Po wielu latach oczekiwania i kilku przesunięciach premiery można przenieść się do Night City. Czy Cyberpunk 2077 spełnia pokładane w nim nadzieje?
Nie ukrywam, że Cyberpunk 2077 jest jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie gier ostatnich lat. Produkcja studia CD Projekt RED została po raz pierwszy zapowiedziana już w 2012 roku, a ostatnio gracze z całego świata mogą sprawdzać, czy było warto czekać. Odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista i tak naprawdę zależy ona od konsoli, na której gracie. Mimo że dzieło Redów jest dostępne na starej generacji, a więc na PS4 i XONE, to nie mogę polecić przenoszenia się do Night City na tych konsolach. Na PlayStation 4 w podstawowej edycji moim zdaniem nie da się grać. Spadki liczby klatek na sekundę są w niej na tyle duże, że nie można określić rozgrywki jako komfortowej. Producent co prawda zapewnia, że dopracowanie swojego dzieła na konsole poprzedniej generacji jest dla niego priorytetem i zapowiada wydawanie kolejnych poprawek, ale w dniu pisania tego tekstu nie mogę zarekomendować najnowszej gry na PS4. Na szczęście mogłem uruchomić ją na PS5 w ramach wstecznej kompatybilności i to właśnie ta wersja jest tą, której w przeważającej części dotyczy niniejsza recenzja. Do kwestii technicznych wrócę jeszcze później, ale najpierw skupmy się na samym początku naszej przygody z opisywanym tytułem.
Cyberpunk 2077 wymaga od nas w pierwszym kroku wybrania jednego z trzech wariantów przeszłości naszej postaci. V może być zaprawionym w ulicznym życiu Punkiem, zderzającym się z brutalną rzeczywistością byłym Korpem lub wyobcowanym członkiem małej społeczności, działającej poza granicami wielkiego, przytłaczającego swym rozmachem Night City. Ja postanowiłem w pierwszym przechodzeniu gry zostać Punkiem. Czułem, że znajomość miasta i jego reguł ułatwi mi rozpoczęcie przygody. Nie bez znaczenia jest też fakt, że po prostu bliżej mi było do wczucia się w Punka (w angielskiej wersji Street Kid) niż pozostałe dwie ścieżki. Tak mi się przynajmniej wydawało, aczkolwiek okazało się, że CD Projekt RED udało się odpowiednio przedstawić każdy z trzech początków opowieści V. Co prawda odniosłem wrażenie, że Nomad ma najmniej interesującą historię i zaprezentowanie jego zalążka drogi ku chwale jest najbardziej oklepane, ale mimo wszystko nie żałuję, że sprawdziłem również tę odsłonę postaci. Należy zaznaczyć, że różnice nie znajdują się tylko na starcie. Przez całą rozgrywkę będziemy mogli wybierać kwestie dialogowe zależne od naszych predyspozycji – na przykład jako Punk możemy powołać się na znajomość niektórych gangów, by zastraszyć rozmówcę, a w skórze Nomada samemu dokonamy naprawy pojazdu dzięki znajomości sekretów mechaniki samochodowej. Do rozmów przejdę jednak później – to temat na cały akapit dedykowany tej kwestii – a w dalszej części recenzji skupię się na opisaniu ogólnego zarysu fabuły. Nie będę jednocześnie wykraczał poza ogólnodostępne fakty udostępniane ochoczo przez CDP RED jeszcze przed premierą gry, a więc nie musicie obawiać się spoilerów. Jeśli jednak nie chcecie wiedzieć absolutnie niczego o tle opowieści, możecie ominąć cały następny akapit i przejść do następującego po nim.
