Polskie studio Draw Distance jeszcze raz zabiera nas w mroczny świat wampirów. Sprawdźmy Vampire: The Masquerade – Shadows of New York i zobaczmy, czy warto poznać nową opowieść.
Vampire – The Masquerade: Shadows of New York to samodzielne rozszerzenie dla Coteries of New York. Moją recenzję poprzedniej wampirycznej gry Polaków znajdziecie poniżej. Opisywana dzisiaj odsłona ma wiele wspólnego z pierwszą częścią, choć nie brakuje małych, acz istotnych różnic. Inna jest oczywiście fabuła, ale zmiany dotknęły też rozgrywki. Czy wyszło to na korzyść grze? Niedługo się tego dowiecie. Zapraszam do lektury recenzji.
Opisywana gra to historia jednej postaci. Jest nią Julia Sowinsky, była dziennikarka, która właśnie straciła pracę. Sama opowieść jest tym razem bardziej osobista i krąży wokół tylko jednej osoby. Ograniczenie liczby bohaterów do minimum wyszło na korzyść tytułowi. Dzięki temu nieporównywalnie łatwiej odnaleźć się w świecie i postaciach niezależnych. Oczywiście, wzorem Coteries of New York, znajdziemy glosariusz, który może ułatwić nowym graczom odnalezienie się w świecie. Przyznaję, że choć nie był mi on potrzebny – Shadows of New York korzysta ze znanego mi uniwersum World of Darkness – to mimo wszystko dobrze, że Draw Distance w dalszym ciągu zawiera w swojej grze pomoc dla nowych odbiorców.
Jak wspomniałem wcześniej, recenzowana odsłona to rozwinięcie Coteries of New York. Historia nie należy do najdłuższych i ukończenie jej nie powinno Wam zająć więcej niż 5 godzin, ale bynajmniej nie uznaję tego za wadę. Vampire: The Masquerade – Shadows of New York to bowiem powieść wizualna, a więc właściwa rozgrywka jest ograniczona do minimum. To nie jest gra, w której wchodzicie w setki interakcji i macie wielki wpływ na działania swojej postaci. Dzieło Polaków stawia na przedstawienie przyjętej historii. Co prawda mamy niekiedy możliwość wybrania kwestii dialogowej, co przełoży się na losy postaci, ale mimo to wyraźnie czuć, że wszystko podlega głównej opowieści, której kształt nie różni się wiele niezależnie od dokonanych przez nas wyborów. Może się to podobać, lub nie – mi to rozwiązanie, o dziwo, przypadło do gustu. Pozwoliło to Krakowianom na zadbanie o właściwe tempo gry. Nie znajdziemy tu dłużyzn, ani rażących skrótów myślowych i wielkich luk fabularnych. Fabuła to jedna z największych zalet recenzowanej gry i wystarczający argument za dodaniem tytułu do swojej biblioteki.
Do listy zalet dodajmy jeszcze fantastyczną warstwę dźwiękową. Co prawda napotykane postaci (znajdziemy wśród nich bohaterów znanych z poprzedniej odsłony, na przykład Quadir) są nieme, ale nie mogę tego uznać za wadę tytułu. Pozwala to poczuć się, jakbyśmy czytali książkę, do której jest bardzo blisko Vampire: The Masquerade – Shadows of New York. Za tworzenie bardzo dobrego, gęstego klimatu, jest odpowiedzialna rewelacyjna muzyka – niekiedy nieco psychodeliczna, czasem sakralna i wspomagana przez chóralne śpiewy. Zdecydowanie dla samej muzyki warto grać w tę produkcję w słuchawkach.
Słowa uznania należą się też bardzo dobrym ręcznie rysowanym tłom. Kreska jest wyrazista, ale jednocześnie nieco surowa – idealnie współgra to z sytuacją psychiczną Julii. Dopiero poznaje ona świat i zasady funkcjonowania jako wampir, nie zna się jeszcze na regułach, nie wie czym jest Camarilla i jaka jest więź między stworzycielem wampira, a jego dzieckiem. Plansze mają często delikatnie animowane elementy, które nie rozkojarzają nas, a jednocześnie delikatnie informują nas o tym, że ten świat faktycznie żyje, jest w ciągłym ruchu. Jeśli graliście w Coteries of New York, na pewno wiecie, o co chodzi. Jednocześnie zaznaczam, że znajomość wydarzeń z poprzedniej odsłony nie jest wymagana i powinniście bez problemu odnaleźć się, zasiadając od razu do nowej części.
Vampire: The Masquerade – Shadows of New York to bardzo dobra gra i idealne rozwinięcie mechaniki rozgrywki zapoczątkowanej w Coteries of New York. Tytuł nie należy do najdłuższych, a nasze możliwości interakcji nie są bogate, ale nie znaczy to, że nie warto sprawdzić najnowszej produkcji Polaków. Draw Distnace dostarczyło świetną opowieść, którą uznaję za nieporównywalnie lepszą od tej, która występowała w Coteries of New York. Shadows of New York to idealna gra dla osób oczekujących wciągającej historii. Gra wciąga od pierwszych chwil i wielka szkoda, że tytuł jest dostępny wyłącznie w angielskiej wersji językowej. To bardzo duża wada recenzowanej produkcji – tym bardziej, że odpowiedzialne za nią studio to polski zespół.
Grę do recenzji dostarczył producent, Draw Distance.
Dodaj komentarz