Blacksad: Under the Skin, po przenoszeniu daty premiery, trafił na konsole PlayStation 4 i Xbox One. Czy warto poznać tę przygodę?
Pendulo Studios to producent, któremu nie można odmówić doświadczenia w tworzeniu gier przygodowych. Jego poprzednie tytuły, do których można zaliczyć między innymi serię Runaway, należą do ścisłej czołówki moich ulubionych gier. Uruchamiając produkcje, za którymi stali wspomnieni Francuzi zawsze mogłem się spodziewać ciekawej historii okraszonej dobrym, nienachalnym humorem. Gdy sprawdziłem Blacksad: Under the Skin na tegorocznych targach Gamescom, miałem małe problemy z odnalezieniem się w schemacie sterowania. Sytuację komplikowało nieco pozbawienie gry samouczka. Jak wygląda ta kwestia w pełnej wersji produkcji?
Na szczęście nieporównywalnie lepiej. Blacksad: Under the Skin doczekało się dobrego samouczka, wprowadzającego graczy w zasady kierujące rozgrywką. Jest on opcjonalny, co z pewnością ucieszy starych wyjadaczy gatunku i osoby, które chcą samodzielnie uczyć się gry. Ja jednak, częściowo z poczucia recenzenckiego obowiązku, a częściowo z ciekawości, zdecydowałem się pozwolić tytułowi przekazywać mi wiedzę na temat mechaniki działania. Muszę przyznać, że samouczek jest zorganizowany bardzo dobrze i nikt nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem zasad. Naszym bohaterem, kocim detektywem – Johnem Blacksad – kierujemy, wychylając lewą gałkę analogową pada, natomiast prawą obracamy, aby rozszerzyć nieco pole widzenia statycznej kamery. Nie brakuje oczywiście wchodzenia w interakcje z przedmiotami, do czego służy nam przycisk X. Oprócz tego w tytule występują sekwencje QTE. Byłem do nich nastawiony niechętnie, mając w pamięci to, jakie trudności sprawiały mi na Gamescomie. Okazało się jednak, ku mojej ogromnej uldze, że interfejs został poprawiony i nie ma najmniejszego problemu z zauważeniem przycisku, który mamy wcisnąć lub kierunku, w jakim mamy wychylić gałkę pada.
Sekwencje QTE nie występują co prawda w Blacksad: Under the Skin tak często jak w produkcjach Quantic Dream, ale wywołują niemniej emocji. Odpowiednio operując przyciskami i gałkami na padzie, możemy stosownie zareagować, chroniąc Johna przed dostaniem kulki, czy blokując uderzenie albo uderzając pobliską maszyną do pisania ogłuszonego napastnika. Sekwencje akcji są bardzo dynamiczne i niesamowicie umiejętnie reżyserowane. Dzięki temu mamy wrażenie oglądania dobrego kryminału. Muszę też pochwalić możliwości dedukcji, które przydzielono naszej postaci. John, jako wspomniany już wcześniej detektyw, nierzadko będzie prowadził rozmowy ze świadkami jakichś wydarzeń. Niekiedy, oprócz wypytywania rozmówcy, będziemy mogli skorzystać z kocich zmysłów Blackada. Wywęszymy wtedy (dosłownie) specyficzny zapach perfum, dowiemy się jaki charakter pisma ma barmanka, czy dowiemy się o korzeniach naszego interlokutora. Zdobyte informacje możemy wykorzystać z rozmowach ze świadkami, odblokowując nowe opcje dialogowe i wnioski, ułatwiające nam wysnucie dobrych przemyśleń na podstawie zgromadzonych poszlak.
Blacksad: Under the Skin zawiera podobny do serii gier o Sherlocku Holmesie system dedukcji, z którego możemy skorzystać po zebraniu stosownej ilości poszlak i faktów Następnie możemy udać się do odpowiedniego menu, naciskając R1, i połączyć to, czego się dowiedzieliśmy w jedną całość. Bez wątpienia nie jest to nowa mechanika, ale idealnie pasuje do gry o prywatnym detektywie i potęguje nasze zżycie z postacią. Czujemy, że to my doszliśmy do danych wniosków, a nie że gra po prostu przekazała nam taką informację. Zdania są logiczne i nie ma problemu z odnalezieniem właściwej kombinacji faktów.
Nie mogę nie wspomnieć o fabule, recenzując kryminał. Nasza postać, John Blacksad, to prywatny detektyw. John ledwo wiąże koniec z końcem i nie pamięta nawet, kiedy ostatnio udało mu się rozwiązać jakąś poważną sprawę. Poznajemy go w takiej sytuacji, ale nie znaczy to, że nie mamy wpływu na jego historię. Możemy na przykład zadecydować o stosunkach, w jakich jest ze swoją siostrą oraz o tym, czy pogodził się z tragiczną utratą kobiety, którą kochał. Bardzo spodobało mi się to, że to właśnie my mamy wpływ na część przeszłości Johna. Możemy dzięki temu wykreować bohatera działającego zgodnie z naszymi przekonaniami. Jego ostatnie śledztwo dotyczyło zdrady nosorożca. Dowody były niezbite, ale nie znaczy to, że nasza rola w sprawie już się zakończyła. Fabuła jest bardzo mocną stroną Blacksad: Under the Skin. To niesamowicie mocna opowieść, w której nie brakuje morderstw, często dość brutalnych, ale pasujących do świata. Często występują zwroty akcji, które potrafią namieszać w śledztwie, a jednocześnie są niesamowicie interesujące.
