to produkcja nie daję nam żadnych sygnałów związanych z niepraktycznością systemu sterowania. Niestety drobny problem pojawia się podczas wyboru broni. Otóż nasz Metalowy Wilk jest wyposażony w cztery sztuki uzbrojenia na jedną rękę. Żeby zmienić naszą broń należy nacisnąć kółko na padzie, następnie spustem znaleźć interesującą nas broń i znowu nacisnąć kółko. Czasami w deszczu nadlatujących pocisków, można zapomnieć o końcowym punkcie wyboru oręża, co często kończy się przedwczesnym zgonem. Ta mechanika w połączeniu z równaniem: śmierć = początek misji, może niektórym graczom napsuć trochę krwi.
Podczas naszej wyprawy wzdłuż Ameryki zdobywamy oczywiście zasoby do ulepszania naszego arsenału wolności. Pomimo tego, że otrzymujemy dużą różnorodność, to i tak w pewnym momencie dojedziemy do wniosku, że najlepszym co oferuje Wujek Sam jest karabin, wyrzutnia rakiet i railgun. Mamy więc do czynienia z pozorną różnorodnością.
Od strony audiowizualnej również mamy powrót do dawnych czasów. Otoczenie i modele naszych ludzkich bohaterów wyglądają jakby były trochę bardziej skomplikowanymi makietami, co świetnie pasuje do całego tonu omawianej produkcji. Z drugiej strony mamy nasze wielkie roboty, w tym tytułowego Metal Wolfa, który swoim designem nie zestarzał się nawet o dzień. Pomimo tego, że grafika trąci już trochę myszką, to nie można jej odmówić takiego prostego uroku, który nie pozwala ci poważnie mieć za złe, że produkcja wygląda jak wygląda (należy też pamiętać, że jest to port 15-letniej gry).
Aspekt, który mnie najbardziej rozbawił to głosy bohaterów. Od przerysowanego śmiechu głównego złego przez udawanie emocji na poziomie kiepskiego wystąpienia w przedszkolu. Wszystko podkreśla fakt, że tytuł jest pastiszem i karykaturą stworzoną na bazie dużej ilości stereotypów. Muzyka, za to jest wręcz idealna. Wszystkie walki z większymi przeciwnikami mają odpowiedniego kopa, a spokojna relaksująca muzyka między kolejnymi starciami pozwala nam zażyć swoistego resetu i kontynuować nasza walkę o wolność Ameryki.
Zdaję sobie sprawę, że poprzednie akapity nie brzmią jak opis najlepszej gry pod słońcem. Jest jednak coś magicznego w całym tym projekcie o nazwie Metal Wolf Chaos XD. Widać, że From Software tworząc ten tytuł miało na celu jedno: dostarczyć produkt, który od początku do końca nie traktuje siebie na poważnie. Oczywiście mamy tutaj nieintuicyjne sterowanie, wymagające kilku chwil na przyswojenie, system zgonów, który w kilku misjach doprowadza do białej gorączki oraz oprawę graficzną wyciągniętą żywcem z szóstej generacji konsol . Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że nie bawiłem się dobrze podczas przygód Prezydenta Wilsona, co to, to nie. Jeśli więc tak jak ja nosicie w sercu słabość do dużych robotów, pastiszu i starszych gier, to możecie z czystym sumieniem zaopatrzyć się w ten bilet do przeszłości. Inni natomiast mogą sprawdzić ten tytuł w ramach ciekawostki, ot zobaczyć co robiło From Software nim na dobre stali się oni ekspertami od umierania na masową skalę.
Dodaj komentarz