Nie ukrywam, że Outcast: A New Beginning to gra, na której premierę bardzo czekałem. Czy Appeal Studios stworzyło dobry tytuł? Przekonajmy się.
Po raz pierwszy miałem styczność z Outcast: A New Beginning jeszcze podczas Gamescomu. Zagrałem w demo tej produkcji na kolońskich targach i momentalnie zacząłem ją śledzić w mediach społecznościowych. Oczywiście napisałem odpowiedni artykuł z moimi wrażeniami, a możecie do niego przejść z poniższego odnośnika.
Od tego czasu z tytułu wypadła „dwójka”, ale jest to bez wątpienia zmiana wyłącznie czysto kosmetyczna. Moim zdaniem to dobra decyzja – dzięki temu nie ma potencjalnej blokady przed zagraniem w A New Beginning nawet bez znajomości „jedynki”. Nawet sami twórcy wspominają, że tytuł ten ma być przystępny zarówno dla nowicjuszy, jak i graczy orientujących się w lore. Czy tak istotnie jest? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji. Najpierw jednak zobaczmy, jak wypada historia w tym tytule.
Fabuła




Podstawowe założenia fabularne są dość proste. Mianowicie w wyniku działania tajemniczej siły lądujemy na planecie Adelpha. Nie wiemy o niej niczego – nie znamy języka, a tubylcy podchodzą do nas z dystansem. Nie mają do nas zaufania, czego nie ułatwia fakt, że reprezentujemy rasę ludzi. Jak wiadomo, nasz gatunek zawsze dąży do podporządkowania sobie wielu obszarów i nie stroni przy tym od rozwiązań siłowych. Nie będę bynajmniej wchodził w spoilery dotyczące opowieści. Pozwolę sobie wobec tego na przytoczenie oficjalnego opisu gry, jaki znajduje się w PlayStation Store. Oto on:
Dwadzieścia lat po tym, jak nagradzana przygodowa gra akcji Outcast rozwinęła gatunek nieliniowych gier z otwartym światem, jej główny bohater powraca na planetę Adelpha w długo oczekiwanym sequelu. Zostaje wskrzeszony przez wszechmocnych Yodów i szybko orientuje się, że Talanie są zniewoleni, świat ogołocono z surowców, a przeszłość mężczyzny wiąże się z inwazją robotów. Raz jeszcze musi on spróbować ocalić planetę.
Twórcy Outcasta wznowili współpracę, by wzbogacić jego fascynujący świat, zamieszkiwany zarówno przez niebezpieczne stworzenia, jak i przez Talan – istniejącą od zamierzchłych czasów rasę, której losy są od wydarzeń z pierwszej części gry nierozerwalnie splecione z losami Ziemi. Wcielasz się w Cuttera Slade’a, byłego amerykańskiego komandosa, którego cierpki humor nie zmienił się od lat 90. ani na jotę. Zmienił się jednak świat wokół bohatera – co wpłynie także na niego samego.
Źródło: PS Store




O ile początkowo byłem trochę zainteresowany wydarzeniami i dialogami, o tyle szybko okazało się, że ogromnej liczbie napotykanych przez nas postaci zwyczajnie brakuje charyzmy. Sprawiło to, że ostatecznie nie stroniłem od czytania wypowiedzi i pomijania pełnych dialogów (zwłaszcza, że pomijane są osobno dla każdej linijki). Jeżeli nie macie też ochoty na oglądanie przerywników filmowych, to przytrzymanie trójkąta odpowiada za zakończenie takiej scenki. Nie jestem niestety zachwycony fabułą. Jest ona bardzo przewidywalna i w mojej ocenie pozbawiona emocji. Uważam też, że dodanie poszukiwania pewnego członka rodziny jest zrealizowane na siłę. To bynajmniej nie historia była tym, co zachęcało mnie do spędzania czasu z Outcast: A New Beginning.
Świat w Outcast: A New Beginning