V, główny bohater (lub bohaterka, zależnie od naszego wyboru) jest najemnikiem, który pragnie zaistnieć w Night City i zostać żywą legendą. Jego początki są oczywiście uzależnione od wyboru jednej z trzech wymienionych wcześniej ścieżek życiowych, ale jakie by one nie były ostatecznie spotkamy się z Jackiem Wellesem. Samo pierwsze przecięcie się losów obu tych postaci również wynika bezpośrednio z naszej zadeklarowanej przeszłości. Nie będę oczywiście wdawał się w szczegóły, aby nie psuć Wam zabawy z samodzielnego poznawania prezentowanej historii. Mogę jednak wspomnieć o ważnym zadaniu, które zleca nam Dexter DeShawn. Mamy wykraść w nim robota znajdującego się w posiadaniu gangu Maelstrom. Sposobów na osiągnięcie tego celu jest wiele – niektóre kończą się strzelaniną, którą widzieliśmy w jednym z pierwszych materiałów filmowych poświęconych rozgrywce w Cyberpunk 2077, inne pozwalają na zdobycie robota bez sięgania po broń. Jaki wariant nie byłby tym, który spotka naszego V, ostatecznie szereg wydarzeń doprowadzi do zamontowania w jego głowie pewnego konstruktu – reliktu nieśmiertelności – a tym samym do sprowadzenia nowego bohatera – Johnny’ego Silverhanda. O tym mężczyźnie przeczytacie więcej dalej, a tymczasem pozwolę sobie przedstawić następujące zaraz po wyborze przeszłości V decyzje, które musimy podjąć, aby móc przenieść się do Night City (lub do Badlandów, jeśli zapragniemy zostać Nomadem).
O kreatorze naszego wariantu V, jak i o innych elementach rozgrywki, napisałem nieco w moim poprzednim tekście. Moje wrażenia po spędzeniu ponad 20 godzin w Night City znajdziecie tutaj. Jednak przy pełnej recenzji nie sposób nie wspomnieć o możliwościach, jakie oddali nam Redzi w kreatorze postaci. Oprócz wersji głosu – damskiego bądź męskiego – możemy zadecydować o wielu elementach wizualnych. Wybieramy jeden z rozmaitych styli tęczówki oka, długość paznokci i przyrodzenia, fryzurę, karnację, rozmiar nosa, wielkość oczu – bez problemu każdy stworzy takiego lub taką V, jaką tylko chce. Oczywiście edytor ma pewne ograniczenia i nie możemy wymodelować dowolnego wariantu wizualnego wszystkich elementów aparycji naszego bohatera, ale mimo tego rozbudowanie tego menu jest jak najbardziej zadowalające i imponujące. W Cyberpunk 2077 możemy zadecydować również o, wydawać by się mogło, nieistotnych czynnikach, jak na przykład wygląd włosów łonowych, czy też obecność sutków. Na pewno doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że recenzowana produkcja odznacza się widokiem pierwszoosobowym. Nie znaczy to bynajmniej, że nie zobaczymy naszej postaci w pełnej krasie. Możemy bowiem przeglądać się w lustrach, czy korzystać z, również rozbudowanego, Trybu Fotograficznego.
Przyznaję, że Tryb Fotograficzny w Cyberpunk 2077 jest jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym, z jakich miałem przyjemność korzystać w grach. Oprócz, co na pewno nie zaskoczy nikogo, kto miał do czynienia z dedykowanymi zrzutom trybom, sterowania pozycją kamery i polu widzenia oraz głębi ostrości (automatycznie i ręcznie – przy czym pierwsze z tych ustawień w większości przypadków idealnie wyłapuje to, na czym nam zależy) mamy do dyspozycji wiele dodatkowych parametrów. Możemy więc skorzystać z filtrów wizualnych, co nie jest zaskoczeniem, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby zdecydować się na jedną z wielu pozycji, których nazwy niewątpliwie wywołają uśmiech na niejednej twarzy. Znajdziemy tu między innymi „Słowiański przykuc”, „Bo w ryj dać mogę dać”, czy „You’re breathtaking” niewątpliwie nawiązujące do ruchu wykonanego przez Keanu Reevesa na targach E3 w 2018 roku. Oczywiście Tryb Fotograficzny to także dziesiątki naklejek, sterowanie winietą, czy na przykład możliwość wybrania miny naszej postaci. Miłośników streamowania na pewno ucieszy wiadomość o dodaniu opcji wyłączenia muzyki, która mogłaby powodować roszczenia związane z licencją. Trzeba przyznać, że CD Projekt RED jak mało które studio ułatwia nagrywanie swojej gry i dzielenie się tymi materiałami ze społecznością.
