W 2011 roku studio Netherrealm oddało w ręce graczy odrodzoną na nowo dziewiątą odsłonę Mortal Kombat. W moim mniemaniu gra była fantastyczna. Dlatego też deweloperzy stanęli przed dużym wyzwaniem przy tworzeniu dziesiątej części na konsolę obecnej generacji. Jak im to wyszło? Zaraz się przekonacie.
Zacznijmy od akcji, która ma miejsce 25 lat po zakończeniu poprzedniej części. Na Ziemi trwa pokój, wywołany przez zawarty pakt o nieagresji z nowym cesarzem Zaświatów – Kotal Kahnem. Sojusz jednak jest poważnie zagrożony buntem Mileeny, która próbuje przejąć władzę nad dawnym imperium Shao Kahna. Po czasie okazuje się, że nie jest to nasze jedyne zmartwienie, a młode pokolenie wojowników czeka ciężkie starcie.
Sama historia może nie powala na kolana, ale pokonywanie kolejnych wojowników naprawdę wciąga. Mamy w niej kilka ciekawych zwrotów akcji oraz występów gościnnych. Przyjdzie nam walczyć przykładowo z Rainem czy Barraką. Kto, wie może z czasem studio odda te postacie w nasze łakome łapki.
Jedni odeszli, nowi dołączyli do grona zawodników Mortal Kombat. Jednym z powodów dlaczego tak się stało jest wcześniej wspomniany skok o ćwierć wieku do przodu. Zatem co po niektórzy wojownicy/wojowniczki doczekali się swoich pociech. Jednym z takich owoców jest Cassie Cage, córka Johnny’ego i Sonji, oraz Jacqueline Briggs, córka Jaxa. Poznamy jeszcze Takede, który jest synem ślepca Kenshi’ego, a Kung Jinto jest kuzynem Kung Lao. Znajdzie się także druga grupa, w której znajdziemy szalonego strzelca Errona Blacka, duet Ferra i Torr, owadzią księżną D’Vorrah oraz obecnego władcę Zaświatów wcześniej wspomnianego Kotal Kahna.
To jednak nie wszystkie zmiany, jakie widzimy względem MK9. Od razu można zauważyć zapożyczony patent z Injustice: Gods Among Us. Chodzi o wykorzystanie otoczenia do zyskania przewagi w walce. Przykładowo możemy chwycić potężny młot i cisnąć nim prosto w twarz oponenta czy też odbić się od ściany, aby szybko zmienić położenie.
Powróciły również uwielbiane przez moją osobę Brutality. Sam pomysł na ich powrót to istny majstersztyk tak jak i to, że postanowiono zrobić z tego coś trudniejszego. Musimy bowiem spełnić określony warunek daną postacią, by wszystko się udało. Na przykład podczas walki musimy wykonać pewien cios wyznaczoną ilość razy, a w finałowej rundzie dokonać tego po raz ostatni tyle, że przykładowo ze wzmocnieniem (R2). Dopiero wtedy zobaczymy Brutality. I tu jest ogromny niedosyt. Ponieważ nie widzimy tutaj żadnej potężnej kombinacji ciosów jak to było dotychczas, a dostajemy po prostu ten sam atak z dodatkowym efektem, którym może być oderwanie kończyny. Coś, co samą nazwą wskazuje wysoki poziom brutalności, nie może być mniej łagodne od zwykłych Fatality.
Kolejną widoczną zmianą jaką otrzymał MKX to trzy specjalizacje dla każdej z postaci – jedną z nich wybieramy przed rozpoczęciem walki. Wszystkie zmieniają nieco zestaw dostępnych ciosów, skupiając się na innych aspektach. Przykładowo Scorpion może dysponować atakami związanymi z ogniem, w innym przypadku skupia się na używaniu miecza, a w trzecim wzywa swoich niewolników np. do tego, aby unieruchomić wroga.
Nowością są również wojny frakcji. Po pierwszym uruchomieniu gry wybieramy jedną z pięciu grup: Lin Kuei, Black Dragon, White Lotus, Brotherhood of Shadow lub Special Forces. Od razu dodam, że możemy je zmieniać w każdej chwili. Wszystkie nasze działania przyczyniają się do zwiększania puli punktów frakcji. Po tygodniu, zwycięski klan zyskuje bonusy w postaci nowych wykończeń frakcyjnych czy innych niespodzianek. Jednak musicie pamiętać, że zmieniając ją tracimy wszystkie dotychczasowe osiągnięcia fakcyjne bezpowrotnie. W tym nabity poziom.
Jeśli chodzi o aspekt wizualny, to gra pod tym względem prezentuje się obłędnie. Piękne modele postaci (przede wszystkimi kobiece, które w końcu nie wyglądają jak faceci w damskich ciuszkach) i różnorodne areny wypełnione przez interaktywne elementy. Wszystko podane w 1080p i 60fps. Tutaj Mortal Kombat to najlepiej prezentujący się na chwilę obecną przedstawiciel gatunku.
Poza trybem kampanii mamy oczywiście dostęp do zabawy dla dwóch graczy przed wspólnym ekranem oraz szereg innych trybów takich jak: „Sprawdzian Szczęścia”, „Przetrwanie”, „Władca Igrzysk”. Nie obyło się także bez klasycznych i „żyjących” wież. Są to serie kilku lub kilkunastu walk o różnych poziomach trudności, wzbogacone o wyzwania okresowe, które wprowadzają modyfikacje do walk znanych już z poprzednich części.
Mamy także Kredyty – specjalną walutę, którą wydajemy w Krypcie. Za odpowiednią opłatą otwieramy tu skrzynie i nagrobki. W ten sposób odblokowujemy stroje, grafiki, ukryte ciosy kończące i szereg innych mniej lub bardziej wartościowych „skarbów”. Całą zawartość można odblokować od razu za pomocą przepustki dostępnej za pośrednictwem PSN, jednak kosztuje ona ok. 80 złotych. Dodatkowo, płatnych jest również kilkanaście nowych kostiumów oraz dostęp do czterech postaci, które z czasem będą udostępniane w cyfrowej dystrybucji. Tutaj możemy wydać do 120 zł, co łącznie daje ponad 200zł. Trochę za dużo jak za przepustkę sezonową.
Jest jeszcze aspekt gry po sieci. Sam kod nie jest zły. Większość moich pojedynków, odbyła się raczej w dobrych warunkach, rzadko kiedy dawały o sobie znać lagi. Powodem tego może być fakt, że gra ma ograniczenie regionalne w kwestii gry sieciowej. Jednak są też minusy i to duże. Decydując się na jakąkolwiek grę rankingową, możemy przygotować się, że dopasowanie przeciwnika jest, albo inaczej nie ma go. Przykładowo mamy poziom 3:5, a za przeciwnika dostajemy zawodnika, który ma statystyki na poziomie 62:50. Miejmy nadzieje, że studio zrobi coś z tym w którejś z kolejnych aktualizacji.
Podsumowanie:
Mortal Kombat X wprowadza nowy poziom brutalności do obecnej generacji konsol. Poprzeczkę, którą postawili sobie twórcy z pewnością udało się przeskoczyć. Wszystko za sprawą szeregu małych zmian, które mają pozytywny wpływ na zabawę. System walki, nadal jest świetny i zapewnia zabawę na wiele godzin.
Dodaj komentarz