Na szczęście zdecydowanie lepiej niż z rozgrywką ma się sytuacja w kwestii świata. Planeta, na której się znaleźliśmy – Adelpha – oferuje bardzo zróżnicowane wizualnie osady i miejsca. Są więc plaże i sporo obszarów wodnych, ale nie brakuje również terenów wulkanicznych czy leśnych i górzystych. Od razu zaznaczę, że nie ma problemu z pokonywaniem akwenów. Slade potraf bowiem nie tylko pływać, ale również nurkować (posiada też zaskakująco pojemne płuca). Nie mogę natomiast nie wspomnieć o pewnej uwadze związanej z podwodnymi terenami. Na dobrą sprawę nie ma w nich czego szukać. Szkoda, bo aż proszą się one o jakieś bogate złoża surowców, czy znajdźki. Jednak do brzegu – również dosłownie 😉 W Outcast: A New Beginning będziemy również zwiedzali wspomniane przed chwilą obszary górzyste imponujące swoim rozmachem i… irytujące zarazem. Nierzadko musimy szukać desperacko dowolnego lekko wystającego elementu, aby móc na niego wzlecieć i na nim stanąć. Jest to niezbędne, aby ładunki naszego plecaka odrzutowego naładowały się nieco – zwłaszcza jeśli nie ulepszycie tego sprzętu. W połączeniu z dość rozmazanymi teksturami skał sprawia to, że każda wyprawa w góry bardziej mnie denerwowała niż pasjonowała.




Szczęśliwie są też obszary lesiste, których zwiedzanie jest niesamowicie przyjemne. Natkniemy się także na wielu przedstawicieli fauny i flory, a nawet wykorzystamy ich możliwości. Oswoimy sporo świetnie zaprojektowanych stworzeń, a na części z nich będziemy latać. Pozwoli nam to na przykład atakować konwoje i w ten sposób pozyskiwać bardzo przydatne surowce. Nie ma też przeszkód w zagłębianiu się w różne tematy z mieszkańcami wysp, którzy po pewnym (dość krótkim) czasie od rozpoczęcia naszej przygody chętnie będą nam wyjaśniali wszystkie jej niuanse. W grze znajduje się też encyklopedia, która ułatwia przyswojenie sobie lore i na chętnych graczy czeka tu naprawdę sporo lektury. Bardzo podoba mi się również styl architektoniczny lokacji, który możecie oczywiście zobaczyć na okalających tę recenzję zrzutach ekranu. W kwestii zaprojektowania świata jest więc, jak widać, bardzo dobrze.
Rozgrywka




Nie sposób zaprzeczyć, że w wieli grach jednym z najistotniejszych elementów jest rozgrywka. Nie inaczej jest w przypadku Outcast: A New Beginning. Podstawowe założenie jest dość proste. Mamy bowiem do czynienia z trzecioosobową strzelanką z elementami RPG dziejącą się w otwartym świecie. Tytuł od Appeal Studios odznacza się dość długim głównym wątkiem – jego ukończenie zajmuje około 20 godzin. Należy też wspomnieć, że jeśli mielibyście problem ze starciami, to można zmienić poziom trudności. Opcja taka jest dostępna w dowolnym momencie i dostosowujemy ten poziom w menu ustawień. Wiąże się to z wczytaniem ostatniego punktu kontrolnego, aczkolwiek nadal uważam, że brak zmuszania nas do trzymania się jednego poziomu trudności przez całą grę jest świetnym pomysłem. Co mnie bardzo zaskoczyło – możemy w dowolnym momencie wykonać zapis ręczny, wchodząc do menu opcji. Nie każda gra konsolowa posiada taką funkcję, więc Outcast: A New Beginning jest kolejnym z chlubnych rodzynków w tej kwestii. Przejdźmy jednak z powrotem do opisu rozgrywki.
Nasze podstawowe ruchy to oczywiście poruszanie się, rozglądanie, celowanie i strzelanie. Do tego dochodzą latanie (za pomocą plecaka odrzutowego) czy blokowanie strzałów przeciwników energetyczną tarczą. Główne misje w moim odczuciu nie wykorzystują w pełni potencjału, jaki drzemie w tym tytule. Na dobrą sprawę, moim zdaniem, służą one jedynie odblokowaniu kolejnych możliwości naszej postaci. Zdecydowanie przyjemniej odbijało mi się bazy i posterunki oponentów, czy niszczyło gniazda pająkowatych stworów. Aktywności pobocznych jest tu bardzo dużo (choć, na szczęście, nie tak wiele jak znaków zapytania na Skellige w Wiedźminie 3: Dzikim Gonie 😉) i jest co robić. Zwłaszcza, że bardzo często będziemy jakoś nagrodzeni za ukończenie tych zadań, o czym zresztą dowiecie się z następnej części dzisiejszej recenzji.
Bronie i ulepszania w Outcast: A New Beginning




