Ghostwire już w piątek ukaże się na konsolach PlayStation 5. Czy warto zainteresować się tą grą? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.
Ghostwire: Tokyo to produkcja, na którą nie ukrywam, że czekałem od dawna. Dzięki polskiemu wydawcy, firmie Bethesda, miałem okazję sprawdzić tę grę dość długo przed planowaną na ten piątek premierą. Natomiast Wy mogliście przeczytać na portalu moje wrażenia napisane na podstawie dwóch pierwszych rozdziałów. Do odpowiedniego artykułu zabierze Was niniejszy odnośnik. Już początek gry przypadł mi do gustu i zachęcił mnie do dalszego poznawania tokijskich ulic. Nie chwali się jednak dnia przed zachodem słońca i należy przejść całą grę, aby móc napisać jej recenzję. Udało mi się tego oczywiście dokonać, czego wyrazem jest tekst, który właśnie czytacie. Co podobało mi się w produkcji Tango Gameworks, a co należałoby moim zdaniem poprawić? Odpowie Wam na to właśnie ta recenzja. Przeanalizujmy więc poszczególne elementy tego tytułu. Zaczniemy oczywiście od opowieści.
Fabuła




Bynajmniej nie będę zdradzał nikomu wszystkich wydarzeń, których doświadczymy podczas naszej przygody. Jak zapewne doskonale wiecie, jestem zatwardziałym przeciwnikiem wszelkich spoilerów. Pozwolę sobie jednak na skorzystanie z oficjalnego opisu zalążku fabularnego gry oraz na wyrażenie swojego zdania na temat sposobu prowadzenia historii. Niżej możecie się więc zapoznać ze wspomnianym opisem wprowadzającym nas w tokijskie sytuacje.
Tokio zostaje opanowane przez śmiertelne siły nadprzyrodzone w wyniku działania niebezpiecznego okultysty, a populacja miasta znika w mgnieniu oka.
Oficjalny opis gry
Sprzymierz się z potężną spektralną istotą w dążeniu do zemsty i opanuj potężny arsenał umiejętności, aby odkryć mroczną prawdę stojącą za zniknięciem oraz zmierzyć się z nieznanym w Ghostwire: Tokio.
Muszę przyznać, że bardzo spodobała mi się fabuła w Ghostwire: Tokyo. Jasne, nie jest ona tak wybitna jak niektóre wątki w Wiedźminie III: Dzikim Gonie, ale to i nie taki rodzaj gry. W Ghostwire opowieść ma nas zachęcać do dalszego poznawania wydarzeń i stanowić motywację dla naszego działania. Recenzowanej grze udaje się to bez problemu. Dzięki temu, a także dzięki kilku zwrotom akcji, których się nie spodziewałem, śledzenie historii stanowiło dla mnie niemałą przyjemność i byłem w stanie zżyć się z głównymi postaciami. Przynajmniej początkowo – pod koniec opowieść jest niestety dość sztampowa.
Główni bohaterowie Ghostwire: Tokyo




Niezaprzeczalnie najważniejszymi postaciami w dziele Tango Gameworks są Akito oraz KK. Bardzo wiarygodnie przedstawiono dynamikę relacji między tymi zmuszonymi do współpracy mężczyznami. Początkowa niechęć jednego do drugiego przejawia się w tolerowanie się, aby ostatecznie zmienić się w dość specyficzny rodzaj przyjaźni. Skojarzyło mi się to z naszym podejściem do Johnny’ego Silverhanda w Cyberpunk 2077 i nawet ze względu na ten aspekt warto zainteresować się Ghostwire: Tokyo. Polecam też zapoznać się z powieścią graficzną, Ghostwire: Prelude. Wprowadzi nas ona odpowiednio do gry i wyjaśni niektóre zdarzenia z przeszłości KK-a. Wstęp ten jest dostępny bezpłatnie na PlayStation Store, a pisałem o tym więcej w tym newsie.
Rozgrywka
Jak przystało na grę z otwartym światem, musimy mieć co robić. Na szczęście japoński deweloper zdaje sobie z tego sprawę, toteż udostępnił nam masę możliwości poruszania się, powodów do zwiedzania miasta, intrygująca mechanikę walki, a nawet przekradanie się. Przyjrzyjmy się wobec tego tym elementom.
Wycieczka po Tokio




