Resident Evil: Village otrzymuje w tym tygodniu rozszerzenie fabularne. Czy Shadows of Rose to dobry dodatek dla fanów podstawowej gry?
Resident Evil to seria, której bynajmniej nie można odmówić wzlotów oraz upadków. Nie wszystkie odsłony tego cyklu spotkały się z pozytywnym odbiorem. Jednakże ostatnie dwie części – „siódemka” oraz Village – okazały się być bardzo dobrymi grami. Biohazard błyszczało zwłaszcza w trybie rzeczywistości wirtualnej. Miałem ogromną przyjemność przechodzenia tej osłony między innymi w ten sposób, a moje wrażenia opisałem w odpowiednim artykule. Do recenzji zabierze Was ten odnośnik. Po świetnej „siódemce” pokładałem nadzieje na podobny sukces również w „ósemce”. Na szczęście okazało się, że Capcom ponownie dostarczył bardzo dobrą produkcję. Dzięki temu w mojej recenzji Village dostało wysoką ocenę. Do artykułu zabierze Was oczywiście ten odnośnik. Jakiś czas temu zapowiedziano rozszerzenie fabularne, noszące nazwę Shadows of Rose. Dzięki polskiemu wydawcy, Cenedze, mogłem dla Was sprawdzić ten dodatek. Efektem mojego dalszego czasu spędzonego w okolicy tajemniczej wioski jest niniejszy tekst. Jeżeli zastanawiacie się, czy warto zainwestować w Shadows of Rose, to ten tekst powinien rozwiać Wasze wątpliwości. Nie przedłużając niepotrzebnie, zapraszam do lektury recenzji wspomnianego dodatku. Jest ona oczywiście pozbawiona spoilerów, aczkolwiek niżej możecie się dowiedzieć co nieco o opowieści.
Fabuła w Shadows of Rose
Nie jest tajemnicą, że akcja Shadows of Rose dzieje się 16 lat po wydarzeniach z Resident Evil: Village. Wcielamy się w córkę Ethana Wintersa, bohatera poprzednich odsłon. Dziewczynę męczy pewna przypadłość, przez którą nie jest w stanie wieść zwykłego życia. Marzy jednocześnie o normalnym funkcjonowaniu w społeczeństwie, zgodnie z przyjętymi normami. Dowiaduje się, że może to jej zapewnić wizyta w pewnym miejscu oraz pozyskanie specjalnego artefaktu. Nie zastanawiając się długo, decyduje się na ten krok. Dzięki temu ponownie odwiedzamy okolice wioski. Nie będę wchodził w szczegóły – nie chcę nikomu psuć samodzielnego odkrywania fabuły. Mogę jednak Was uspokoić jeśli obawiacie się o jej jakość.
Historia jest całkiem nieźle napisana i czerpałem niemałą przyjemność z jej odkrywania. Początkowo jest nawet dość zaskakująca i sprawia, że chcemy dowiedzieć się, co sprawia, że na naszej drodze pojawiają się pewne postaci. Finał opowieści jest niestety przewidywalny, aczkolwiek uważam, że warto ją poznać. Tym bardziej, że może ona mieć wpływ na dalszy rozwój serii Resident Evil, na co wydaje się wskazywać ostatnia przerywnik filmowy. Muszę tez pochwalić Capcom za reżyserię scenek – są one naprawdę filmowe i ogląda się je niesamowicie przyjemnie.
Rozgrywka
Większość naszego czasu spędzimy naturalnie na zwiedzaniu wioski i jej przyległości. Należy jednocześnie zaznaczyć, że ponad dekada wpłynęła na wygląd posiadłości, którą odwiedzaliśmy w Resident Evil: Village. Nadal widzimy oczywiście, że są to znane lokacje, aczkolwiek nie sposób nie zwrócić uwagi na nadgryzienie ich zębem czasu. Gdzieniegdzie ujrzymy kruszejące mury czy gęsto szerzącą się pleśń. Do niej przejdę zresztą jeszcze dalej, bowiem wiąże się z nią jedna z nowości w Shadows of Rose. Nie zapomniano też o powrocie starego znajomego oraz o wprowadzeniu nowego rodzaju przeciwników i sposobów radzenia sobie z nimi.
Wciąż mamy do czynienia głównie z grą akcji, ale rozgrywka jest nieco bardziej urozmaicona niż w Village. Więcej na ten temat dowiecie się z kolejnego akapitu. Nie brakuje też rozwiązywania zagadek. Są one dość logiczne i na pewno nie będziecie mieli problemów ze znalezieniem rozwiązania. Sprawia to, że czas spędzony jako Rose upływa bardzo przyjemnie i szybko. Nie brakuje jednak również frustrujących fragmentów. Niekiedy musimy bowiem szybko iść dokładnie tam, gdzie zamarzyli sobie twórcy. Jeśli będziemy zwlekać, zginiemy wśród okrzyków Rose. W dodatku śmierć jest zdecydowanie częstsza niż w „podstawce” i – niestety – nierzadko występuje nie z naszej winy. Nie sądzę, aby wiele osób przeszło to DLC nie ginąc ani razu.
