Crash Bandicoot powraca, pod postacią której nikt się nie spodziewał. I o którą mało kto prosił. Miałem okazję testować ten tytuł już wcześniej podczas beta testów. Czy Toys for Bob zmienił coś w formule? I czy ostatecznie warto dać tej grze szanse?
O co w tym chodzi?
Crash Team Rumble to drużynowa gra sieciowa, w której dwa zespoły rywalizują z sobą o to, który jest lepszy. Naszym głównym zadaniem jest zbieranie owoców Wumpa i zaniesienie ich do bazy naszego zespołu. Wygrywają ci, którzy jako pierwsi zdobędą 2000 owoców.
Choć cel wydaje się prosty, to dotarcie do niego już takie nie jest. Czeka nas tu dużo dynamicznych sytuacji i szybkich decyzji. Czy udać się do bazy z kilkunastoma owocami? Czy zaryzykować i zebrać ich 100? Tylko jeśli inny gracz nas zabije, to utracimy wszystko.
Oprócz owoców zbierać możemy też relikty, które wymieniać będziemy na różnego rodzaju nagrody. Część z nich zapewni nam jakiś dodatkowy efekt, np. zmieni nas w toczącą się kulę. Ale na każdej planszy jest też jedna super moc, która wymaga wielu reliktów, na którą zrzuca się cały zespół. Odblokowanie tej mocy daje naprawdę potężne efekty, które mogą nieźle zaszkodzić przeciwnikom.
Klasy postaci
W grze występują 3 klasy postaci. Każda charakteryzuje się innymi mocami i zadaniami. Pierwszą klasą jest Punkciarz. Ich zadaniem będzie zdobywanie punktów. Będą to szybsi i zwinniejsi gracze, którzy łatwiej zdobędą więcej owoców. Do tej klasy należy Crash czy Tawna.
Drugą klasą jest Blocker. W tej klasie znajdziemy Dingodile czy Dr. Nitrus Brio. Jeśli wybierzemy tę klasę, to koncentrować będziemy się na przeszkadzaniu przeciwnikom. Ustawienie się blisko ich bazy i uniemożliwienie im oddania zebranych owoców wumpa to najlepsza taktyka.
Ostatnią klasą postaci jest Wzmacniacz. Tu wcielić możemy się w Coco czy Dr. Cortexa. Jak sama nazwa wskazuje, najlepiej sprawdzą się wspomagając drużynę w różnych aspektach.
Mimo iż postaci są z tej samej klasy, to i tak różnią się między sobą umiejętnościami czy atakami. Do tego możemy wybrać dla naszego zawodnika dodatkową moc, niezależną od klasy. Moc tę ładujemy poprzez wykonywanie zadań przydzielonych do naszej klasy. Po naładowaniu możemy np. umieścić lodówkę leczącą naszych kompanów czy też roślinę atakującą przeciwników.
Podczas gry zauważyłem, że dużą popularnością cieszy się moc przyzwania Gasmoksyjskiego Strażnika. Razi on prądem pobliskich przeciwników. Użyć go można w wielu sytuacjach. Przyzywając go na bazie przeciwników, uniemożliwimy im zdobycie punktów. Z kolei położenie go na własnej bazie zapewni nam ochronę.
Opcji jest sporo i kluczem do sukcesu jest odpowiednie wyważenie zespołu. Nie możemy więc przyzwyczaić się do jednej postaci. Zamiast tego non stop reagujmy na wybory pozostałych członków drużyny, bo jeśli wszyscy grać będziemy jako Crash, to szansa na sukces jest nikła.
Ładowanie i problemy sieciowe
Crash Team Rumble jest tytułem w całości sieciowym. Oznacza to, że kwestia połączenia i stabilności jest tu kluczowa. Niestety pod tym względem nie jest najlepiej. Zanim w ogóle rozpoczniemy zabawę, musimy uzbroić się w cierpliwość. Przy uruchomieniu gra łączy się z serwerami, co może zająć nawet ponad minutę.
