Lubicie się bać? Bo ja przez pewien czas byłam tego pewna. Jednak ogrywanie kolejnych horrorów na konsolach sprawia, że chyba wolę zasypiać w spokoju. Wiecie, „chińskie” bajki tak nie straszą. W moich rękach wylądowała gra Song of Horror. Nie śpiewałam z radości podczas gry, no ale cóż poczniem. Przed Wami recenzja na PS5 (nie chciałam, żeby moje PS4 podczas instalacji kolejnej gry odpalało silnik rakietowy). Tytuł ten pojawił się na konsolach Xbox One i PS4 28 maja 2021.
Song of Horror to podzielona na pięć epizodów przygodowa gra akcji typu survival horror, stworzona przez Protocol Games. Wydania gry podjęło się Raiser Games. Akcja tego tytułu skupia się na tajemniczym zaginięciu pisarza Sebastiana P. Hushera i całej jego rodziny. Jako jedna z 16 dostępnych postaci staramy się dociec mrocznej prawdy. Zaniepokojony wydawca zdecydował się na wysłanie swojego asystenta do domu autora. Nie mogło to zakończyć się dobrze – asystent również znika bez śladu. Wszystkie te zniknięcia wywołują serię pokrywających się ze sobą wydarzeń, w których główną rolę odgrywa gracz. Musimy stawić czoła tajemniczej istocie znanej jako Obecność, która jest odpowiedzialna za całe to zło. Czy jesteście gotowi na serię dreszczy i przyspieszonego bicia serca?
Bierzemy się do roboty
Nastawiona mentalnie na straszenie mnie w najmniej oczekiwanych momentach, rozpoczęłam swoją przygodę ze śpiewającym horrorem. Postać, w którą się wcielimy i będzie przez nas sterowana, eksploruje dostępne pomieszczenia, szuka wszelkich pomocnych wskazówek i przedmiotów, musi rozwiązywać zagadki i starać się nie zginąć. Na wszystko spoglądamy z widoku, który jest umieszczony, dosłownie, „gdzieś” i widzimy wszystko dookoła naszej postaci.
Najciekawsze jest to, że od pierwszych sekund towarzyszy nam śliczna pozytywka. Bezwzględnie dodaje ona klimatu i sprawia, że zaczynamy uważniej obserwować otoczenie. Nie ma chyba nic bardziej przerażającego niż nawiedzone przedmioty, które nawiedzone są, nie wiadomo dlaczego. Dlatego właśnie nie lubię pozytywek. Żadnych.
Sterowanie i widok z kamery
Song of Horror może niektórym osobom przypaść do gustu ze względu na to, jak obserwujemy rozgrywkę. Kamera w grze nie skupia się na twarzach naszych bohaterów. Dzięki temu widzimy wszystko dookoła oraz całe postacie. Jeżeli chodzi o samą grafikę, to w połączeniu z efektami audio, tworzy ona ciężką atmosferę, wymagającą od graczy pełnego skupienia na ekranie. W tej właśnie atmosferze możemy zawiesić w powietrzu siekierę, a pojawiające się od czasu do czasu popularne od jakiegoś czasu jump-scare’y dodawały pikanterii. Czasami jedynie gubiłam się w sterowaniu (joystick odpowiadający zazwyczaj za sterowanie kamerą, odpowiadał tym razem za podnoszenie ręki z zapalniczką). Można powiedzieć, że przyjemnie patrzy się na ten straszący nocami scenariusz.
Nie daj się wystraszyć
Wzięłam dwa głębokie wdechy i dałam się pochłonąć rozgrywce. Song of Horror oferuje graczom scenariusz, w którym zawarto 5 epizodów i finał. Zanim jednak rozpoczniemy jakikolwiek z nich, musimy podjąć decyzję i wybrać postać, którą będziemy się poruszać. Każda z nich wyróżnia się innymi cechami charakteru i umiejętnościami. Już podczas wyboru trzeba wziąć pod uwagę, która z nich ma więcej siły, a która nie będzie za bardzo panikować i wykaże się umiejętnością bezszelestnego przechodzenia pomiędzy korytarzami i innymi zakamarkami.
