Będziecie płakać, przeklinać, śmiać się i cieszyć razem z Tsubasą i całą ekipą – cóż za nostalgiczna podróż!
Tak, czekałem na tą grę jak chyba ma żadną inną w tym roku. Tak – miałem ciarki przy każdym trailerze i chciałem zagrać w tą grę już, natychmiast. Tak – to jest olbrzymi ukłon w stronę fanów i fan service jest tutaj olbrzymim wyznacznikiem odbioru tego tytułu. Tak – to jest gra, która ma swoje problemy i tak – to jest gra, która nie jest dla każdego. Jak widać z powyższego – będę miał strasznie duże problemy z obiektywnym ocenieniem tego tytułu. Ale na wychowałem się na Tsubasie, bawiłem się z kumplami na podwórku „w Tsubasę” i każdy odcinek oglądałem po pięćdziesiąt razy. Na Polonii 1. Z włoskim dubbingiem. I totalnie mi to nie przeszkadzało. Gra Bandai Namco jest przyjemną zręcznościową piłką i wydaje mi się, że nawet bez znajomości mangi i anime będziecie się świetnie bawić – o ile będziecie mieli w pamięci błędy, których oczywiście się nie ustrzeżono.
Gra oferuje nam dwa tryby historii: pierwszy to historia Tsubasy z gimnazjum, kiedy walczył o trzecie z rzędu mistrzostwo Japonii z Nankatsu. To chyba najbardziej klasyczna historia, którą znają wszyscy (nawet bardziej, niż pierwsze zmagania Tsubasy i spółki w podstawówce). Wygląda to nieco jak visual novel z przerwami na grę. Mamy więc scenki rodzajowe pomiędzy meczami, czytamy dialogi i po kolei rozgrywamy każdy mecz. Ciekawym elementem (który czasami można policzyć na minus) jest fakt, że w każdym meczu mamy dwie, trzy sytuacje, które muszą się wydarzyć, lub wydarzą się jeśli spełnimy określone warunki na boisku. Odpala się wtedy scenka, która przedstawia kluczowe momenty z anime (pierwsze wykorzystanie Drive Shot przez Tsubasę w meczu z Hirado, czy gra kombinacyjna braci Tachibana). Bardzo często te momenty powodują iż pada bramka dla którejś drużyny. Dla mnie było to coś naprawdę fajnego, jednak mniej obeznani z uniwersum Tsubasy mogą być nieco zdezorientowani.
Drugi tryb to historia Nowego Bohatera. Tworzymy swoją własną postać – wybieramy wygląd pozycję, a także jedną z trzech szkół do której należymy (Musashi, Furano albo Toho) – wyznacza to pierwszą część historii, czyli specjalny turniej po zakończeniu mistrzostw w których Nankatsu i Toho zdobyły wspólnie mistrzostwo, mający wyłonić zawodników młodzieżowej reprezentacji Japonii. Oczywiście do zespołu trafia też i nasza postać i wszyscy jadą do Ameryki aby zmierzyć się w turnieju z pozostałymi reprezentacjami. To nieco zmieniona historia pierwszego spotkania ekipy z kraju kwitnącej wiśni z międzynarodowymi gwiazdami.
W czasie historii Nowego Bohatera rozwijamy naszą postać, podnosząc jej statystyki, a także nawiązując przyjaźnie z innymi piłkarzami (nie tylko z naszej drużyny). Przyjaźnie pozwalają nam odkryć nowe umiejętności, strzały czy ataki łączone (wspólne strzały, kombinacje podań i tak dalej), dzięki czemu nasz zawodnik staje się coraz silniejszy. Wykonujemy też różne zadania w czasie poznawania całej historii i mamy wpływ na opcje dialogowe. Wszystko to rozgrywa się w formie wizualnej noweli, jak przy historii Tsubasy.
Muszę przyznać, że bardzo sprytnie połączono ze sobą aspekty narracyjne z tymi związanymi z rozgrywką i zarządzaniem zawodnikiem i zespołem. Oczywiście dla kogoś, kto nie specjalnie interesuje się całą historią, będzie to dość męczące doświadczenie (na szczęście scenki można pomijać w całości), bo chwilami opowieść bierze górę nad samymi meczami. Niektóre przerywniki są nieco za długie i w mojej opinii można było je mocno skrócić. Zwłaszcza, że im więcej gramy tym więcej grać chcemy i chęć rozegrania kolejnego meczu, zmusza nas do wciśnięcia klawisza „pomiń”.