Cyberpunk 2077 to gra RPG pełną gębą. Niech Was nie zwiedzie pierwszoosobowy widok połączony z dostępnością wielu różnego rodzaju broni. Nadal najważniejsze są wcielanie się w naszą postać i wybory stawiane przed nami na drodze ku chwale. Najlepsze jest to, że przez przeważającą część rozgrywki nikt nie wymusza na nas żadnego stylu działania. CD Projekt RED pozwala nam grać tak, jak chcemy i wrzuca nas do miasta możliwości. Lubicie się skradać, zdejmować przeciwników po cichu i chować ich ciała do odpowiednich pojemników? Nie ma problemu, śmiało. A może wolicie zdejmować każdego w intensywnych wymianach ognia, po których zostaje tylko opadający wokół nas pył i ciała zabitych oponentów? Ależ proszę bardzo, nawet możemy (o ile mamy odpowiednio rozwiniętą siłę) wyrwać wieżyczkę stacjonarną i korzystać z niej jak z ciężkiego karabinu maszynowego. Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby połączyć te dwa style i najpierw skradać się, a następnie siać spustoszenie. Rozgrywka w recenzowanej produkcji jest niesamowicie elastyczna i nie ma jednego właściwego sposobu na przejście gry. Nie bez znaczenia jest świetne dopracowanie obu wariantów. W przeciwieństwie do takiego na przykład Deus Ex: Bunt Ludzkości nie odniosłem wrażenia, aby faworyzowano przekradanie się przez poziomy. Strzelanie w Cyberpunk 2077 sprawia taką samą frajdę, jak ciche podejście, za co producentowi należą się ogromne słowa uznania.
To bynajmniej nie wszystko, co ma do zaoferowania rozgrywka w najnowszym dziele CD Projekt RED. Napisałem wcześniej, że nie musimy sięgać po rozwiązania siłowe, aby wykonać pewną misję. Odnosi się to do naprawdę wielu zadań. Nierzadko możemy wygadać się z ewentualnego konfliktu lub wyłożyć na stół eurodolary i szybko zakończyć misję. Nie bez znaczenia jest też nasza przeszłość oraz odpowiednie rozwinięcie określonych atrybutów. Na przykład, mając właściwie rozwiniętą inteligencję możemy wytknąć pewne wady określonego urządzenia, starając się tym samym odsunąć od siebie konieczność podłączenia się do potencjalnie wadliwego sprzętu. Natomiast stosowna znajomość opanowania nerwów pozwoli nam przekonać rozmówcę do swoich racji i nakłonić do działania zgodnie z naszymi intencjami. Oprócz rozmowy wykpienie się od walki umożliwiają również rozmaite haki, z których możemy korzystać. Jeśli opanujemy właściwe oprogramowanie, będziemy mogli na przykład włamać się zdalnie do automatu z jedzeniem, by ten przyciągnął do siebie zainteresowanych przeciwników. Następnie możemy ich oczywiście zlikwidować lub ominąć. Wśród haków znajdziemy również wyłączenie kamer bezpieczeństwa, zresetowanie optyki nieprzyjaciela (oślepiający go atak), czy na przykład przeciągnięcie systemów ochronnych na swoją stronę, co sprawi, że będą atakowały naszych wrogów. Z hakowaniem wiąże się prosta minigra, w której musimy znaleźć odpowiedni układ bufora pamięci – zależnie od tego, jaki wariant zaznaczymy, zyskamy różne premie. Ogarnięcie tej gierki zajmie Wam na pewno kilka prób, ale z czasem na pewno będziecie czerpali niemałą przyjemność z hakowania się do napotykanych urządzeń – tym bardziej, że dzięki temu będziemy mogli zasilać nasze konto o dodatkowe eurodolary.
