Dawno nie zasiadałem do gry, wokół której rozpętała się taka burza… czy jest na co grzmieć, a może nie jest tu wcale tak źle?
Jeśli czytacie moje teksty, to już zapewne wiecie, że po prostu uwielbiam gatunek cosmic horror. Pomimo wielu mikro zawałów przy Alien: Isolation, czy trylogii Dead Space po prostu nie potrafię przejść obok takich gier obojętnie. Zresztą nie powstaje ich niestety tak wiele, dlatego każdy tytuł tego typu to dla mnie wielkie wydarzenie. Tym bardziej że Callisto Protocol tworzony jest przez ludzi odpowiedzialnych za oryginalne gry ze wspomnianej serii Dead Space, którą tak bardzo lubiłem. Ich najnowszą grę mogłem sprawdzić w dniu premiery, kiedy dochodziły do mnie już liczne głosy rozczarowania od wielu graczy. Kontrowersjom wokół produkcji poświęciłem nawet jeden z końcowych akapitów. Zacznijmy jednak od rzeczy, którą ta gra wyróżnia się najmocniej, a jest nią…
Immersja
Od samego początku Callisto Protocol mocno rzuca się w oczy niesamowita grafika. Po raz pierwszy widziałem w akcji ray tracing na taką skalę. Odbicia, światła latarek i otoczenia, mgła, wysokiej jakości tekstury i wreszcie bardzo szczegółowe modele postaci robią niesamowitą robotę. Od pierwszych godzin, aż do późnych etapów gry często zatrzymywałem się i podziwiałem to, co widać na ekranie.
Kolejną rzeczą, która składa się na odczucia z rozgrywki jest kapitalne wykorzystanie pada DualSense PlayStation 5. Zacząć mogę od wibracji, które do tej pory właściwie nigdy nie robiły na mnie większego wrażenia. No cóż, nie tym razem, ponieważ przeładowanie broni, bieg, walka — wszystko to na kontrolerze czuć zupełnie inaczej niż dotychczas! Po raz pierwszy drgania kontrolera przyćmiły nawet adaptacyjne spusty, które Callisto Protocol również obsługuje. Wisienką na torcie jest puszczenie wszystkich komunikatów radiowych na głośnik kontrolera. Brzmi to zaskakująco dobrze i dopełnia genialną immersję gry.
Ciekawym zabiegiem jest przetłumaczenie napisów występujących na ścianach czy wyświetlaczach w grze na język polski. Do tej pory nie spotkałem się z tym, żeby napisy w naszym rodzimym języku tak dobrze wtapiały się w lokacje. W tym wypadku jednak rzucają się w oczy drobne niedociągnięcia, ponieważ część napisów przetłumaczono, a część nie. A skoro już jesteśmy przy problemach Callisto Protocol…
Czy tu straszy?
Pora pomyśleć, dlaczego pomimo tej kapitalnej immersji, świetnej muzyki nie jest tu… straszno. Choć wiadomo, jest to zawsze subiektywne odczucie. Jednak jedną z rzeczy zapowiadanych przez twórców była właśnie obietnica horroru, której mieliśmy doświadczyć. Zapowiadano to nawet w serii dokumentów z udziałem gwiazd kina grozy publikowanych przed premierą.
Zastanowiłem się, dlaczego tak właśnie jest i najlepiej będzie, jak opiszę pokrótce fabułę początkową. W intro poznajemy Jacoba Lee, pilota transportowego. Wraz ze swoim towarzyszem podejmują świetnie płatne transporty z księżyca Callisto. Wszystko idzie świetnie, do czasu kiedy zostają celem ataku bliżej nieznanej grupy terrorystycznej. Zmusza ich to do awaryjnego lądowania na wspomnianym księżycu Jowisza. Ku zaskoczeniu, Jacob ląduje w kajdanach, a następnie w więziennej celi. W tej samej chwili w więzieniu wybucha dziwna epidemia… zombie. Tak z początku nasi przeciwnicy nie różnią się wiele od klasycznych umarlaków.