Nie zdradzę wiele, pisząc następne zdania w tym akapicie, jeśli jednak nie chcecie wiedzieć absolutnie niczego o fabule serwowanej w Blacksad: Under the Skin, przejdźcie do następnego fragmentu tekstu. Tym z Was, którzy kontynuują czytanie niniejszego akapitu już rzucam nieco światła na wspomnianą sprawę. Otóż dowody są jednoznaczne – nasz wspólnik uchwycił na zdjęciach nosorożca w niedwuznacznej sytuacji. Nagle do naszego biura wpada zdradzający mąż i prosi, abyśmy nie wydali go żonie. W zamian za to oferuje nam sporą ilość gotówki, którą moglibyśmy przeznaczyć na uregulowanie zobowiązań i zareklamowanie się w prasie. Decyzja, czy przystaniemy na jego propozycję należy tylko do nas. Wpływa to oczywiście na nasz stosunek do określonych postaci i rozwiązania fabularne. Gra ma bowiem sporo odnóg w historii, dzięki czemu zdecydowanie nie jest produkcją tylko na jeden raz. Bardzo spodobało mi się umożliwienie nam powrócenia do wcześniejszego rozdziału opowieści, aby podjąć inną decyzję i poznać odmienne jej następstwa. Możemy też cofać się do rozdziałów, aby zebrać pominięte karty sportowe, które następnie umieszczamy w Hall of Fame – naszym zbiorze kolekcjonerskim. Wygląd tych kart przypadł mi do gustu i z ogromną przyjemnością przeszukiwałem wszelkie możliwe miejsca w nowych lokacjach, byle tylko znaleźć nową kartę.
Niestety, jak nie ma róży bez kolców, tak Blacksad: Under the Skin nie jest idealną grą. Najpoważniejszym zarzutem, jaki mam do tej produkcji jest jej wygląd. Grafika przywodzi na myśl tytuły dostępne na PlayStation 3 – nie jest to może tragiczny poziom, ale i nie pasuje do gry wydanej na PlayStation 4 i Xbox One u schyłku ich życia. Tekstury nierzadko są poszarpane i rozmazane – powinny one wyglądać zdecydowanie lepiej. Bardzo często grze zdarza się też gubić klatki, a nawet zawiesić, przez co jedynym sposobem na dalsze przejście jest wyłączenie gry i uruchomienie jej od nowa. Niekiedy trzeba nawet wczytać poprzedni zapis, co w połączeniu ze stosunkowo rzadkimi punktami kontrolnymi nie napawa optymizmem. Strona techniczna niewątpliwie nie jest największym atutem recenzowanej produkcji.
Słowa uznania należą się za to aktorom wcielającym się w swoje role, na czele z Barrym Johnsonem jako główna i tytułowa postać. Jego mocny, nieco przepity i przepalony głos idealnie pasuje do zmęczonego życiem i jego trudami Blacksada. Z ogromną przyjemnością słuchałem wypowiadanych przez niego kwestii. Tym bardziej, że często – wzorem Maxa Payne’a – potrafi nimi zbudować klimat noir. Ten jest dodatkowo potęgowany przez bardzo dobrą muzykę, za którą stoi Juan Miguel Martin. Jazzowe nagrania świetnie pasują i tworzą atmosferę gry. Mało tego, sam utwór, który słyszymy w menu głównym bardzo mi się spodobał. Do tego stopnia, że często czekałem tylko po to, aby posłuchać go jeszcze trochę.
Blacksad: Under the Skin to bardzo ciekawa gra. Jej unikatowy świat, zawierający zwierzęta pełne ludzkich cech, naprawdę może się spodobać. Ogromna szkoda, że tytuł nie został wydany w polskiej wersji językowej – z pewnością ułatwiłoby to dotarcie do większej liczby odbiorców. Grafika mogłaby być lepsza, a błędy techniczne potrafią skutecznie zniechęcać do dłuższego poświęcania czasu Johnowi. Mankamenty te są jednak wynagradzane przez subtelny, nienachalny humor, bardzo dobre udźwiękowienie i niesamowicie wciągającą historię. Sekwencje QTE również są dobrą stroną gry – nie są przesadnie trudne, a pozwalają zwiększyć nasze poczucie faktycznego uczestniczenia w wydarzeniach. Blacksad: Under the Skin to kolejna udana pozycja w portfolio Pendulo Studios i wzór, według którego mogą tworzyć następne gry. Ten tytuł, nawet mimo odczuwalnych wad, jest jedną z najlepszych przygodówek, w jakie grałem i każdemu polecam zapoznanie się z nim. Ja na pewno będę wyczekiwał na kolejne dzieła Francuzów.
Dziękujemy polskiemu wydawcy, CDP, za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz