Japońskie gry niewątpliwie mają w sobie coś wyjątkowego. Osobiście znam wiele osób, które są fanami JRPG i jest to ich ulubiony, a zarazem najczęściej ogrywany gatunek. Do Project Zero: Maiden of Black Water podchodziłam na początku z pewnym zaciekawieniem, które po krótkim czasie przerodziło się w lekką irytację i znudzenie. Nieco więcej o tym dowiecie się z dzisiejszej recenzji tego tytułu.
Project Zero: Maiden of Black Water (znane także pod tytułem Fatal Frame: Maiden of Black Water) to już piąta odsłona cyklu survival horrorów zapoczątkowanego na konsolach PlayStation 2. W tej grze wcielamy się w postaci trójki bohaterów, którzy przybywają w okolice tajemniczej góry Hikayama. Tytuł został opracowany przez holding Koei Tecmo. Gra jest trzecim z kolei tytułem serii i opowiada historię obracającą się wokół góry Hikayama. Jest to tajemnicze miejsca, do którego zmierzają ludzie „idący drogą śmierci”. Bohaterowie przybywają w wypełnione lasami, jeziorami i cmentarzami okolice góry, a każdym z nich kierują nieco inne pobudki.
Co tu się dokładnie dzieje…?
Całą zabawę zaczynamy już w nieco mrocznej scenerii. I jeżeli mam być szczera, oczekiwałam czegoś, co sprawi, że nie będę mogła zasnąć. Skończyło się na tym, że pad wibrował, jakby mu za to zapłacili, a ucieczka z miejsca, w którym się znajdywaliśmy, okazała się dziecinnie łatwa. Oczywiście pierwsza scena była jedynie przedsmakiem, dzięki któremu nauczyliśmy się sterować naszym bohaterem. W tym przypadku akurat była to śliczna bohaterka. Po tej scenie mogłam się już mniej więcej przygotować do tego, co będzie mnie czekało w dalszej części rozgrywki.
Sterowanie postaciami
Przyznaję, że nie miałam okazji wcześniej usłyszeć o tym tytule, choć już od jakiegoś czasu jest on dostępny na PC. Z tego, co udało mi się, dowiedzieć, ta część nie jest powiązana fabularnie z poprzednimi. Zatem każdy, kto nie miał okazji grać w poprzednie części, nie poczuje, że coś go ominęło.
Sterowanie nie sprawia większe trudności. Wszystko odbywa się intuicyjnie. Wolałabym jednak, żeby postacie mogły biegać nieco szybciej. Przyznaję, że walka z duchami lekko mnie irytowała. Pomysł na pokonywanie ich za pomocą specjalnego aparatu jest całkiem intrygujący i wnosi coś nowego do całego gatunku tych gier. Jednak momentami musiałam wręcz biegać po pokoju, bo inaczej dostałabym skrętu nadgarstków od próby namierzania duchów przez soczewkę.
Zarys fabularny w Project Zero: Maiden of Black Water
Cała akcja toczy się w mrocznym klimacie, w latach osiemdziesiątych. W cetrum znalazły się w fikcyjnych górach o nazwie Hikami, w lokalizacji wzorowanej na Aokigaharze. Mamy okazję śledzić losy trzech bohaterów. Każdy z nich znalazł się w tym miejscu z zupełnie innego powodu. Yuri Kozukata próbuje znaleźć starszą przyjaciółkę. Ren Hojo zbiera materiały do nowej książki, a Miu Hinasaki chce za wszelką cenę odnaleźć swoją matkę. Pozostaje jednak pytanie, jaką rolę odgrywają zamaskowane kapłanki, które spotkaliśmy w pierwszej scenie i czym (lub kim) jest Czarna Woda?
Rozgrywka
Z zagadkami się nie lubię, jednak tu nie stanowiły one dla mnie wielkiego wyzwania. Zazwyczaj musiałam znaleźć jakiś klucz, a żeby było łatwiej, gra sama podpowiadała jego lokalizację. Przy użyciu odpowiedniego przycisku na kontrolerze naszym oczom ukaże się duch, który wskaże nam drogę, którą powinniśmy podążać.
W trakcie rozgrywki w Project Zero: Maiden of Black Water towarzyszy nam klimatyczna, mroczna ścieżka dźwiękowa, odpowiednio dostosowana do scen. Bohaterowie zostali wzbogaceni dubbing – jak kto woli. Osobiście preferuję oryginalny język z angielskimi napisami. Co do grafiki, momentami może się podobać, czasami sprawi, że czegoś będzie brakowało. Mimo to, tytuł do ogrania jest w kilkanaście godzin, w dobrze utrzymanym klimacie. Polecam grać ze słuchawkami na uszach – sama tak uczyniłam.
Zrób zdjęcie i pokonaj ducha!
O tyle, o ile można nazwać to najciekawszym elementem całej gry, tak jak już wspomniałam wcześniej, musiałam trochę pospacerować po pokoju, żeby nie nabawić się kontuzji nadgarstków. Aparat, z którego korzystamy, nosi nazwę Camera Obscura. O tym, jak skuteczny wykonamy atak, jest zależne od tego, ile punktów ducha uda nam się uchwycić w kadrze, jak również od szybkości reakcji. Do samej walki można korzystać z różnych klisz i soczewek, a aparat możemy upgrade’ować za zdobywane punkty, w każdym z rozdziałów.
Cała walka odbywa się z perspektywy pierwszej osoby. Duchy nacierają z różnych stron – niekoniecznie pojedynczo, zatem można się czasem nieźle zmęczyć, by się ich całkowicie pozbyć. Kilka razy myślałam, że wystarczy uciec dalej, jednak duchy są na tyle uparte, że podążają za postacią i nie dają za wygraną.
Podsumowanie
Project Zero: Maiden of Black Water może się podobać, jednak jest kilka szczegółów, które sprawiają, że dla mnie ta gra jest średnia. O ile pomysł na walkę z duchami zasługuje na uznanie, tak wirujący i niezrównoważony poziom trudności prosi o pomstę. Albo jest za łatwo i traci się ochotę na grę, albo trudno do takiego stopnia, że pady uczą się latać. Mrocznego klimatu i ciekawej historii nie zabierze jej nikt.
Kod recenzencki dostarczyło KOEI TECMO EUROPE.
Dodaj komentarz