Brak tak pożądanego suspensu upatruję właśnie w tym, jak zaczyna się Callisto Protocol. Od początku gry do pierwszego kontaktu z dosyć pospolitym przeciwnikiem mija bardzo mało czasu. Z racji położenia Jacoba, ma to sens, że musi radzić sobie w bezpośrednim starciu, a nie przy pomocy broni palnej. W serii Dead Space przerażające było to, że aby rozprawić się z wrogami musieliśmy oszczędzać amunicję. W Callisto Protocol futurystyczna pałka policyjna nie wymaga amunicji, nie odczuwamy więc strachu przed brakiem „pestek”. To właśnie na walkę wręcz postawiono w Callisto Protocol główny nacisk, dlatego poświęciłem jej kolejny akapit.
Walka wręcz
Skoro postawiono największy akcent na walkę wręcz, spodziewać by się mogło, że jest mocno dopieszczona. Faktycznie, z początku opanowanie uników, które wykonujemy lewym joystickiem, daje dużo satysfakcji. Jednak już po chwili można zauważyć, że model walki daje nam lekkie fory. Widać to, w przypadku kiedy skupiamy się na jednym przeciwniku i wyprowadzamy kombinację uderzeń. Inni wrogowie zaprzestają wtedy atakowania naszego bohatera i obserwują często rozwój wydarzeń. Z innej jednak strony, występują sytuacje, w których znajdziemy się w potrzasku między dwoma przeciwnikami. Obrażenia w nasze plecy są wtedy bezlitośnie skuteczne.
Obok fajnie działającego systemu uników i blokowania, zabrakło mi większej kontroli nad wyprowadzaniem ciosów. Na przykład czegoś, co było już w Chivalry II czy Mount and Blade II. W Callisto Protocol wciskamy tylko triggery odpowiadające za lekką kombinację albo ciężki cios. Nie mamy więc za bardzo wpływu na rodzaj uderzeń ani ich kierunek. Zmiana w tym aspekcie gry mogłaby utrudnić walkę, ale też sprawić, że będzie ciekawsza.
Po skutecznej kombinacji bądź mocnym ciosie mamy szanse wykonać szybki strzał z broni palnej. Zazwyczaj zadaje to silne obrażenia krytyczne naszemu przeciwnikowi. Jeśli jednak skupilibyśmy się tylko na strzelaniu, nie osiągnęlibyśmy tak dobrych efektów. Podsumowując, jeśli już postawiono na walkę w zwarciu, to zabrakło w niej dwóch rzeczy. Po pierwsze, kontroli nad wyprowadzanymi ciosami, a po drugie balansu w poziomie trudności starć. Kiedy opanujemy uniki, to przetrwamy prawie wszystko, w tym cięższe pojedynki z bossami. Oczywiście, dopóki nie zostaniemy otoczeni przez przeciwników.
Im dalej w las… tym lepiej!
No właśnie, nie jest tu tak straszno, jest bardzo dużo walki wręcz, która mogłaby być lepsza. Co przykuło mnie więc do ekranu na przyjemne 14 godzin? Oczywiście poza ogromną immersją, o której wspomniałem na początku. O dziwo, elementem tym jest fabuła i tworzony przez nią klimat. Podczas naszej rozgrywki nie tylko lepiej poznamy więzienie Black Iron, ale również placówki, które powstały wcześniej na przeklętym teraz księżycu Jowisza. Cała historia okraszona jest licznymi audiologami oraz postaciami towarzyszącymi Jacobowi. Nie rozumiem tego, jak można powiedzieć, że w pierwszym Dead Space było więcej fabuły. Przypominam, że w pierwszej części Isaac (co jest popularnym zabiegiem w grach) nawet się nie odzywał! Tymczasem w Callisto Protocol mamy rozpoznawalnych hollywoodzkich aktorów w głównych rolach, którzy wymieniają ze sobą liczne dialogi.
Im dalej w las, tym też na szczęście ciekawiej, jeśli chodzi o przeciwników. Są tacy, którym zdarzy się klimatycznie zmutować w potężniejsze formy nawet podczas walki. Inni są w stanie strzelać do nas z daleka, a już szczególnie przypadli mi do gustu łowcy, którzy potrafią być niewidzialni. Inny typ przeciwników łudząco przypominał niewidome clickery z The Last of Us… Oddać trzeba jednak to, że design Necromorphów z Dead Space w departamencie potworów jest klasą samą w sobie. Trochę szkoda, że podstawowy przeciwnik Callisto Protocol jest podobny do zwykłego zombie. Jednak uwierzcie mi, że w późniejszych fragmentach rozgrywki jest o wiele ciekawiej. Są też bossowie, jednak przez model walki pojedynki z nimi są dosyć powtarzalne.
W dalszej części gry znajdziemy więcej rodzajów broni palnej oraz rękawicę pozwalającą przyciągać i ciskać obiekty z ogromną siłą. System ulepszania oręża jest bardzo satysfakcjonujący. Za zebrane fundusze zakupimy interesujące nas rozszerzenie… w drukarce 3d, a następnie zobaczymy proces drukowania nowych elementów.
Kontrowersje
Chciałbym zacząć od tego, że szanuję opinie osób, które zagrały w Callisto Protocol i wyraziły niezadowolenie w związku z tą grą. Każdy ma prawo do własnego osądu i opinii. Warto, żebyśmy w kulturalny sposób mogli dyskutować na takie tematy, bez obrażania siebie nawzajem. Niemniej wokół gry powstał taki szum, że sprawiał wrażenie, jakby z technicznego punktu widzenia gra była niegrywalna na innych platformach poza PlayStation. Z początku myślałem, że tak właśnie jest, dopóki kolega nie zastreamował mi swojej gry na Steamie. Owszem, ray tracing na PC i Xbox jest oszukany i nie działa (w przeciwieństwie do PlayStation 5). Nie zmienia to jednak faktu, że gra dalej wyglądała na dobrym PC obłędnie. Poza tym działała stabilnie w 75 klatkach (stan na połowę grudnia, w dniu premiery mogło być oczywiście inaczej).
Co do zarzutów o tym, że gra nie straszy, przeciwnicy są nudni, nie ma tu fabuły… no cóż, myślę, że w wystarczającym stopniu odniosłem się do nich w swojej recenzji. Coś mi mówi, że tak jak w internecie dobrze się „teraz klika” narzekanie na Callisto Protocol, tak za parę lat gra zacznie pojawiać się w rankingach niedocenionych tytułów tej dekady. Dlatego z mojej strony przyszedł teraz czas na krótkie podsumowanie.
Wnioski
Dawno tak nie wczułem się w grę, jak właśnie w Callisto Protocol. Dla fana cosmic horroru takie doświadczenie to coś bardzo cennego i niestety niecodziennego. Pod wieloma względami produkcja Striking Distance Studios bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wykorzystanie kontrolera DualSense, grafika, muzyka, bohaterowie. To wszystko złożyło się właśnie na tę niezwykłą immersję i doświadczenie, które polecam sprawdzić każdemu posiadaczowi PlayStation 5! Podczas gry odkrywamy tajemnice księżyca Callisto nie tylko za sprawą przerywników filmowych, ale również licznych, bardzo klimatycznych audiologów. Oczywiście jest też parę rzeczy, które Callisto Protocol nie wyszły na zdrowie. W moim odczuciu zawiniło tu głównie postawienie za dużego akcentu na walkę wręcz, która mogłaby być jeszcze lepiej dopracowana. Można też dorzucić drobne błędy jak, chociażby chaotyczne przetłumaczenie części napisów widocznych w grze. Nie zmienia to jednak faktu, że Callisto Protocol to bardzo dobra produkcja, a po ostatniej scenie mam nadzieję na kontynuację tej przygody w przyszłości.
Kod do gry zapewnił Plaion Polska.
Dodaj komentarz