Ghostwire: Tokio oddaje nam całkiem niemały obszar do przejścia. Sposoby na przemierzanie świata są właściwie dwa. Pierwszym z nich jest oczywiście chód (lub bieganie). O wiele bardziej interesującym rozwiązaniem jest natomiast poruszanie się w powietrzu. Wystarczy znaleźć wyżej położone miejsce (najlepiej dach) lub wykorzystać astralną wciągarkę, a będziemy mogli płynnie przejść do lotu. Wystarczy jedynie przytrzymać X na DualSensie. Początkowo możemy latać przez 5 sekund, natomiast odpowiednie rozwijanie tej umiejętności wydłuża ten czas. Oczywiście nie brakuje też możliwości korzystania z szybkiej podróży. Jak więc widzicie, poruszanie się po mieście jest bardzo przyjemne i bez wątpienia znajdziecie preferowany sposób.
Również dzięki temu recenzowany tytuł to świetna propozycja zarówno na krótsze sesje, jak i na wielogodzinną przygodę. Tym bardziej, że w dowolnym momencie możemy wykonać ręczny zapis stanu rozgrywki. Jest to spora zaleta, którą doceniamy tym bardziej, że Tango Gameworks oddało nam otwarty świat. Zapomnijcie o konieczności dotarcia do pewnego punktu lub wykonania jakiejś czynności, aby doczekać się automatycznego zapisu. To świetne rozwiązanie i mam nadzieję, że coraz więcej gier będzie z niego korzystało.
Walka „wręcz” w Ghostwire: Tokyo




Niezaprzeczalnie najbardziej istotnym elementem Ghostwire są starcia z wykorzystaniem eterycznych zdolności. Pisałem o tym nieco już w tekście o moich pierwszych wrażeniach, ale teraz, po przejściu gry, mogę wyrazić swoją pełną opinię. Na szczęście nie uległa ona wielkiej zmianie. Nadal mamy bowiem do czynienia z walką, która może się kojarzyć z ruchami Doktora Strange’a z filmów Marvela. Wcześniej w recenzji zamieściłem mój film z rozgrywki i możecie tam zobaczyć, jak wyglądają starcia. Muszę przyznać, że jestem zachwycony ich płynnością i poziomem animacji. Można odnieść wrażenie, że to my próbujemy oczyścić Tokio z demonów. Mamy do dyspozycji trzy rodzaje ataków magicznych – wiatru, wody i ognia. Jeden typ będzie najlepszy przeciwko konkretnemu rodzajowi oponentów, natomiast mierząc się z grupą yokai lepsze będzie co innego. Nie znaczy bynajmniej, że nie zadamy żadnych obrażeń, atakując niewłaściwym typem mocy. Po prostu ataki te nie będą tak optymalne, jakby mogły być. Niemałe znaczenie ma blokowanie, a nawet parowanie ataków demonów. Naciskając L1 tuż przed tym, jak atak do nas dotrze, możemy go sparować, ogłuszając na chwilę przeciwnika i odzyskując ładunki mocy. Te z kolei pozwalają na wyprowadzanie naszych ataków.
Możemy też przytrzymać prawy spust, po czym wyślemy wzmocnioną wersję naszego ataku. Natomiast po odblokowaniu takiej opcji, naciśnięcie obu gałek analogowych pada jednocześnie sprawie, że wejdziemy w tryb synchronizacji z KK. Nasze ciosy są wtedy zdecydowanie silniejsze i łatwiej nam jest pozostawać w ruchu, jednocześnie nadal atakując demony.
Walka na odległość




Oczywiście nie samą walką w zwarciu stoi Ghostwire: Tokyo. Należy zaznaczyć, że o ile faktycznie posyłamy po prostu określone ataki z naszych palców – a więc działamy mimo wszystko na pewną odległość – o tyle nadal czujemy się tak, jakbyśmy walczyli kontaktowo. Nie znaczy to bynajmniej, że nie mamy możliwości korzystania z ataków dystansowych. Możemy bowiem używać talizmany, które to mogą na przykład zamrozić w miejscu naszych oponentów. Alternatywnie inny talizman ogłuszy przeciwnika, pozwalając tym samym na wyciągnięcie ich rdzenia. Mamy też oczywiście łuk. Z którego (o ile posiadamy strzały) możemy zdejmować nieprzyjaciół na odległość, nie narażając się na wykrycie.
Niektórzy oponenci mogą nas też rozdzielić od naszego astralnego alter-ego, KK-a. Będziemy wtedy mogli korzystać wyłącznie z łuku oraz talizmanów dopóki nie połączymy się ze wspomnianym detektywem (dobiegając do niego i naciskając lewy spust). Muszę jednak przyznać, że bardzo rzadko zdarzyło mi się utracić więź z KK-em, więc traktuję to jedynie jako ciekawostkę. Ghostwire: Tokyo nawet na najwyższym poziomie trudności nie jest bardzo wymagającą produkcję. Warto jednocześnie zaznaczyć, że bez najmniejszego problemu w dowolnym momencie możemy zmienić poziom trudności, a trofea nie są uzależnione od wybranego poziomu. To z pewnością bardzo dobra informacja, która niejednemu graczowi ułatwi jego drogę do platyny.
Skradanie




