Ostatnio jeden z moich znajomych napisał, ze Destiny 2 nie jest dla mnie grą, tylko moim życiem. Można to oczywiście podciągnąć pod żart, ale pewnie każdy i każda z was ma taki jeden ulubiony tytuł, któremu poświęca najwięcej swojego wolnego czasu. W moim przypadku jest to oczywiście Destiny 2 – gra, w której dla wielu mam nieprzyzwoitą liczbę godzin. Oczywiście tak dużego zainteresowania produkcją Bungie by nie było, gdyby deweloper regularnie nie dodawał do swojej gry nowej zawartości. Gracz musi mieć cały czas mieć zawieszoną przysłowiową marchewkę przed nosem, aby chętnie wracał na serwery. Bungie przez trzy lata dostarczyło nam kilka ciekawych dużych rozszerzeń. Na początku października premierę miał prawdopodobnie ostatni z dużych dodatków do Destiny 2 – Twierdza Cieni.
Chociaż nazwanie tego dodatku dużym jest mocno dyskusyjne, bowiem do dyspozycji graczy oddano nową/stara piaskownicę – Księżyc. To odnowiony plac zabaw z pierwszego Destiny. Trzeba oddać Bungie, że remaster Księżyca wyszedł im fantastycznie, ale nie zmienia to faktu, że jednak nie jest to nowa lokacja i dla wielu graczy oprócz odnowionej oprawy audiowizualnej zabraknie tu elementu zaskoczenia. Nowym miejscem jest tylko Szkarłatna Twierdza, do której mamy dostęp, uruchamiając szturm o takiej samej nawie. Nowa aktywność PvE jest fantastyczna; to najdłuższy i najprawdopodobniej najbardziej wymagający ze wszystkich szturmów w Destiny 2. Ukończenie tej aktywności w najtrudniejszej wersji – „nocny szturm” – wymaga wysokich umiejętności w walce oraz dobrania odpowiednich modów do pancerzy.
Na Księżycu dostępne są dwie całkowicie nowe aktywności PvE z dobieraniem graczy. Pierwsza z nich to „polowanie na koszmary”, w którym musimy pokonać koszmarne wersje największych bossów z całego uniwersum Destiny 2. Drugą aktywnością jest „ofensywa Weksów”, która pojawiła się w drugim tygodniu od premiery dodatku. Sześciu graczy przedziera się przez dwie duże fale Weksów, aby na końcu walczyć z potężnym bossem. Po drodze otwieramy dwie skrzynki plus trzecią po pokonaniu bossa, a z nich leci bardzo dużo legendarnego sprzętu, więc jest to aktywność bardzo lubiana przez graczy (Poradnik: Jak odblokować Ofensywę Weksów w Destiny 2: Twierdza Cieni). Dla najbardziej doświadczonych i zgranych strażników przygotowano nowy raid – Ogród Zbawienia – który wymaga wyposażenia na minimum 940 poziomie mocy. Pierwszy team na świecie ukończył go w pięć godzin. Co ciekawe, dziś najlepsi gracze na świecie są już w stanie ukończyć ten raid nawet w trzy osoby.
W pancerzach zaszły ogromne zmiany, które warto wam przybliżyć, bo jest to jedna z najlepszych zmian w całym Destiny 2. Do premiery Twierdzy Cieni statystyki pancerzy wyposażone były tylko w mobilność, odporność i regenerację.Po premierze najnowszego dodatku dołączają dobrze znane z pierwszego Destiny intelekt, dyscyplina i siła. Odpowiadają kolejno szybszemu ładowaniu super zdolności, szybszemu ładowaniu granatów oraz szybszemu odnawianiu ataku wręcz. Sam zakres statystyk także został zwiększony z 1-10 na 1-100.