Dla takiej panikary jak ja, najgorsze w grze jest to, że każda z postaci może zginąć w trakcie gry. Dlatego jak nawiedzona klikałam co chwilę „Zapisz i zakończ”, by mieć do czego wracać. Jeżeli nasza postać zginie, musimy wybrać inną. Więc zapewniam Was, że na nudę i brak zawału serca nie będziecie narzekać.
Zawał serca spowodowany przez… kontroler!
Jakimś cudem zapomniałam, że kontrolery do PlayStation mają taką magiczną funkcję, a mianowicie… wibrują. Nie mówiąc już o tym, jak dobrze działa to w kontrolerach DualSesnse z PlayStation 5. Najgorzej jednak było w momencie, w którym mroczna siła objawiała się przed moją postacią. Bohater ma możliwość podsłuchiwania, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Jeżeli jest cicho – możemy je otworzyć i spokojnie wejść, nie obawiając się o swoje życie. Jeśli zza drzwi zaczyna wyciekać podejrzany czarny śluz i pokazują się długie, wykrzywione paluchy, trzeba jak najszybciej je zamknąć i z całej siły docisnąć, korzystając z dedykowanej kombinacji przycisków. Zawał serca miałam wtedy murowany (jeszcze dołączyłam do tego słuchawki z dźwiękiem 3D). Czasami na swojej drodze spotkamy tzw. ślepego demona. Wtedy trzeba zachowywać się jak mysz pod miotłą, ukryć w szafie albo innym dostępnym miejscu, wziąć dwa głębokie wdechy i będzie dobrze.
Moje „ulubione” zagadki
Pamiętacie pewnie, jak w kilku innych recenzjach wspominałam o tym, że nienawidzę zagadek w grach. W tym przypadku, jeżeli pominiecie jakiś pokój, korytarz, bądź coś umknie Waszej uwadze, będziecie musieli się po prostu wrócić (nawet, jak nie wiecie, gdzie). Trochę mnie to irytowało, jednak dźwięki i wibrujący pad szybko przypominały mi, co robię. W przypadku tej gry należy sprawdzać każdy zakamarek i zbierać wszystkie podświetlające się przedmioty – nawet porwane na kawałki zdjęcia. Niektóre zagadki, jakie można napotkać w trakcie rozgrywki, są na tyle skomplikowane, że mózg się przegrzewa. Inne tak nielogiczne, że ciężko na nie wpaść. Połączenie przedmiotów, żeby stworzyć zupełnie inny przedmiot? No czemu nie! W końcu, kto zabroni.
Dreszcze, dreszcze, dreszcze…
Akcja gry rozgrywa się w kilku lokalizacjach. Zaliczamy do nich opuszczony, nawiedzony dom, stary antykwariat, dziwny blok mieszkalny, bibliotekę, zrujnowany tajemniczy klasztor i zakład psychiatryczny (który kojarzy mi się z filmem Grave Encounters, w sumie jak każdy taki szpital). Nie można zaprzeczyć, że każde z tych miejsc aż kipi od dbałości o najmniejsze detale. W połączeniu z kamerą tworzy to efektowny obraz, który może się podobać. Dreszcze same przebiegają po ciele, kiedy jako gracz zatapiamy się w rozwijającą się fabułę. Momentami zapominałam, w którym miejscu fabuły się znajduję, ale to był najmniejszy problem. Największym jest Obecność, z którą musimy sobie poradzić.
Chcesz się wystraszyć?
Song of Horror ostatecznie to całkiem niezły survival horror, z grafiką i klimatem, który może się podobać fanom gatunku. Rozgrywka jest nieco powolna, jednak każdy z epizodów dostępnych w grze wnosi coś zupełnie innego. Osobom o słabych nerwach proponuję wyłączenie wibracji w kontrolerach i niekorzystanie ze słuchawek do konsoli. Tytuł pozwala odkrywać nawiedzone, złowieszcze miejsca po to, by zbierać niezbędne wskazówki i przedmioty, ułatwiające rozwiązywanie zagadek (nie polubimy się). Jak zakończy się gra? Sami sprawdźcie, bo pewnie też nie lubicie spojlerów tak jak ja.
Kod recenzencki dostarczyło Protocol Games.
Dodaj komentarz