Wspomniałem wcześniej, że Cyberpunk 2077 to gra RPG. Świadczy o tym nie tylko kreator postaci, ale też wszędobylskie wyposażenie. Znajdziemy je w skrzyniach zlokalizowanych w Night City, zdobędziemy z ciał poległych oponentów, czy po prostu kupimy w rozmaitych sklepach. Podczas dziesiątek godzin, jakie spędzicie z opisywanym tytułem, wejdziecie w posiadanie niezliczonej ilości elementów wyposażenia oraz broni. Ubioru jest cała masa – różnego rodzaju spodnie i spódniczki, buty, czapki, kamizelki, kurtki, koszulki, okulary, marynarki – bez wątpienia znajdziecie wariant, który będzie Wam odpowiadał. Oczywiście różnią się one między sobą nie tylko wyglądem, ale też statystykami i dostępnymi miejscami na montowanie ulepszeń. Nierzadko będziecie się zastanawiali, czy założyć różową kurtkę oferującą lepszą osłonę i gniazdo modyfikacji, czy może zdecydować się na wizualną zgodność z resztą stroju i zostać przy gorszym statystycznie elemencie. Należy jednocześnie wspomnieć, że wyposażenie możemy wytwarzać samemu z odblokowanych schematów bądź ulepszać. Są do tego niezbędne dwa warunki do spełnienia: posiadanie odpowiedniej liczby wymaganych komponentów (odnajdywanych w świecie gry) oraz znajomość wytwarzania rozwinięta do zadanego poziomu. Nie możemy bowiem wytworzyć przedmiotów czy ulepszeń przekraczających nasz poziom opanowania danej techniki. To system wyraźnie inspirowany oryginalnym papierowym Cyberpunkiem 2020 i przyznaję, że bardzo spodobało mi się przeniesienie tej mechaniki z pierwowzoru do nowej gry. To zresztą nie jedyne przeniesienie mechaniki z dzieła Mike’a Pondsmitha, o czym jeszcze się dowiecie.
Jeszcze jednym elementem, który pojawił się w Cyberpunku 2020 i powraca w 2077 jest braindance. Jest to technologia, którą można porównać do ulepszonej wirtualnej rzeczywistości. Uruchamiając braindance niejako stajemy się osobom, której materiał oglądamy. Różnice między VR są jednak kolosalne – braindance pozwala poczuć wszystko to, co czuła rejestrująca osoba i widzieć oraz słyszeć wszystko, co ona zauważyła. W uniwersum Cyberpunk 2077 i 2020 bardzo popularne są zarówno filmy rozrywkowe, jak i porno zrealizowane we wspomnianej technologii, aczkolwiek nie można zapomnieć o odpowiedniej obróbce materiału źródłowego. Będziemy tego dokonywać podczas naszej przygody w Night City. Ujrzymy trzy paski symbolizujące linie czasowe trzech warstw – rzeczowej, termalnej i dźwiękowej. Pierwsza z nich pozwala skupić się na obiektach, które widział autor braindance’a, natomiast dźwiękowa ułatwi skupienie się na konkretnych rozmowach we wspomnieniu, a także – dzięki stosownym wgrywanym oprogramowaniom – na tłumaczenie dialogów na język naszej postaci. Poruszanie się po surowym wspomnieniu nie należy do skomplikowanych i wymaga odnalezienia wszystkich newralgicznych momentów wspomnienia – fani gry Batman: Arkham Origins będą wniebowzięci.
