Od razu postawmy sobie sprawę jasno. Wokół No Man’s Sky wyrósł taki hype, że gra nie miała szans spełnić wszystkich obietnic. Internet już jest pełen płaczących ludzi, którzy krzyczą, że zostali oszukani, że gra nie jest tym, czym miała być. Problem w tym, że to sami gracze zaczęli w pewnym momencie dopowiadać (wręcz żądać) więcej niż pozycja była w stanie zaoferować. Broń Boże nie tłumaczę Hello Games oraz Sony. To oni w dużej mierze odpowiadają za taki stan rzeczy. Machina marketingowa, którą uruchomili kilka miesięcy temu zrobiła swoje. Jaka jest więc prawda o No Man’s Sky? Zapraszam do recenzji.
Dziennik pokładowy nr 1 – Początek podróży
Moja przygoda rozpoczyna się na pięknej, zielonej planecie. Statek kosmiczny jest niestety zniszczony i to od jego naprawy muszę rozpocząć moją wyprawę do centrum kosmosu. Praktycznie z każdej rzeczy na powierzchni planety mogę wydobyć potrzebne minerały. Węgiel, glin, pluton – tego wszystkiego jest tutaj pod dostatkiem. Niestety jako początkujący podróżnik, nie wiem jeszcze, co będzie potrzebne, a co nie. Co więc podpowiada logika? Zbierz je wszystkie! Oczywiście, żadnych Pokemonów nie odnalazłem, jednak ochoczo rozpocząłem crafting wszystkiego, co tylko się dało. Równie szybko okazało się, że zapełniłem wszystkie wolne sloty na minerały w moim skafandrze oraz statku kosmicznym. No cóż, widocznie przesadziłem. Muszę robić to rozsądniej. W takim razie rozpoczynam podróż po planecie w celu znalezienia niezbędnego Herydu do naprawy pojazdu. Planeta jest piękna! Doliny, jaskinie, interesujące zwierzęta. Jeśli moja podróż będzie odbywać się po takich światach jak ten, to już nie mogę się doczekać! Po drodze odkrywam kolejne bazy, magazyny i inne miejsca, w których mogę dokonać zapisu stanu gry i odtworzyć energię. Muszę to robić regularnie, ponieważ mimo swojego uroku, planeta jest radioaktywna. Zdobywam niezbędny pierwiastek i rozpoczynam podróż powrotną. Regularnie muszę doładowywać energię skafandra oraz urządzenia do wydobywania minerałów za pomocą odnalezionych minerałów. Muszę także uważać na strażników (drony), którzy pilnują, aby planeta pozostała w nietkniętym stanie. Przyznaję, że są bardzo upierdliwi i to z ich powodu ginę pierwszy raz.
Dziennik pokładowy nr 2 – Lot
Zdobyłem wszystkie niezbędne pierwiastki do naprawy statku. Wszystkie systemy zostały uruchomione, wytworzyłem paliwo niezbędne do lotu. Cóż za niesamowity moment! Zaraz poderwę się do pierwszego lotu! Emocje są niesamowite. Pierwszy lot nad powierzchnią planety jest bardzo satysfakcjonujący. Jednak dostrzegam pewne nieścisłości. Statek pilotuje się tak prosto, aż pozostaje niedosyt. Nie mogę wykonać żadnych groźnych (ale przecież jakże efektownych!) manewrów. Autopilot pilnuje żebym nie zbliżył się zbyt blisko powierzchni planety. Jak mam więc przelecieć w kanionie krzycząc z zachwytu? Nie mogę. Może to i lepiej bo szybko dostrzegam, że mój wzrok jest bardzo kiepski. Wzgórza, drzewa oraz skały minerałów pojawiają się w zasięgu mojego wzroku w ostatnim momencie. Jeszcze bym się rozbił. No właśnie – nie mogę się rozbić! Dziwne. Jednak nie zwracam na to specjalnej uwagi, jestem zajęty odkrywaniem mojej planety. A jest to z pewnością „moja” planeta, ponieważ nadaję jej nową nazwę „Huraganorium”! Od razu zauważam, że nazwa ta jest głupia, jednak nie mogę już jej zmienić. Dziwne.
Dziennik pokładowy nr 3 – Kosmos
Po kilku godzinach spędzonych na Huraganorium stwierdzam, że nadszedł czas na odkrycie kolejnych planet. Ruszam w kosmos! Lata się tutaj także przyjemnie, jednak mój słaby wzrok daje się we znaki. Asteroidy, których jest mnóstwo w tym układzie pojawiają się dosłownie znikąd! Powiedziałbym nawet, że jest to denerwujące… Całe szczęście mogę do nich strzelać, a tym samym zdobywać cenne minerały. Tylko znów nie mam na nie miejsca… Odwiedzam stację kosmiczną, na której mogę zakupić lub sprzedać minerały i inne przedmioty. Kosmita niestety rozmawia w języku, którego nie rozumiem. Poznałem dopiero kilka słów z monolitów na mojej planecie (tak uczę się innych dialektów). Dlatego ruszam na kolejne dwie planety dostępne w układzie, w którym obecnie przebywam. Nie są już tak atrakcyjne jak Huraganorium, więc nie zwiedzam ich dokładnie. Zdobywam za to wszystkie materiały potrzebne do skoku w hiperprzestrzeń!
