Podobno geneza The Order: 1886 narodziła się wiele lat temu, ale dopiero w 2010 roku, kiedy studio usłyszało o zbliżającej się premierze PS4 zdecydowali, że nadszedł czas, aby powołać te IP do życia. Jednak czy nowa platforma giganta z Japonii dała pełną możliwość odwzorowania pierwszej wizji deweloperów?
Mówi się, że wszystko zaczęło się około VII lub VIII wieku naszej ery, gdy nagle w ludzkim kodzie genetycznym zaczęły pojawiać się mutacje. Nie wszystkie zmiany były od razu widoczne, a niektóre z nich zaczęły wykazywać u ludzi cechy podobne do zwierząt. Zostali oni odłączeni od gatunku ludzkiego i ogłoszono narodziny pół rasy (pół człowieka, pół bestii). Konfliktów i konfrontacji przeciwko potworom nie brakowało. Chociaż ludzie mieli przewagę w liczbie, to byli oni na gorszej pozycji od pół rasy ze względu na ich odporność i przytłaczająco szybką regeneracje ran.Po upływie kilku stuleci, ludzkość w końcu dostała swoją szansę odwetu. Dzielni mężczyźni i kobiety obiecali poświęcić swoje życie na wojnę przeciwko pół rasie i stali się rycerzami zakonu – The Order.
Od tego czasu, w ciągu wieków, wielu rycerzy zginęło w walce, ale nigdy nie zginął sam zakon. Jeśli rycerz zostaje zabity, pojawia się nowy,przejmując jego imię i rzuca się do walki w imieniu ludzkości. W Londynie z XIX wieku konflikt pomiędzy ludzkością i pół rasą nadal trwa, nawet w strasznej dzielnicy White Chapel – jednej z wielu dzielnic, które zostaną zapamiętane przez potomnych. Podróżując przez wiktoriański Londyn, znajdziemy także charakterystyczne obiekty, takie jak Pałac Westminsterski, Mayfair, Whitechapel, Kryształowy Pałac, Big Ben czy londyńskie metro.Miasto jednak na przestrzeni lat stało się punktem zwrotnym w walce. Rozwój nauki i rewolucji przemysłowej staje się potężnymi możliwościami dla rasy ludzkiej. Olbrzymie sterowce patrolują niebo Londynu, a czasami są zakotwiczone za ogromne cumownicze wieże, aby monitorować centrum miasta. Postępy w technologii wymyślone przez niektóre z najważniejszych umysłów naszego świata (np. Nikola Tesla), dają człowiekowi możliwość uzyskania przewagi, po raz pierwszy w swojej walce.
W czasie, kiedy ataki pół rasy na ludzkość zaczynają przybierać na sile, nowe zagrożenie atakuje rycerzy: nowo powstałe siły rebelii grożące zachwianiem kruchej równowagi. Drakońskie środki bezpieczeństwa w połączeniu z rosnącą przepaścią między bogatymi a biednymi wzbudziły gniew mieszkańców Londynu. Rebeliantów jest coraz więcej i poczynają sobie coraz śmielej i odważniej, mimo iż Zakon jest kluczową instytucją imperium brytyjskiego. A ponieważ członkowie jego rady zasiadają w czeluściach siedziby władz miasta, to mogą odczuć zagrożenie ze strony rebeliantów. Wszystko to dzieje się prawie czterdzieści lat po owej rewolucji, ale w przeciwieństwie do prawdziwej historii, ta rewolucja przemysłowa wynika z pragnienia ludzkości do zwycięstwa w wielowiekowej wojnie.
W grze wcielimy się w rolę Sir Galahada, wytrawnego tropiciela i łowcę obdarzonego -wśród członków Zakonu – legendarnymi umiejętnościami oraz świetnym instynktem, który nabył przez lata walki przeciwko Half-breeds (Mieszańcom). Dzięki nieustannemu wręcz kontaktowi z przemocą stał się zgorzkniały i nieczuły. Pozwala to jednak zachować spokój i trzeźwość umysłu w każdej, nawet tej ekstremalnej sytuacji. Oczywiście w naszej misji nie będziemy sami. Towarzyszyć nam będą między innymi Sebastian Malory, doradca i wieloletni przyjaciel Galahada, znany także jako sir Percival, Isabeau D’Argyll – znana także jako Lady Igraine– najmłodsza członkini w historii Zakonu, uczennica Galahada. Jest jeszcze Markiz de Lafayette, który został zwerbowany z uwagi na swój geniusz taktyczny, który sam wykorzystał podczas rewolucji francuskiej i amerykańskiej. Szkoląc się pod okiem Sir Percivala, Lafayette stał się niezastąpionym członkiem oddziału.