Cyberpunk 2077 to także istne zatrzęsienie broni. Te możemy podzielić z grubsza na 4 typy: broń Smart, Tech, Power i służącą do walki wręcz. W pierwszych trzech kategoriach mamy pomniejsze kategorie: pistolety, rewolwery, karabiny szturmowe, snajperki, strzelby i karabiny maszynowe. Jestem pewien, że każdy znajdzie układ, który będzie mu pasował. Ja preferowałem pistolet Power z tłumikiem w połączeniu z karabinem szturmowym Smart i kataną jako broń zapasową, wzbogacaną przez monostrunę z modyfikację elektryczną. Brzmi to nieco zagmatwanie, wobec czego opiszę nieco poszczególne typu broni. Smart odznacza się automatycznym trafianiem wystrzeliwanych kul do celu tak długo, jak znajduje się on w polu namierzania broni. To giwery idealne do starć z szybko przemieszczającymi się przeciwnikami oraz dla graczy, którzy nie lubią celowania w strzelankach pierwszoosobowych. Obok mamy broń Power – charakteryzującą się zdecydowanie wyższą siłą przebicia i działającą na amunicję, która jest w stanie odbijać się od ścian. Ostatnie bronie palne wykorzystują naboje typu Tech – zadające dodatkowe obrażenia elektryczne, tym samym idealnie sprawdzające się w starciach z mechami, robotami i dronami. Wśród broni do walki wręcz, oprócz gołych pięści, znajdziemy między innymi młoty bojowe, noże, tasaki czy katany. Możemy nimi blokować ciosy oponenta uzbrojonego w analogiczny typ oręża, a jeśli wykonamy blok tuż przed tym jak atak nas dosięgnie, będziemy mogli wyprowadzić druzgocącą kontrę. Oprócz tego mamy również dostęp do wielu typów granatów – od standardowych odłamkowych po zapalające i zatruwające, na ładunkach EMP kończąc. Niewątpliwie znajdziecie swój ulubiony rodzaj.
V, jak na najemnika przystało, nie działa za darmo. Wykonywane zlecenia stanowią dla niego źródło pozyskiwania waluty Night City – eurodolarów. Może je spożytkować na wiele sposobów. Jednym z nich jest montowanie wszczepów w swoim ciele. Niezbędna do tego jest wizyta u specjalisty, określanego mianem ripperdoca. Znajdziemy ich kilku w mieście przyszłości, aczkolwiek ja najbardziej lubiłem odwiedzać Victora Vectora. Udając się do odpowiedniego fachowca możemy zamontować sobie inny wariant systemu operacyjnego (zmieniając tym samym ilość dostępnych programów wypuszczanych do urządzeń podczas hakowania), czy lepszą modyfikację oczu. Ta z kolei, wyposażona dodatkowo w stosowne modyfikacje, pozwoli nam na przykład widzieć pole rażenia rzucanych przez nas granatów. Możliwości rozwijania naszej postaci jest naprawdę sporo – i to nie tylko u ripperdoców. Ci wymagają od nas oczywiście wydania pieniędzy, ale można też ulepszać umiejętności V zwyczajnie awansując. Zebranie stosownej ilości punktów doświadczenia sprawi, że wskoczymy na kolejny poziom postaci, tym samym odblokowując sobie punkty atutów i zdolności. Pierwsze z nich zwiększają naszą globalną znajomość jakiejś cechy, wpływając na nasze możliwości wchodzenia w interakcje z przedmiotami w świecie gry lub dostępne opcje dialogowe. Na przykład siłowe otwarcie drzwi wymaga odpowiedniego opanowania budowy ciała, a odnajdywane terminale (z których możemy wyłączać całą sieć monitoringu w lokacji lub otwierać przejścia) nie zaoferują nam hakowania się do nich bez wymaganego poziomu znajomości techniki. Wchodząc w poszczególne zakładki, zajdziemy dziesiątki umiejętności, które możemy odblokować. Naturalnie nie będę przedstawiał wszystkich, ale wspomnę tylko o części z nich. Możemy więc odblokować automatyczne hakowanie części sekwencji danych, czy ogłuszanie przeciwnika po skoczeniu na niego. Znajdziemy także możliwość rzucania nożami, szybsze poruszanie się podczas skradania, czy mniejsze obrażenia podczas upadków, czy niewrażliwość na wybuchy naszych granatów. Gwarantuję Wam, że zawsze będziecie mieć kilka umiejętności na oku i nierzadko będziecie się zastanawiać, co aktualnie się Wam przyda. Oprócz poziomu zwiększamy też naszą reputację. Im wyższy jej poziom, tym więcej i tym trudniejsze kontrakty możemy próbować wykonać. Znajdziemy między innymi zadania polegające na mierzeniu się z mistrzami walk na pięści, zdejmowanie osób cierpiących na cyberpsychozę czy zlecenia polegające na wykradnięciu zadanego przedmiotu. Odpowiedni poziom reputacji jest też niezbędny do możliwości korzystania z lepszych wszczepów, więc warto dbać o ten wskaźnik. Menu rozwoju umiejętności V jest niesamowicie rozbudowane i pozwala stworzyć taką postać, jak tylko chcemy. Jednocześnie podczas jednego przechodzenia gry nie zdołacie wykupić wszystkich zdolności, a więc będziecie mieć motywację do ponownego odbycia podróży po Night City.