Wprowadzono nowy system modyfikacji, a jedną z najciekawszych zmian jest to, że mody po odblokowaniu zostają na stałe w ekwipunku i nie będą znikać po umieszczeniu ich w pancerzu, czy nawet broni. Zamontowanie modyfikacji kosztuje śmieszną liczbę migotu (waluta w grze), więc możemy teraz modyfikacje zmieniać ile razy nam się podoba. Część modyfikacji jest dostępna od samego początku, kilka z nich zdobywamy ulepszając sezonowy artefakt „oko pana bramy” (szczególnie te wspomagające w walce przeciwko Weksom i koszmarom na Księżycu), resztę zdobywamy biorąc udział w różnych aktywnościach lub kupując od Banshe’ego.
To, jakie i ile modyfikacji możemy zamontować określa energia pancerza w zakresie od 1 do 10. Pierwsze pięć poziomów podnosimy tylko za pomocą migotu i legendarnych odłamków. Kolejne poziomy wymagają rzadszych materiałów, jak rdzeń, pryzmat, czy odłamek wstąpienia, który jest niezbędny do stworzenia pancerza mistrzowskiego. Ten ostatni dostajemy m.in w nocnym szturmie na najtrudniejszym poziomie. Co ciekawe, nocne szturmy na pierwszych dwóch poziomach trudności, tj. 750 i 920 pozwalają dobierać graczy do drużyny ogniowej, jak w zwykłych szturmach.
Maksymalny poziom mocy, jaki możemy zdobyć wynosi 960, jednak wprowadzony artefakt sezonowy ma swój własny pasek postępu. Każde nabicie paska pozwoli na dostęp do nowych modyfikacji, ale także za każdym razem będzie dodawało nam jeden punkt do łącznej mocy wyposażenia. Oko pana bramy ma do odblokowania 25 slotów z interesującymi modami, takimi jak pociski przebijające bariery dla karabinów, czy rewolwerów. Ciekawym dodatkiem są mody wykorzystujące ciosy kończące, tzw. finishery, które są także nowością w grze. Ciosy kończące są bardzo podobne do wykończeń potworów z gry DOOM. Gdy zbijemy zdrowie oponenta do minimum, to zacznie on nam się mienić na złoty kolor, a nad głową pojawi się kropka. Wtedy należy nacisnąć prawy analog, aby nasza postać wykonała efektowny finisher. W artefakcie sezonowym znajdziemy modyfikację, która powoduje wypadanie ciężkiej amunicji. Jednak aby ją otrzymać, musimy spełnić dwa warunki: modyfikacja wymaga pancerza na 7 poziomie energii oraz musimy mieć wypełnioną minimum połowę paska super zdolności. Poziom naładowania super zdolności zostanie nam zabrany, ale za to otrzymamy ciężką amunicję. Takich modyfikacji wykorzystujących ciosy kończące jest wiele. Moją ulubioną jest chyba modyfikacja, która przeładowuje wszystkie bronie i wytwarza podstawową amunicję kosztem zaledwie jednej dziesiątej paska energii.

Kapitalną zmianą jest nowy system zdobywania potężnych engramów. Aby w pełni go odblokować, musimy najpierw zdobyć wyposażenia na 900 mocy (Poradnik Destiny 2: Twierdza cieni – jak szybko podnieść światło). Oprócz dobrze znanych postaci na Wieży, takich jak Zavala, Shaxx, Hawthorne, czy Włóczęga, które dają nam zlecenia dołączają Banshee i Ikora z nową rolą. Wcześniej Ikora nagradzała nas engramem za wykonanie 20 zleceń, a teraz po prostu musimy zabijać Weksów i zbierać dla niej materiały które z nich wypadają. Natomiast dla Bansheego wykonujemy zlecenia z eliminowaniem dowolnych przeciwników konkretnym rodzajem broni. Co mi się bardzo podoba, w końcu mamy nielimitowaną liczbę zleceń – wcześniej byliśmy ograniczeni tylko do sześciu dziennie, a od premiery Twierdzy Cieni możemy mieć ich nieograniczoną liczbę, dzięki czemu szybciej zdobywamy tygodniowe engramy.
