Granblue Fantasy: Relink po raz pierwszy zostało ogłoszone w 2016 roku. Wstępnie gra miała być wspólnym dziełem Cygames oraz PlatinumGames. Jednak trzy lata później ścieżki studiów się rozeszły, co mocno opóźniło premierę. Mamy rok 2024, finalnie czekaliśmy więc osiem lat. Oczekiwania przez ten czas rosły, czy nie przerosły samej gry?
Osiem lat to naprawdę dużo. Niestety najczęściej gry, na które czekamy tak długo nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Jakby nie patrzeć, lata lecą i po premierze tytuł może okazać się już mało grywalny lub zwyczajnie odstawać pod względem technicznym.
Granblue Fantasy: Relink pod wieloma względami zachwyca
Na szczęście tych dwóch aspektów nie musicie obawiać się w przypadku Granblue Fantasy: Relink. Wizualnie gra dostarcza. Pod każdym względem. Postacie wyglądają wspaniale, a ich animacje zostały dopieszczone niemal do perfekcji. Każdy atak wywołuje opad szczęki, nie mówiąc już nawet o spektakularnych – wręcz epickich konfrontacjach z wielkimi bossami. To jednak nie wszystko. Świat gry został przedstawiony bardzo szczegółowo i przynajmniej pod względem estetycznym zachwyca. Lokacje, począwszy od lasów, zaśnieżonych gór, aż po zaludnione miasta cieszą i nie sposób oderwać od nich wzroku. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że w chwili obecnej Granblue Fantasy: Relink jest jedną z najładniejszych gier w gatunku. Warto podkreślić, że mam tu na myśli walory zarówno wizualne jak i słuchowe. Ścieżka dźwiękowa jest piękna i idealnie wpasowuje się w nieco awanturniczy, przygodowy styl tytułu. Choć melodie jakoś szczególnie nie pozostają z nami na długo. Tak w czasie grania dostarczają odpowiednich emocji.
Nasze zmysły zostają zatem w pełni połechtane i przyznam szczerze, że nawet dla pięknie wykreowanego świata warto sięgnąć po tytuł. Choć próg wejścia może okazać się dla niektórych zbyt wysoki. Nie mam tu jednak na myśli poziomu trudności – ten jest całkiem przystępny. Chodzi mi natomiast o materiał źródłowy z którego wywodzi się tytuł. Gra wywodzi się z mobilnego tytułu i w zasadzie jest próbą przeniesienia marki na większe platformy. Powstała też pełnoprawna bijatyka, której akcja dzieje się dokładnie w tym samym uniwersum. Na papierze brzmi to naprawdę wspaniale, bo mamy do czynienia z nakreślonym już światem. Spodziewać się zatem można możliwie dokładnie nakreślonej historii i wprowadzenia.
Są jednak pewne „ALE”
Granblue Fantasy: Relink pod tym względem jednak mocno rozczarowuje. Gracz zostaje dosłownie wrzucony w wir wielkich wydarzeń, a zarys fabularny oraz wcześniejsze wydarzenia przedstawione są w formie dziennika. Oczywiście, dzięki temu jesteśmy w stanie poznać niuanse, więc całkowicie w ciemności nas nie pozostawiono. Jednocześnie od gry, którą tworzono aż osiem lat należy wręcz oczekiwać dobrze nakreślonej historii. Zwłaszcza, że nie każdy gracz przeskakuje pomiędzy gatunkami, a tym bardziej platformami.
Na domiar złego ten problem nie dotyczy wyłącznie wprowadzenia. Początkowo strasznie ucieszył mnie fakt, że każdą postać poznajemy za pomocą odblokowywanych fabularnie rozdziałów. Mina szybko mi jednak zrzedła gdy okazało się, że niemal całość również przedstawiona jest w formie czytanych dzienników, od czasu do czasu przerywanych krótkimi walkami. Trudno polubić lub nawet kibicować danej postaci gdy najważniejsze wydarzenia z jej życia otrzymujemy tylko „na kartce”. Niestety, przez ten aspekt nie byłem w stanie w pełni polubić w zasadzie żadnego bohatera Granblue Fantasy: Relink. Oczywiście doceniałem ich wygląd, całkiem podobały mi się relacje pomiędzy poszczególnymi członkami drużyny. Ba, przedstawione wydarzenia fabularne naprawdę dawały radę. Jednocześnie czułem, że nie jest to ich pełen obraz, że mam bardziej do czynienia z kolejnymi zawodnikami odblokowywanymi w bijatyce.
Im dalej, tym lepiej
Co nie do końca mija się z prawdą. Wiele postaci, które nie są początkowymi członkami załogi odblokowujemy za pomocą specjalnych kuponów w sklepie. Tak, jest to tak złe na jakie wygląda. Choć kupony jesteśmy w stanie zdobyć w samej grze trudno docenić odblokowaną w ten sposób postać gdyż nie jest ona nawet w pełni przedstawiona w wydarzeniach fabularnych. Szybko okazuje się, że największymi i w zasadzie jedynymi walorami dodatkowych bohaterów jest ich… siła w walce.