Będzie to podróż bardzo wciągająca i niesamowicie zróżnicowana. Night City jest podzielone na kilka głównych dzielnic, a zwiedzać możemy także pustynny teren poza miastem – Badlandsy. Najlepsze jest to, że każda dzielnica wyraźnie różni się od siebie. Mamy więc między innymi Pacificę – w założeniu miało to być miejsce, w którym bogaci i wpływowi mieszkańcy spędzaliby swój wolny czas, jednak ostatecznie z projektu niewiele wypaliło. Wszędzie widzimy znaki dawnej świetności i przeminionej chwały, co może kojarzyć się ze światem, który przemierzaliśmy w serii The Last of Us. Postawimy też kroki w Watson, które uderza po oczach przepychem i neonami, a także odwiedzimy Badlandsy przywołujące na myśl naturalne wysypisko śmieci i teren, o którym niewiele osób pamięta. Różnorodność świata jest jedną z jego największych zalet, podobnie jak nakład pracy włożonej w jego ożywienie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby chłonąć Night City jak zwykły człowiek – możemy obudzić się w naszym mieszkaniu i zacząć przeglądać internet – sprawdzić, co ciekawego jest w wiadomościach, wejść na strony korporacji i przejrzeć ich charakterystykę oraz najważniejsze wydarzenia, czy odwiedzić witrynę popularnego programu telewizyjnego i dać się ponieść fali reklam. Wychodząc na ulice, dalej czujemy i widzimy, że świat żyje. Co chwilę możemy usłyszeć odgłosy strzelanin (w których możemy wspomóc gangi lub jednostki NCPD), gdzie indziej znajdziemy muzyków grających na gitarze faktyczne chwyty i trącających zgodne z prawdą struny, w jeszcze innym miejscu zobaczymy, jak tłum protestuje pod siedzibą megakorporacji. Świat jest żywy i realistyczny. Zwiedzając go przez ponad 40 godzin, jakie zajęło mi pierwsze dotarcie do napisów końcowych, zdaję sobie sprawę, że nie zobaczyłem nawet połowy tego, co Night City ma do pokazania.