Jak już rozpoczniemy grę, to musimy odszukać drużynę. To też chwilę zajmie. Niestety nie jest to koniec problemów, bo jak już znajdziemy chętnych do zabawy, wszyscy wybiorą postaci i ulepszenia, to czeka nas kolejny ekran ładowania. I kolejne czekanie ponad minutę. Całość sprawia, że od uruchomienia gry do pierwszego meczu może minąć nawet 5 minut. Nie jest to dobry sygnał, szczególnie jak ktoś chce na szybko dołączyć do rozgrywki.
Do tego dochodzi niestety crashowanie samej gry. Na szczęście podczas meczu nie miałem żadnych problemów, ale w przerwach między rozgrywkami gra kilkukrotnie wywalała mi się do menu konsoli. Nie były to niestety odosobnione przypadki. Bolało to, tym bardziej że po każdym takich crashu musiałem od nowa przechodzić proces ładowania i łączenia się z serwerami. Niestety jest tu jeszcze sporo do poprawy.
Oprawa
Jak już uda nam się połączyć i nie doświadczymy żadnych problemów, to generalnie czekają nas ładne widoczki. Toys for Bob przyzwyczaiło nas do tego, że ich gry wyglądają niemalże jak animacje filmowe. I tak jest też z Crash Team Rumble. Animacje postaci są płynne i pełne wdzięku.
Naszych bohaterów możemy ubierać w różne nowe wdzianka czy skórki. Dodawać akcesoria czy zmieniać pozy zwycięstwa. Wszystko to są jedynie kosmetyczne zmiany, które nie wpływają na charakterystykę danego bohatera.
Same mapy są różnorodne i klimatyczne. Ciekawie też je zaprojektowano, szczególnie te, na których zabawa rozgrywana jest na wielu płaszczyznach. Map mamy aż 10 i prezentują one typowe dla serii biomy czy lokacje.
Gra dostępna jest też z polskimi napisami, co na pewno ułatwi zrozumienie wszystkich mechanik rodzimym graczom.
Tylko jeden tryb gry?!
Choć twórcy przygotowali do gry kilka ciekawych pomysłów, to nie da się ukryć, że fakt, iż znajdziemy tu tylko i wyłącznie jeden tryb gry jest zastanawiający. Wyobrażacie sobie strzelankę online, w której jest tylko tryb deathmatch?
O ile zdaję sobie sprawę, że Toys for Bob szykuje na pewno masę popremierowej zawartości, tak teraz wygląda to trochę słabo. Jeden tryb gry, choćby nie wiadomo jak interesujący nie zapewni chyba odpowiedniej dawki emocji, by zapełnić lobby graczami na wieki. Niestety obawiam się, że za miesiąc czy dwa ciężko będzie znaleźć kompanów do zabawy. I to pomimo wsparcia dla rozgrywki między platformowej.
Podsumowanie
No i tym sposobem dochodzimy do konkluzji. Ciężko jest mi powiedzieć, po co ten tytuł powstał? Być może ktoś w Activision miał wizję, że oto pojawi się nowa marka online na rynku. Gracze przyciągnięci nostalgią do ulubionych bohaterów rzucą się na to. Tymczasem ciężko jest mi ten tytuł polecić. I to nawet mimo faktu, że sprzedawany jest dużo taniej niż inne gry.
Nie jestem fanem gier online, więc jestem ostatnią osobą, która oczekiwała takiego ruchu od twórców. I wciąż wydaje mi się, że serio mało kto oczekiwał takiego rozwoju marki Crash Bandicoot. Doskonała odświeżone trylogia, CTR czy świetna część czwarta dawała nadzieję na rozkwit. A tak otrzymaliśmy kolejny średni tytuł online, który zapewne umrze za jakiś czas. Szkoda na to patrzeć, jednocześnie obawiając się o to co z kolejnymi markami wyczyni Activision.
Grę do recenzji udostępniła Cenega.
Rozgrywka:
Dodaj komentarz