Pięć lat nam przyszło czekać na kontynuację przygód Aloy w postapokaliptycznym świecie. Czas chwycić za włócznię i łuk, aby sprostać nowemu niebezpieczeństwu w Horizon Forbidden West.
Ellie i Aloy to bez wątpienia dwie silne postaci oraz ikony płci pięknej na konsolach PlayStation. Ta pierwsza dostała kontynuacje swoich przygód u schyłku starej generacji konsol. Natomiast na Aloy przyszło nam znacznie dłużej poczekać. Pandemia oraz zdalny system prac znacznie wydłużyły procesy produkcji gier. Te problemy nie ominęły także holenderskiego studia Guerrilla wchodzącego w skład PlayStation Studios. Premiera Horizon Forbidden West była kilka razy przekładana, aby finalnie w lutym 2022 roku trafić na konsole PS5 oraz PS4.
Horizon jako jedna seria
Horizon Forbidden West to kontynuacja hitu z 2017 roku, Horizon: Zero Dawn (nasza recenzja). Pierwsza część była rozdawana niedawno za darmo posiadaczom konsol PlayStation w ramach akcji „zostań w domu”. Mam nadzieję, ze większość was zdążyła się z tym tytułem zapoznać. Zero Dawn otrzymało także małe darmowe ulepszenia na PS5. Był to więc dobry powód, aby wrócić do tego postapokaliptycznego świata. Tym bardziej, ze recenzowane Horizon: Forbidden West jest bezpośrednią kontynuacją. Oczywiście na wstępie gry zobaczycie krótki film streszczający wydarzenia z pierwszej części. To jednak zdecydowanie nie to samo, co samodzielne ukończenie Zero Dawn. Ewentualnie na kanale YouTube PlayStation Polska możecie obejrzeć godzinne podsumowanie wydarzeń.
Nowa część i nowa generacja
Horizon Forbidden West rozwija elementy i mechaniki znane z pierwszej części. Wszystkiego jest tu więcej oraz wykonane jest to na najwyższym poziomie. Pierwsze, co przykuwa szczególną uwagę na PS5 to oprawa graficzna i błyskawiczne wyczytywanie gry. Uruchamia się ona bowiem za każdym razem w kilka sekund. Szybka podróż między ogniskami również jest błyskawiczna. Ale wróćmy do oprawy graficznej, ponieważ jest to bezsprzecznie najdokładniej wykonany otwarty świat, jaki do tej pory wykreowano.
Tak realistycznie wykonanego nieba, wody i roślinności jeszcze nie widzieliście! Koniecznie sprawdźcie na naszym kanale YouTube pierwsze 30 minut z rozgrywki, aby przekonać się jak piękna i płynna jest ta gra. Sam model Aloy też przeszedł szereg gruntownych zmian. Dzięki ogromnej mocy obliczeniowej PS5 oraz dokładnemu trybowi foto możecie dostrzec najdrobniejsze szczegóły na twarzy Aloy. Kto by się spodziewał, że doczekamy czasów, gdy w grze wideo dostrzeżemy takie szczegóły jak meszek na twarzy kobiety, czy pory. Ta fotorealistyczna grafika ma już tak swoich zwolenników, jak i przeciwników. Z jednej strony gracze są zaszokowani, że kobieta ma włoski na twarzy i różne niedoskonałości. Natomiast z drugiej powoli już odchodzimy od idealnego modelu gładkiej skóry z poprzedniej generacji konsol.
Projekt lokacji w Horizon Forbidden West
W Horizon Forbidden West trafimy nie raz do krain pokrytych śniegiem, jak i wypełnionych palącym słońcem. W każdej z tych lokacji Aloy prezentuje się inaczej. Jej twarz, policzki, mimika, a nawet dłonie odpowiednio reagują na miejsca, w których się nasza bohaterka znajduje. Warto tutaj pochwalić holenderskiego dewelopera, ponieważ nie tylko Aloy, ale też wszystkie inne poboczne postaci, z którymi wchodzimy w interakcje, są podobnie wykonane na najwyższym fotorealistycznym poziomie. Koniecznie przyjrzyjcie się starszym osobom i ich skórze, która została nadgryziona zębem czasu. Również fauna i flora postapokaliptycznej Ameryki zachwycają swoimi szczegółami. Wobec tego chciałbym Was zaprosić do podwodnego świata Forbidden West na naszym krótkim materiale wideo w 4K uchwyconym za pomocą nagrywarki Elgato 4K60 S+.
