Clid the Snail od małego hiszpańskiego studia ukazało się niedawno na konsolach PlayStation. Sprawdźmy, co oferuje ta produkcja.
Clid the Snail jest tytułem, który zainteresował mnie już od pierwszej zapowiedzi. Zwiastun tej gry, o którym pisałem oczywiście na portalu, sprawił, że zacząłem obserwować tę produkcję. Wyobrażałem ją sobie jako zwariowaną strzelankę odznaczającą się oryginalnym światem i dobrą grafiką. Naszedł koniec sierpnia, a wraz z nim dzień premiery przygód ślimaka. Czy warto grosza dać… to znaczy, czy warto zainteresować się tą grą? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji. Nie pozostaje mi więc nic innego jak tylko zaprosić Was do lektury i przyjrzenia się wraz ze mną poszczególnym aspektom produkcji. Na pierwszy ogień idzie oczywiście…
FABUŁA
Clid the Snail, jak mogłoby się wydawać, serwuje nam dość prostą opowieść. Wcielamy się bowiem w buntowniczego ślimaka, Euclidesa – Clida. Jego pobratymcy wiodą spokojne życie, starając się nikomu nie wadzić – zwłaszcza groźnym ślimokom. Nasz bohater nie jest jednak tak ugodowy jak jego towarzysze. Nieustannie walczy z agresorami za pomocą stworzonego przez siebie blastera. Ta partyzantka jednak nie podoba się pozostałym ślimakom. Obawiają się one odwetu ze strony ślimoków. Postanawiają więc wygnać Clida. Ten, nie mając innego wyjścia, podróżuje do innej kolonii, licząc, że jej przedstawiciele pozwolą mu do niej dołączyć.
Okazuje się jednak – dla niektórych osób może to być spoiler, a więc jeśli Wam to przeszkadza, przejdźcie do następnego akapitu – że kolonia ta została wybita. Niedługo po tym odkryciu natkniemy się na zwierzę, które dopuściło się ataku. W tym momencie czeka nas pierwsza z kilku walk z bossami. Po pokonaniu tego przeciwnika zdobędziemy nową broń, a także dołączymy do ruchu oporu. Fabuła nie jest może wybitna, ale przyznaję, że z przyjemnością śledziłem losy Clida. Wydarzenia są sensowne, a motywacje postaci logiczne. Możemy też doszukać się odniesień do poważnych tematów społecznych, takich jak na przykład rasizm. Wielowarstwowość historii jest jednym z jej największych plusów. Oczywiście nie samą historią stoi recenzowana produkcja. Przejdźmy więc do kolejnego elementu gry.
ROZGRYWKA
Clid the Snail to twin stick shooter. Oznacza to, że podstawową mechaniką do opanowania jest poruszanie się i strzelanie. Naszym dwunożnym ślimakiem kierujemy za pomocą lewej gałki analogowej. Natomiast prawą gałkę wykorzystamy do celowania – możemy też przytrzymać lewy spust, aby dokładniej namierzyć cel. Oprócz tego możemy rzucać akcesoria (za pomocą R1) oraz uskakiwać przed atakami. Wykorzystamy do tego O. Przytrzymanie kółka sprawi z kolei, że Clid zacznie biegać. Niestety musimy jednocześnie obserwować pasek kondycji – uskoki i bieganie sprawiają, że nasza postać się męczy. Nie spodobało mi się wprowadzenie tego elementu do rozgrywki. Często wolałem chodzić i w ten sposób unikać ostrzału niż ryzykować brakiem możliwości wykonania przewrotu. Nie bez znaczenia jest wysoki poziom trudności rozgrywki. Przeciwnicy są bezlitośni i musimy mieć oczy dookoła głowy.
Nie zrozumcie mnie źle, rozgrywka w Clid the Snail mimo tego wciąga. Przytrzymując prawy spust, możemy naładować swój strzał, a tym samym zadać oczywiście nieporównywalnie większe obrażenia. Pod R1 mamy, jak wspomniałem wcześniej, akcesoria bojowe. Znajdziemy tu między innymi granaty, czy wieżyczki automatyczne, które stanowią ogromną pomoc (zwłaszcza w starciach z bossami). Na różnorodność uzbrojenia również nie ma co narzekać. W centrum dowodzenia zdobędziemy nowe bronie, wśród których znajdziemy między innymi strzelbę, czy karabin rażący trafionych przeciwników prądem. W sumie możemy korzystać z 7 broni i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Część z broni zdobędziemy też pokonując przeciwników.