Night City jest bardzo dużym miastem. Samo dotarcie samochodem z jednego końca mapy do drugiego potrafi zająć naprawdę sporo czasu, aczkolwiek znajdują się punkty szybkiej podróży, które znacząco ułatwiają szybkie poruszanie się po mieście. Dodajmy do tego masę aktywności pobocznych – przestępstwa w toku, zbieranie kart tarota, zlecenia od Fixerów – a otrzymamy grę, która zapewnia rozgrywkę na dziesiątki godzin. Sam wątek główny nie jest długi – jego ukończenie zajmuje około 25 godzin, podobnie zresztą jak w Wiedźminie III: Dzikim Gonie – ale nie znaczy to, że jest to tytuł na nieco ponad dobę. Czeka na nas mnóstwo świetnie zaprojektowanych zadań pobocznych. Szczególnie spodobały mi się misje Delamaine’a, których nie będę opisywał, aby nie psuć zabawy z ich odkrywania. Zaznaczę tylko, że znajdziecie w nich sporo odniesień do popkultury i nierzadko się uśmiechniecie. Zresztą cały Cyberpunk 2077 zawiera mnóstwo easter eggów – między innymi do wspomnianego Dzikiego Gonu, ale nie tylko. Odpowiednie przemierzanie miasta pozwoli nam znaleźć na przykład reklamy Watson Whore, sklep o nazwie Pierogi World, afisz Milfgard wyraźnie inspirowany światem wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego, czy trzy muszle w naszym mieszkaniu niezbicie nawiązujące do filmu Człowiek demolka z 1993 roku. Nie brakuje oczywiście, standardowo dla tytułów tworzonych przez CD Projekt RED, wielu humorystycznych rozmów.
Jedne z najlepszych odbywają się przy udziale Johnny’ego Silverhanda – legendy Night City, rockerboya i lidera zespołu muzycznego SAMURAI. Nierzadko uszczypliwe uwagi wobec V sprawią, że zaśmiejecie się w głos. W tego buntownika wcielił się Keanu Reeves i nie wyobrażam sobie w tej roli nikogo innego. Tak jak Wolverine zawsze będzie kojarzył mi się z Hughem Jackmanem, tak Silverhand to Reeves i koniec. Aktor ten nie zagrał Johnny’ego – on się nim stał i tym samym jest jednym z najlepszych punków i tak świetnego Cyberpunka 2077. Bardzo podobały mi się misje przedstawiające przeszłość Silverhanda – nie dość, że ułatwiają osobom niezaznajomionym z podstawowym Cyberpunkiem 2020 poznanie losów bohatera sprzed ponad 50 lat, to jeszcze pozwalają spojrzeć na wydarzenia z perspektywy gwiazdy. Oprócz tego zachęcam do czytania odnajdywanych drzazg – najprościej można je określić jako pamięci flash przechowujące logi rozmów. Bardzo często dialogi te okazują się niesamowicie humorystyczne – a to klient będzie się wściekał przez niedziałający program, który – jak się okazuje – zapomniał uruchomić, a to na jaw wyjdzie jakaś drażliwa tajemnica. Nie chcę Wam psuć zabawy z poznawania tych logów na własną rękę, więc jeśli jesteście ciekawi jakichś przykładów, rzućcie okiem na teksty pojawiające się na zrzutach ekranu w tej recenzji.
Night City na pewno nie jest małym obszarem, a więc poruszanie się musiało doczekać się kilku alternatyw do zwykłego przemierzania świata pieszo. Cyberpunk 2077, jak przystało na tytułowy nurt science-fiction, może się pochwalić wielopoziomowym układem miasta. Nieodzowne w poruszaniu się w pionie będą windy, które znajdziemy w lepszych dzielnicach. Oprócz tego możemy odblokowywać i kupować nowe pojazdy. Należą do nich zarówno samochody, jak i motocykle. Studio CD Projekt RED przygotowało dla nas kilkadziesiąt jedno- i dwuśladów, które tylko czekają na dodanie do swojej kolekcji. Oczywiście możemy je przywoływać z niemal dowolnego miejsca na mapie. Wystarczy nacisnąć prawy przycisk na krzyżaku, a wezwany pojazd automatycznie do nas przyjedzie. Bardzo spodobał mi się widoczny w menu przywoływania komunikat, informujący o tym, że usługa jest w fazie beta i firma nie odpowiada za ewentualne potrącenia osób postronnych. Tak naprawdę bardzo chciałbym w tym miejscu zakończyć moją recenzję, pisząc, że Cyberpunk 2077 to fenomenalna gra, która jest perfekcyjnym dziełem i każdy gracz konsolowy powinien w nią zagrać. Niestety, nie mogę tego zrobić.