Niesamowite, prawda? Pod wodą aż chce się przebywać, poznawać różne gatunki ryb, roślin oraz odkrywać skarby w zatopionych ruinach. Pierwsza część pozwalała nam głównie eksplorować kaniony. Jednak w kontynuacji trafimy już na rozległe tereny, które wypełnione są bogatą roślinnością i zielonymi lasami. Nie brakuje spalonej słońcem pustyni czy wysokich gór pokrytych śniegiem. Najdalej na zachód położone jest zniszczone San Francisco, które oprócz wspominanych pięknych akwenów wodnych i plaż zachwyca wieloma ruinami budynków, czy mostów. W każdym z wymienionych terenów natkniemy się na odpowiednie warunki atmosferyczne. I tak w lasach zmierzymy się z burzami i silnym wiatrem, natomiast na pustyni oprócz burzy piaskowej pojawią się tornada. W górach oczywiście dokuczać nam będą śnieżyce. W każdej z tych lokacji trafimy na plemię, które odpowiednio przystosowało się do panujących warunków. U miejscowych handlarzy może kupić odpowiedni, unikatowy sprzęt oraz otrzymać ciekawe misje poboczne.
Zadania dodatkowe w Horizon Forbidden West
Warto wspomnieć, że misje poboczne są niezwykle wciągające, niczym te w Wiedźminie 3. Oczywiście tyczą się one głównie polowania na maszyny, zbierania z nich surowców, czy ratowania lub odszukania zaginionych ludzi. Jednak za każdym zadaniem – w odróżnieniu od pierwszej części – czai się świetna historia, ciekawe postaci i bardzo dobrze poprowadzone dialogi. Tutaj warto dodać, że polska wersja językowa, jak zawsze u SIE Poland, stoi na wysokim poziomie. Przetłumaczone jest dosłownie wszystko, nawet najmniejsza znajdźka z nagraniem detah metalu, który wykonują polskie aktorki dubbingowe. Co ważne, w ustawieniach gry możemy w końcu wybrać osobno wersję językową dla napisów, jak i dialogów. Stąd też, kiedy spotkałem w grze Carrie-Anne Moss, to od razu przełączyłem się na oryginalny dubbing, aby posłuchać Trinity z filmowego Matrixa.
Wracając jednak do pobocznych aktywności, to wzorem pierwszej części nadal mamy tutaj zręcznościowe wyzwania w postaci hakowania kotłów, które pozwolą nam dominować maszyny w ich okolicy. Sekwencje zręcznościowe w Horizon Forbidden West są znacznie trudniejsze i wymagające niż w HZD. Tam Aloy dysponowała tylko włócznią, którą mogła otwierać zamknięte drzwi, zaś w kontynuacji otrzymujemy m.in. linkę z hakiem. Ta pozwala otwierać szyby wentylacyjne, przyciągać ruchome elementy (a nawet skrzynie ze skarbami) oraz burzyć specjalnie oznaczone ściany. Podobnie jak Batman w serii Arkham (tu znajdziecie naszą recenzję Batman: Arkham City). Oczywiście, wracając do Horizon: Forbidden West, Focus często pozwala nam odnaleźć kluczowe elementy, ale gdy przez jakiś czas kręcimy się w kółko, to Aloy sama podpowie, co warto zrobić.