Dziennik pokładowy nr 4 – Nowa galaktyka
Znajduję się w nowym układzie planetarnym! Są tutaj dwie planety oraz księżyc jednej z nich. Ruszam więc odkrywać! Niestety nie udaje mi się dotrzeć na nową planetę. Zostaję zaatakowany przez wrogo nastawionych kosmitów. Mój statek nie jest X-Wingiem – poległem błyskawicznie. Za drugim razem docieram jednak bez przeszkód na powierzchnię planety. Ta niestety nie jest specjalnie urokliwa. Zdobywam tylko konieczne minerały i odlatuje. Na księżycu trafiam na złoto! Wydaję mi się, że będzie to cenne znalezisko więc zbieram wszystko, ile się da. Niestety międzyczasie ginę przez strażników – są strasznie upierdliwi. Kolejna planeta także nie grzeszy urodą, więc po kilku minutach ponownie skaczę do kolejnego układu.
Dziennik pokładowy nr 10 – Daleko jeszcze?
Przyznam się, że moja podróż zaczyna być nużąca. Niektóre planety potrafią przykuć uwagę na dłuższy moment. Jednak większość z nich nie prezentuje nic specjalnie atrakcyjnego. Na dodatek odkrywanie baz na planetach jest kiepskie. Cały czas docieram do identycznych budynków. Czy w kosmosie nie potrafią budować nic innego niż kilka podobnych konstrukcji? Chciałbym natknąć się na jakieś miasto, a nie znalazłem tutaj zabudowań większych niż kilka metrów kwadratowych! Ci kosmici to jednak jacyś głupi są.
Dziennik pokładowy 15 – Deja vu
Oszaleję z tymi zapełnionymi slotami na minerały w skafandrze i na statku. Udało mi się zwiększyć ich liczbę, ale to kropla w morzu potrzeb. Cały czas nie mam miejsca! Dlaczego we wszystkich odwiedzonych układach jest takie samo zatrzęsienie asteroidów? I dlaczego pojawiają się tuż przed moim nosem? Bo przebadałem jednak swój wzrok – on jest w porządku. Na dodatek każdy skok w hiperprzestrzeń to kilka planet do zwiedzenia (nie trzeba odwiedzać wszystkich, tylko tyle, aby zdobyć niezbędne zasoby), stacja kosmiczna i znów skok do kolejnego układu, aby zrobić to samo. Jak na tak wielki obszar, kosmos wydaje się być bardzo nudny i skonstruowany według tych samych (bardzo prostych) schematów.
Dziennik pokładowy 19 – Małymi krokami do centrum wszechświata
Moja podróż zaskakuje mnie coraz mniej. Nauczyłem się pewnych schematów, przyzwyczaiłem się do pewnych irytujących spraw. Efekt? Moja przygoda biegnie cały czas dalej. Małymi krokami, cały czas do przodu. Kosmos nauczył mnie pokory. Trochę rozczarował, jednak wrodzona chęć odkrywania ciągnie mnie cały czas w nieznane. Poznawanie nieznanego nie ma nic wspólnego z akcją. Jeśli nie chcesz zgłębiać kolejnych planet, a być zaskakiwanym lub przeżyć trochę emocji i dynamicznej akcji to dobrze radzę – odpuść sobie tę przygodę. Jest ona bardzo specyficzna. Bardzo monotonna i potrafi być bardzo irytująca. Jednak ma w sobie to coś, co nie pozwala jej przerwać. Potrafi być piękna, potrafi sprawić, że poczujesz się jak członek załogi Enterprise ze Star Trek zmierzający w nieznane. Czy dotrę do centrum galaktyki? Tego nie wiem. Na pewno spróbuję.
Powrót na ziemię
Hello Games i Sony zrobiło tej grze dużą krzywdę obiecując więcej niż byli w stanie zrobić twórcy. Przykładem niech będzie tryb multiplayer, który był zapowiadany przez producenta, a potem po cichu wycofano się z niego. Demonstrowano nam walki w kosmosie, a jest ona bardzo uproszczona. Handlarzem także ciężko zostać – ten aspekt także jest mało rozbudowany. Do tego mnóstwo irytujących niuansów (nieszczęsna, mała ilość slotów). Mimo to bawiłem się z grą (bawię cały czas!) bardzo dobrze i na pewno spędzę z nią jeszcze sporo czasu. Świetna muzyka i interesujący klimat nie pozwalają oderwać się od niej. Muszę także zaznaczyć, że mimo faktu iż produkcja ma problemy z optymalizacją – pojawiające się przed nosem obiekty – to mimo to oprawa graficzna jest naprawdę solidna. Nie jest to pozycja dla każdego, dlatego idealnie byłoby pożyczyć ją od znajomego na kilka godzin i sprawdzić. Szkoda wydać ponad 250 zł na coś, co może wam nie przypaść do gustu. Jedno jest pewne – jeśli No Man’s Sky będzie umiejętnie rozbudowywane ma szansę za jakiś czas stać się naprawdę rewelacyjną pozycją. Czy tak będzie? Zobaczymy, ja wracam w kosmos.
Dziękujemy za dostarczenie gry do recenzji firmie Sony Interactive Entertainment Polska.
”Internet już jest pełen płaczących ludzi, którzy krzyczą, że zostali oszukani, że gra nie jest tym, czym miała być. ”
bo tak właśnie jest, nic więc dziwnego że ludzie ”płaczą”, wielokrotnie twórcy mówili choćby o spotykaniu innych graczy, o handlu z nimi itd, w ostatniej chwili zostało to zmienione, praktycznie do dnia premiery było mówione o online, 8 sierpnia, czyli kilka dni przed premierą, na twitterze była mowa o jakimś systemie wyszukiwania graczy, który pozwoli na to by można było się z kimś spotkać, bo w takim natłoku planet było by to niemal niemożliwe
kolejne obietnice to wsparcie darmowe gry, teraz już zdanie zostało zmienione i jest mowa o płatnych DLC, a wielu ludzi kupiło to dlatego że gra miała być rozwijana za darmo, mimo że wiedzieli że przepłacaja za to trzykrotnie
to co to jest?, zwykłe oszustwo, i nie ma się co dziwić że ludzie ”płaczą”