Fabuła jest jednak tak przewidywalna, a przewrotu można się domyślić na długo przed rzuceniem kart na stół. Niestety zero oryginalności, masa oczywistości – spodziewałem się trochę więcej po grze nastawionej na filmowość. Podobały mi się za to różne poboczne motywy – przykładem może tu być świetnie przedstawiony zakon rycerzy Okrągłego Stołu, czy wplecenie w fabułę również wątku Kuby Rozpruwacza, który był postrachem dzielnicy Whitechapel mniej więcej w tym samym okresie, w jakim rozgrywa się akcja gry.
Być może opowieść zrobiłaby na mnie nieco lepsze wrażenie, gdybym nie przechodził gry w polskiej wersji językowej. Niestety dostajemy drewniane wokale, a jedynie Sir Galahad wypadł w miarę przyzwoicie. Pomijam już fakt, że słowo mówione czasem w ogóle nie pokrywa się z pisanym, dzięki czemu „mieszańcy”, czyli wilkołaki, notorycznie określani są mianem „mieszkańców”. Co ciekawe możemy też sporadyczne usłyszeć zwracanie się do przedstawicielek płci pięknej w męskiej formie osobowej. Nie wiem, z czego wynika tak kiepska jakość polskiej wersji językowej. Sony przykładało się kiedyś do niej o wiele lepiej, a więc ewidentnie trzeba coś z tą kwestią zrobić. Co do ścieżki dźwiękowej, to utwory towarzyszące graczowi podczas wymiany ognia mieszają się ze znacznie bardziej stonowanymi i mrocznymi kawałkami. Niezwykle udany jest główny motyw z gry, który usłyszymy także w menu produkcji. „AnUneasyAllinace” buduje odpowiednią otoczkę, z kolei bardziej gotyckie „ The Knighthood” nawiązuje do tytułowego, tajemniczego Zakonu. Ścieżka dźwiękowa nie jest czymś, co wybitnie zapada w pamięć, ale na pewno warto dać jej szansę w wolnej chwili. Nawet Ci którzy nie mają gry, mogą ją odsłuchać za darmo:
Podsumowanie:
Jeśli macie zatem nadmiar gotówki i macie ubogie rezerwy czasu to The Order: 1886 jest dobrym sposobem, aby spędzić przy nim siedem godzin swojej codzienności. Jest to najbliższa rzecz w jaką grałem w życiu, którą można nazwać mianem interaktywnego filmu. I nie jest to takie złe. Jednak, gra jest daleko od przyjemności oferowanych przez inne w swoim gatunku. Co w takim razie zrobić z Zakonem? Najlepiej będzie poczekać, aż ceny pójdą w dół i obowiązkowo ograć, bo to co oferuje ten tytuł graficznie to czysty majstersztyk.
Specjalne podziękowanie dla Sony Computer Entertainment Polska za dostarczenie gry do recenzji.
Jeśli chodzi o grafikę, to The Order: 1886 wygląda absolutnie obłędnie. Projekt lokacji i broni to mistrzostwo świata. Wiele razy musiałem się zatrzymać na moment, żeby móc nacieszyć oko perfekcyjnie zrealizowanym otoczeniem. Zamieszczona w recenzji galeria nie może w całości oddać stanu rzeczy, tę grę trzeba zobaczyć w akcji. Fantastyczna grafika ma jednak pewne ograniczenia. Przykładowo dwa ohydne czarne pasy w górnej i dolnej części ekranu, ale o tym jeszcze można zapomnieć po kilkunastu minutach w wiktoriańskim Londynie. Znacznie bardziej boli nikła interakcja Sir Galahada z otoczeniem. Praktycznie nic nie da się przesunąć czy zniszczyć. No, chyba że tak zakłada scenariusz. Lokacje są piękne, bogate w detale, ale jednocześnie wydają się przeraźliwie puste i statyczne. Można wręcz odnieść wrażenie, że nasz rycerz jest jedynym ruchomym obiektem na tym absurdalnie pięknym tle.