Nie jesteśmy sami w Horizon Forbidden West
Wspomniałem, że misje poboczne są wciągające niczym te w Wiedźminie 3, ale sam wątek główny również przypominał mi wzorowanie się Holendrów na dziele CDP Red. Aloy po dotarciu na tytułowy zakazany zachód zakłada coś w rodzaju bazy. Wysoko w górach ma swoje nowoczesne „Kaer Morhen”. Nasza baza ewoluuje przez całą rozgrywkę, a co jakiś czas SI, która zarządza tym miejscem odblokowuje nowe pomieszczenia. Te wypełnią starzy przyjaciele z „jedynki” oraz zupełnie nowi sprzymierzeńcy napotkani w trakcie przemierzania zakazanego zachodu. Każdy powrót do bazy po wykonaniu misji głównej skutkuje wieloma nowymi liniami dialogowymi z każdym mieszkańcami bazy. HZD bardzo kulało pod tym względem. Aloy cały czas wędrowała, przez co ciężko było nam się zżyć lub polubić z postaciami pobocznymi. Teraz w końcu czujemy, że nie jesteśmy sami. Mamy bowiem swoją grupkę przyjaciół, z którą za każdym razem chce się rozmawiać.
Znana mechanika
W wolnych chwilach nadal będziemy zajmować się polowaniem na maszyny w celu zdobycia kluczowych surowców do ulepszania naszego ekwipunku. Walki z maszynami są nadal niezwykle widowiskowe, a oczywiście im większa jest maszyna, tym lepszego oręża i techniki potrzebujemy. Nadal przed pojedynkiem kluczowe jest przeskanowanie maszyny focusem, aby poznać jej słabe oraz mocne strony. Odrywanie kolejnych fragmentów maszyny daje mnóstwo frajd. Nadal używamy kwasu, ognia, czy prądu, aby osłabić pancerz, a następnie za pomocą potężnych strzał przebijających odrywamy kolejne fragmenty pancerza.
Starcia w Horizon Forbidden West
Sama walka mimo tego, że potrafi być widowiskowa i dostarcza sporo adrenaliny, to niestety też nieraz bardzo frustruje. Mam dwa problemy z prowadzoną walką. Pierwszy to brak blokady celu, a drugi to znikająca postać Aloy przy ścianach, drzewach, czy innych przeszkodach. Kamera w takich momentach mogłaby się zdecydowanie lepiej zachowywać. W trakcie wielu pojedynków zaobserwowałem też, że Aloy odnosi losowe obrażenia od tych samych ataków. Obrażenia od ogona lub skoków czasami zabierały 1/3, połowę lub nawet całe życie. Często też chowanie się za przeszkodami nie przynosiło efektów, gdyż ogony maszyn lub ich wielkie łapy przez nie przenikały, zadając Aloy obrażenia. Jest taka maszyna, która ukrywa się pod piaskiem, więc teoretycznie rudowłosa wojowniczka powinna być bezpieczna na skałach. Niestety, maszyna potrafiła przenikać przez ponad połowę takiej skały, raniąc Aloy. Na naszym kanale YouTube (tutaj) możecie zobaczyć pojedynek z maszynami w trybie jakości oraz poniżej w trybie wydajności:
Nie tylko maszyny – walka z ludźmi
O ile jeszcze pojedynki z maszynami mogę uznać za wymagające i satysfakcjonujące, to potyczki z ludźmi uważam za całkowicie niezbilansowane i niedopracowane. Kluczowym problemem jest nasza włócznia, która zadaje śmiesznie małe obrażenia. Oczywiście w drzewku rozwoju Aloy może się nauczyć różnych combosów, które zwiększają obrażenia od włóczni. Jednak to wszystko na nic, ponieważ przeciwnik w każdej chwili może wyprowadzić swój cios, który przerywa nasze combo, a tym samy otrzymamy też solidne obrażenia. Stąd też najlepszymi broniami do wszelkiej walki są te dystansowe, na czele z łukami. Często dwie strzały z łuku w głowę rozwiązują problem efektywniej niż czasochłonne naparzenie włócznią. Nawet gdy przejdzie nam do walki z czempionami w zbuntowanych wioskach lub „ludzkimi bossami”, to zadawanie obrażeń z broni dystansowych jest sensowniejsze i bezpieczniejsze niż walczenie w zwarciu włócznią. Tak naprawdę jedyną satysfakcjonującą walką z ludzkimi przeciwnikami jest zachodzenie ich od tylu i wykonanie cichej eliminacji. Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego Guerrilla postanowiło z ludzkich oponentów zrobić takie gąbki, którym bardzo powoli topnieje pasek zdrowia. Walka z takim nieprzyjacielem trwała niejednokrotnie dłużej niż powalenie ogromnej maszyny, jak choćby mamuta, który często pojawiał się na zwiastunach.
