Tak. Skończyłem raid. Potem nawet udało mi się załapać do teamu robiącego ostatniego bossa i na drugiej postaci też zabiłem Oryxa. Moje refleksje dotyczą raczej prekursorów rajdowania niż faktycznych napotkanych trudności.
Powiem krótko. Zostałem trochę przez ten raid przeniesiony. Robiłem swoje, nie popełniałem wielu błędów i wyrobiliśmy się w niecałe trzy godziny, ale zawdzięczam do głównie zebranemu towarzystwu. Abstrahując już od liczby światła znajomych, byłem jedynym „świeżakiem” w naszej ekipie. Pierwszy raz spotykałem się więc ze statkami, nie znałem taktyk na niektóre bossy… Prowadzący wszystko mi szybko wytłumaczył, przydzielił najmniej ryzykowne zadanie. Nie napotkałem więc na razie większych trudności na raidzie.
Nie zmienia to faktu, że przyjemność z organizowania się przed każdym pokojem i końcowa satysfakcja zwiększyły moje morale. Wreszcie przypomniały mi się czasy World of Warcraft. Każda z osób realizuje swoje zadanie, tym samym przyczyniając się do sukcesu. Robiliśmy oczywiście normala, także tutaj margines błędu jest dużo większy. Nie wyobrażam sobie na razie przechodzenia raidu na hardzie, ale myślę, że pewność siebie będzie rosła z każdym zabitym Oryxem.
Po raz kolejny najbardziej fascynują mnie ci, którzy jako pierwsi ukończyli raid. Na próżno przecież szukać karteczek z wyjaśnieniami przed każdym z pokojów. Po uruchomieniu nie wyskakuje też żaden samouczek ani strzałki prowadzące każdego z graczy na przydzielone pozycje. To musi być naprawdę niesamowita sprawa, kiedy jako pionierzy lecicie na raid i metodą ciągłych prób, wyciągacie wnioski z własnych błędów.
Najważniejsza wskazówka dla osób dalej zastanawiających się nad pójściem na raid – pierwszy jest bardzo istotny. Wejdźcie na Facebooka, znajdźcie polską grupę Destiny i powiedzcie, że potrzebujecie przewodnika. Spokojnie zgłosi się kilka wyrozumiałych osób, które poświęcą w trakcie tę dodatkową godzinkę i objaśnią wam mechaniki. Jeżeli obejdzie się bez większego bólu, kolejne podejścia to już wyłącznie formalność. Przetestowałem to na własnej skórze. Kiedy dzisiaj dostałem zaproszenie na samego Oryxa, wszystko poszło bez zbędnych problemów. Wszyscy wiedzieli, co mają robić i po pół godzinie cieszyliśmy się z ostatnich nagród.
Sam raid to z kolei bardziej wyszukana metoda farmienia. Ja jestem gdzieś w połowie tej drogi. Potrzeba trochę szczęścia, pięciu znajomych i sporo wolnego czasu. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, to za kilka tygodni będziecie czytać o moim podejściu do harda.
Tomku, jak zawsze świetny tekst, szkoda tylko że tak mało piszesz, ale zawsze jest to coś ciekawego