Uczciwie jednak napiszę, że z czasem przedstawiona intryga i tak mnie wciągnęła i miło patrzyło mi się na poszczególne postacie. Zresztą, w tej kwestii zostałem niewątpliwie kupiony samą kreacją podniebnego świata. Bo musicie wiedzieć, że w tytule wcielamy się w pana lub panią kapitan – płeć wybieramy na początku – którzy dowodzą podniebnym statkiem. Cały świat natomiast składa się w wielu latających wysp, różniących się od siebie klimatem. Nie jest to być może najbardziej oryginalna wizja z jakimi miałem styczność w gatunku. Jednak świat przedstawiony jest na tyle spójny i zachwycający, że aż chce się go odkrywać, a tym bardziej eksplorować.
System walki stabilnym filarem Granblue Fantasy: Relink
Wracając do walk. W czasie starć faktycznie, wielu bohaterów błyszczy. Biorąc pod uwagę, że każdy z nich posiada własny element, a przeciwnicy słabości, jesteśmy w stanie dość szybko zaplanować kolejne postacie. Choć po prawdzie grę spokojnie da się ukończyć podstawowym składem, tak nie da się ukryć, że wielu bonusowych bohaterów błyszczy przy nich swoją potęgą.
Tu dochodzimy do ważnej kwestii. Bo jak się okazuje korzenie bijatyki całkowicie z tytułu nie zniknęły. Ma to swoje zalety i wady. Zacznę od rzeczy mniej przyjemnych. Jako, że gra w dużej mierze opiera się właśnie na walce, wiele zadań pobocznych spłycono do zwyczajnej młócki. W praktyce wygląda to tak, że odbierając danego questa od razu przenosi nas na arenę, na której prowadzimy batalię. Po zakończeniu walki przeskakujemy do miasta, odbieramy nagrody i… finito. No nie do końca, bo oczywiście każde zadanie możemy potem powtarzać w nieskończoność, nabijając lepsze wyniki. Ale rozumiecie pewnie zasadę. Nie da się ukryć, że takie rozwiązanie bliższe jest mniejszym tytułom i slasherom właśnie.
Jednocześnie muszę powiedzieć, że walka jest najmocniejszą stroną tytułu. Każda postać jest na swój sposób unikalna i posiada własne ataki. Te możemy łączyć w ataki łączone. Starcia są widowiskowe i jak już wspomniałem wręcz epickie. Już pierwsza fabularna potyczka stawia nas przeciwko Bahamutowi, a potem jest tylko lepiej. Poszczególne rozdziały opowieści zwalają wykonaniem z nóg i nie sposób w wielu miejscach wykrzyczeć głośnego „wow”. Są też konfrontacje, które przez swoją złożoność zapadają mocno w pamięci i biorąc pod uwagę, że rozdziały można później powtarzać, chętnie przeżywamy je wielokrotnie. Nie tylko po to by zdobyć pominięte trofea.
Rozwój postaci i farmienie
Tytuł wypada równie ciekawie pod względem mechanicznym. Jako, że głównie opiera się na walce będziemy przede wszystkim rozwijać zdolności i broń bohaterów. Przygotujcie się jednak na spore farmienie, bo drzewko umiejętności każdej z postaci jest naprawdę obszerne. Do tego zostało podzielone na kilka części, które mniej więcej zawierają po tyle samo zdolności. Nawet rozwinięcie jednej, dwóch postaci jest czasochłonnym przedsięwzięciem, nie mówiąc już o pełnej drużynie. Na szczęście przy świetnym systemie walki, nawet powtarzalność może relaksować. Przynajmniej ja tak mam, zwyczajnie relaksuje mnie maksowanie postaci. Rozumiem jednak, że komuś może to przeszkadzać, zatem uczciwie informuję, że w grze przed tym nie uciekniecie.
W wielu miejscach zachwycam się wyglądem gry i w sumie sam się sobie nie dziwię. Ważniejsze jest jednak to, że przez wiele godzin obcowania z tytułem nie uświadczyłem w nim poważnych błędów. Zaledwie raz źle wyświetlił mi się znacznik w zadaniu, a postać wpadła w miejsce, w które wpaść nie powinna. Azjatyckie gry zwykle mają wysoki poziom wykonania i nie inaczej jest w tym przypadku. Uważam, że zachodnie firmy powinny się uczyć tak dobrze optymalizować swoje tytułu, bo nie da się ukryć, że wiele gier po premierze jest zwyczajnie karnawałem robaków. Granblue Fantasy: Relink działa jednak bez zarzutu w obu trybach, zarówno graficznym jak i wydajnościowym.
Czas na werdykt
Zatem Granblue Fantasy: Relink mogę z pełną odpowiedzialnością polecić wszystkim fanom gatunku. To naprawdę udany tytuł i gdyby nie wspomniane kwestie wprowadzenia, oraz niektórych rozwiązań fabularnych ocena byłaby nieco wyższa. Dla mnie jednak postacie i historia są najważniejszymi aspektami takich tytułów, a pod tym względem czułem się czasem jakbym oglądał ostatnią cześć trylogii filmowej. Niby wiadomo o co chodzi, ogólny zarys jest znany, jednak całości brak kontekstu. Oczywiście główny wątek fabularny jest prowadzony solidnie i jeśli przymkniecie nieco oko na powyższe zabiegi oraz rozwiązania będziecie bawić się doskonale. „Mamy rok 2024, finalnie czekaliśmy więc osiem lat” i… odpowiadając na swoje własne pytanie. Choć nie wszystkie pokładane w grze nadzieje zostały spełnione tak zdecydowanie warto było nań czekać.
Za grę do recenzji dziękujemy firmie Plaion
Dodaj komentarz