Jako że Outcast: A New Beginning to przede wszystkim strzelanka, należy mieć czym walczyć z przeciwnikami. Dość wcześnie zyskamy dostęp do dwóch broni – pistoletu i karabinu. O ile jednak nie znajdziemy innych broni, o tyle bynajmniej nie oznacza to, że nie można dostosować do siebie działania spluw. Tu z pomocą przychodzą moduły, jakie możemy montować w broni. Zmieniają one sposób ostrzału, ale dodają też różnego rodzaju efekty. Najciekawsze z nich (oczywiście niektóre) to według mnie:
- leczenie naszego bohatera po zabiciu przeciwnika daną bronią
- wystrzeliwanie kuli elektrycznej rażącej oponentów
- możliwość przytrzymania spustu, aby naładować moc pocisku
- dodanie lunety zamieniającej broń w karabin snajperski
- alternatywna lufa zmieniająca broń w strzelbę
- zwiększenie mocy pierwszego pocisku
- większe obrażenia od strzałów w głowę
- szansa na ogłuszenie przeciwnika celnym strzałem
Możemy odblokowywać kolejne gniazda na moduły, wydając odpowiednią ilość konkretnych surowców, a ponadto ulepszać (maksymalnie 2 razy) efektywność modułów. Jesteśmy więc w stanie stworzyć bardzo fajne, dostosowane do nas warianty uzbrojenia. Nie może bynajmniej zabraknąć ulepszania naszej postaci.




To właśnie w menu ulepszeń znajdziemy wzmocnienie trwałości naszej tarczy, czy możliwość naładowania uderzenia nią. Przydaje się to zwłaszcza przeciwko patrolującym różne bazy robotom. Można również wykupić spowolnienie czasu po wykonaniu uniku, a nawet wyrzucenie przeciwnika w powietrze, po wykonaniu uniku w jego stronę. Nie można też nie wspomnieć o zwiększeniu prędkości poruszania się za pomocą plecaka odrzutowego, czy dodaniu opcji lewitowania. Sprawne poruszanie się po Adelphie z odpowiednio rozwiniętym Cutterem byłoby prawdziwą przyjemnością. Byłoby. Gdyby nie pewne „ale”.
Grafika i strona techniczna




Nie da się ukryć, że grafika w Outcast: A New Beginning bynajmniej nie zachwyca. W żadnym razie nie jest to poziom gier nowej generacji, a przecież tylko na nią – na PS5, XSX|S i komputery PC – wyszła ta gra. Tekstury nierzadko są rozmazane i nie zachwycają jakością – nawet w silnikach przerywnikowych. To poziom maksymalnie tego, co oferowało PlayStation 4 (a niekiedy nawet sprzęty wcześniejszych generacji). Tytuł ten oferuje co prawda dwa tryby działania – jakości i wydajności – ale… w żadnym z nich nie działa płynnie. Właściwie tryb jakości włączyłem tylko na chwilę i bardzo szybko się od niego odbiłem. Mniej niż 30 klatek na sekundę i smużenie ekranu to mankamenty, których nie jestem w stanie zaakceptować. Wybrałem więc tryb wydajności i było bardzo przyzwoicie. Przynajmniej przez około 10 pierwszych godzin. Później, nie wiadomo dlaczego, gra często co kilka sekund działała w… 0 klatkach na sekundę. I to niezależnie od regionu, w którym się znajdowałem. Mało tego, kilka razy tytuł ten sam mi się wyłączył, a nawet w pewnym momencie, jak mi się wydawało, zepsuł mój zapis.




