Studio Coatsink przygotowało nową produkcję skierowaną do fanów taktycznych gier – Transformers: Battlegrounds. Sprawdźmy, czy takie podejście do rozgrywki potrafi bawić.
Transformers to marka, o której słyszał chyba każdy. Zabawki należące do Hasbro doczekały się wielu wersji w popkulturze. Wspomniane maszyny występują w filmach fabularnych Michaela Bay’a, w komiksach, filmach animowanych, przedmiotach codziennego użytku oraz grach wideo. To właśnie tej ostatniej gałęzi poświęcimy się w niniejszej recenzji. Już kilka tygodni temu miałem możliwość sprawdzania fragmentów kilku poziomów Transformers: Battlegrounds i opis moich wrażeń możecie przeczytać poniżej. Kilka dni temu otrzymałem kod recenzencki na wersję Deluxe wspomnianego tytułu, a więc z przyjemnością przedstawię Wam najważniejsze wady i zalety tej gry. Nie przedłużając więc zbytnio, przejdźmy do przedstawienia, z czym będziemy mieć do czynienia po uruchomieniu produkcji.
Transformers: Battlegrounds przedstawia historię odwiecznego konfliktu dobrych Autobotów z wrogimi Decepticonami. Kością niezgody jest, co nie powinno dziwić fanów serii, Wszechiskra. Tym z Was, którzy nie wiedzą, czym dokładnie jest ten przedmiot, spieszę z wyjaśnieniem. Jest to nieskończone źródło Energonu – energii, która może być wykorzystana do właściwie wszystkiego. Pozwala między innymi tworzyć nowe formy Transformersów, ale też wskrzeszać poległe jednostki. Oprócz tego Wszechiskra stanowi bazę danych o całej historii rodzimej planety przekształcających się robotów – Cybertronu. Celem Autobotów, będących głównymi bohaterami kampanii, jest poznanie lokacji, w której znajduje się Wszechiskra i niedopuszczenie, aby weszła ona w posiadanie Decepticonów. Fabuła nie jest mocną stroną gry i muszę niestety przyznać, że nie interesowały mnie losy Transformersów. Dialogi prowadzone między robotami nie należały do intrygujących, a ja chciałem tylko jednego – wrócić do rozgrywki.
Transformers: Battlegrounds nie jest typową grą, którą można by skojarzyć z matką. Nie mamy tu bowiem do czynienia ze strzelanką, ani grą akcji. Zamiast tego opisywana produkcja to strategia turowa z rozgrywką przywodzącą na myśl między innymi serię XCOM. Podobnie jak w dziele amerykańskiego studia, tak też w brytyjskim tytule mamy określoną liczbę punktów do przeznaczenia w ramach jednej tury. Różne ataki i umiejętności, jakimi dysponują nasi podkomendni pochłaniają przy wykonywaniu określonej czynności od 1 do 3 punktów akcji. Kluczowe, zwłaszcza grając na wysokim poziomie trudności, jest częste chowanie się za osłonami terenowymi. Optymalnym manewrem jest zmiana pozycji, a następnie oddanie strzału w kierunku przeciwnika, w dalszym ciągu będąc krytym. Muszę tu jednocześnie wspomnieć o pewnej, dość istotnej, wadzie recenzowanej gry. Nie występują tu szanse na trafienie, o czym wiedziałem już przed włączeniem tytułu. Ogromną szkodą jest natomiast kompletny brak wpływu pozycji naszej i naszego aktywnego Transformersa. Załóżmy, że na jednej kratce stoi nasz przeciwnik, a między nami, a wrogiem jest nasz kompan. Nie stanowi to najmniejszego problemu w oddaniu celnego strzału w oponenta – pocisk dotrze, nie zważając na obecność naszego towarzyszą na trasie lotu pocisku. Przydałoby się tu dodanie pewnych ograniczeń czy kar. Bez nich rozgrywka jest bardzo prosta i pozbawiona wielkiej dozy taktycznego myślenia.
