Afterlife VR trafi jutro na nowe gogle wirtualnej rzeczywistości od PlayStation. Czy warto zainteresować się tym tytułem?
Afterlife VR jest tytułem, o którego istnieniu nie wiedziałem przed niedawną zapowiedzią wersji na PlayStation VR2. Jako że chwilowo nie miałem niczego do recenzowania – a dodatkowo podłączanie gogli PS VR2 jest niesamowicie proste – postanowiłem wziąć się za tę produkcję. Początkowo niewiele zwiastowało mękę, jaką miało się dla mnie okazać przechodzenie tego tytułu. Oczywiście udało mi się dobrnąć do napisów końcowych. W związku z tym możecie czytać niniejszą recenzję. Przyjrzyjmy się więc dziełu Splight Light Studio i zastanówmy się, co nie wyszło. Niestety, jest tego sporo. Zacznijmy naturalnie, jak to bywa u mnie standardowo, od historii.
Fabuła
Nie zamierzam łamać swojej zasady co do spoilerów. Wobec tego nie zdradzę Wam co do prezentowanych wydarzeń więcej niż to, co znajdziemy w oficjalnym opisie Afterlife VR. Oto wspomniany wstęp do ukazywanej opowieści:
Niestety twórcom nie udało się w mojej ocenie wykreować odpowiednio wciągającej warstwy fabularnej. Moja początkowa chęć odnalezienia wszystkich notatek i zapisków szybko ustąpiła miejsca znużeniu. Zamiast tego marzyłem, aby dobrnąć już do końca. Historia okazała się niesamowicie sztampowa i praktycznie nic mnie nie zaskoczyło. Może więc jest lepiej chociaż pod kątem sposobu grania?
Rozgrywka w Afterlife VR
Jako że Afterlife VR to pierwszoosobowy horror, to jego przeniesienie na grunt rzeczywistości wirtualnej powinno być świetnym pomysłem, prawda? Moim zdaniem właśnie horrory są idealnym gatunkiem do eksponowania na VR. Możemy przecież poczuć się, jak bylibyśmy w samym środku akcji, co dodatkowo można wzmagać pierwszoosobową perspektywą i oddziałującymi na nas stworami. Idealnie wyszło to w trybie VR w Resident Evil VII: biohazard. Dlaczego więc nie powinno się to udać w recenzowanej dziś grze? Cóż, okazuje się, że z mnóstwa powodów.
Pierwszym z nich są absolutnie przewidywalne jump-scary. Przez całą rozgrywkę natknąłem się na zaledwie jeden taki element, który mnie zaskoczył. Rozgrywka jest też niestety niesłychanie liniowa. Błądzimy po korytarzach i pokojach szpitala, szukając przedmiotu, który wykorzystamy w innym miejscu. Większość z tych znajdziek to po prostu klucze. Możemy się jednak natknąć również na dźwignię czy zawory i bezpieczniki. Przydadzą się tez baterie oraz magazynki. Twórcy postanowili nam bowiem zapewnić możliwość strzelania do kłódek i przeciwników. Więcej na ten temat dowiecie się z następnego akapitu.
Sterowanie i funkcje PS VR2
Afterlife VR wymaga do działania kontrolerów Sense, to jest oczywiście – nomen omen – sensowne 😉 To przecież jedna z gier zaadaptowanych z innych platform na PlayStation VR2. Wiele poprzednich tytułów dowiodło, że odpowiednie zaimplementowanie funkcji Sense’ów potrafi być bardzo istotne dla zapewnienia przyjemności z rozgrywki. Unplugged: Air Guitar VR (do którego nadal często wracam) wykazało, że odpowiednie obracanie kontrolerów zapewnia szersze możliwości sterowania. Horizon: Call of the Mountain bardzo dobrze wykorzystywał wibracje gogli, kiedy mijały nas latające maszyny. Natomiast The Dark Pictures: Switchback VR rewelacyjnie wykorzystywał śledzenie ruchu gałek ocznych. Również Les Mills Bodycombat (którego recenzja dopiero pojawi się na portalu) świetnie skłania do wykonywania przysiadów podczas ćwiczeń dzięki śledzeniu pozycji gogli.
Można więc było mieć niemałe oczekiwania względem recenzowanej dziś produkcji. Niestety nadzieje te nie zostały spełnione. Samo wybieranie przedmiotów z naszego ekwipunku – menu kołowego – aż prosi się o zaimplementowanie śledzenia oczu. Tak się jednak nie stało. Do wywołania menu kołowego służy przycisk na kontrolerze Sense, a wyboru dokonujemy również operując kontrolerem – zapomnijcie o spoglądaniu na opcję w tym menu. Co istotniejsze, ekwipunek pojawia się nie tam, gdzie patrzymy, a tam, gdzie trzymamy kontroler. Nie brzmi to może najgorszej, ale zaręczam, że szybko zacznie Was to irytować. Nie liczcie też na obsługę wibracji w goglach. Ta gra mogłaby spokojnie wyjść na pierwsze PS VR i nie zauważylibyście różnicy.
Grafika i udźwiękowienie
Skojarzenie z poprzednim modelem gogli od PlayStation utrzymuje się również w kontekście grafiki w Afterlife VR. Oczywiście nie jest to komplement. Dość spore ograniczenia techniczne pierwszego PS VR były ewidentne w wielu grach. Było to pewnym standardem, do którego przyzwyczaiły nas produkcje dedykowane temu sprzętowi. PlayStation VR2 to nieporównywalnie bardziej zaawansowane gogle, toteż oczekiwania również są większe. Niestety, opisywany dziś horror nie wykorzystuje drzemiącego w nich potencjału. Zdarzają się co prawda bardzo ładne tekstury, zwłaszcza z daleka. Nie brakuje jednak także rażąco rozmazanych obiektów. Nie sposób też nie dostrzec kalkowanych na potęgę modeli przeciwników. Właściwie spotkamy ze 2, 3 modele różniące się między sobą jedynie sposobem poruszania. Na domiar złego ich gardłowe odgłosy bardziej irytują niż straszą. Najlepiej wypada nasza postać, którą aktor użyczający głosu odegrał bardzo wiarygodnie. To jednak zaledwie kropla zalet w morzu wad udźwiękowienia. Technicznie gra zdecydowanie wydaje się być niedopracowana.
Podsumowanie
Afterlfe VR to niestety – i to przyznaję bez wahania – najgorsza gra, jaką sprawdzałem na PlayStation VR2. Nie imponuje ani stroną graficzną, ani udźwiękowieniem. Rozgrywka jest skandalicznie prosta i ani trochę nie wciąga. Mimo że cała podróż trwa około 1,5 godziny (!), to nie ukrywam, że wyczekiwałem wręcz zakończenia opowieści. Fabuła jest prosta i nie angażuje gracza. Na PS VR2 jest pełno lepszych tytułów i w moim przekonaniu nie warto zawracać sobie głowy tym tytułem. Nawet na poprzednich goglach PlayStation bez problemu zagracie w lepiej wykonane produkcje. Tej nie mogę polecić. Plusem jest na pewno polska kinowa wersja językowa, ale nie jest to według mnie wystarczający argument przemawiający za zakupem.
Kod recenzencki dostarczyło Perp Games.
Dodaj komentarz