Na szczęście wypuszczona niedawno aktualizacja o dziwo pozwoliła mi kontynuować rozgrywkę od tego właśnie zapisu. Ponadto zdecydowanie poprawiła płynność działania (choć nadal nie jest idealnie). Nawet w trybie wydajności nadal doświadczamy spadków poniżej 30 klatek na sekundę, czy trzeszczącego, opóźnionego dźwięku. Jedynym remedium jest wyłączenie gry i włączenie jej od nowa. Nie sposób też nie dostrzec często ładujących się tuż przed naszymi oczami tekstur, a nawet nieładujących się obiektów. Przykłady błędów możecie zobaczyć niżej.




Na pierwszym zrzucie mimo ukończenia opcjonalnego wyścigu (czego gra i tak mi uparcie nie zaliczała mimo wielu moich prób…) interfejs opisujący wyścig został na ekranie nawet po zakończeniu misji. Co więcej, blokował możliwość przełączania opcji w menu, więc pozostało mi jedynie – tak, zgadliście – włączenie gry od nowa. Na drugim zrzucie widać dość częsty problem – nie wszystkie opisy zostały przetłumaczone, przez co mamy większość gry po polsku z fragmentami w języku angielskim. Natomiast trzeci i czwarty zrzut pokazują to samo miejsce – bez wczytanego obiektu (przez który po prostu przenikała moja postać) i z wczytanym, gdzie mogłem już walczyć z pojawiającymi się wrogami i zwiedzać placówkę. Oczywiście zapadający się w podłodze przeciwnicy są tu na porządku dziennym. Strona techniczna Outcast: A New Beginning szokuje – niestety nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Udźwiękowienie




Na szczęście co do udźwiękowienia jest bardzo dobrze (o ile działa poprawnie, na co zwróciłem uwagę wyżej). Podoba mi się muzyka w tej produkcji i z przyjemnością włączyłem sobie ścieżkę dźwiękową podczas pisania niniejszej recenzji. Dobrze brzmią też odgłosy wydawane przez zwierzęta, a każda postać niezależna (oraz nasz bohater) posiadają nagrane kwestie dialogowe. Warto również zaznaczyć, że Outcast: A New Beginning ukazało się w pełnej polskiej wersji językowej. Jakość polskiego dubbingu jest bardzo przyzwoita, niemniej jednak ja preferowałem granie z angielskimi głosami. Nie mogę niestety nie doczepić się do jakości tłumaczenia. Często na ekranie widziałem bowiem angielskie komunikaty pomieszane z polskimi. Skutecznie pozwala to zburzyć immersję i myślę, że najlepiej mimo wszystko byłoby grać po angielsku. Tylko jaki jest wtedy sens wydania polskiej wersji językowej? Na to pytanie ja nie jestem w stanie odpowiedzieć, ale może wśród czytelników znajdzie się jakiś mędrzec?
Podsumowanie recenzji Outcast: A New Beginning




Mimo wad Outcast: A New Beginning nie jest beznadziejną grą. To tytuł, który ma potencjał na zostanie bardzo przyjemną produkcją ze średniej półki. Przeszkadzają jej w tym jednak poważnie irytujące błędy techniczne. Nie sposób nie doczepić się też do wybiórczej polskiej wersji językowej. Appeal Studios sprawia wrażenie, że wypuściło swoją produkcję w fazie wczesnego dostępu. Mogło być o wiele lepiej i wielka szkoda, że tak się nie stało. W związku z tym nie jestem w stanie wystawić tej grze wyższej oceny. Bardzo rozczarowałem się tą produkcją. Da się w nią oczywiście grać, aczkolwiek jest to doświadczenie bardzo dalekie od ideału. Mogło być świetnie, a wyszło bardzo przeciętnie. Szkoda. Pamiętajcie też, że po przejściu gry nie ma możliwości dalszego zwiedzania Adelphy i wykonywania zadań. Nie rozumiem takiej decyzji i nie podoba mi się ona. Pamiętajcie więc, aby rozważnie zaakceptować wyżej wyświetlony komunikat.
Kod recenzencki dostarczył Plaion Polska.
Dodaj komentarz