Tango Gameworks w swoim dziele zawarło również możliwość przekradania się za plecami przeciwników i zdejmowania ich po cichu. Wspomniałem wcześniej o obecności łuku, aczkolwiek nie jest to jedyna sposobność do skrytobójstw. Mamy bowiem również bardziej konwencjonalne metody, o ile można je tak określić w kontekście paranormalnych przeciwników. Naciskając lewą gałkę analogową, kucniemy i będziemy mogli się skradać. Jeśli zdołamy dotrzeć za plecy przeciwnika, to od razu przytrzymując lewy spust, będziemy mogli wyrwać jego rdzeń.
Oznacza to oczywiście pozbycie się danego oponenta. Bynajmniej nie możemy przejść całej gry, przekradając się, ale mimo wszystko dobrze, że zamieszczono taką możliwość. Możemy z niej skorzystać nawet podczas walki z jednym z bossów. Oczywiście nie będę zdradzał szczegółów na ten temat, ale możecie być pewni, że co najmniej jeden raz będziecie musieli się skradać. Oczywiście jeśli nie czujecie się na siłach, to nierzadko będziecie mogli unikać potencjalnych starć, szybując w powietrzu i przeskakując między dachami. Ghostwire: Tokyo zapewnia nam sporą dozę swobody podczas eksploracji świata i jest to ogromnym plusem recenzowanego tytułu.
Rozwijanie postaci




Ghostwire: Tokyo to również produkcja, w której zastosowano elementy znane z gier RPG. Chodzi oczywiście o możliwość rozwijania Akito i poprawiania jego umiejętności. Naciskając panel dotykowy pada DualSense, otworzymy mapę. Następnie za pomocą bumperów możemy przejść do menu ulepszeń, w którym to zobaczymy kilka kategorii rozwinięć. Nie będę naturalnie opisywał ich wszystkich, aczkolwiek przedstawię niektóre z tych ulepszeń. Możemy więc przeznaczyć punkty rozwoju na zwiększenie prędkości poruszania się podczas skradania czy, wspomniane już wcześniej, wydłużenie czasu trwania lotu.
Oprócz tego warto napomknąć chociażby o zwiększeniu maksymalnej liczby aktywnych korali noszonych na ręce Akito czy odblokowaniu wyrywania rdzenia powalonym, aczkolwiek nie umarłym jeszcze przeciwnikom. Niemałe znaczenie ma też na przykład dodanie kuli ognia przechodzenia przez kilku przeciwników, co znacząco zwiększa efektywność tego ataku. Oczywiście wraz z wbijaniem kolejnych poziomów postaci, wzrasta nasz maksymalny poziom zdrowia. Na ten parametr nie mamy wpływu i ulepszenie to aktywuje się automatycznie. Możemy natomiast wpłynąć na maksymalną pojemność kołczanu. Jeśli preferujecie oddawanie strzałów z łuku, to zdecydowanie zainteresujcie się tą umiejętnością. Nie możemy bowiem wytwarzać tu własnych przedmiotów, w tym naturalnie strzał.
Duszne miasto




