Powinienem zaznaczyć na początku, że należę do tych zboczeńców, którym podobała się podstawka. Biegałem, strzelałem, przyczepiałem granaty do ludzi na PvP, by wreszcie zostawić grę w spokoju i wrócić dopiero teraz. Taken King przyniósł sporo zmian…
Przede wszystkim, fabuła. Aspekt, o którym trąbiono zarówno na premierze podstawowej wersji jak i teraz. Wcześniej narzekano na jej brak, a teraz zauważają istotne zmiany. Nie wdając się bowiem w zbędne spoilery, historia zaczyna nabierać trochę więcej sensu. Nagle zaczynamy coś rozumieć. Widzimy sens zabijania, robienia kolejnych questów… Widać światło w tunelu, na którego końcu stoi cel śmiejący się do tej pory ze wszystkich grindujących w podstawce. Całość robi doskonałe wrażenie. NPC nagle zaczynają mówić, pokazywać charakter, żartować albo zachowywać powagę w dwuznacznych sytuacjach. Przechodzimy linię fabularną, oglądamy bardzo filmowe cutscenki, uśmiechamy się sami do siebie i chcemy więcej. Wcześniej cały poziom nabiłem w PvP. Teraz pragnę więcej fabuły.
Zmieniono system światła. Teraz wbijamy czterdziesty poziom za doświadczenie zyskiwane za zabijanie potworów, zadania i PvP. Potem wkraczamy w fazę „light”, ulepszając swój ekwipunek. Tym razem jednak maksymalny level to 310, a zmianę dostrzegamy nawet przy drobnej aktualizacji sprzętu. Tym samym Bungie dało swojemu dziecku to, bez czego żadne MMO nie ma prawa istnieć – uczucie postępu. Jeżeli robimy coś przez dziesięć godziny, by nie zobaczyć żadnych postępów, dajemy sobie spokój. Tutaj pierwsze 40-50 poziomów można załatwić w kilka dni. Potem zaczyna iść coraz wolniej, jeszcze później wydaje się, że stoimy w miejscu, ale pamiętamy, jak łatwo szło raptem tydzień temu.
O PvP mieliście okazję już poczytać w moim oddzielnym cyklu o grze. Podsumowując opisane tam szczegóły, dodano sporo dobrego. Matchmaking co prawda zniechęca nas do grania bez ekwipunku, ale kiedy dojdziemy już do zadowalającego poziomu, można naprawdę poczuć satysfakcję. Latamy po ścianach, rzucamy granatami na prawo i lewo, strzelamy z rocket launcherów, mordujemy z miecza będącego największą nowością… Każdy znajdzie coś dla siebie. Osoby nastawione na bardziej taktyczną rozrywkę usiądą z dwójką znajomych i zagrają 3v3, a bezmyślne Tomasze wejdą w Mayhem, żeby niszczyć wszystko co tylko napotkają na swojej drodze.
Wprowadzono również walutę legendary mark i nowe reputacje. Zaczynając od końca, możemy zdobywać szacunek różnych frakcji albo konkretnych osób. Tym sposobem gra zachęca nas do odwiedzenia każdego miejsca. Jeden NPC oczekuje od nas zabijania Taken, drugi daje snajperkę, którą mamy przetestować w boju. Odblokowujemy kolejną zawartość dzięki zdobywanej reputacji, a jednocześnie odkrywamy nieznane nam wcześniej lokacje.
Legendary mark to z kolei nowa waluta, bez której możemy jedynie oddychać. Potrzebna do ulepszania legendarek, kupowania większości przedmiotów… Zdobyć możemy ją tylko z daily i rozkładania określonego rodzaju sprzętu. Trzeba więc wchodzić do gry codziennie, co na szczęście nie jest znowu taką katorgą. Zadania dzienne wymagają od nas wzięcia udziału w PvP, losowej misji i dwóch mniejszych raidach, do których potrzeba nam trochę więcej światła.
Panowie z Bungie wzięli się w garść, zatrudnili cały sztab ludzi do czytania Reddita i naprawili wszystko, na co narzekali gracze. Nie zmienił się oczywiście ciągły grind. Towarzystwo oczekujące prowadzącej za rączkę zgrabnej Pani Przewodnik będzie zawiedzione po kilku godzinach. Dalej będziemy bawić się znacznie lepiej z przyjaciółmi. Wciąż nasz postęp opiera się na delikatnych zmianach ekwipunku. To jest cały czas ta sama gra, tylko że lepsza.
W każdym aspekcie The Taken King widać inteligencję zespołu, który wreszcie zaczął ten projekt traktować poważnie. Strike’i zostały dodane i istotnie pozmieniane, fabuła ma dużo więcej sensu, jesteśmy co chwila obsypywani licznymi zadaniami… Destiny zmieniło się pod każdym względem, a ja patrzę na to z wielką przyjemnością. Przy okazji jest to też doskonały moment dla nowych graczy. Wystarczy podejść do sklepu po Legendary Edition i za cenę każdej innej wersji pudełkowej dostajemy tytuł, który zapewni nam zabawę na dziesiątki godzin.
Dodaj komentarz