Hiszpanie postanowili też nagrodzić nasze dokładne eksplorowanie terenu. Piątka osób z Weird Beluga umieściła w recenzowanej grze specjalne nasiona. Po zebraniu czterech maksymalny poziom zdrowia Clida ulega nieznacznemu, acz odczuwalnemu, zwiększeniu. Możemy się tez natknąć na skrzynie. Stanowią one źródło waluty, którą możemy wydać u kraba-sklepikarza na różnego rodzaju przedmioty użytkowe. Uzupełnimy więc zapas leczniczych mikstur, czy broni miotanej (jak na przykład zdalnie aktywowane miny). Natomiast jeśli uda się nam skompletować odpowiednią ilość specjalnych kryształów, będziemy mogli nabyć dla naszego ślimaka alternatywny wygląd muszli, wpływający też na specjalne umiejętności. Nie zrozumcie mnie źle – Clid the Snail bynajmniej nie jest grą z gatunku RPG. Mimo tego miło jednak, że możemy w pewnym stopniu wpłynąć na to, jak działa nasz bojownik.
GRAFIKA
Clid the Snail, jak wspomniałem na początku tej recenzji, od razu zainteresował mnie dzięki grafice. Jak wygląda ona w ostatecznej wersji gry? Cóż… Odpowiedź na to pytanie jest nieco bardziej rozbudowana niż „dobrze” lub „źle”. Mianowicie, sam styl artystyczny jest bardzo interesujący. Przechadzanie się między wielkimi grzybami i pokonywanie długiej trawy jest na pewno ciekawym pomysłem. Postanowiono też zastosować mocne, nieco pastelowe barwy, dzięki którym świat ma swój charakterystyczny, nieco post-apokaliptyczny styl. Nie mogę jednak zrozumieć, co kierowało twórcami, kiedy spróbowali zastosować widoczną na krawędziach ciemną winietę. Bardzo utrudnia ona sprawne manewrowanie na polu bitwy. Nie raz i nie dwa zginąłem nie dlatego, że przeciwnicy zdołali mnie zastrzelić. Zamiast tego spadłem w przepaść, wykonując felerny unik albo wchodziłem w obszar wspomnianej winiety, a tam czekały na mnie całe zastępy wrogów. To na pewno element, który powinien być poprawiony w najbliższej łatce.
UDŹWIĘKOWIENIE
Kwestia udźwiękowienia w debiucie studia Weird Beluga jest dość… dziwna. Napotykane postaci, tak samo jak nasz bohater, mówią bowiem językiem nie mającym wiele wspólnego z żadnych znanych ludzkości. W związku z tym niezbędne są oczywiście napisy, jeśli chcemy wiedzieć o co chodzi. Tutaj mam bardzo dobrą wiadomość – otóż Clid the Snail jest dostępny w polskiej kinowej wersji językowej. Na pochwałę zasługuje też jakość tłumaczenia. Jest ono dość humorystyczne i niektóre sformułowania brzmią o tyle zabawnie, co wiarygodnie. Za przykład niech posłuży muszla mać.
Wspominając o udźwiękowieniu, nie mogę nie opisać muzyki w debiutanckiej grze Hiszpanów. Kompozycje, które słyszymy podczas rozgrywki są tym, w czym zakochałem się od pierwszego usłyszenia. W trakcie spokojnego przemierzania świata przygrywają delikatne utwory grane głównie na gitarze akustycznej. Natomiast podczas starć z bossami z głośników/słuchawek lecą ostre riffy na gitarach elektrycznych (których jestem ogromnym fanem). Muszę się przyznać, że niekiedy nawet specjalnie polegałem w walkach z bossami, abym mógł raz jeszcze posłuchać tych utworów… Chłopaki z Weird Beluga – jakbyście wrzucili ścieżkę dźwiękową na Spotify, dajcie znać 😉
PODSUMOWANIE
Clid the Snail to w ogólnym rozrachunku bardzo przyzwoita gra na około 10 godzin. Na pewno nie zmieni naszego postrzegania na dynamiczne strzelanki, ale zdecydowanie nie to jest jej celem. Ta produkcja ma po prostu zapewnić wciągającą rozgrywkę i pozwolić nam przenieść się do fantastycznego świata. I z tych zadań wywiązuje się doskonale. Nie jest to gra bez wad – największą jest przeszkadzająca winieta, której nie można wyłączyć. Zauważyłem też, że o ile pierwszy boss stanowił małe wyzwanie, o tyle następni – kiedy mamy już dostęp do większej ilości broni i gadżetów – byli bardzo łatwi. Załatwienie ich za pierwszym podejściem nie stanowiło wielkiego problemu. Tym bardziej, że dopiero pod koniec gry walczymy z oponentami stosującymi różne ataki. Środek gry to niestety sporo walk z identycznie wyglądającymi i działającymi bossami.
Kończąc, moim zdaniem Clid the Snail jak najbardziej jest tytułem, który warto sprawdzić. Nie jest drogi – kosztuje nieco ponad 80 złotych – a oferuje niezłą jakość rozgrywki, polską wersję językową oraz wspaniałą muzykę. Jestem ciekaw, co w przyszłości stworzy kwintet Hiszpanów. Jedno jest pewne – śledźcie dokonania Weird Beluga. Mam dziwne wrażenie, że mogą sporo namieszać na rynku.
Kod recenzencki zapewnił polski wydawca, Koch Media Poland.
Dodaj komentarz