Pora wrzucić coś na ząb
Zazwyczaj, kiedy zabieramy się za nowy tytuł to na 90 procent będziemy kierowali poczynaniami bohatera będącego człowiekiem. Czasami od tej reguły znajdują się wyjątki jednak w dużej mierze będziemy walczyli z całym złem tego świata jako Homo Sapiens. Czy zastąpienie postaci ludzkiej, jakimś przedstawicielem dowolnego królestwa żyjących istot może się udać? Oczywiście, że może, a Maneater jest na to najlepszym dowodem.
Jeśli pierwszy raz słyszycie o wspominanej we wstępie produkcji, to już spieszę z wyjaśnieniem. Maneater jest to tytuł, w którym jako żarłacz tępogłowy ruszamy na krucjatę przeciwko człowiekowi znanemu jako Łuska Pete. Dlaczego jest on tak ważny dla naszej ryby chrzęstnoszkieletowej? Otóż Pete zabił naszą matkę, kiedy my byliśmy w jej środku i cudem uszliśmy z życiem. Od tego czasu, będziemy musieli rosnąć w siłę, stawić czoła bandzie łowców rekinów i zatopić nasze ostre jak brzytwa zęby w ciele Pete’a.
Zdaję sobie sprawę, że fabuła nie należy do wybitnych, jednak jest ona zgrabnie poprowadzona i w pewnym momencie chcemy zobaczyć jak nasz rekin odnosi triumf nad złymi ludźmi. Warto dodać, że cała historia jest utrzymana w stylu programu przyrodniczego, tylko tutaj ukazanego z dużą dawką humoru. Ogólnie produkcja pomimo hektolitrów krwi, które przelejmy podczas naszej wyprawy jest pełna czarnego humoru, dzięki narratorowi, który towarzyszy nam podczas naszej wyprawy. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się wiele o otaczającym nas świecie, a co jakiś czas rzuci on również popkulturowym nawiązaniem do wielu dobrze znanych dzieł kinematografii. Osobiście sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu na ustach jak podczas zwiedzania kolejnych zbiorników wodnych natrafiałem na nawiązania do wielu kultowych filmów.
Tym co jednak napędza całą historię jest rozgrywka. Tutaj twórcy oddali w nasze ręce kompetentną grę akcji, w której obserwujemy całość z perspektywy trzeciej osoby. Produkcja jest reklamowana sloganem „Eat, Explore, Evolve” i po swojej przygodzie z tytułem wiem, że twórcy nie kłamali. Z racji tego, że naszą przygodę rozpoczynamy jako mały rekin, to większość wodnych drapieżników jak aligatory to spore wyzwanie. Dlatego też musimy zbudować naszą masę. To robimy żywiąc się pobliską fauną. Im więcej spożyjemy ryb, tym silniejsi się staniemy i będziemy mogli stanąć do walki z potężniejszymi przeciwnikami. Dodatkowo możemy rozwijać nasz poziom dzięki znajdowaniu punktów orientacyjnych, znajdowaniu skrzyń z mutagenami czy niszczeniu bilbordów. Potem do tej puli dojdzie jeszcze pożeranie ludzi, co daje nam całkiem sprawny system rozwoju naszego rekina.
Osobiście uważam, że cały system idealnie współgra z historią i kiedy w innych grach gdzie mamy od groma znaczników, można po pewnym czasie poczuć znużenie, tak tutaj sam chciałem eksplorować jak najwięcej, bo im więksi się staniemy tym większy terror będziemy mogli narzucić okolicznym mieszkańcom. Tutaj również warto wspomnieć o całkiem naturalnym podejściu do specjalnych przeciwników, tych ludzkich jak i zwierzęcych. Jeśli będziemy robili wokół siebie dużo zamieszania, czyli niszczyli naturalne miejsca połowu drapieżników alfa czy też zjadać bogu ducha winnych mieszkańców to w końcu na naszej drodze staną specjalni przeciwnicy, którzy będą chcieli ukrócić nasze zapędy. Osobiście sam starałem się siać jak największy zamęt, bo same projekty drapieżników Alfa zachęcają żeby stanąć z nimi oko w oko, a łowcy rekinów po pokonaniu pozwolą nam na rozwój naszego rekiniego bohatera.
Muszę przyznać, że omawiana produkcja jest wciągająca i czas minął mi tak szybko, że sam nie wiem kiedy zobaczyłem napisy końcowe. Niestety nie ma róży bez kolców i co jakiś czas zdarzają się drobne wypadki przy pracy. Jednym z nich jest stabilność. Co jakiś czas produkcja dosyć mocno gubi klatki (gra była ogrywana na bazowym PlayStation 4). Sytuacje te nie zdarzają się często, jednak kiedy już się pojawią, to bardziej wrażliwi na takie kwestie gracze mogą mieć nie lada problem z poprawnym wykonywaniem zadań. Dodatkowo widać, że cały budżet został przeznaczony na modele morskich stworzeń z naszym rekinem na czele. Postaci ludzkie zazwyczaj wyglądają jakby byli żywcem wyjęci z ery PlayStation 3. W tym miejscu wyróżnia się Pete oraz jego syn, którzy przez swoją rolę w fabule również prezentują się nieźle.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że omawiana produkcja nie należy do segmentu AAA. Jednocześnie widać, że twórcy wiedzieli, w których miejscach mogą przyoszczędzić, żeby inne elementy prezentowały zadowalającą jakość. Całe wodne środowisko wygląda zjawiskowo, wodne głębiny oraz ich mieszkańcy prezentują się wręcz hipnotyzująco dobrze. Aglomeracje miejskie pomimo marginalnej roli również nie kłują w oczy, przez co nie mamy wrażenia, że obcujemy z makietą miast i zabudowań. Jak wspomniałem wyżej jedynie postacie ludzkie w większości wykruszają się z tego grona, jednak osobiście jestem w stanie to zaakceptować.
O oprawie audio można mówić głównie dobrze. Głos naszego narratora sprawia, że chcemy eksplorować cały obszar naszych działań tylko dlatego, że posłuchać co ma on do powiedzenia. Odgłosy morskich głębin wypadają bardzo dobrze, przez co naprawdę czujemy, że przemierzamy bezkresny ocean. Co do postaci ludzkich, to aktorzy, którzy wcielili się w naszych przeciwników dobrze wykonali swoją pracę nadając im co nieco charakteru.
Maneater jest moim małym zaskoczeniem roku 2020. Pomimo tego, że już na przedpremierowym pokazie czułem, że tytuł może być dobry, to efekt końcowy przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Pomimo kilku problemów z płynnością całość wciągnęła mnie niesamowicie mocno, a dokonywanie zemsty na złych ludziach było bardzo odświeżające. Jeśli uważacie, że obecnie gry są robione na jedną modłę to powinniście dać szansę omawianej produkcji. Na pewno się nie zawiedziecie.
Tytuł do recenzji dostarczyło Koch Media Polska
Dodaj komentarz