Do dotarcia do napisów końcowych potrzebowałem zaledwie około 10 godzin. Wątek główny jest podzielony na 6 rozdziałów, z których dwa ostatnie są na pewno najkrótszymi. Ich akcja rozgrywa się też w innym miejscu, wobec czego mogłoby się nasunąć pytanie: co z zadaniami i aktywnościami pobocznymi, które zostawiliśmy za sobą? Sprawdziłem to oczywiście i mam dla Was dobrą wiadomość. Mianowicie, po dotarciu do finału opowieści wracamy do Tokio sprzed finałowego rozdziału. Możemy teraz wykonywać poboczne zadania lub ponownie przejść końcówkę gry. Podobne rozwiązanie zastosowano chociażby w Cyberpunku 2077, a więc osoby, które przeszły tytuł studia CD Projekt RED wiedzą, czego należy się spodziewać. Tokio zdecydowanie zachęca do eksploracji. Czeka na nas bowiem chociażby mnóstwo dusz do ocalenia. Po dotarciu do zawieszonych w powietrzu niebieskawych sylwetek przytrzymujemy L2.
Dzięki temu pochłoniemy te dusze w specjalny przedmiot, który ze sobą nosimy. Warto zaznaczyć, że możemy kupić ich większą ilość, dzięki czemu ostatecznie możemy ze sobą nieść maksymalnie 50 dusz. Niektóre z tych dusz są dodatkowo blokowane jakimś przebijającym je przedmiotem. Musimy wtedy się go najpierw pozbyć, wykonując prawą gałką analogową pada zadany kształt. Alternatywnie możemy przytrzymać kwadrat, a odpowiedni symbol sam zostanie narysowany. Jest to tłumaczone tym, że KK przejmuje kontrolę i sam tworzy zadany kształt. Proste i spójne ze światem – to bardzo dobre rozwiązanie dla osób, którym mechanika ta nie przypada do gustu.
Co poza głównym wątkiem w Ghostwire: Tokyo?




Oprócz wyżej opisanego ratowania dusz możemy parać się wieloma interesującymi aktywnościami na tokijskich ulicach. Możemy więc natknąć się na wiele duchów, które nie mogą odejść z tego świata. Podejmujemy się więc zadań, których wykonanie będzie miało kilka efektów. Po pierwsze, oczywiście wspomniane dusze będą mogły opuścić Tokio. Po drugie, otrzymamy szereg nagród. Mogą to być nowe elementy wyposażenia. Możemy bowiem decydować o ubiorze, jaki nosi Akito, choć nie wiąże się z tym żadna zmiana oprócz kosmetycznej. Dostaniemy też nierzadko nowe utwory muzyczne, a nawet filtry do trybu fotograficznego. Niżej możecie zobaczyć dwa z nich.


Na prawo – filtr: ołówek
Oprócz tego nierzadko otrzymamy specjalną walutę, niedostępną w inny sposób niż za wykonanie zadań pobocznych. Przeznaczymy ją na dalsze ulepszenia. Warto bowiem zaznaczyć, że chcąc całkowicie ulepszyć swoje umiejętności, będziemy musieli łączyć punkty rozwoju (przyznawane za wbijanie kolejnych poziomów postaci oraz znajdowane w świecie gry) ze wspomnianą walutą za misje poboczne. Nie da się maksymalnie ulepszyć Akito, skupiając się tylko na punktach doświadczenia. Na szczęście misje poboczne są wciągające i oferują często wejścia do nowych obszarów wewnątrz mieszkań. Te nierzadko zmieniają się tuż przed naszymi oczyma, co dodatkowo zachęca do poznawania kolejnych wnętrz.
Sporo odniesień do Japonii




Ghostwire: Tokyo, na co jasno wskazuje sam tytuł, jest silnie osadzone w azjatyckiej kulturze. W związku z tym, przemierzając dachy i ulice japońskiej metropolii, nierzadko natkniemy się przejawy tego związku. Znajdziemy więc mnóstwo kotów i psów (które możemy notabene karmić, a one odwdzięczą się nam odkrywając miejsce z pieniędzmi). Oczywiście, pozostając przy zwierzętach, nie brakuje charakterystycznych złoconych figurek z jedną poruszającą się łapą. Niekiedy koty mają też więcej ogonów niż jeden – można to zaobserwować na przykład u nekomatów, u których możemy kupować jedzenie oraz dla których możemy wykonywać małe zadania.
Polegają one na znalezieniu w grze jakiegoś przedmiotu i przyniesieniu go do wspomnianego kociego sprzedawcy. W zamian dostaniemy szeroki asortyment nagród. Od samej waluty po filtry trybu fotograficznego i dostępne w nim pozy, na nagraniach i elementach ubioru kończąc. Warto zaznaczyć, że wyżej wymienionych kawałków możemy słuchać po wybraniu ich w odpowiednim menu podczas przemierzania miasta. Lokacje, w których powinniśmy znaleźć wymagane przez sprzedawców przedmioty są oznaczone na mapie żółtym okręgiem i nie ma większego problemu z oszukaniem odpowiedniego obiektu. Możemy też spożywać charakterystyczne dla Azji potrawy, jak na przykład różne rodzaje kulek ryżowych czy sushi. Mało tego, możemy też znaleźć tajemnicze, przeklęte kasety wideo… Chyba każdy wie, do czego odwołują się w ten sposób twórcy gry?
DualSense – nieśmiały bohater Ghostwire: Tokyo
Na pewno dla wielu z Was nie jest tajemnicą, że uwielbiam kontroler DualSense. Jest to dla mnie najlepszy pad, z jakim miałem do czynienia, a implementacja jego funkcji często stanowi o nowej jakości gry. Nie wyobrażam sobie w związku z tym Deathloop (tutaj moja recenzja) bez efektów dotykowych informujących o lądowaniu pocisków w magazynku broni. Nie jestem też w stanie przyjąć do wiadomości takiej ewentualności, w której Astro’s Playroom nie korzystałoby z adaptacyjnych spustów. Tak samo jak nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego kontrolera do pogłębienia immersji z Ghostwire: Tokyo.
Pad sygnowany przez PlayStation jest w pełni obsługiwany w najnowszej grze Tango Software. Wyrywanie rdzeni demonom wiąże się z odpowiednim oporem na spustach analogowych, natomiast lecące ku nam (oraz parowane) pociski czujemy za pomocą efektów dotykowych. W ten sam sposób poczujemy krople deszcz. Natomiast nasz wewnętrzny głos, KK-a, słyszymy zarówno z głośników telewizora czy monitora, jak i z samego głośnika pada. Daje to bardzo intrygujący efekt i zdecydowanie warto grać w tę produkcję bez słuchawek.
Grafika i udźwiękowienie