Na koniec słów kilka o trybie PvP, czyli Tyglu w polskiej wersji językowej. Nie jestem jego fanem ze względu na balans broni, superów, czy ataków wręcz – nigdy nie będzie on sprawiedliwy. Na PvP wybieram się tylko, gdy zlecenia lub questy tego ode mnie wymagają. Z dostępnych trybów wyleciała rywalizacja, którą zastąpiono „przetrwaniem”. W tym trybie dwie drużyny po 3 graczy eliminują siebie nawzajem, zmniejszając liczbę żyć, a tych team ma sześć na rudę. Zwycięża drużyna, która pierwsza wygra cztery rundy. Jedna zmiana bardzo podoba mi się w Tyglu. Punkty chwały, które zdobywamy za granie m.in. w trybie przetrwania zdobywamy w zdecydowanie większej ilości i, co ważne, nie tracimy ich po porażce, a nawet zyskujemy kilka punktów pocieszenia, gdy jesteśmy najlepsi w przegranej drużynie.
Nie wspomniałem nic o fabule, ponieważ jest ona bardzo krótka i gdyby nie zadanko, które wymaga skompletowania całego pancerza, to ukończenie tych zaledwie kilku misji zajęłoby nam godzinę, może dwie. Jedyne co mi się bardzo podobało i zaskoczyło, to mroczność tych misji. Na Księżycu głównym NPC-em jest Eris Morn, która ma dla nas sporo zleceń dziennych i tygodniowych. Będziemy walczyć z Rojem oraz koszmarami (silniejsze wersje roju oraz bossów z Destiny), a za pomocą Pulpitu zaklinania będziemy tworzyć nowe bronie i pancerze. Dodatkowo w egzotycznym zadaniu możemy zdobyć fajną wyrzutnię rakiet. (Poradnik Destiny 2: Twierdza cieni – jak zdobyć Siewcę Śmierci/Deathbringera)
Wystawienie sprawiedliwej oceny Twierdzy Cieni jest bardzo trudne. Tak naprawdę nie ma dobrego momentu na właściwe ocenienie tej gry. W każdym tygodniu pojawia się coś nowego, co znacznie wpływa na rozgrywkę. Za mną są pierwsze dwa tygodnie grania, jutro trzeci reset, a wraz z nim pierwszy Turniej Żelaznej Chorągwi, który będzie rozgrywany na nowych zasadach (siedem zleceń zostało zastąpione tylko czterema zleceniami ), a do zdobycia będzie nowy pancerz. Następnie będzie zadanie na zdobycie egzotycznego łuku, a potem Świętu Utraconych. Jak możecie zobaczyć na poniższym obrazku, cały czas jest co robić w najnowszym dodatku.

Podsumowując, Twierdza Cieni to bardzo dobry dodatek z fantastycznym end game, kapitalnymi zmianami w modyfikacjach pancerzy oraz broni, ciekawymi nowymi aktywnościami w PvE oraz szybszym awansowaniem w rangach PvP, dzięki czemu wykonywanie tyglowych zadań jest przyjemniejsze. Ogromnym plusem jest także zapis międzyplatformowy, który jest dostępny na wszystkich obsługiwanych platformach – PC, PlayStation 4, Xbox One. Dzięki niemu mamy dostęp do tych samych postaci powiązanych z jednym kontem głównym na każdej platformie. Twierdza Cieni to samodzielny dodatek i po jego zakupie od razu możemy rozpocząć grę, bez żadnych dodatkowych zakupów, czy dostępu wcześniejszej zawartości. A jeżeli chcielibyście sprawdzić, czy Destiny 2 jest grą dla was, to polecam pobrać darmowe Destiny 2: Nowe Światło, które oferuje mnóstwo aktywności, zarówno w PvE, jak i PvP:

Grę do recenzji dostarczyła firma CENEGA
Dodaj komentarz