Na szczęście gra nadrabia to asortymentem dostępnych ataków i Transformersów. Za wykonywanie misji zdobywamy tak zwane Punkty Iskry, które następnie wydajemy na wykupowanie umiejętności specjalnych w dedykowanym laboratorium. Każda taka zdolność kosztuje po 3,000 punktów I na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Jest coś dla miłośników ataków obszarowych, znajdzie się również coś dla zwolenników skoncentrowanego ataku na jednym przeciwniku. Kupimy także alternatywne specjale, do których użycia niezbędne jest odpowiednie napełnienie Paska Energonu. Jego wskaźnik uzupełniamy przez wykonywanie ruchów i ataków, a także dzięki kończeniu tury z dostępnymi punktami akcji. Pasek zapełniony już w połowie pozwala na wyprowadzenie potężnego ataku, ale dostępna jest także silniejsza jego wersja przy pełnym zapełnieniu Paska Energonu.
Specjalne ataki stanowią istotną pomoc w wykonywaniu misji i nie wyobrażam sobie ukończenia zadań na wysokim poziomie trudności bez korzystania z tych ciosów. Pozostając jeszcze przy poziomach trudności, trzeba przyznać, że Transformers: Battlegrounds odznacza się idealnie pokrywającym się stopniem wyzwania z nazwą poziomu. Decydując się na łatwe misje, zdobędziemy mniej Punktów Energonu, ale osiągnięcie celów misji nie będzie stanowiło żadnego wyzwania. Średni poziom mówi sam za siebie, natomiast wysoki poziom trudności sprawi, że być może będziecie musieli raz jeszcze spróbować przejść misję. Pewne jest za to to, że nie poradzicie sobie bez odpowiedniego łączenia umiejętności naszych Transformersów i zorientowania się w mapie. Niektóre elementy, jak samochody i budki z hot dogami, czy wydmy, są podatne na ostrzał. I tak zniszczenie samochodu jest w stanie zadać dodatkowe obrażenia okolicznym przeciwnikom, a strzał w wydmę pokryje pewien obszar chmurą piachu, która uniemożliwi namierzenie znajdującego się w niej robota.
Udźwiękowienie w Transformers: Battlegrounds jest niestety przeciętne. Co prawda łatwo można odróżnić muzykę przygrywającą podczas tury przeciwnika od tej w trakcie naszych działań, ale nie zapada ona w pamięci. Odgłosy broni i wybuchów są poprawne, ale nic ponad to. Na tym tle wyróżniają się bardzo dobrze nagrane dialogi, a zwłaszcza głos Optimusa Prime’a, które mogą się podobać i sprawiać, że słuchanie rozmów może być przyjemnością dla fanów serii. Te osoby docenią także – dostępne w wersji Deluxe – alternatywne skórki postaci. Mi szczególnie spodobały się złote pancerz, aczkolwiek na okalających recenzję zrzutach możecie zobaczyć różnego rodzaju skórki.
Transformers: Battlegrounds nie jest niestety dobrze wykonaną grą pod względem technicznym. Grałem na zwykłej wersji konsoli PlayStation 4 i produkcji zdarzało się zaliczyć zauważalny spadek liczby wyświetlanych klatek na sekundę. Co ciekawe, występował on jedynie w – zrealizowanych na silniku gry – przerywnikach filmowych. Sama rozgrywka jest idealnie płynna i nie mam w tym aspekcie żadnych zastrzeżeń. Sporym plusem jest drugi tryb rozgrywki, zręcznościowy. Zadania są tu bardziej zróżnicowane niż w kampanii – występuje nawet coś na kształt przechwytywania flagi. Zdecydowanie warto sprawdzić „zręcznościówkę” w recenzowanej grze.
Transformers: Battlegrounds to dobra produkcja z gatunku strategii turowych. Nie jest pozbawiona wad, ale nie przesłaniają one ogólnego pozytywnego wrażenia. Dla fanów serii Transformers, szukających nieco bardziej strategicznego podejścia niż w większości tytułów o tych bohaterach to pozycja obowiązkowa – tym bardziej, że została wydana w polskiej kinowej wersji językowej. Powinni oni być zadowoleni, móc wcielić się tak w Optimusa Prime’a, jak i Megatrona. Jednocześnie to wyraźnie gra stricte dla fanów marki i jeśli Transformersy Was nie fascynują, nie znajdziecie w recenzowanej produkcji niczego dla siebie.
Grę do recenzji dostarczyło Swipe Right.
Dodaj komentarz