Satysfakcjonujący powrót na tor.
Aspyr Media uraczyło nas – po kilku perturbacjach – kolejnym klasykiem ze świata Gwiezdnych Wojen. Tym razem padło na wyścigi, czyli według niektórych (w czasach kiedy ta gra pojawiła się w sprzedaży): najlepsze co dostaliśmy dzięki prequelom. Mowa oczywiście o wyścigach podów (Pod Racer) na Tatooine, które mogliśmy obserwować w Mrocznym Widmie. Czy na konsolach obecnej generacji nadal można dobrze bawić się z tym tytułem? Sprawdźmy!
Zacznijmy od strony wizualnej. Jeśli chcecie poczuć ducha retro – to jest to gra dla Was. Podkręcono wszystkie kwestie wizualne, tak aby gra chodziła płynnie i wyglądała poprawnie na telewizorze. Obawiam się jednak, że bez odpowiedniego kontekstu i chwili na wytłumaczenie pochodzenia tytułu młodsi odbiorcy mogą od razu odbić się od tego tytułu – przynajmniej na PS4. Wszystko jest niesamowicie kanciaste, żywcem wyjęte z oryginału. Assety graficzne są tylko dostosowane, a nie podkręcone i polepszone. I tutaj mam jeden zasadniczy problem, bo z oryginału wyjęto także przerywniki filmowe, intro i wszystkie animowane scenki. I niestety strasznie to widać! Nie pochylono się nic a nic nad poprawieniem jakości i dostosowaniu tych materiałów do współczesnych możliwości sprzętu jakim dysponujemy w domu. Na porządnym telewizorze (grałem na OLEDzie LG) intro powitało mnie strasznymi pikselami i … pokazem slajdów, tak jakby konsola nie wyrabiała, a przecież to nie jest The Last of Us 2. Ale pod kątem graficzny, to w sumie jedyny zarzut. Dodatkowo mam wrażenie, że na Switchu będzie to znacznie mniej widać i rzucać się w oczy.
Pod kątem samej rozgrywki, nadal czuć magię prędkości i to jak! Racer zawsze czarował mnie tym, jak świetnie oddano niesamowite prędkości, jakie pojazdy osiągały w czasie wyścigów. I to nadal tutaj jest. A na dużym ekranie czuć to naprawdę mocno. Łapałem się na tym, że odchylałem się do tyłu przy starcie, jakby wgniatało mnie w fotel, czy wychylałem się na boki przy ostrych zakrętach, a palec ciągle błądził w okolicach hamulca. O tak – pomimo tego, że licznik często pokazywał na liczniku 450 czy 500 jednostek (no właśnie – jednostek czego? Bo przecież nie kilometrów na godzinę?), metoda „hamowanie nie jest opcją” brało górę, co często kończyło się spektakularnym wybuchem i utratą jednego dwóch miejsc. Bo trzeba pamiętać iż są to niezwykle szybkie wyścigi – pomimo tego, że minimapka nie pokazuje za plecami żadnego z przeciwników, a szybkie zerknięcie za plecy upewnia nas w tym przekonaniu to oni tam są. Wystarczy, że zahaczycie o kamień, czy inną przeszkodę na torze. Że rozbijecie się i już mija Was dwóch, albo trzech uczestników wyścigu. Ale ma to swój niesamowity urok.
Oprawa dźwiękowa jest bez zarzutu – świetna muzyka z uniwersum Gwiezdnych Wojen w czasie wyścigów, wszystkie kwestie dialogowe odwzorowane niemalże perfekcyjne, pozwalają zatopić się w klimacie odległej galaktyki i oddać radosnemu szaleństwu na torze. Nie mamy tutaj Jedi, jednak znajome wszystkim fanom dźwięki droidów i samych maszyn od razu wprowadzają w odpowiedni klimat.
Do dyspozycji dostajemy 4 wyścigi, z których każdy składa się z siedmiu torów. Do tego dochodzą sekretne wyścigi, do których zostajemy dopuszczeni z czasem, osiągając wysokie pozycje. Na starcie mamy też do wyboru 5 różnych kierowców (tak, jest wśród nich Anakin), z których każdy dysponuje innym pod względem statystyk pojazdem. Z czasem – bijąc rekordy torów czy będąc pierwszym na mecie – otrzymujemy dostęp do podów naszych przeciwników, przez co możemy wypróbować je na trasie.
Dodatkowym elementem jest możliwość rozwoju naszego poda. Za każdy wyścig – o ile ukończymy go na odpowiednio wysokiej pozycji – otrzymujemy kredyty, które możemy przeznaczyć na wymianę części w naszym pojeździe. Dzięki temu zwiększamy ogólne możliwości takie jak prędkość, hamulce czy wytrzymałość. Dodatkowo możemy dokupić droidy naprawcze do naszej ekipy rajdowej. Pozwalają one na zwiększenie i przyśpieszenie napraw w czasie wyścigu. Jeśli zahaczymy o jakiś element na trasie, możemy tylko uszkodzić naszego poda. Nie rozbijemy się, ale usterki wpłyną na osiągi, przez co będziemy gorzej skręcać, czy wolniej się poruszać. Nasze droidy pozwalają nam dokonać napraw w biegu, w czasie wyścigu i uwierzcie mi – w późniejszych etapach jest to bardzo przydatna umiejętność i nie należy jej zaniedbywać.
Jeśli nie stać nas na oryginalne części, które kupujemy w sklepiku Watto, możemy udać się na złomowisko – części tam są znacznie tańsze ale też znacznie gorsze jakościowo, przez co szybciej się zużywają lub mogą przestać działać w czasie wyścigów. Wybór należy do Was.
Gra świetnie też sprawdza się w grze w dwie osoby. Split screen działa poprawnie (choć chwilami widać delikatny spadek ilości klatek) i to naprawdę świetna zabawa. Zwłaszcza że na niektórych torach i przy dużych prędkościach trzeba się naprawdę skoncentrować na tym co dzieje się na swojej połowie ekranu.
Podsumowując – nie wiem czy Racer nie będzie wyglądał lepiej na Switchu. Na pewno świetnie nada się w podróż i jako zapychacz w czasie podróży komunikacją miejską. Na PS4, jeśli przymknie się oko na trącącą myszką grafikę, tytuł może dostarczyć naprawdę wielu chwil radości i okrzyków po wygraniu naprawdę emocjonującego wyścigu. To kolejny poprawnie wykonany port, który wart jest swoich pieniędzy. Grając w ten tytuł aż prosi się o pełnoprawny remaster. Od strony rozgrywki wszystko jest, choć można by było dodać kilka rzeczy (jak wyścigi online). Sporo do zmiany jest od strony wizualnej, jednak mam wrażenie że odświeżony Racer znalazłby naprawdę wielu nowych fanów.
Grę do recenzji dostarczył Aspyr Media.
Dodaj komentarz