DualSense w Horizon Forbidden West
Pozostając jeszcze na chwilę przy walce, warto wspomnieć, w jaki sposób holenderski deweloper wykorzystał w Horizon Forbidden West możliwości kontrolera DualSense. Zacznijmy od włóczni, która, jak wspomniałem, służy do otwierania drzwi. Gdy są one trochę rozszerzone, to musimy je na siłę rozsunąć. Naciskamy więc R2 i siłujemy się z mechanizmem kontrolera. Podobnie jest przy otwieraniu zamkniętych skrzyń z bogatą zawartością. Analogicznie jest również przy strzelaniu z łukum – siłujemy się z triggerami, aby napiąć łuk oraz wypuścić strzały. Co prawda, te nowoczesne funkcje fajnie sprawdzają się w początkowych godzinach gry, jednak gdy przychodzi do walki z potężniejszymi maszynami lub absurdalnie silnym ludzkim bossem, to jednak te bajery zaczynają przeszkadzać. Po pierwsze, siłowanie się ze spustami powoduje wolniejsze strzelanie, a po drugie palce szybciej się męczą.
Nowe wyposażenie
Oczywiście nasz arsenał w nowej części gry został trochę rozbudowany. Do łuków, proc, potykaczy i pułapek doszły bardzo przydane bronie jak automatyczna kusza oraz wyrzutnia dysków. Pierwsza pozwala momentalnie nałożyć na maszynę różne żywioły, jak porażenie, próżnia, czy czystowoda (te ostatnie dwa to nowe żywioły), a druga kapitalnie nadaje się do niszczenia wielu elementów pancerza. Warto wspomnieć, że drzewko rozwoju naszej postaci też przeszło znaczne zmiany. Te podzielono teraz na sześć kategorii (m.in rozwijanie walki w zwarciu i dystansowej, cichych eliminacji, dominacji maszyn, czy rozwoju eliksirów i pułapek), w których wydajemy zdobyte punkty umiejętności. Początkowo ogrom przeraża i ciężko zdecydować, na co wydać pierwsze punkty. Jednak z czasem gracz szybko odkryje swój styl walki, a tym samym będzie odblokowywać najbardziej kluczowe umiejętności. Nie ma opcji resetu zdobytych punktów umiejętności, a przynajmniej ja tego nie znalazłem.
Podsumowanie
Zmierzając do brzegu, z całkowitą pewnością mogą napisać, że Horizon Forbidden West, to gra, która będzie w czołówce kandydatów do zdobycia miana GOTY. Niespotykana do tej pory fotorealistyczna grafika. Cudownie zaprojektowana fauna i flora świata, przemierzając który aż chce się nagrać nowe odcinki do programu „z kamerą wśród zwierząt”. Nieprawdopodobnie realistyczne modele postaci głównych oraz pobocznych. Animacje, mimika, to jak pogoda ma wpływ na ciało głównej bohaterki. Nowy Horizon ma tyle smaczków, że ich odkrycie zajmie graczom wiele godzin. Ta gra to diament, perła i arcydzieło sztuki growej w jednym — niestety z małą rysą w postaci niektórych frustrujących elementów walki. Jeżeli jeszcze nie mieliście dobrego powodu do kupna PS5, to teraz już go znaleźliście. Horizon Forbidden West definiuje wszystko, czym jest nowa generacja konsol. To, po Wiedźminie 3 i The Last of Us, kolejna z największych i niesamowitych przygód, które było mi dane przeżyć na konsoli.
Grę do recenzji dostarczyło PlayStation Polska
Dodaj komentarz