Cyberpunk 2077 cierpi bowiem na wiele błędów technicznych, które nie pozwalają mi wystawić temu tytułowi maksymalnej noty. Na początku tego tekstu wspomniałem, że wersja na PS4 jest niegrywalna, a więc recenzja opiera się głównie na grze uruchamianej na konsoli PlayStation 5. Jest tak w istocie, aczkolwiek nie oznacza to, że na nowej generacji (oczywiście w ramach wstecznej kompatybilności) nie ma powodów do narzekania. Produkcja działa w rozdzielczości Full HD, ale to jest jeszcze do przełknięcia – pełna aktualizacja do nowej generacji, dodająca między innymi wsparcie dla RTX nie została jeszcze wydana. Nie byłem w stanie przejść obojętnie obok częstego wywalania gry do menu konsoli. W trakcie moich 40 godzin rozgrywki Cyberpunk 2077 wywalił mnie do głównego menu konsoli około 20 razy. Dodajmy do tego jeszcze materializującą się nagle, znikąd i równie niespodziewanie znikającą policję plus niekiedy dziwacznie lewitujące przedmioty do zbierania, czy… wyrzucające nas w powietrze i zabijające worki ze śmieciami, a otrzymamy obraz tego, czym jest dzieło CDP RED na konsolach. Niestety, to dość irytujące niedoróbki, które uniemożliwiają przyznanie maksymalnej oceny. Na szczęście aktualizacja do wersji 1.05 zdołała naprawić wiele z tych problemów, na czele z częstym wysypywaniem się gry na PS5, ale edycja na PS4 nadal nie może się poszczycić komfortową liczbą klatek na sekundę.
Najnowsza propozycja od studia CD Projekt RED może się pochwalić bardzo dobrą jakością udźwiękowienia. W menu głównym widocznym zaraz po uruchomieniu produkcji możemy wybrać różne układy językowe. Cyberpunk 2077 jest dostępny zarówno z polskim, angielskim, jak i rosyjskim dubbingiem, jak i kilkoma wersjami napisów – w tym polskimi i angielskimi. Mimo że wolałem grać z angielskimi głosami, to muszę przyznać, że polska wersja językowa również stoi na wysokim poziomie. Oczywiście nie brakuje wulgaryzmów, ale nikt chyba nie spodziewał się łagodnych dialogów po tej grze. Nie znalazłem rażących błędów językowych i ekipa lokalizacyjna stanęła na wysokości zadania. Warto zaznaczyć, że nie tylko głosy są satysfakcjonujące. Dźwięki wystrzałów broni i wybuchów, charczenie duszonych przez nas przeciwników, pisk hamujących opon, a nawet inne odgłosy silnika zależnie od modelu pojazdu – wszystko brzmi wiarygodnie i ułatwia ulegnięcie złudzeniu bycia faktyczną częścią Night City.
W grze znajdziemy też kilka stacji radiowych, aczkolwiek nie mogę stwierdzić, aby oferowana muzyka przypadła mi do gustu. Należy ona głównie do gatunków punk rock i rap. Brakowało mi klasycznego rocka i prawdę powiedziawszy, często jeździłem samochodem lub motocyklem bez włączonej muzyki – jest ona za mało zróżnicowana i na pewno znajdą się wśród Was osoby, które będą się męczyły z utworami odtwarzanymi w radiu w grze.
Cyberpunk 2077 to w ogólnym rozrachunku bardzo dobra gra i na pewno najlepszy reprezentant swojego gatunku. Fabuła wciąga, a zadania poboczne nierzadko okazują się lepsze niż wątek główny i niesamowicie trudno oderwać się od przemierzania Night City. Jeśli macie okazję zagrania w ten tytuł na nowej generacji i nie przeszkadzają Wam wyżej wymienione niedoróbki (które na pewno uda się załatwić aktualizacją), to nie wahajcie się i śmiało kupujcie tę produkcję. To nadal jedna z najwspanialszych gier ostatniej dekady.
Grę do recenzji dostarczył CD Projekt RED.
3,5/10 gryonline!