Skoro już przy graniu jesteśmy. Proponuje wam, abyście zanim zaczniecie grać zajrzeli do samouczków i skorzystali z opcji swobodnego treningu. Pozwoli Wam to przyzwyczaić się do nieco specyficznego tempa rozgrywki, możliwości piłkarzy, a także dostępnego arsenału strzałów, podań, kombinacji i tym podobnych. To nie jest FIFA! Po wejściu barkiem, czy wślizgu zawodnicy latają po murawie, jak znokautowani zawodnicy wrestlingu. Co chwila coś błyska, ładują się paski staminy, czy super strzału. Wiele się dzieje. Dlatego poćwiczenie sobie przed właściwą rozgrywką oszczędzi Wam wielu zdziwień i brzydkich słów wypowiedzianych w stronę monitora, lub telewizora.
Warto też poćwiczyć z powodu często odpalających się animacji, które prezentują specjalne zagrania, ataki kombinacyjne, czy nawet dobre wejście barkiem w celu odebrania piłki. Wszystko to tworzy dość specyficzny rodzaj rozgrywki, który znacznie odbiega od FIFY, czy PESa, a zbliżony jest do tego, co mogliśmy dawno, dawno temu obserwować na ekranach automatów do gier.
Kiedy zakończymy wszystkie tryby, pozostaje nam rozgrywka sieciowa i mecze rankingowe. Możemy korzystać z gotowych zespołów, odpowiednio je zmodyfikować, czy od podstaw stworzyć własny. Nie miałem problemu ze znalezieniem partnera do gry, choć dwa albo trzy razy miałem wrażenie że gram z botem. Miejcie więc to na uwadze.
Możliwe jest także rozgrywanie meczów w trybie kanapowym z innymi graczami na jednej konsoli, co znacznie zwiększa długość zabawy. Oczywiście mamy do dyspozycji masę wyzwań, maksowanie wynikó, czy zdobywanie znajdziek. Słowem – jest co robić.
Jeśli chodzi o wspomniany wcześniej fan service to muszę mu poświęcić dwa słowa: JEST GENIALNY! Poczynając od aktorów, którzy w większości podkładali głosy pod te same postacie w odświeżonej wersji anime z 2018 roku, po kreskę i kolory, które są wypadkową oryginalnej mangi Yoichi Takahashiego i anime z 2018 roku. W grze dostępne są obszerne informacje o każdej postaci, piosenki (w nowych aranżacjach) a także specjalne „filmy” przedstawiające całą historię, a będące przeplatanką statycznych obrazków i fragmentów anime. A skoro już przy anime jesteśmy – niektóre przerywniki mają formę właśnie krótkich scenek z anime. Jednakże mam wrażenie, że zostały stworzone specjalnie na potrzeby gry. Jeśli faktycznie tak jest to czapki z głów. Słowem – każdy fan Tsubasy znajdzie tu coś dla siebie.
Przejdźmy jednak do minusów – bo Captain Tsubasa: Rise of New Champions nie jest grą idealną. Wspomniałem już wcześniej o tym, ze niektóre z przerywników pomiędzy meczami są nieco za długie. Kolejną rzeczą, są występujące w grze animacje – mogą one zaburzać tempo rozgrywki i wybijać graczy z rytmu. Dodatkowo – czasami przerywniki związane z danym wydarzeniem na boisku, czy animacja ataku odpala się bez ostrzeżenia – często byłem w sytuacji kiedy mój zawodnik wychodził na czystą pozycję i nagle zamiast oddawać strzał oglądałem filmik . Było to lekko deprymujące. Kolejną rzeczą jest zachowanie zawodników na boisku. Mam wrażenie, że input lag pada jest sztucznie podkręcony w czasie meczu. Często zawodnik wykonywał odpowiedni manewr ze sporym opóźnieniem w stosunku do naciśnięcia odpowiedniego guzika na padzie. Można się oczywiście do tego przyzwyczaić, jednak początkowo może to powodować frustracje u grających. Miejscami mocno dziwne jest tłumaczenie na angielski. Z racji japońskiej wersji dźwiękowej trzeba wszystko czytać i zdarzały mi się momenty, że brew unosiła mi się w zdziwieniu.
I na koniec – z czasem gra staje się nieco repetytywna. Zwłaszcza kiedy opanujemy już sterowanie i kombosy. Nie możemy w historii zmienić poziomu trudności (o czym informuje nas odpowiedni komunikat), a bardzo przydałaby się taka możliwość.
Podsumowując – to dobra gra i przyzwoita zręcznościowa piłka. Dla fanów Kapitana Tsubasy pozycja obowiązkowa. Nie obyło się oczywiście bez wad, jednak uważam tytuł za solidnie wykonany, który dostarczy sporo zabawy także graczom niekoniecznie zaznajomionym z uniwersum znanym z mangi i anime. Zwłaszcza jeśli macie znajomych, z którymi możecie wspólnie pograć.
Grę do recenzji dostarczyła CENEGA.
Dodaj komentarz