Nastały dobre czasy dla miłośników jRPG. Dzięki estetyce 2.5D twórcy z powodzeniem mogą zaprezentować nowym odbiorcom kultowe klasyki. Do takich niewątpliwie zalicza się Star Ocean: The Second Story.
Uwielbiam dzielić się z ludźmi dobrymi rzeczami. Zatem trudno utrzymać mi gębę na kłódkę i nie „popsuć” wam nieco zabawy. Tak, remake Star Ocean: The Second Story jest naprawdę świetnym tytułem. Tak, gra sama w sobie przetrwała próbę czasu i nadal jest jednym z najlepszych, klasycznych tytułów w gatunku. Zainteresowanych rozszerzoną wersją zapraszam na rejs!
Uwielbiany klasyk
Dla wielu to właśnie Second Story po dziś dzień jest najlepszą odsłoną serii. Samo Star Ocean zresztą miało swoje wzloty i upadki. Niestety tych drugich było znacznie więcej i obiektywnie trudno powiedzieć, że seria trzyma wysoki poziom. Jednak nie da się ukryć, że druga część znacząco się pod tym względem wybija. Stanowi też prawdziwą perełkę, którą powinien znać każdy szanujący się fan jRPG.
To połączenie sci-fi z fantasy już w pierwszych minutach uświadamia, że mamy do czynienia z tytułem wyjątkowym. Nie tylko pięknie zrealizowanym pod względem technicznym, ale też… albo przede wszystkim cudownym pod względem swojej konstrukcji. W Star Ocean: Second Story R możemy bowiem wybrać jedną z dwóch ścieżek, które cechują się wieloma zmiennymi.
W pierwszym scenariuszu przyjdzie nam pokierować losami Claude’a, który przypadkowo przenosi się na inną planetę. Drugi scenariusz przypada Renie, z pozoru prostej dziewczynie, która na owej planecie zamieszkuje. Choć pisanie tutaj o jednym protagoniście jest mylące. W obu przygodach występują bowiem obie postaci i w zasadzie ich pogłębiająca się relacja jest kluczowym aspektem gry.
O ile główne założenia fabuły nie się nie zmieniają. Tak dopiero kończąc przygodę obiema postaciami jesteśmy w stanie zrozumieć w pełni wszystkie wątki. Te mocno się uzupełniają i nachodzą na siebie, czynią tytuł po prostu pełniejszym. Oba scenariusze mają też zasadnicze różnice w postaci jednego ekskluzywnego bohatera, z którym oczywiście także są unikalne wydarzenia i rozmowy.




Ciężki wybór CV
Ogólnie sprawa werbunku bohaterów to rzecz w Star Ocean: The Second Story R rzecz bardziej złożona. Otóż w każdej przygodzie to my decydujemy o kształcie swojej drużyny. Wszystkich postaci w grze jest trzynaście, a miejsc jedynie osiem. Warto też mocno nad danym kandydatem się zastanowić bo często przyłączenie go do drużyny niweluje możliwość rekrutacji innej postaci. Czasem trzeba być cierpliwym i chwilę poczekać. Jednak tak naprawdę każdy bohater na swój sposób jest ciekawy i dobrze napisany. No prawie każdy, tak patrzę na ciebie Noel…
Zatem warto eksperymentować by odnaleźć swoich ulubieńców. Tym bardziej, że wielu bohaterów posiada wewnętrzne interakcje z innymi. Dzięki którym nie tylko lepiej ich poznajemy, ale uzupełniamy ciekawe wątki fabularne. Tytuł posiada specjalną mechanikę tak zwanych „Akcji prywatnych”, które pogłębiają relacje z postaciami. W praktyce wygląda to tak, że drużyna rozchodzi się po danym mieście i odnajdując daną postać możemy wywołać unikalny dialog lub jakąś scenkę. Czasami zabawną, kiedy indziej poważną, zawsze jednak mającą wpływ na naszą wyprawę. Podobna mechanika występowała zresztą w dziewiątej odsłonie Final Fantasy i tam również się sprawdzała.
Postacie same w sobie są siłą Star Ocean: The Second Story R. Lecz nie tylko pod względem fabularnym. Większość mechanik występujących w grze skupia się właśnie na jak najlepszym planowaniu drużyny. Niesamowicie sprawdza się chociażby system zdolności, które nie ograniczają się jedynie do walki. Najważniejszymi okazują się te przyziemne, takie jak gotowanie, łowienie ryb, czy mechanika. To właśnie dzięki nim jesteśmy w stanie stworzyć wiele ciekawych przedmiotów i wziąć udział w aktywnościach, o których nawet nam się nie śniło.




Chyba widziałem króliczka!
Przykładowo wysoki poziom gotowania pozwala nam boostować drużynę, ale także wziąć w późniejszym czasie udział w zawodach kulinarnych. Banalna z pozoru „tresura zwierząt”, gdy nauczona u dwóch członków drużyny, pozwala przyzwać potężnego królika. Dzięki niemu niestraszne stają się już góry i szukanie nań ukrytych skarbów. Tworzenie amuletów, broni czy pancerzy… Wszystko to sprawia, że tytuł pod względem craftingu jest pełen niuansów, w które warto się zagłębiać. Najważniejsze jednak, że nie ma tu zdolności całkowicie nieprzydatnej.
Oczywiście poza tym każdy bohater może nauczyć się umiejętności bojowych, które dają różnego rodzaju pasywne bonusy. Tu z kolei warto dopasować je do głównej klasy postaci, bo też nie ma sensu dawać czarodziejowi powiększania siły. Natomiast zmniejszenie potrzebnego czasu na rzucanie zaklęć jest zupełnie inną parą kaloszy. Choć zdolności bojowych nie ma wiele bardzo szybko zauważamy różnice gdy zaczynamy z nich korzystać. Warto też trzymać nagromadzone punktu bo niektóre zdolności odblokowujemy z czasem za liczne, wewnętrzne wyzwania.