Nowości w dodatku
Shadows of Rose nie jest zaledwie dodatkową opowieścią na bazie Resident Evil: Village. Capcom zdecydował się bowiem rozwinąć rozgrywkę znaną z podstawki. Dzięki temu, grając jako Rose, otrzymujemy dostęp do kilku nowości. Pierwszą z nich jest oczywiście zmieniona perspektywa. Całość dodatku możemy bowiem przejść w widoku trzecioosobowym. To całkiem niezła zmiana, która odświeża nieco formułę znaną z Village, ale jednocześnie nie ustrzega się kilku mankamentów. Animacje otwierania drzwi wyglądają teraz nieco dziwacznie. Drzwi otwierają się bowiem z pewnej zauważalnej odległości od nas po naciśnięciu przycisku X na padzie. Nie jest to bynajmniej coś, co obniża ocenę dodatku, aczkolwiek wpływa to na immersję. Na szczęście pozostałe nowości w Shadows of Rose skutecznie wynagradzają tę delikatną niedogodność. Mamy więc na przykład kolejny typ przeciwników, przypominający nieco dementorów z Harry’ego Pottera. Po podejściu do nich, będą zasysały część twarzy Rose i nie można się z nimi za często stykać. Dobrą odpowiedzią jest oczywiście strzelanie do nich z pistoletu czy strzelb, zwłaszcza po zamontowaniu znalezionych dodatków. Ponownie możemy bowiem montować chociażby większy magazynek czy inne ulepszenia.
Idąc dalej w fabule, odblokujemy też możliwość wyrywania się z chwytów potworów, czy pozbywania się źródeł pleśni. W ten sposób odblokujemy sobie dalszą drogę, a czasem nawet opcjonalne pomieszczenie. Znalazło się też miejsce dla etapów skradankowych oraz, oczywiście, walk z bossami. Troje bossów stanowiło odpowiednio wyważone wyzwanie, ale to etapy skradankowe spodobały mi się najbardziej. Przywiodły mi one na myśl połączenie Squid Game z serią Little Nightmares. Etapy te nie są też przesadnie skomplikowane, toteż nikt nie powinien mieć problemów z ich ukończeniem.
Grafika i udźwiękowienie
W tej kwestii mamy do czynienia właściwie z tym samym, co w przypadku Resident Evil: Village. Shadows of Rose działa na tym samym silniku, co poprzednie przygody Ethana i lokacje ponownie zachwycają grą światłem. Posiadłość Lady Dimitrescu raz jeszcze prezentuje się niesamowicie imponująco i zwiedzanie wioski jest prawdziwą ucztą wizualną. Niestety pod koniec dodatku, bardzo blisko naszego celu, można się natknąć na wątpliwej jakości (nieco rozmazane) tekstury. Silnie kontrastuje to z wysokim poziomem reszty poziomów.
Udźwiękowienie w dalszym ciągu jest oczywiście silną stroną gry. Tajemnicze odgłosy za murami wzbudzają w nas poczucie niepewności i niepokoju. Natomiast krzyki Rose podczas ginięcia są niesamowicie realistyczne i z pewnością wielu graczy choćby z tego powodu będzie chciało unikać śmierci swojej bohaterki. Oczywiście nie zapomniano o wsparciu dla funkcji pada DualSense. Dodatek wykorzystuje zarówno adaptacyjne spusty, jak i efekty dotykowe. Dzięki temu czujemy się tak, jakbyśmy faktycznie przemierzali świat wspólnie z Rose i nie wyobrażam sobie grania w to DLC inaczej niż za pomocą pada od PlayStation.
Podsumowanie – czy warto zagrać w Shadows of Rose?
Shadows of Rose to dość krótka przygoda. Jej ukończenie zajęło mi zaledwie około 3 godzin. Dodatek kosztuje 89 złotych, ale w jego skład nie wchodzi wyłącznie Shadows of Rose. Zapewniamy sobie bowiem również możliwość zagrania jako sama Lady Demitrescu w trybie Mercenaries oraz trzecioosobowa perspektywę do podstawowego Resident Evil: Village. Moim zdaniem jest to adekwatna cena do oferowanej zawartości. Polecam to DLC każdemu fanowi podstawki.
Kod na dodatek zapewnił polski wydawca gry – firma Cenega.
Dodaj komentarz