Strzelania w The Order 1886 za dużo nie dostajemy. Tak wiele porównań do Gears of War, raczej nie bardzo tu pasuje. Bowiem trafiamy na otwartą przestrzeń, wraz z nami wrogowie, których to musimy załatwić, by przejść dalej. Robimy to za pomocą, chowania się za osłonami, między którymi to się przemieszczamy, prowadząc ostrzał na ślepo bądź celując. Do tego mamy zatrzymanie, albo bardziej zwolnienie czasu. I to tyle. Grywalne przerywniki między znacznie ciekawszymi scenami fabularnymi. Co do sztucznej inteligencji naszych wrogów to jest ona co najmniej poniżej poziomu naszych oczekiwań. Ich ruchy oraz zachowanie można przewidzieć, bez żadnego problemu.
W grze napotkamy również nie raz na Quick Time Eventy (QTE). Niektóre sekwencje zręcznościowe oraz starcia z dużymi potworami sprowadzono do naciskania przycisków w konkretnym momencie. W tych miejscach można odnieść wrażenie, że deweloperom zabrakło pomysłów na konkretną rozgrywkę.
Powoli dochodzimy do sedna tego, czym jest The Order 1886. Jeśli zastanawia Was dziwna rozpiętość ocen gry, to można to wyjaśnić. Moim zdaniem niskie biorą się stąd, że recenzent nie dał się owinąć wokół palca przez grafikę, a wysokie stąd, że grafika jednak pozwoliła zapomnieć o niedostatkach w rozgrywce. Sam czuje się, że jestem gdzieś pomiędzy młotem a kowadłem, bo choć ogólne braki w rozgrywce mi przeszkadzają, to jestem w stanie zrozumieć, że oprawa graficzna znacząco niweluje to rozczarowanie.
Ogólnie jednak pozostaje uczucie niedosytu, bowiem najciekawsze wątki fabuły ledwie zostały naszkicowane. Kolejnym rozczarowaniem jest finał, który nie dość, że zostawia nas bez odpowiedzi, to urywa się nagle, zostawiając historię w zasadzie bez odpowiedniego zakończenia. Nie wiem, może to z powodu zmierzającego DLC, czy planowanej drugiej części. Patrząc jednak z perspektywy czasu, to 7,5 godziny, które trzeba poświęcić na The Order 1886, to w dużej mierze interaktywny film, a wiele osób, inwestując w grę niemałe pieniądze bo 250 złotych, może mieć słuszne pretensje. Ponadto w grze brakuje także dodatkowych misji, nawet platynowe trofeum można bez wysiłku zdobyć za pierwszym podejściem, co w porównaniu do innych gier w tej cenie, mocno nie zadowala.
Podsumowanie:
Jeśli macie zatem nadmiar gotówki i macie ubogie rezerwy czasu to The Order: 1886 jest dobrym sposobem, aby spędzić przy nim siedem godzin swojej codzienności. Jest to najbliższa rzecz w jaką grałem w życiu, którą można nazwać mianem interaktywnego filmu. I nie jest to takie złe. Jednak, gra jest daleko od przyjemności oferowanych przez inne w swoim gatunku. Co w takim razie zrobić z Zakonem? Najlepiej będzie poczekać, aż ceny pójdą w dół i obowiązkowo ograć, bo to co oferuje ten tytuł graficznie to czysty majstersztyk.
Dziękujemy Sony Computer Entertainment Polska za dostarczenie gry do recenzji.
Ten spoiler w filmiku na dole jest kary godny !!! Nie chce się tu rozpisywać na różne tematy, napiszę tylko: czy naprawdę uważasz ten dubbing za fatalny, bo poza Lady Igraine reszta jest naprawdę dobrze odegrana. I ocena audio na 10 pomimo tego?
moim zdaniem ocena za wysoka patrzac na minusy gry