Przechodząc do opisu strony audiowizualnej gry, muszę zaznaczyć na początku jedną kwestię. Mianowicie, jestem zagorzałym przeciwnikiem pełnych polskich wersji językowych w grach. Rodzime dubbingi w zatrważającej większości przypadków jawiły mi się jako sztuczne i tandetne. Na dobrą sprawę jedynie Wiedźmin 3: Dziki Gon oraz Sackboy: Wielka Przygoda sprawiły, że przyjemniej grało mi się z polskimi głosami niż z oryginalnymi. Cóż… teraz do tego nielicznego grona dołącza Ghostwire: Tokyo! Produkcja ta jest idealnie zdubbingowana, a aktorzy wcielający się w Akito oraz KK-a to ścisła czołówka. Nieco słabiej wypada Hannya, aczkolwiek nadal bardzo dobrze bawiłem się, grając w ten tytuł po polsku. Jeśli jednak wolelibyście angielski, a nawet japoński język głosów, to możecie się na nie zdecydować z menu gry, bez najmniejszego problemu.
Ogromnie spodobała mi się również jakość grafiki i możliwości dostosowania jej do swych preferencji. Osoby cierpiące na pewne ograniczenia co do świadomości barw, mogą wygodnie ustawić pod siebie ukazywanie określonych kolorów. Mamy też do dyspozycji kilka trybów wyświetlania grafiki – niektóre koncentrują się na większej liczbie klatek na sekundę, inne na grafice, jeszcze inne łączą te dwa elementy. Przyznaję, że nie widziałem większej różnicy między ustawieniami, toteż postawiłem na największą wydajność. To właśnie z tego trybu pochodzą zrzuty, które umieściłem w recenzji. W moim przekonaniu grafika wygląda świetnie i płynność rozgrywki ani trochę na tym nie cierpi. Jakość oprawy oceńcie też sami, natomiast ja muszę wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Gra jest dostępna na konsolach PlayStation 5 i widać, że twórców nie ograniczały przepustowości dysków talerzowych. Dzięki SSD wczytywanie poziomu, czy przenoszenie się za pomocą szybkiej podróży nigdy nie trwa więcej niż zaledwie 3 sekundy. Nowa generacja jest czymś, czego potrzebowaliśmy od dawna i Ghostwire: Tokyo stanowi tego dobitny dowód.
Podsumowanie




Ghostwire: Tokyo to bez wątpienia gra, która może się pochwalić bardzo wysokim poziomem grafiki. Dzięki temu, oraz bogactwu wciągającej aktywności pobocznej (jak na przykład kapliczki torii czekające na oczyszczenie i poukrywane posążki, które zwiększają wydajność naszych mocy) nie sposób oderwać się od tego tytułu. Nie jest on bynajmniej bez wad – pod koniec historia staje się strasznie prosta i mimo początkowego zachwytu zaczyna razić sztampą. Nie zmienia to jednak faktu, że rozgrywka skutecznie to wynagradza i choćby z tego powodu zdecydowanie warto sprawdzić tę grę. Ja na pewno nie żałuję, że dałem jej szanse i z pewnością będę do niej wracał.
Kod recenzencki zapewnił polski wydawca, Bethesda.

Dodaj komentarz