„Najlepsi wojownicy nazywają swoje ataki!”
Niewątpliwie znacznie lepiej inwestować punkty by podrasować ataki specjalne. To właśnie one stanowią główną siłę każdej postaci. Z czasem odblokowujemy także możliwość łączenia swoich ataków w dłuższe kombinacje. A także ustawiania ich pod przyciskami supportu. Dzięki temu otrzymujemy szybki dostęp do potężnych zaklęć czy chociażby dodatkowego uzdrawiania.
Ogólnie supporty w takiej formie to nowość, która została wprowadzona dopiero w nowej wersji. Wszystko sprowadza się do przywoływania na moment bohatera, który nie jest chwilowo w naszym głównym party. Co jednak ciekawe. Twórcy wprowadzili do gry kryształy, które umożliwiają przyzwanie na pomoc także protagonistów z innych odsłon serii. Ci są zwykle bardzo potężni i sporo ułatwiają w kluczowych konfrontacjach z bossami.
Muszę jednak przyznać, że gra w stosunku do oryginału stała się nieco łatwiejsza. Osobiście kompletnie na to nie narzekam. Bo jednak mamy tutaj grę, w której spędzamy wiele godzin. Tak więc sam wolę zagłębiać się w dłubaniu we wspomnianych skillach niż frustrować się przy kolejnym silnym przeciwniku. Nie oznacza to jednak, że tytuł jest banalnie łatwy. Bez szkolenia, odpowiedniego ekwipunku i zdolności nawet nie podchodźcie do bossów. Oni potrafią dać w kość i stanowią przyzwoite wyzwanie.
Choć początkowo walka sprowadza się do klepania jednego przycisku z czasem zaczynamy dostrzegać w niej wiele niuansów. Dogłębne poznanie każdej postaci i jej silnych, oraz słabych stron sprawiają, że każda potyczka może być inna. Czasami bywało tak, że coś sprawiało mi trudność do momentu wymieniania drużyny. Wówczas dany etap okazywał się banalnie prosty. No dobrze, sam system walki nie jest może jakimś cudem. Jest on jednak na tyle przyzwoity, że daje z opanowania go satysfakcję i zwyczajnie nie męczy. Większość walk trwa kilkanaście sekund co czyni grę szybką i przyjemną.




Nadal piękne Morze Gwiazd
Star Ocean: The Second Story R jest przyjemny także dla oczu i uszu. Pięknie wykonane tła, po których poruszają się klasyczne pikselowe postaci, naprawdę zapierają dech w piersiach. Każda lokacja jest prześliczna i chyba jedyny zarzut miałbym do wielkiej, często pustej mapy pomiędzy miastami. Nasze uszy bombarduje natomiast nowa aranżacja znanych utworów w wykonaniu Yukihiro Kaimoto. Tu uczciwie przyznam, że nie wszystkie zmiany wyszły na lepsze. Ale na upartego można swobodnie przełączać pomiędzy dwiema wersjami ścieżki dźwiękowej. Co ciekawe. Ogrywając oba scenariusze przetestowałem zarówno angielskie jak i japońskie głosy. O ile z czasem przywykłem do tych angielskich tak jako ciekawostkę napiszę, że czasami japońskiego dubbingu jest po prostu więcej. Daje się to odczuć głównie w misjach pobocznych, gdzie mając ustawiony dubbing angielski widnieje tylko tekst do czytania. Tymczasem w japońskiej wersji postacie zostały w pełni udźwiękowione.
Przez wiele godzin zabawy nie zaobserwowałem także żadnych większych błędów. Choć w zasadzie powinienem napisać, że nie miałem żadnych błędów. Pod względem wykonania jest to naprawdę fenomen. Tytuł dane mi było sprawdzić zarówno na PS5 jak i PS4 i poza wiadomymi różnicami w postaci szybszego wczytywania czy nieco wyraźniejszych cieni gra śmiga na obu generacjach bardzo dobrze. Jednak uczciwie zaznaczę, że na czwórce grałem znacznie krócej. Star Ocean: The Second Story R to wspaniały powrót do przeszłości.




Werdykt?
Właśnie tak należy odświeżać starsze gry. To zdecydowanie tytuł, któremu warto poświęcić wiele godzin. Zwłaszcza, że historia pomimo lat wcale się nie zestarzała. Poruszane w niej wątki akceptacji siebie i szukania własnej drogi są nadal bardzo aktualne. Zatem kompletnie nie czuć by tytuł miał na karku swoje lata. A warto przypomnieć, że pierwotnie zadebiutował w roku 1999 na pierwszym PlayStation. Dla miłośników gatunku to tytuł wręcz konieczny do ogrania i posiadania w swojej biblioteczce. Polecam z całego serca, bo w chwili obecnej lepszego Star Ocean po prostu nie znajdziecie.
Za grę do recenzji dziękujemy firmie CENEGA
Dodaj komentarz